cudanakiju.pl

cudanakiju.pl

czwartek, 3 stycznia 2019

Wilczki Wilkonia


Książka "Wilczki" adresowana jest do najmłodszych czytelników, a właściwie nawet do tych dzieci, które tylko słuchają i oglądają, a jeszcze nie czytają. Svenja Herrmann napisała (pierwotnie w języku niemieckim) ładną, prostą opowiastkę do obrazów Józefa Wilkonia, całkiem dojrzałych, bo liczących sobie ponad 40 lat. Wilczki są cztery, w trakcie lektury często je liczymy – z autorką i ilustratorem, bo oboje równolegle prowadzą nas coraz głębiej w leśną przygodę. A do jej rozpoczęcia potrzebny będzie tylko jeden krok jednego z wilcząt.

Pewnej rozgwieżdżonej nocy młoda wilczyca obudziła się w swojej norze. Jej matka była właśnie na polowaniu, więc szczenię odważyło się zrobić krok w stronę wyjścia. Powiew słodkiego wiosennego powietrza uderzył je w nozdrza, na co młode zaskomlało.

Stylizacja narracji na dawną przypowieść o zwierzętach, taką daleką krewną utworów Rudyarda Kiplinga (z powodu tematu nasuwa się też skojarzenie z "Białym Kłem" Jacka Londona, ale to jeszcze odleglejsze powiązania), powoduje pewną archaizację języka. Zabieg ten pasuje do poetyckiego obrazu nocnej kniei, odmalowanego i słowem, i pędzlem. Tekst pozostaje zrozumiały nawet dla maluchów i uniwersalny, ponieważ badanie świata na własną rękę (lub łapę) dotyczy wszystkich młodych.

I znów zobaczyły cztery wodne wilczki, które łypały na nie ciekawskimi oczkami. Cóż robić? Trzeba wskoczyć do jeziorka i zawrzeć przyjaźń. Jeden, dwa, trzy, cztery! Ale nikt się nie ruszył.
Wtedy mała przewodniczka zdobyła się na odwagę i pierwsza wskoczyła do wody.
Jeden, dwa... Trwało to wprawdzie nieco dłużej, ale zabrzmiało i "trzy".
Jeden, dwa, trzy, cztery! Serca waliły jak szalone.

Historia podróżujących i w pewnym momencie zagubionych w lesie wilczków okazała się łagodna, nieskomplikowana oraz wyważona, bo choć raczej pouczająca, to zdarzają się i fragmenty humorystyczne. Mali miłośnicy natury znajdą w niej tchnienie wolności nieskażone ludzką ingerencją, puszczański mikrokosmos, pewnie zechcą się przyłączyć do wilczego zewu szczeniąt i ich matki. Bo też opowieść oczywiście ma szczęśliwe zakończenie, z zapachem domu i matczynym ciepłem.
Wielbiciele malarstwa i grafik Józefa Wilkonia zastaną w "Wilczkach" wszystko to, co najbardziej "Wilkoniowate". Rozmyte kształty zwierząt, ich charakter oddany jakby kilkoma maźnięciami pędzla – niby to oczywiste, ale jakoś nikt inny tak nie potrafi. Wilki Wilkonia są bardzo... wilcze, zwierzęce, artysta nie próbuje robić z nich dziecięcych maskotek, pozostają dzikie, należą tylko do siebie. Atmosferę książki tworzą i portrety zwierząt, i obrazy puszczy, przy czym bardzo istotne są barwy, te rozmaite szarobure tonacje sierści, ściany drzew, ściółki, nieba. Widać, że wilczki należą do lasu i las do nich, stapiają się ze sobą, tworzą zgodną całość, złożoną jednak z niezależnie bytujących elementów. Relację tę można w pewnym stopniu przenieść na płaszczyznę książki, bo też tekst "Wilczków" dobrze współgra z ilustracjami, chociaż właściwie słowa nie są tu konieczne. Józef Wilkoń słusznie został wskazany na okładce i stronie tytułowej nie jako ilustrator, ale współautor, dla mnie jest nawet głównym twórcą tej publikacji.
Bożena Itoya

Svenja Herrmann, Józef Wilkoń, Wilczki, tłumaczyła Anna Urban, Media Rodzina, Poznań 2018.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz