cudanakiju.pl

cudanakiju.pl

poniedziałek, 17 grudnia 2018

Jadzia


W serii "Wojny dorosłych – historie dzieci" wydawnictwa Literatura ukazały się już 22 książki dotyczące różnych doniosłych wydarzeń z XX i XXI wieku, rozgrywających się nie tylko w Polsce. Tematy wojenne podejmowali między innymi Joanna Papuzińska, Paweł Beręsewicz (ich utwory są lekturami szkolnymi), Anna Czerwińska-Rydel, Dorota Combrzyńska-Nogala, Michał Rusinek, Barbara Gawryluk, Andrzej Marek Grabowski czy Rafał Witek. Wizję pisarzy oddawali w formie grafiki Joanna Rusinek, Maciej Szymanowicz, Magdalena Kozieł-Nowak, Sylwia Szyrszeń, Olga Reszelska, Anna Sędziwy oraz Jola Richter-Magnuszewska (ilustracje do książki "Pan Apoteker" stworzyła sama autorka – Katarzyna Ryrych). Tym razem sięgnęliśmy po "Jadzię", opowieść o II wojnie światowej napisaną przez Izabellę Klebańską, a zilustrowaną przez Macieja Szymanowicza.
Bohaterką książki jest mała łodzianka, która marzy o pójściu do szkoły, ale w chwili rozpoczęcia opowieści – w sierpniu 1939 roku, na to wielkie wydarzenie musi poczekać jeszcze rok. Pierwszoklasistką zostaje siostra Jadzi, Krysia, jednak nie na długo – wybucha wojna i szkoła zostaje zamknięta. Dziewczynki spędzają tak ważny moment dzieciństwa głównie zamknięte w mieszkaniu z mamą, tata wyrusza na wojnę, potem z niej wraca. Jadzia nie ma szczęścia, bo ciągle ładuje się w coraz poważniejsze kłopoty, jeden z nich kończy się przerażającą wizytą na posterunku gestapo. Dziewczynka sprawia rodzicom problemy mimowolnie, nie ma złych intencji ani łobuzerskiego genu, jest po prostu dziecinna i ciekawa świata, chce się bawić, nie nudzić. Ma wielką fantazję, czego dowodzi opis zabawy w gospodarstwo rolne, w której Jadzia odgrywa konia – genialnie sportretowanego przez Macieja Szymanowicza na okładce książki.

Co mam robić? – zapytała Dońka, który był rolnikiem.
Możesz się paść na pastwisku – zbył ją, wzruszając ramionami.
I to wszystko? – mruknęła rozczarowana.
Gdyby ona przydzielała zadania, koń miałby znacznie więcej do roboty. Mógłby na przykład zawieźć gospodarza na targ albo unieść rannego z pola walki. Dionizy, zwany potocznie Dońkiem, stanowczo nie miał wyobraźni. Trudno było jej zresztą wymagać od chłopaka.
Jak nie chcesz być koniem, to nie musisz – obraził się.
Chcę! – zapewniła. – Mam jakieś imię?
Siwek – warknął zniecierpliwiony Doniek, który nie przywiązywał wagi do takich dupereli. – Pastwisko jest tam – wskazał niewielki trawnik, który od tej chwili miał udawać zieloną łąkę.
Jadzia przemieniona w Siwka zarzuciła grzywą i wydając z siebie pełne wigoru "ihahaha", pogalopowała we wskazanym kierunku. Po drodze wpadła na pomysł, jak jeszcze bardziej uwiarygodnić swoją postać. Skoro gospodarz powiedział, że "ma się paść", to będzie. Zarżała jeszcze raz i na czworakach zaczęła skubać źdźbła trawy. Nie była smaczna.
Jadźka je trawę! – wrzasnął mały Oleś.
Nie Jadźka, tylko Siwek – sprostowała.
Przynajmniej rozumie, co to znaczy być koniem – pochwalił Doniek.
Była to jednocześnie przygana wobec Olesia, który będąc Burkiem, nie dał się przywiązać do budy.
Pochorujesz się – ostrzegła ją Natka.
Przecież konie jedzą trawę i nie chorują – zauważył gospodarz.
Nic mi nie będzie – mruknęła Jadzia i wróciła do jedzenia.

Najlepszym przyjacielem Jadzi okazuje się jej tata, niekiedy surowy, przeważnie najmilszy z kompanów. Rodzice, mimo wielkiej miłości dla młodszej córki, decydują się wysłać ją na wieś, na teren Generalnej Guberni (Łódź znajdowała się w granicach III Rzeszy, jako stolica rejencji łódzkiej należącej do Kraju Warty). Dziewczynka podejmuje z jedną z cioć długą, bardzo męczącą podróż przez zieloną granicę i zostaje na całe lata rozdzielona z najbliższą rodziną. Na wsi, wśród dalszych krewnych, Jadzia może rozwijać się, bawić i uczyć, choć równocześnie zmuszona jest do ukrywania swojej tożsamości oraz powodów i okoliczności, w których odbyła się jej przeprowadzka. Ta maskarada oczywiście nie daje ani krztyny radości, bo nie ma nic wspólnego z wcześniejszymi dziecięcymi zabawami w udawanie.

(...) Czasem pojawiała się ciocia Mania, przynosząc wieści od rodziców. Zdarzały się też listy. Żaden nie był adresowany do niej. Tak jakby najbliżsi o niej zapomnieli.
O kim ten Józek pisze? – zdziwiła się na głos ciocia Bronia, pochylona nad listem od brata. – Kto to jest Matylda?
Ja! – krzyknęła rozpromieniona Jadzia. – Ja jestem Matyldą, ciociu.
Krewna patrzyła na nią podejrzliwie.
To jakiś szyfr?
Zabawa – Jadzia zarumieniła się z emocji. – Widzisz – tłumaczyła – nie zawsze lubię swoje imię. Człowiek powinien zmieniać imiona w zależności od humoru. Nie uważasz?
Na twarzy cioci pojawił się uśmiech rozbawienia.
Chcesz powiedzieć, że mój brat, a twój ojciec, dał się w to wciągnąć?
Ach, ciociu – klasnęła w dłonie – pękłabyś ze śmiechu, widząc miny moich koleżanek, kiedy tata wychodził na podwórko i wołał: "Matylda, obiad".
I co wtedy robiłaś?
Szłam na obiad. Dumna jak paw. Byłam też Manią, Wiesią lub Józią, ale moim ukochanym imieniem jest Matylda.

Książka pełna jest dziecięcych myśli, wrażeń, emocji oraz dramatycznych wydarzeń wojennych. To wyjątkowy utwór literacki, ponieważ Izabelli Klebańskiej udało się ukazać psychikę dziecka w zderzeniu z okrucieństwem świata, dokładnie jak w tytule serii: "Wojny dorosłych – historie dzieci". "Jadzię" uważam za książkę w najwyższym stopniu antywojenną, propagującą pokój i dbałość o prawa człowieka, zwłaszcza dziecka. Nie wahajcie się więc sięgnąć po tę pozycję, nawet jeśli uznajecie martyrologię i pochwałę zbrojnych konfliktów, w których Polska uczestniczyła w przeszłości, za złe kierunki patriotyzmu. Opowieść Izabelli Klebańskiej jest wzruszająca, ale nie ckliwa, gorzka, ale nie pesymistyczna, dotyczy historii, jednak bardziej konkretnego człowieka niż całego narodu. Podana została bardzo interesująco, z wielkim talentem literackim, tak, że po prostu dobrze się ją czyta, najlepiej wspólnie z dzieckiem ("Jadzia" przeznaczona jest dla czytelników w wieku od 8 lat).
W zakresie nauczania dziejów Polski omawiana publikacja może zdziałać więcej niż kilka innych razem wziętych, a nawet być efektywniejsza od szkolnych zajęć. Czytelnik zbliża się bowiem do zrozumienia ogromu zła oraz bezsensu wojny i ta świadomość jest najcenniejszą nauką. Jeśli chodzi o formę opisywania przeszłości, Izabella Klebańska korzysta z kilku metod przekazu. Na końcu książki czeka na nas niespodzianka w postaci części reportażowej. Wcześniej, w toku opowiadania, autorka przytacza podstawowe fakty istotne dla akcji, jednak treść zdecydowanie nie jest przeładowana wiedzą historyczną. Zwięzłe przypisy dolne zamieszczono tylko tam, gdzie należało zdefiniować kluczowe pojęcia, część z nich zawiera zresztą nie objaśnienia, a przekład niemieckich zwrotów pojawiających się w tekście głównym.
Grafiki Macieja Szymanowicza doskonale obrazują przeżycia bohaterki i jej konfrontację z upiorem wojny. Na okładce ilustrator umieścił autorskie, artystyczne streszczenie "Jadzi", tak jak robi to na swoich plakatach teatralnych. Natomiast prace zamieszczone wewnątrz książki nawiązują bezpośrednio do poszczególnych rozdziałów, czasem wprost, kiedy indziej z udziałem metafory. Elementem gry autora ilustracji z ich odbiorcą jest właśnie niedosłowność przekazu, możliwość własnej interpretacji "czemu tak, a nie inaczej". Na obrazkach podziwiamy nierzeczywiste proporcje ciała, celowo wyolbrzymione głowy podsuwają skojarzenie z teatralnymi lalkami, a zbyt duże, błyszczące oczy ozdobione ładnymi, równymi rzęsami mają tu tylko dzieci (w porównaniu z nimi dorośli zerkają przez szparki oczu). Taki wizerunek dziecięcych twarzy wydaje się symbolizować niewinność młodych ludzi, którzy stali się marionetkami dorosłej wojny. Ilustrator dorosłym przyporządkował też inną paletę barw, zanurzył ich w ponurych odcieniach, podczas gdy od dzieci bije jasność. Kontrast między kolorowym światem dziecka a żołniersko-wojennymi szarościami i czernią najdokładniej dostrzegamy na ilustracji przedstawiającej zabawę domkiem dla lalek. Jadzia chrupie słodycze, śmieje się, uczestniczy w ustawianiu zabawek, ale piękny domek ma niemiecki napis, znajduje się w mieszkaniu Niemców, na ścianie wisi portret niemieckiego oficera, którego jaskrawa surowość nie pozwala nam skoncentrować się na wesołości dzieci. Taki właśnie wydźwięk ma dla mnie cała "Jadzia", rozumiana zarówno jako utwór literacki, jak i mały album sztuki ilustracji książkowej.

Bożena Itoya

Izabella Klebańska, Jadzia, zilustrował Maciej Szymanowicz, Wydawnictwo Literatura, Łódź 2018.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz