W
serii "Wojny dorosłych – historie dzieci" wydawnictwa
Literatura ukazały się już 22 książki dotyczące różnych
doniosłych wydarzeń z XX i XXI wieku, rozgrywających się nie
tylko w Polsce. Tematy wojenne podejmowali między innymi Joanna
Papuzińska, Paweł Beręsewicz (ich utwory są lekturami szkolnymi),
Anna Czerwińska-Rydel, Dorota Combrzyńska-Nogala, Michał Rusinek,
Barbara Gawryluk, Andrzej Marek Grabowski czy Rafał Witek. Wizję
pisarzy oddawali w formie grafiki Joanna Rusinek, Maciej Szymanowicz,
Magdalena Kozieł-Nowak, Sylwia Szyrszeń, Olga Reszelska, Anna
Sędziwy oraz Jola Richter-Magnuszewska (ilustracje do książki "Pan
Apoteker" stworzyła sama autorka – Katarzyna Ryrych). Tym
razem sięgnęliśmy po "Jadzię", opowieść o II wojnie
światowej napisaną przez Izabellę Klebańską, a zilustrowaną
przez Macieja Szymanowicza.
Bohaterką
książki jest mała łodzianka, która marzy o pójściu do szkoły,
ale w chwili rozpoczęcia opowieści – w sierpniu 1939 roku, na to
wielkie wydarzenie musi poczekać jeszcze rok. Pierwszoklasistką
zostaje siostra Jadzi, Krysia, jednak nie na długo – wybucha wojna
i szkoła zostaje zamknięta. Dziewczynki spędzają tak ważny
moment dzieciństwa głównie zamknięte w mieszkaniu z mamą, tata
wyrusza na wojnę, potem z niej wraca. Jadzia nie ma szczęścia, bo
ciągle ładuje się w coraz poważniejsze kłopoty, jeden z nich
kończy się przerażającą wizytą na posterunku gestapo.
Dziewczynka sprawia rodzicom problemy mimowolnie, nie ma złych
intencji ani łobuzerskiego genu, jest po prostu dziecinna i ciekawa
świata, chce się bawić, nie nudzić. Ma wielką fantazję, czego
dowodzi opis zabawy w gospodarstwo rolne, w której Jadzia odgrywa
konia – genialnie sportretowanego przez Macieja Szymanowicza na
okładce książki.
– Co
mam robić? – zapytała Dońka, który był rolnikiem.
– Możesz
się paść na pastwisku – zbył ją, wzruszając ramionami.
– I
to wszystko? – mruknęła rozczarowana.
Gdyby
ona przydzielała zadania, koń miałby znacznie więcej do roboty.
Mógłby na przykład zawieźć gospodarza na targ albo unieść
rannego z pola walki. Dionizy, zwany potocznie Dońkiem, stanowczo
nie miał wyobraźni. Trudno było jej zresztą wymagać od chłopaka.
– Jak
nie chcesz być koniem, to nie musisz – obraził się.
– Chcę!
– zapewniła. – Mam jakieś imię?
– Siwek
– warknął zniecierpliwiony Doniek, który nie przywiązywał wagi
do takich dupereli. – Pastwisko jest tam – wskazał niewielki
trawnik, który od tej chwili miał udawać zieloną łąkę.
Jadzia
przemieniona w Siwka zarzuciła grzywą i wydając z siebie pełne
wigoru "ihahaha", pogalopowała we wskazanym kierunku. Po
drodze wpadła na pomysł, jak jeszcze bardziej uwiarygodnić swoją
postać. Skoro gospodarz powiedział, że "ma się paść",
to będzie. Zarżała jeszcze raz i na czworakach zaczęła skubać
źdźbła trawy. Nie była smaczna.
– Jadźka
je trawę! – wrzasnął mały Oleś.
– Nie
Jadźka, tylko Siwek – sprostowała.
–
Przynajmniej rozumie, co to znaczy
być koniem – pochwalił Doniek.
Była
to jednocześnie przygana wobec Olesia, który będąc Burkiem, nie
dał się przywiązać do budy.
–
Pochorujesz się – ostrzegła ją
Natka.
– Przecież
konie jedzą trawę i nie chorują – zauważył gospodarz.
– Nic
mi nie będzie – mruknęła Jadzia i wróciła do jedzenia.
Najlepszym
przyjacielem Jadzi okazuje się jej tata, niekiedy surowy, przeważnie
najmilszy z kompanów. Rodzice, mimo wielkiej miłości dla młodszej
córki, decydują się wysłać ją na wieś, na teren Generalnej
Guberni (Łódź znajdowała się w granicach III Rzeszy, jako
stolica rejencji łódzkiej należącej do Kraju Warty). Dziewczynka
podejmuje z jedną z cioć długą, bardzo męczącą podróż przez
zieloną granicę i zostaje na całe lata rozdzielona z najbliższą
rodziną. Na wsi, wśród dalszych krewnych, Jadzia może rozwijać
się, bawić i uczyć, choć równocześnie zmuszona jest do
ukrywania swojej tożsamości oraz powodów i okoliczności, w
których odbyła się jej przeprowadzka. Ta maskarada oczywiście nie
daje ani krztyny radości, bo nie ma nic wspólnego z wcześniejszymi
dziecięcymi zabawami w udawanie.
(...)
Czasem pojawiała się ciocia Mania, przynosząc wieści od rodziców.
Zdarzały się też listy. Żaden nie był adresowany do niej. Tak
jakby najbliżsi o niej zapomnieli.
– O
kim ten Józek pisze? – zdziwiła się na głos ciocia Bronia,
pochylona nad listem od brata. – Kto to jest Matylda?
– Ja!
– krzyknęła rozpromieniona Jadzia. – Ja jestem Matyldą,
ciociu.
Krewna
patrzyła na nią podejrzliwie.
– To
jakiś szyfr?
– Zabawa
– Jadzia zarumieniła się z emocji. – Widzisz – tłumaczyła –
nie zawsze lubię swoje imię. Człowiek powinien zmieniać imiona w
zależności od humoru. Nie uważasz?
Na
twarzy cioci pojawił się uśmiech rozbawienia.
– Chcesz
powiedzieć, że mój brat, a twój ojciec, dał się w to wciągnąć?
– Ach,
ciociu – klasnęła w dłonie – pękłabyś ze śmiechu, widząc
miny moich koleżanek, kiedy tata wychodził na podwórko i wołał:
"Matylda, obiad".
– I
co wtedy robiłaś?
– Szłam
na obiad. Dumna jak paw. Byłam też Manią, Wiesią lub Józią, ale
moim ukochanym imieniem jest Matylda.
Książka
pełna jest dziecięcych myśli, wrażeń, emocji oraz dramatycznych
wydarzeń wojennych. To wyjątkowy utwór literacki, ponieważ
Izabelli Klebańskiej udało się ukazać psychikę dziecka w
zderzeniu z okrucieństwem świata, dokładnie jak w tytule serii:
"Wojny dorosłych – historie dzieci". "Jadzię"
uważam za książkę w najwyższym stopniu antywojenną, propagującą
pokój i dbałość o prawa człowieka, zwłaszcza dziecka. Nie
wahajcie się więc sięgnąć po tę pozycję, nawet jeśli
uznajecie martyrologię i pochwałę zbrojnych konfliktów, w których
Polska uczestniczyła w przeszłości, za złe kierunki patriotyzmu.
Opowieść Izabelli Klebańskiej jest wzruszająca, ale nie ckliwa,
gorzka, ale nie pesymistyczna, dotyczy historii, jednak bardziej
konkretnego człowieka niż całego narodu. Podana została bardzo
interesująco, z wielkim talentem literackim, tak, że po prostu
dobrze się ją czyta, najlepiej wspólnie z dzieckiem ("Jadzia"
przeznaczona jest dla czytelników w wieku od 8 lat).
W
zakresie nauczania dziejów Polski omawiana publikacja może zdziałać
więcej niż kilka innych razem wziętych, a nawet być
efektywniejsza od szkolnych zajęć. Czytelnik zbliża się bowiem do
zrozumienia ogromu zła oraz bezsensu wojny i ta świadomość jest
najcenniejszą nauką. Jeśli chodzi o formę opisywania przeszłości,
Izabella Klebańska korzysta z kilku metod przekazu. Na końcu
książki czeka na nas niespodzianka w postaci części reportażowej.
Wcześniej, w toku opowiadania, autorka przytacza podstawowe fakty
istotne dla akcji, jednak treść zdecydowanie nie jest przeładowana
wiedzą historyczną. Zwięzłe przypisy dolne zamieszczono tylko
tam, gdzie należało zdefiniować kluczowe pojęcia, część z nich
zawiera zresztą nie objaśnienia, a przekład niemieckich zwrotów
pojawiających się w tekście głównym.
Grafiki
Macieja Szymanowicza doskonale obrazują przeżycia bohaterki i jej
konfrontację z upiorem wojny. Na okładce ilustrator umieścił
autorskie, artystyczne streszczenie "Jadzi", tak jak robi
to na swoich plakatach teatralnych. Natomiast prace zamieszczone
wewnątrz książki nawiązują bezpośrednio do poszczególnych
rozdziałów, czasem wprost, kiedy indziej z udziałem metafory.
Elementem gry autora ilustracji z ich odbiorcą jest właśnie
niedosłowność przekazu, możliwość własnej interpretacji "czemu
tak, a nie inaczej". Na obrazkach podziwiamy nierzeczywiste
proporcje ciała, celowo wyolbrzymione głowy podsuwają skojarzenie
z teatralnymi lalkami, a zbyt duże, błyszczące oczy ozdobione
ładnymi, równymi rzęsami mają tu tylko dzieci (w porównaniu z
nimi dorośli zerkają przez szparki oczu). Taki wizerunek
dziecięcych twarzy wydaje się symbolizować niewinność młodych
ludzi, którzy stali się marionetkami dorosłej wojny. Ilustrator
dorosłym przyporządkował też inną paletę barw, zanurzył ich w
ponurych odcieniach, podczas gdy od dzieci bije jasność. Kontrast
między kolorowym światem dziecka a żołniersko-wojennymi
szarościami i czernią najdokładniej dostrzegamy na ilustracji
przedstawiającej zabawę domkiem dla lalek. Jadzia chrupie słodycze,
śmieje się, uczestniczy w ustawianiu zabawek, ale piękny domek ma
niemiecki napis, znajduje się w mieszkaniu Niemców, na ścianie
wisi portret niemieckiego oficera, którego jaskrawa surowość nie
pozwala nam skoncentrować się na wesołości dzieci. Taki właśnie
wydźwięk ma dla mnie cała "Jadzia", rozumiana zarówno
jako utwór literacki, jak i mały album sztuki ilustracji
książkowej.
Bożena
Itoya
Izabella
Klebańska, Jadzia, zilustrował Maciej Szymanowicz, Wydawnictwo
Literatura, Łódź 2018.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz