Wydawnictwo
Media Rodzina przygotowało niedawno polską edycję książki
"Nevermoor. Przypadki Morrigan Crow" Jessiki Townsend.
Powieść jest debiutem australijskiej autorki, dość otwarcie
nawiązującym do przygód nastoletniego czarodzieja z Hogwartu.
Niespodziewanie moc podobieństw z serią o Harrym Potterze pozwala
stwierdzić niedoskonałości książek J.K. Rowling. W Nevermoorze
wszystko ma większy sens – i ten metafizyczny, i literacki,
fabularny.
Przy
Zachodniej Bramie jedna z członkiń Towarzystwa Wunderowego wdrapała
się na podwyższenie i przemówiła do kandydatów.
– Wszyscy
do mnie! Nie, bez wierzchowców, to potrwa tylko chwilkę. Dziękuję.
A teraz proszę o ciszę. Cisza! – krzyknęła przez megafon. –
Uwaga, kandydaci, bo nie będę powtarzać!
Morrigan
bała się, że głośne bicie jej serca zagłuszy słowa mówczyni.
– Próba
Gonitwy to nie wyścig – obwieściła dudniącym głosem kobieta. –
W każdym razie nie do końca. W tej gonitwie liczy się strategia.
Nie chodzi o to, by dotrzeć do linii mety, lecz o to, by znaleźć
tarczę.
Bohaterkę,
Morrigan Crow, poznajemy u progu jej jedenastych urodzin urodzin i
zarazem Wieczoru Przesilenia, kiedy to ma umrzeć. Początek
opowieści sprawia wyjątkowo ponure wrażenie, ale jej rozwój
przyniesie przestraszonemu czytelnikowi ukojenie. Morrigan jest
samotna, odtrącana i nielubiana we własnej rodzinie, złożonej z
ojca, sprawującego urząd kanclerza miasta Szakalin Corvusa Crowa,
macochy oraz babki ze strony ojca. Nad dziewczynką wisi bowiem
klątwa, należy ona do przeklętych dzieci, które przynoszą
nieszczęście wszystkim, z którymi się zetkną. W specyficznym
cyklu czasu tego świata przeklęte dzieci umierają w swoje
jedenaste urodziny, jak się jednak łatwo domyślić Morrigan
przeżyje i zostanie włączona w nurt fantastycznych przygód. Wraz
z nią poznamy rzeczywistość podzieloną na różne wymiary,
kształtowaną przez niezwykłe talenty i dary, w której
codziennością są magiczne stworzenia, czasem służące jako
wierzchowce, kiedy indziej będące inteligentnymi, obdarzonymi
ludzką mową (i sposobem bycia) przyjaciółmi.
Bohaterka
zostaje uratowana przez ogniście rudego, nieco zwariowanego
jegomościa – Jupitera Northa, fruwającego na ilustracji z tyłu
okładki. Ten Szalony Kapelusznik, Willy Wonka, Albus Dumbledore i
Syriusz Black w jednym ściga się z przerażającymi myśliwymi,
usnutymi z cienia i polującymi na Morrigan, w Wieczór Przesilenia
przenosząc dziewczynkę przez tarczę miejskiego zegara do
równoległej krainy, tytułowego Nevermoor. Właściwa akcja
rozpoczyna się właśnie od tej zaskakującej i niezrozumiałej dla
samej Morrigan gonitwy, a właściwie ucieczki, odbywanej w
cudacznej, pająkowatej machinie. Na miejscu czeka dziewczynkę
między innymi uroczystość, której punktem kulminacyjnym jest
pokazany na okładce skok z parasolem z dachu hotelu Deukalion,
nowego domu wcale już nie przeklętej Morrigan Crow. Jedni, jak ja,
będą mieli skojarzenia z Mary Poppins, inni, jak przynajmniej dwóch
kolegów mojego dwunastoletniego syna, z pewną modną, podobno
najpopularniejszą na świecie grą (nie, niestety nie planszową).
Jupiter
okaże się właścicielem magicznego, zmieniającego się hotelu
oraz szanowanym członkiem elitarnego Towarzystwa Wunderowego. Nie
jest to szkoła ani ministerstwo magii, jak u J.K. Rowling, ale jakby
cech czarodziejów (choć to określenie nie pada). Tylko osoba
należąca do Towarzystwa może zaproponować kandydata na ucznia,
który kiedyś dołączy do zacnego grona. Morrigan zostaje wskazana
przez Jupitera, choć sama nie wie, z jakiego powodu, co w niej jest
wyjątkowego. Marzy o zyskaniu przyjaciół i rodziny, ale czekają
ją trudne egzaminy wstępne, z których formy i przebiegu zdaje
sobie sprawę dopiero, gdy trwają: Próba Słowa (Przemowy), Próba
Gonitwy, Próba Strachu, Próba Pokazowa.
Mimo
obecności (czających się jeszcze) złych mocy, ponurych legend z
dość odległej przeszłości oraz jeszcze gorzej nastrajających
lokalnych, szakalińskich uprzedzeń, Nevermoor jest krainą pogodną,
pełną światła i sprawiedliwości, choć jednocześnie
przesiąkniętą dziwactwem i miłującą znakomite elity, na których
zbudowany był przecież także świat czarodziejów w Harrym
Potterze. Nas w "Przypadkach Morrigan Crow" oczarował
wysoki wskaźnik przygodowości, lekturę uprzyjemniały też
niektóre zabawne persony. Na szczęście Jessica Townsend przeważnie
unika zawiłości męczących nas w serii o Harrym Potterze, tylko na
początku historii Morrigan byliśmy nieco zagubieni z powodu
nadmiaru informacji o nieznanym nam świecie, ale nawet młodszym
nastolatkom prędko uda się je przyswoić. Książkę czyta się
szybko z tendencją do "błyskawicznie", właśnie dlatego,
że chce się zrozumieć tajemnice Nevermooru.
Wyglądało
na to, że ludzie wiedzą, co się zaraz zdarzy. Młodsze dzieci
chichotały i trącały się łokciami, gdy Święty Mikołaj
demonstracyjnie drapał się po brodzie udając, że nie ma pojęcia,
co zrobić, gdyż Królowa Jul go pokonała.
Nagle
najwyraźniej coś przyszło mu do głowy. Klasnął z zachwytem i
wyciągnął ręce do publiczności, raz po raz obracając się w
miejscu. Świece zapalały się spiralnie, jedna po drugiej, coraz
szybciej i szybciej, dalej i dalej. Miarowy szum samoczynnie
ożywających płomyków przemieszał się z głośnym śmiechem
uczestników zabawy. Wkrótce cały plac rozbłysnął złocistym
światłem.
Mikołaj
i Królowa Jul objęli się jak na starych przyjaciół przystało i
z uśmiechem ucałowali się w policzki. Renifery zebrały się wokół
Prószka i pocierały się o niego szyjami, a on dla zabawy łapał
je zębami za poroża i lizał po pyskach. Elfy rzuciły się do stóp
Królowej.
Czerwony
tłum wymieszał się spontanicznie z zielonym, a kibice Mikołaja i
Śnieżynki przystąpili do wymieniania się elementami odzieży –
ktoś dostał szkarłatną rękawicę za szałwiowy szalik, ktoś
inny kwiat fuksji za szmaragdową czapkę. W końcu nie dało się
już odróżnić zwolenników Królowej Jul od wielbicieli Mikołaja.
Zestawienia
z Harrym Potterem są tu nie tylko nieprzypadkowe, ale wręcz
wymuszone. Omawiana książka celowo została zbudowana na
wielokrotnie już kalkowanych schematach fabularnych, wątkach i
gabinecie osobliwości, jakie w literaturze dziecięcej
spopularyzowała (ale wcale ich nie wymyśliła, a jedynie
"pożyczyła") demiurżka Hogwartu i ulicy Pokątnej. Celem
autorki "Przypadków Morrigan Crow" z całą pewnością
było stworzenie nowego, żeńskiego "Harry'ego Pottera" i
porównywanie jej dzieła z dokonaniami J.K. Rowling. Szkoda, bo
Nevermoor wydaje się mieć większy potencjał, gdyby uniknięto
szablonów, australijska seria mogłaby być wręcz genialna. A tak,
uproszczono fanów Harry'ego Pottera do czytelników, którzy by
polubić coś nowego, muszą mieć łopatologicznie podane
podobieństwa do kultowego cyklu. My wolelibyśmy, gdyby postawiono
na oryginalność, dalsze pokrewieństwo literackich światów. Chyba
że Morrigan za jakiś czas spotka Harry'ego albo przeniesie się do
Hogwartu, wtedy dziesiątki zbieżności i nawiązań uznalibyśmy za
uzasadnione.
