Lubicie
czytać o swojej okolicy? Ja – bardzo, ale też wiele razy
widziałam, jaka to frajda dla mojego syna, gdy na kartach książki
rozpoznaje znajome miejsca, obiekty czy fakty (zwłaszcza, jeśli nie
chodzi tylko o Pałac Kultury czy Zamek Królewski, bo mieszkamy w
Warszawie, często identyfikowanej tylko z tymi budowlami).
Literatura jest świetnym zwierciadłem prawdziwego świata, potrafi
zwrócić naszą uwagę na szczegóły, których nie dostrzegaliśmy
własnymi oczami, oczywiście o ile jest dziełem dobrego pisarza,
który oprócz realnej scenografii zadba o wiarygodne postacie i
wciągającą fabułę. Niby taki prosty przepis, ale rzadko bywa
realizowany do końca lub bez przedobrzenia, wszak w książkach dla
dzieci roi się od literackich zakalców i przypaleń. Tym bardziej
delektowaliśmy się czytelniczym smakołykiem, który przygotował
ostatnio Rafał Witek (ze wsparciem wydawnictwa Literatura i
ilustratorki Joanny Kłos). To z pewnością najlepsza historia
rozgrywająca się w Warszawie, o Warszawie i warszawiakach, jaką
czytaliśmy w tym roku. Jest wiele innych punktów widzenia, które
można przyjąć omawiając tę pozycję, na pewno nie wyczerpię
wszystkich, ale spróbuję wspomnieć choć o kilku.
Bohaterowie
najnowszej książki Rafała Witka zostali określeni w jej tytule:
"Michał i 38". Chłopiec ma osiem lat i przezwisko Ryba,
bo niemal się nie odzywa. Lubi milczeć jak każdy (wielce!)
nieśmiały człowiek. 38 jest liczbą przystanków, które przebywa
(w dwie strony) warszawskimi tramwajami i metrem, by dotrzeć na
próbę chóru, do którego poza Michałem należy 38 dziewcząt. W
zespole znalazła się i Marianka, starsza o trzy lata siostra
Michała. Właśnie bratersko-siostrzane relacje podane bez lukru
były pierwszym elementem świata przedstawionego, który ujął mnie
w tej książce i do niej przekonał.
–
Przestańcie paplać! – syknąłem
w końcu. – Jak Ewa będzie chciała, to sama wam powie, o co
chodzi.
– O,
znalazł się pan obrońca! – zaszczebiotała Alicja.
– No
właśnie, Michał, może ty ją pocieszysz? – zaproponowała
złośliwie moja niezastąpiona siostra Marianka. – W końcu jesteś
jedynym chłopakiem...
Spojrzałem
na nią nienawistnie i spróbowałem zapaść się pod ziemię.
Niestety, nie udało mi się. Wciąż stałem na korytarzu, otoczony
przez zaciekawione chórzystki.
– Michał,
spróbuj!
– Pogadaj
z nią. Może tobie powie!
– No, nie wstydź się!
To było okropne! Teraz wszystkie
na mnie patrzyły i wszystkie coś do mnie mówiły. Po co ja się w
ogóle odzywałem?
Chciało mi się płakać i uciekać
stamtąd jak najdalej. Ale żeby opuścić Loch Kultury, musiałbym
się przeciskać wśród wszystkich chórzystek. Nie widząc innego
wyjścia, usiadłem na schodach obok posępnej Ewy.
Oczywiście nie zamierzałem się
do niej odzywać ani jej pocieszać. Po prostu chciałem tam
siedzieć, żeby mieć święty spokój.
Siedzieliśmy więc w milczeniu aż
do rozpoczęcia próby. A kiedy pojawiła się pani Karolina i
zawołała wszystkich do sali, Ewa nagle spojrzała na mnie i
uśmiechnęła się.
– Dziękuję – powiedziała.
– Za co? – wydukałem.
"Michał
i 38" to publikacja wyróżniająca się ciekawym obrazem grupy
artystycznej i w ogóle rówieśniczej, opisem jej integracji, a
także silnego, empatycznego i dyskretnego dorosłego przywódcy,
trenera, autorytetu, którego dzieci tak często szukają poza domem.
Między wierszami książki Rafała Witka można wyczytać odpowiedź
na dręczącą wielu rodziców kwestię, czemu to nie oni stają się
wzorem własnego dorastającego syna (to częściej) albo córki, jak
to jest, że obcy człowiek lepiej od nas rozumie nasze dziecko i
wpływa na nie.
Zajęcia
dodatkowe ukazane zostały zarówno jako ambicja rodzica, jak i
rzeczywista pasja dziecka. Autor świetnie sportretował zmienność
zainteresowań młodszej młodzieży i jej szybkie dojrzewanie.
Mariankę niby chce chodzić na chór, ale do zespołu zapisuje ją
mama i to głównie ona słucha w domu dziecięcych piosenek (po
włosku... domownicy nazywają twórczość Piccolo Coro dell'
Antoniano "włoszczyzną"). Michał zgłasza się do chóru,
mimo że będzie pierwszym i jedynym chłopcem, bo chce podróżować
tramwajami oraz metrem. Mama jest w siódmym niebie, pomaga w
organizacji prób i występów, angażuje się w życie chóru "pełną
parą". Co dalej? Czy to aby nie zmierza w kierunku rodzinnego
konfliktu pragnień – rodzicielskich z dziecięcymi? Rozwiązania
oczywiście nie zdradzę, mogę za to przywołać budujący fragment
książki.
Byłem
ciekawy dźwięku, jaki wydają moje australijskie pałeczki.
Zacząłem nimi uderzać jedną o drugą. Dźwięk się zmieniał w
zależności od siły i miejsca uderzenia. Może to dlatego, że
pałeczki na jednym końcu były cieńsze, a na drugim grubsze i
bardziej zaokrąglone. W dodatku pokrywały je tajemnicze wzory,
które przypominały rzekę albo piaskowe wydmy. Te wzory były
wypalone bezpośrednio na drewnie. Podobno Aborygeni właśnie tak
ozdabiają swoje instrumenty, naczynia, a nawet skały. Wiedziałem
to, bo oglądałem kiedyś książkę o najdłuższej australijskiej
linii kolejowej i tam były różne informacje dotyczące
miejscowości, przez które ta linia biegnie.
– Michał,
świetnie trzymasz rytm! – Pochwała pani Karoliny wyrwała mnie z
zamyślenia. – Teraz dołączają bębenki! I kołatki! I trójkąty!
Po
chwili cała sala prób trzęsła się od naszego dzwonienia,
bębnienia, grzechotania i dudnienia. Czułem się jak dyrygent
orkiestry, bo wszyscy dostosowywali się do rytmu, który podawałem.
A najlepsze było to, że wreszcie nic nie musiałem mówić.
Pałeczki timpi mówiły za mnie.
Wśród
najnowszych książek z chłopięcymi bohaterami rzadko zdarzają się
takie jak ta, dominują raczej publikacje o małych strongmenach
miewających fantastyczne przygody i przechodzących jaskrawą,
łopatologicznie pokazywaną przemianę. Tu mamy małego szaraczka,
co podkreślają też ilustracje Joanny Kłos. Przebojowość Michała
nie sprowadza się do podboju świata, polega po prostu na śpiewaniu
przebojów chóru dziecięcego. Ten bohater jest rodzynkiem nie tylko
w chórze, ale też we współczesnej literaturze dla dzieci. Polska
książka nieczęsto pochyla się nad wrażliwymi, cichymi chłopcami
w wieku około 7-10 lat, a podobni im czytelnicy potrzebują
wsparcia, by nie zgasł ich olbrzymi potencjał, żeby nie został
okiełznany ocean tkwiących w nich możliwości, aby nie
wkomponowali się w tłum jednakowych młodzieńców z alergią na
robienie czegokolwiek nietypowego (zwłaszcza w opinii "kolegów"
z klasy), co może zostać uznane za niemęskie. W "Michale i
38" presję środowiska rówieśniczego (niewyobrażalną dla
osób niemających styczności z tym zjawiskiem) i dążenie do
ujednolicenia reprezentuje Koza, jedyny dobry znajomy Michała.
Starcie z Kozą to prawdopodobnie najpoważniejsza batalia naszego
bohatera, stoczy ją z pomocą pani Karoliny i koleżanek z chóru,
ale zwycięstwo będzie należało przede wszystkim do samego
Michała.
W
historii opowiedzianej przez Rafała Witka są też inne momenty
zwrotne, doniosłe mimo pozornej powszedniości. Ta książka jest
ważnym głosem brzmiącym w imieniu dzieci, by każdy rodzic,
dziadek czy nauczyciel mógł zrozumieć, co myślą, jak się czują
te nieśmiałe, niczym się niewyróżniające, jak łatwo i bez
namysłu dorośli im szkodzą, pogłębiają ich problemy swoimi
naciskami. Tu dostrzeżemy, dlaczego należy słuchać, a nie tylko
pytać i prawić morały. "Michał i 38" jest dla mnie
opowieścią o samodzielności dziecka, której uczy się rodzic.
– Ale
ja naprawdę chcę chodzić! – powtórzyłem.
– Tak?
– uśmiechnęła się złośliwie Marianka. – A mnie się
wydawało, że zależy ci tylko na jeżdżeniu metrem i tramwajem!
Mama
złapała się za głowę.
– Że
też sama na to nie wpadłam! – jęknęła i spojrzała na mnie z
wyrzutem. – Oczywiście! Teraz już rozumiem, skąd ten twój nagły
zapał do śpiewania! A ja się łudziłam, myślałam...
– To
wcale nie tak! – zdenerwowałem się. – To znaczy... na metrze i
tramwajach też mi zależy, ale nie tylko!
– W
takim razie proszę... – powiedziała chłodnym głosem mama. –
Wyjaśnij, dlaczego chcesz chodzić na chór.
Pomyślałem,
że to nie w porządku, żebym musiał tłumaczyć się z takich
rzeczy. Czasami przecież jest tak, że człowiek coś czuje albo
czegoś chce, ale nie potrafi tego wytłumaczyć słowami. Pani
Karolina uważa, że dlatego właśnie niektórzy ludzie komponują
muzykę.
Dlaczego
chcę chodzić na chór? – dudniło mi w głowie. – Dlaczego?
– Bo
tam... bo tam przynajmniej ktoś mnie słucha! – wybuchłem. –
Nawet wtedy, gdy nic nie mówię! A jak ci się nie chce ze mną
jeździć, to będę jeździł sam. Jestem duży i znam na pamięć
cały rozkład tramwajów! I metra też!
Bardzo
spodobał mi się sposób, w jaki autor pisze o muzyce i muzykowaniu:
bez nadęcia, z polotem i uczuciem. Celny opis pasji nie ogranicza
się w tej książce do śpiewania. Rafał Witek napomyka też o
innym, na pewnym etapie życia dużo popularniejszym hobby. Miłość
młodych ludzi do środków komunikacji, zwłaszcza pojazdów
szynowych, wycieczki na stacje i końcowe przystanki, kolekcjonowanie
biletów, początki zainteresowania modelarstwem – znają to
wszystko zwłaszcza rodziny mieszkające w większych miastach.
Również ilustratorka dobrze czuje ducha "szynofilii",
łącząc dwie pasje Michała w cudownej ilustracji okładkowej, na
której charakterystyczny warszawski tramwaj jedzie po torach
pięciolinii. To zrozumienie dla spraw dzieci, przejawiane przez
oboje twórców, jest kluczem (niekoniecznie wiolinowym) do sukcesu
"Michała i 38" w naszej czytelniczej rodzinie, a także,
mam nadzieję, szerszego, ogólnopolskiego, a może międzynarodowego
powodzenia książki. Przecież na całym świecie mieszkają młodzi
ludzie tacy jak Michał i jego koleżanki oraz działają chóry
podobne do Mille Voci czy Piccolo Coro dell' Antoniano.
Zazwyczaj
uważa się, że bohater książki dla dzieci powinien być w wieku
czytelnika lub odrobinę od niego starszy, by odbiorca mógł wczuć
się w przygody protagonisty, zidentyfikować z nim. W przypadku
"Michała i 38" zasada ta się nie sprawdza, bo nawet
chłopiec starszy od Michała o cztery lata dał się wciągnąć,
ponieść lekturze i był bardzo usatysfakcjonowany wszystkimi
pointami wieńczącymi rozdziały. Publikacja jest pełna wesołych,
ciepłych ilustracji, co gwarantuje, że lektura przyciągnie również
młodsze dzieci. Treść i oprawa graficzna znajdą uznanie u
wyjątkowo szerokiego grona czytelników, w wieku mniej więcej 6-13
lat, tu przerwa, a potem 25+, już bez górnej granicy. Wszyscy
dorośli, pracujący lub przebywający na co dzień (i od święta,
choćby w przypadku dziadków) z dziećmi, wiele skorzystają obcując
z książką Rafała Witka, który tak naturalnie kontynuuje
pisarskie, pedagogiczne i moralne dzieło Janusza Korczaka. "Michał
i 38" sprawdzi się jako punkt wyjścia do rodzinnych,
międzypokoleniowych rozmów, lektura szkolna (nie tylko na lekcjach
języka polskiego, także w ramach zajęć z wychowawcą czy
pedagogiem), podstawa scenariusza teatralnego lub filmowego czy
wreszcie impuls do stawienia się na najbliższej próbie dowolnego
chóru.
Bożena
Itoya
Rafał
Witek, Michał i 38, zilustrowała Joanna Kłos, Wydawnictwo
Literatura, Łódź 2018.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz