cudanakiju.pl

cudanakiju.pl

piątek, 25 maja 2018

Tutu. Opowieść o śwince, która marzyła o rajskiej wyspie


Nowa książka Barbary Gawryluk ma tak kuszącą, soczystą i wakacyjną okładkę, że naprawdę trudno wyjść z księgarni (lub targów książki, jak było w moim przypadku) nie zabierając jej ze sobą. Ta pierwsza ilustracja zapowiada szereg barwnych przygód, namalowanych przez Elę Śmietankę, a opisanych przez mistrzynię niezwykłych historii o zwyczajnym zwierzęcym drobiazgu. Po realistycznych, krótkich opowiadaniach z cyklu "Klinika zdrowego chomika" (dotychczas ukazały się tomy "Bazylia" i "Pudełko pełne kotów") nadeszła pora na dłuższą, indywidualną opowieść o wielkiej morskiej podróży małej lądowej świnki.
"Tutu. Opowieść o śwince, która marzyła o rajskiej wyspie" rozpoczyna się gdzieś w Polsce, w jednym z wielu wiejskich gospodarstw. Bohaterka, zanim stała się bohaterską świnką, była małym, łaciatym prosiątkiem odtrąconym przez całą różową rodzinę z wyjątkiem ukochanej mamy. Pisząc o barwnych przygodach Tutu miałam więc na myśli różne, także smutne odcienie losu świnki. Początkowo opowieść jest mocno osadzona w realiach hodowlanych. Czytelnik od razu pała sympatią do łaciato-piegowatej chrumkającej istotki, tak jak uwielbia ją córka gospodarzy, i jak ona przekonuje się, że Tutu ma tylko dwie alternatywy na najbliższą przyszłość: rzeźnia (to słowo nie pada i sama ewentualność jest wyrażona tylko omownie) lub gospodarstwo agroturystyczne. Jako nietypowy okaz świnka trafia do małego, przydomowego zoo na polskim wybrzeżu (byliśmy w podobnym!), aby tam pozostać musi jednak... nie rosnąć. A któż potrafiłby spełnić taki warunek? Zanim okaże się, że to niemożliwe, ale mimo wszystko istnieje nadzieja dla Tutu, bo jest jeszcze trzecia dróżka losu świnki, czytelnik przeżyje wesołe chwile w gronie mieszkańców Małego Zoo.

Dzieci cię lubią, Tutu, bo jesteś inna – mówiła często. – To znaczy nie jesteś inna, bo jesteś taką świnką jak inne, tylko inaczej wyglądasz. Ale wyglądasz inaczej tylko trochę i właśnie dlatego dzieci cie lubią. Twoje plamki są fajne. Chociaż to wcale nie jest ważne, jak wyglądasz, to się wcale nie liczy. Ech... Nie wiem, jak to powiedzieć. Ale się nie martw, dobrze?
Ja to wszystko wiem – mówiła świnka. – Ale tęsknię. Za mamusią, za Basią, i za... Wyspą Świnek...
Wyspa Świnek... – rozmarzyła się Dowoza. – Ja się nie dziwię, że chciałabyś tam wylądować. A może jest tam gdzieś Wyspa Kózek? Gdzieś tam daleko, daleko, za siedmioma górami, za siedmioma rzekami, w świecie daleko, hen? Cieplutka, malutka, wygodniutka, taka w sam raz dla miniaturowej kózki, takiej kózki jak ja, miniaturowej Dowozy? Przecież gdzieś takie kózki też muszą mieszkać, prawda? To może na takiej Wyspie Kózek one żyją? Gdzieś daleko, za siedmioma morzami? I one nie potrzebują wcale dużo miejsca, takie kózki miniaturki, bo im wystarczyłaby taka malutka wyspa, cieplutka i wygodna? Ale kto to wie, kto, czy w ogóle twoja Wyspa Świnek istnieje?

Koza Dowoza jest w tym towarzystwie naszą faworytką, zresztą jej prostota, dobroduszność i śmieszny język ujmą pewnie większość czytelników w każdym wieku. Taką osobowość i spójny kod wypowiedzi mogła stworzyć tylko doświadczona pisarka. Podobnie przemyślany oraz znakomicie dobrany jest sam moment, w którym pojawia się miniaturowa koza i inni nowi koledzy Tutu. Autorka doskonale wie, że po trochę smutnych i dramatycznych wydarzeniach, które doprowadziły świnkę do Małego Zoo, czytelnik bardzo potrzebuje rozładowania napięcia, dawki śmiechu i ciepła, poczucia bezpieczeństwa, jakiego doświadcza też sama bohaterka zyskując przyjaciół.
Najważniejszym z nowych towarzyszy okazuje się obyty w świecie podróżnik, wierny i odpowiedzialny szczur Radek, którego imię od razu skojarzyło się mojemu synowi z angielską nazwą rat. To Radek potwierdza wieści, jakie Tutu zasłyszała niegdyś od córki poprzednich gospodarzy: daleko, w ciepłych krajach, istnieje wyspa zamieszkana tylko przez świnki, w dodatku niektóre są łaciate i piegowate! Mama, gdy zabierano od niej Tutu, poleciła córce podążać za marzeniem, uciekać, szukać Wyspy Świnek, i tak właśnie robi ta świnkowa Pippi (nie mylić z Peppą!). Szczur Radek staje się przewodnikiem niezwykłej eskapady, do której, niemal u celu, dołącza jeszcze jeden nowy kolega. To dzięki wsparciu, wręcz ochronie przyjaciół Tutu może marzyć i spełniać swoje sny, co też nie byłoby możliwe bez niewielkiej, ale decydującej pomocy dwóch zupełnie nieznajomych młodych ludzi.
To taka opowieść o spełnianiu marzeń, o cudach, ale też o tym, że należy "dawać posłuch" i nie zapominać o swoich dobroczyńcach – tytułowa świnka cały czas pamięta o wszystkim, co mówiły i zrobiły dla niej najbliższe osoby. Te wspomnienia i polecenia są dla niej drogowskazami w podróży, bo, w odróżnieniu od wspomnianej już Pippi, Tutu jest buntowniczką niepozbawioną pokory i wdzięczności, podatną na wpływy, po prostu osobą zwyczajną, a nie bajkowo-pomnikową. To oryginalne i ważne przesłanie, bo obecnie, czy to w książkach dla dzieci, czy w życiu, stawia się raczej na przebojowe wojowniczki, samodzielnie dążące do sukcesu.
Oczywiście całą wyprawę świnki można odbierać jako metaforę życia, przypowieść, ale nie ma takiej potrzeby, książka wnika w umysł i serce dziecka na tyle głęboko, że dodatkowe interpretacje i podteksty są zbędne. "Tutu" jest idealną lekturą na dobranoc, na lazurowe sny o dalekich wyprawach na rajskie wyspy. Dokładnie tak było w naszym wypadku: dwa wieczory spędzone z książką zaowocowały snami syna o naszej podróży na Wyspę Świnek i spotkaniu z Tutu. Tak mocne i pozytywne oddziaływanie na czytelnika jest jednym z wyróżników dobrej literatury dziecięcej. Mam nadzieję, że Polskę ogarnie moda na czytanie i nagradzanie "Tutu. Opowieści o śwince, która marzyła o rajskiej wyspie" Barbary Gawryluk, z taką łatwością przenikającej do dziecięcej wyobraźni.
Bożena Itoya

Barbara Gawryluk, Tutu. Opowieść o śwince, która marzyła o rajskiej wyspie, ilustracje Ela Śmietanka, Wydawnictwo Literatura, Łódź 2018.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz