"Wiłka
smocza dziewczynka" jest drugą publikacją Antoniny Kasprzak
adresowaną do dzieci. Podobnie jak w przypadku debiutu autorki –
książki "Nieja i ja" – ilustracje przygotowała
Katarzyna Bukiert, a o całość zadbało wydawnictwo BIS. Ponownie
mamy do czynienia z dziewczęcymi bohaterkami, wątkami
fantastycznymi i obyczajowymi. Autorka wyraźnie pracuje nad nowym
typem literatury dla dzieci, skierowanej przede wszystkim do
dziewcząt w wieku 8-12 lat.
Bohaterką
książki jest jedenastoletnia Pola, zwykła dziewczynka, której
sytuacja rodzinna i codzienne sprawy nie odbiegają od tego, jak żyje
większość jej rówieśniczek w naszym kraju. Młodsza siostra
Poli, Klara zwana Bułeczką, to nieporadna pierwszoklasistka,
wymagająca opieki, pociechy i wsparcia zarówno w domu, w drodze do
szkoły, jak i podczas przerw. Tata ma niewymarzoną, bardzo
absorbującą pracę, mama właśnie oznajmia, że spodziewa się
trzeciego dziecka i domowe życie staje na głowie, bo ciąża jest
zagrożona i konieczny okazuje się wielomiesięczny pobyt w
szpitalu, aż do porodu. Mama zostaje zwolniona z pracy, rodzinie
zaczyna brakować pieniędzy, energii i optymizmu. Pola stara się
"być dzielna", ale nie unika łez. Tata podróżuje w
interesach, dziewczynki pozostawiając pod opieką swojej siostry,
cioci Patrycji, oraz świetlicy, na którą Pola i Bułeczka rzadko
trafiają. Wolą chodzić gdzie indziej, do nowych znajomych, o
których rodzice nie wiedzą. Brzmi niepokojąco? Również moment, w
którym Pola po raz pierwszy zetknęła się ze światem tytułowej
smoczej dziewczynki był pełen tajemnicy i powinien raczej
zaalarmować dziewczynkę niż ją zaintrygować.
Kiedy
Pola zbliża się do gabinetu pani dyrektor, widzi wychodzące z
niego dwie dziwne postacie. Kobietę, która jest ubrana niby
normalnie, a eleganckie spodnie i golf, ma buty na obcasie, ale na
rękach nosi rękawiczki. Na głowie ma bogato zdobiony szal, który
opada jej na czoło i zakrywa częściowo twarz. Pola w pierwszej
chwili myśli, że może to jest muzułmanka. U Bułeczki w
przedszkolu był chłopczyk z Czeczenii i jego mama nosiła chustę
na głowie. Ale zupełnie inną. Pola stwierdza, że ta kobieta
wygląda raczej, jakby chciała ukryć jakąś chorobę skóry czy
blizny na policzkach. Twarz – o ile ją widać – jest pokryta
bardzo grubą warstwą makijażu. W tej twarzy świecą oczy. Bardzo
zielone i niepokojące. Spod zawoju wymykają się włosy – bardzo
jasne, prawie białe.
Dziwna
kobieta trzyma za rękę dziwną dziewczynkę, niższą od Poli, za
to trochę do niej podobną, przynajmniej z włosów – bardzo
długich, bardzo jasnych, prawie białych. Poza tym dziewczynka ma
takie same zielone oczy jak jej mama. Jest ubrana w jakiś rodzaj
staroświeckiego, granatowego fartuszka. Mama kiedyś pokazywała
Poli i Bułeczce, że dawniej dziewczynki w czymś takim chodziły do
szkoły. Dziwna dziewczynka ma do białych warkoczy przypięte dwie
dość koszmarne, wielkie kokardy.
Dziwna
pani ciągnie dziewczynkę za rękę i coś do niej syczy, chyba w
obcym języku. Mała idzie ze spuszczonymi oczami, ale nagle
spostrzega Polę i patrzy na nią tymi zielonymi oczami z
zaskoczeniem, nadzieją i rozpaczą jednocześnie. Tak znacząco i
przenikliwie, jakby chciała jej coś powiedzieć wzrokiem. Pola stoi
i patrzy, ale nie rozumie. Pani z dziewczynką wychodzą ze szkoły i
wtedy Pola widzi, ze dziewczynka się do niej odwraca i coś upuszcza
na ziemię. Dziwna pani i smutna dziewczynka wychodzą. Pola podnosi
z ziemi mały pierścionek z bardzo zielonym oczkiem. Dzwoni dzwonek.
Dalsze
wypadki koncentrują się wokół poszukiwań Wiłki, bo tak ma na
imię tajemnicza postać, prób zbliżenia się do niej,
zrozumienia jej pochodzenia i mikroświata, w którym żyje. Motyw
istot znanych z ludowych podań i bajek wypada bardzo korzystnie, ale
służy głównie pokazaniu rzeczywistych relacji międzyludzkich.
Autorka poświęca wiele uwagi rozpadowi małżeństwa, skutkom
postępowania dorosłych odczuwanym przez ich dziecko, przemocy
domowej, zakorzenieniu w rodzimej kulturze, integracji młodego
odludka z rówieśnikami, kwestii decydowania przez rodzica o
przyszłości dziecka, przerzucania na nie własnych niespełnionych
ambicji. To bardzo poważne sprawy, ale Antonina Kasprzak oplotła je
przygodą, dzięki czemu książkę czyta się dobrze, a zrozumienie
większości trudnych zagadnień przychodzi jakby samo. Mimo wszystko
dobrze, by młodsze dzieci czytały "Wiłkę smoczą
dziewczynkę" z mamą czy tatą (lub starszym rodzeństwem),
ewentualnie po "pilotującej" lekturze rodzica. Ta
publikacja może wymagać rozmowy.
Ciekawym
wątkiem są w "Wiłce" stosunki Poli, Bułeczki i ich
rodziców z dziadkami dziewczynek. Literatura dla dzieci zazwyczaj
koncentruje się na oswajaniu czytelników ze starością,
pokazywaniu dziadków przytulnych lub przebojowych, ale zawsze
pozytywnych. Antonina Kasprzak zrobiła coś nietypowego – pokazała
upiorną stronę starszych osób, ich gderanie zatruwające życie
rodziców i wywołujące zniechęcenie dzieci. W rzeczywistości bywa
i tak, ale chyba żaden polski pisarz tego nie przyznał,
przynajmniej nie ostatnimi czasy. Oczywiście na autorkę "Wiłki"
mogą spaść gromy ze strony dorosłych spodziewających się po
książkach dla młodych tylko wymiaru wychowawczego i wygładzonego
obrazu świata. Dzieci i młodzież są natomiast zainteresowane
wiarygodnością, nawet jeśli ma zawierać szczyptę goryczy. Ten
niesmak mogą jednak odczuć przede wszystkim osoby, które same
przywykły mawiać podobnie jak sąsiadka i dziadkowie bohaterki. Na
kartach książki oklepane teksty nie brzmią już tak typowo,
niewinnie, normalnie.
– Żeby
się tym razem udał chłopak – mówi sąsiadka z parteru, którą
Bułeczka częstuje przed blokiem informacją" "A moja mama
jest w ciąży!".
Nawet
dziadek – bo jada do dziadków na święta – mówi:
– No,
jakby były cztery baby w domu, to Maciek by się chyba załamał.
Na
szczęście tata mówi, że wcale by się nie załamał, bo kocha
swoje wszystkie dziewczyny, ale Poli jest przykro i mamie pewnie też,
bo jest smutna i zaciska usta w wąską kreseczkę.
W
ogóle babcia z dziadkiem mówią jakieś dziwne rzeczy., które ani
Bułeczce, ani Poli się nie podobają. Na przykład:
– Naciesz
się mamą, bo jak się rodzeństwo urodzi, to już nie będzie miała
dla ciebie czasu.
Bułeczka
się złości. Co za bzdura!
–
Nieprawda! – woła.
–
Zobaczysz, teraz wszystko się
zmieni.
Dziadek
z babcią się śmieją. Może uważają, że to zabawne, jak dzieci
się gniewają i nie wiedzą, czy dorośli żartują, czy mówią
serio? W ogóle cały ten wyjazd był nieudany. Padał deszcz i
dziewczynki nie miały co robić. W sylwestra poszli do znajomych
taty, którzy mają córkę starszą od Bułki, a młodszą od Poli,
Malwinkę. Dorośli czasem myślą, że jak dzieci są w podobnym
wieku, to muszą zaraz się świetnie ze sobą bawić. A ta cała
Malwinka chciała cały czas rządzić zabawą, a jak Pola czy Klara
coś zaproponowały, to się obrażała. Postanowiły oglądać film,
ale Malwinka koniecznie chciała film, który dziewczynki już
widziały i im się nie podobał. Szczerze mówiąc – ledwo
wytrwały do północy.
Antonina
Kasprzak poprzez Polę upomina się o spojrzenie na pozycję, jaką
najmłodsza młodzież zajmuje w rodzinie, uprzytamnia nam pozornie
błahe konwenanse, zachowania dorosłych (także rodziców), które
gniewają dzieci, wywołują co najmniej niepokój lub upokarzają –
jeśli zareagujesz, znaczy, że jesteś niewychowany, bezczelny i
pyskaty. Zupełnie innym typem dorosłego jest ekscentryczna ciocia
Patrycja, w której znajduję wiele cech prawdziwych, znanych mi
osób. Początkowo zdaje się ona zbyt "ideologizować",
zarzucając świat, nawet bratanice, swoimi poglądami, ale w toku
opowieści okaże się, że w słabszych momentach kierowała nią po
prostu bezpośredniość, a nie chęć dominacji nad innymi (co
dotyczy na przykład babci). Wyrozumiałość, ciepło, wrażliwość
i otwartość ciotki Pati uratują w tej historii niejedną skórę.
Później
Pola chce koniecznie pokazać cioci, że już robi pełny szpagat.
Ciotka Pati się zachwyca, ale kiedy Pola prezentuje kilka póz
baletowych, prycha niezadowolona.
– I
ty jeszcze nie wyrosłaś, Polka, z bycia różową księżniczką?
– Teraz
mam czarny kostium – odpowiada Pola trochę urażona. – Ja bardzo
lubię balet. I idziemy z mamą na "Jezioro Łabędzie".
–
Pójdziesz z nami, ciociu? – pyta
Bułeczka.
– Nie,
dzięki, nie lubię takiej mieszczańskiej sztuki jak wasza mama.
Pola
nie bardzo rozumie, ale czuje że to coś obraźliwego. Za to buła
pyta szczerze, co to znaczy.
– Że
wszystko pod linijkę i zwiewne łabędzie wyrażają miłość,
machając nogami dokładnie tak samo od stu lat. Taka to sztuka!
– Ciociu,
ale przecież ty lubisz sztukę! Tata nam mówił.
– Ech,
kiedyś tam zajmowałam się robieniem performance'ów. – Ciotka
macha ręką. – I gram na akordeonie w kapeli z dziewczynami.
Z
dziewczynami? – myśli Pola zdziwiona. – Przecież ciocia jest
starsza od taty i ma może nawet ze czterdzieści lat!
Autorka
pokazuje i śmieszne, i smutne punkty widzenia dziecka. Pisze między
innymi o dziecięcych lękach, tym samym trochę je "oswajając".
Nie ukrywa, że młody człowiek obawia się konkurencji nowego
członka rodziny, może być zawiedziony płcią rodzeństwa,
ogromnie bać się o mamę. Zresztą bycie świadkiem zasłabnięcia
rodzica czy jego poważnej choroby zawsze jest ciężkim przeżyciem
dla dziecka; Antonina Kasprzak dobrze opisuje atmosferę panującą w
rodzinie Poli, gdy mama dziewczynki trafia do szpitala.
Tata
upomina dziewczynki, że w szpitalu mają się dobrze zachowywać,
być cicho i niczym nie martwić mamy. Mama chyba też stara się ich
niczym nie martwić, więc spotkanie wygląda tak, że wszyscy
gromadzą się przy łóżku mamy, w małej, ciasnej, brzydkiej sali,
w której leżą jeszcze dwie inne panie, i wszyscy, choć są
przerażeni, zapewniają się nawzajem, że wszystko jest w porządku,
ze wszystkim sobie radzą i nikt nie ma żadnych zmartwień. Mama
mówi, że świetnie się czuje, ma doskonałą opiekę, że niczym
się nie martwi. Po chwili przestają mówić cokolwiek i tylko
patrzą na siebie. Dziewczynkom nawet nie wolno usiąść na łóżku.
Patrzą tylko, że mama ma naprawdę większy brzuch, a poza tym jest
okropnie blada.
"Wiłkę"
przeczytałam szybko i bez przerw, to naprawdę wciągająca
opowieść. Mimo sympatii dla książki jako całości, mam jednak
pewne zastrzeżenia do jej formy oraz możliwych, chyba
niezaplanowanych przez autorkę przesłań. Pierwszym zgrzytem okazał
się dla mnie styl pisarstwa Antoniny Kasprzak, bowiem uderzyła mnie
dziwna skrótowość partii tekstu wypowiadanych przez narratora.
Płynność narracji jest powstrzymywana przez tryb relacji, język
wypada trochę sztywno, jak gdyby był to szkic, a nie gotowy utwór.
Czytając "Smoczą dziewczynkę" miałam wrażenie, że to
scenariusz albo didaskalia, nie zaś sztuka przemawiania do dzieci
językiem literatury.
W
książce Antoniny Kasprzak zdziwił mnie także negatywny obraz
edukacji domowej, jakby dzieci były na nią skazywane za karę, a
rodzice decydowali się na tę formę kształcenia w celu izolacji
dziecka od społeczeństwa. Mamy tu zresztą do czynienia z podwójnym
wykluczeniem. Przykład rodziny i bliskich Wiłki, obcokrajowców,
którym zależy nie na integracji, ale na zamknięciu się we własnym
gronie i powrocie w rodzinne strony, też nie przysłuży się
budowie pozytywnego wizerunku mieszkających w Polsce osób innych
narodowości oraz wyznań. Ponieważ pewne zachowania czy zdarzenia z
fikcyjnej, fantastycznej części książki mają symbolizować
realne społeczne problemy, czytelnik zaczyna odnosić do
rzeczywistości także inne elementy świata przedstawionego. W
związku z tym mam wątpliwości co do powyższych zagadnień, a
także do opisu losu dziecka pochodzącego z małżeństwa
"mieszanego kulturowo", a nawet rasowo. Wiłka nie pasuje
ani tu, ani tam, nie utożsamia się z niczym, jej opiekunowie
potęgują i poczucie obcości dziecka, i uprzedzenia otoczenia
(sąsiadów, rówieśników, mieszkańców nowego kraju). Nie wdając
się w szczegóły, bo zdradziłabym za wiele z tajemniczej akcji –
to nie są realia współczesnej, nowoczesnej Europy, tylko przykład
zaściankowości w myśleniu o migracji i tożsamości (narodowej,
kulturowej, indywidualnej). Oczywiście treść książki należy
uważać za odzwierciedlenie poglądów czy zjawisk
charakterystycznych dla społeczeństwa oraz czasów, w jakich tworzy
autorka, a nie jej własnych, jednak obawiam się, że "Wiłka"
może mnożyć uprzedzenia czytelników, których horyzontów dotąd
nikt nie poszerzył. W pozostałych kluczowych konfliktach, jak
rozstanie rodziców czy opieka naprzemienna, Antonina Kasprzak dba o
podsunięcie dzieciom dobrych rozwiązań i emocji, ale kwestie
edukacji domowej i pokonywania podziału swój/obcy nie zostały
głębiej przepracowane. Niech to będzie zadaniem rodziców i
nauczycieli.
Bożena
Itoya
Antonina
Kasprzak, Wiłka smocza dziewczynka, ilustracje Katarzyna Bukiert,
Wydawnictwo BIS, Warszawa 2018.
Mano partneris ir aš stengiausi kūdikiui daugiau nei septynerius metus. Mėginome vaisingumo kliniką jau keletą metų, kol kažkas pasakė man susisiekti su tokiu galingumu pavadintu "Agbazara Temple", kuris padėtų man gauti prenantą. Ir aš "Mes labai džiaugiamės, kad mes susisiekėme su DR.AGBAZARA, nes jo nėštumo burtai mus įtvirtino, ir aš nuoširdžiai jį tikiu, ir jo įgaliojimai tikrai mums padėjo, aš esu dėkingas už visus, kuriuos jis padarė. Susisiekite su juo el. paštu: ( agbazara@gmail.com ) arba ( WHATSAPP; +2348104102662 ), jei bandysite gauti vaiko, jis turi įgaliojimus tai padaryti.
OdpowiedzUsuń