Jessica
Townsend zachowuje dramatyzm niezbędny w takich powieściach, ale
też rozładowywanie atmosfery następuje tu częściej i przebiega w
"zdrowszy" sposób niż w utworach J.K. Rowling, gdzie mrok
i szarpanie się bohatera ze sztucznie narastającymi przeciwnościami
były zdecydowanie przesadzone. W Nevermoor zastajemy wiele ciepła,
serdeczności, pokoju lub przynajmniej dążenia do niego, wiary w
człowieka, która daje pokrzepienie i nadzieję. Konflikty są
rozwiązywane, bohaterowie zyskują pewność siebie, w tym siebie
nawzajem, bo uczą się także okazywać zaufanie i polegać na
innych.
Fenia
była w dziwnym nastroju. Przez całą drogę nie robiła żadnych
sarkastycznych uwag, a teraz dreptała wzdłuż linii startowej przy
Zachodniej Bramie, piorunując wzrokiem rywali. Jupiter podszedł do
niej niepewnie.
–
Fenestra? – odezwał się, ale go
zignorowała. – Feniu? – spytał głośniej. – Feńka?
Fenestra?
Fenia
mamrotała do siebie jednostajnym, warkliwym głosem, mrużąc
bursztynowe oczy. Jej uwagę przykuł duży, gruboskórny nosorożec.
– Feniu?
– powiedział znowu Jupiter, delikatnie stukając ją w ramię.
– Ten
tam. – Wskazała ruchem głowy. – Ten gamoń z rogiem i
głupkowatymi uszami. Niech lepiej nie włazi mi w paradę i uważa
na ten swój wielki szpikulec na nochalu, bo dam mu popalić.
– Co
mu dasz popalić? – zapytał Jupiter.
– Oberwie
z byka. On i ten diabełek na jego grzbiecie.
Jupiter
i Morrigan popatrzyli po sobie. Nie mieli pojęcia, co wstąpiło w
Fenię.
– Ale
wiesz, że ten diabełek to dziecko? – zapytał Jupiter ostrożnie.
Prychnęła
w odpowiedzi i wskazała łapą chłopca, który nerwowo ściskał
wodze kucyka.
– Temu
też dam do wiwatu, i jego bestii z piekła rodem – zapowiedziała.
Jupiter
parsknął śmiechem i pośpiesznie zasłonił usta, udając, że się
rozkaszlał.
– Feniu,
to kucyk – zauważył. – Chyba jesteś...
Fenestra
przysunęła głowę do twarzy Jupitera.
– Jeśli
przytruchta do mnie na tym spasionym półkoniu, będzie po nich obu
– wycedziła chrapliwie. – Jasne?
Ruszyła
w kierunku chmary kandydatów kręcących się przy rejestracji i
prezentując groźną postawę, zaczęła przechadzać się tuż
przed nimi.
Jupiter
uśmiechnął się z zakłopotaniem do Morrigan, która czekała na
wyjaśnienie, dlaczego magnifikot Fenestra przemienił się w
gangstera Feńkę z więziennego spacerniaka.
– Ona...
lubi rywalizację – wyjaśnił. – Zostało jej to z czasów walk
w klatce.
– W
czym?
W
powieści "Nevermoor. Przypadki Morrigan Crow",
przynajmniej w jej polskiej wersji, zwraca uwagę dbałość o język.
Ogólnie jest to solidny, przemyślany przekład. Tłumacze
(Małgorzata Hesko-Kołodzińska i Piotr Budkiewicz) użyli
dowcipnych neologizmów i indywidualizmów, z naszym ulubionym (pod
względem językowym i charakterologicznym) magnifikotem na czele. Aż
chce się zabrać za obmyślanie własnego czarodziejskiego uniwersum
z niepowtarzalnymi nazwami, a to tylko dodatkowy efekt lektury,
przede wszystkim zaspokajającej podstawowe potrzeby mola
książkowego. Czytając tę powieść młody człowiek często bywa
zaintrygowany, rozbawiony i po prostu szczęśliwy. Zaś zakończenie
pierwszego tomu nie powoduje, że mamy ochotę rzucić się w
otchłań, bo nie wytrzymamy do chwili opublikowania kontynuacji (w
Australii: 30 października 2018 r., w Polsce: w kwietniu 2019 roku).
Finał "Przypadków Morrigan Crow" pozostawia pewne
niewiadome, ale przynosi też kilka rozwiązań i wystarczających
nam (na jakiś czas) tropów, domysłów. Życzymy miłych rozmyślań
wszystkim czytelnikom "Nevermooru" i do siego
"Wundermistrza. Powołania Morrigan Crow"!
Bożena
Itoya
Jessica
Townsend, Nevermoor. Przypadki Morrigan Crow, ilustrował Jim Madsen,
tłumaczyli Małgorzata Hesko-Kołodzińska i Piotr Budkiewicz,
Wydawnictwo Media Rodzina, Poznań 2018.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz