Pierwsza
powieść Pawła Wakuły wydana w młodzieżowej odsłonie serii "A
to historia!" wydawnictwa Literatura zaskakuje rozmachem,
literacką doskonałością i czystością gatunkową. Trudno
uwierzyć, że "Bjørn – Syn burzy" ukazał się w 2018
roku, jako utwór całkiem nowy, nasz, rodzimy, nie dzieło życia
jakiegoś klasyka ślęczącego przez dziesiątki lat nad rękopisem,
tylko powieść współczesnego, jak najbardziej aktywnego pisarza.
To jedna z aż trzech książek Pawła Wakuły wydanych w świeżo
minionym roku, niby bardzo "historycznym", bo
doświadczyliśmy potopu publikacji i serii wpisujących się w
obchody 100-lecia odzyskania niepodległości przez Polskę, jednak
"Bjørn" nie pasuje ani do tego jubileuszu, ani do
potocznego myślenia o nauczaniu historii w książce dla dzieci, ani
w ogóle do powszechnego podejścia do książki dla młodych. W
czasach dominacji obrazu oraz mody na nieodróżnianie literatury od
książek popularnonaukowych i obraz(k)owych, w epoce krótkich,
prostych form (para)literackich, gdy literatura młodzieżowa
identyfikowana jest z nieco skandalizującymi, ale równocześnie
pouczającymi książkami o palących problemach współczesności
(przy czym często są to lektury kalkujące amerykańskie hity),
kiedy granice między literaturą piękną a popularną ulegają
zatarciu lub zapomnieniu, dostajemy obszerną (386 stron), klasycznie
rozumianą powieść historyczno-awanturniczą osadzoną w realiach
Europy sprzed nie 100, ale 1000 lat.
Powieść
historyczna Pawła Wakuły jest zarazem kryminałem i młodzieżową
"przygodówką", każdy z tych typów prozy został w
"Bjørnie" znakomicie dopracowany, a zarazem dopasowany do
oczekiwań współczesnych nastolatków. Autorzy i wydawcy literatury
popularnej "dla niedorosłych" i tak zwanego nurtu young
adult nie krępują się poruszać kwestii niegdyś wstydliwych,
ba, w dobie #metoo wręcz należy łamać tabu i pisać o sprawach
kontrowersyjnych, królujących w hasztagach, memach, filmikach,
postach o tysiącach czy milionach udostępnień.
"Paradokumentalizacja" książki młodzieżowej jest
faktem, więc gdzie tu miejsce dla powieści historycznej? Otóż
Paweł Wakuła wykorzystał modę na dosadność i realizm tekstu dla
swoich literackich celów, pokazując jedenastowieczne realia z
bezpośredniością godną serialu "Gra o tron" (i
odwołując się do masowej, popkulturowej fascynacji wikingami).
Jeśli więc sądzicie, że moglibyście zanudzić się "Bjørnem",
bo przyzwyczailiście się, że w prozie adresowanej do młodzieży
poruszane są tematy takie, jak problemy rodzin mieszanych kulturowo
i narodowo, patchworkowych, homoseksualizm, przemoc rówieśnicza i
seksualna, bullying, to bez obaw, znajdziecie je i tu.
Stare
kobiety spluwały na mój widok, a mężczyźni przyglądali mi się
ponuro. Pewnie zastanawiali się, co zrobiliby, gdyby to ich spotkała
taka hańba. Jak wiesz, dzieci na całym świecie naśladują
dorosłych, lecz są od nich o wiele okrutniejsze, więc prędko dały
mi poznać, co to znaczy być odmieńcem.
Moim
zadaniem nie jest streszczanie fabuły, nie mogę też zdradzić za
wiele o tym, kim jest tytułowy bohater i które wydarzenia oraz
osoby przedstawione w książce są prawdziwe (to znaczy
udokumentowane w kronikach i innych dokumentach uznawanych przez
historyków za wiarygodne). Tę wiedzę najlepiej uzyskać po
lekturze, zasięgając informacji u autora, który przygotował
bardzo rzeczową (i dowcipną) Notę autorską oraz szczegółowe
Noty biograficzne i Noty historyczne. Wcześniej najważniejsza jest
dobra zabawa czytelnika, jego "wejście" w historię,
obcowanie z literackim kunsztem, a nie znajomość i rozpoznawanie
faktów. My zostaliśmy wciągnięci przez tę niezwykłą opowieść
już na jej pierwszej karcie, zupełnie niehistorycznej.
Norny
– Szepczące, boginie przeznaczenia – siedziały u podnóża
olbrzymiego jesionu Yggdrasil – drzewa światów i przędły nici
ludzkiego żywota. Ponad ich głowami wisiały trzy księżyce, z
których jednego przybywało, drugi był w pełni, a trzeci właśnie
zmieniał się w cienki sierp.
(...)
Nagle Skuld wydała stłumiony okrzyk:
– Siostry,
spójrzcie! Widziałyście już coś podobnego?
Urdhr
zbliżyła swoje niewidzące oczy do kądzieli dziewczyny i wciągnęła
powietrze, obwąchując kilka splątanych ze sobą złotych nici.
– To
znak, że w Midgardzie właśnie narodził się śmiertelnik, którego
dola na dobre i na złe połączyła się z losem wielkich królów i
potężnej królowej. Będzie mu dane życie pełne przygód, łaska
bogów i podziw śmiertelników... Zobaczy cuda tego świata, zazna
miłości, przyjaźni i zdrady, niejeden raz zanurzy swój miecz w
krwi wrogów, jak przystało na bohatera, który po śmierci ma
zasiąść w Walhalli u boku Odyna... Lecz nim nadejdzie ten dzień,
ty, Skuld, będziesz musiała przeciąć splątane nici i nigdy nie
będziesz wiedziała, kogo pozbawisz w ten sposób życia!
Arne
Ingvarsson, Saga o Bjørnie Stenskalle
Paweł
Wakuła jako pisarz porusza się na granicy powieści i sagi
królewskiej czy bohaterskiej, nawiązuje też do (chlubnej lub nie,
według mnie cennej i ciekawej) dziewiętnastowiecznej tradycji
europejskiej polegającej na tworzeniu... falsyfikatów
średniowiecznych podań, utworów poetyckich, epickich czy innych
skarbów kultury pisanej. Tłem wymyślonej przez autora akcji są
niesnaski i sojusze panujące w jedenastowiecznej Europie: w krainach
Polan, Normanów, Dunów, w wielu innych miejscach, które odwiedza
Żyd Ibrahim, jedna z najciekawszych postaci, wędrowiec i
(przypuszczalnie) szpieg znający każdego istotnego władcę i
mający radę na wszystko. Podopiecznym Ibrahima zostaje kilkuletni
Bjørn, którego my poznajemy kilkadziesiąt lat później, na
początku XI wieku, jako siwego wikinga. Za więzienie (a może
schronienie?) służy mu wówczas zrujnowany klasztor na wyspie
Lindisfarne (Anglia). Stary woj ma sławę berserka, mężczyzny
wpadającego w zwierzęcy szał, może też zmieniającego się w
niedźwiedzia – to właśnie jego widzimy na okładce (autorstwa
Marcina Minora) z niedźwiedzią głową. Bjørnowi towarzyszy ośmiu
mnichów "rezydujących" na Lindisfarne, w miarę rozwoju
fabuły stają się oni nie tylko słuchaczami dramatycznych,
krwawych opowieści wikinga o jego młodości, ale także świadkami
i uczestnikami sensacyjnych wydarzeń w czasie aktualnym. Aktorami w
tym spektaklu są również czterej zbrojni wikingowie zesłani na
wyspę z rosłym, groźnym, legendarnym wręcz Bjørnem jako jego
strażnicy.
Retrospekcje
Bjørna Stenskalle na żądanie Knuta Wielkiego (króla Danii, Anglii
i Norwegii) spisuje opat Brendan. Wyjątkowo interesująco wypada
właśnie opis procesu tworzenia historii o człowieku swoich czasów.
Obserwujemy porozumienie łączące mnicha z wojownikiem, obustronną
zgodę na swój los i tych losów połączenie. Przeplatają się tu
relacje sojusznik-zdrajca (swoich zasad lub władcy),
powiernik-doradca, obrońca-podopieczny, przy czym niekiedy ulegają
one zamianie – niespodziewanie ten, który miał słuchać, zwierza
się, a spodziewany złoczyńca okazuje się cennym pomocnikiem,
nawet ratownikiem. Niespodzianki zdarzają się także w stosunkach
między innymi postaciami, wiarygodnie zarysowanych, czasem
pokazanych dokładniej. Autor rozpala naszą ciekawość i wyobraźnię
pozostawiając wiele niedopowiedzeń, a portrety psychologiczne
bohaterów są tak realistyczne, że czytając mieliśmy wrażenie
kontaktu z żywymi osobami.
– Dobrze
byłoby też, gdyby znalazło się jakieś piwo – ciągnął
wiking. – Opróżniliśmy do dna beczułkę, którą zabraliśmy ze
statku, a wcale nie była pełna, bo jak dobrze wiesz, musieliśmy
przedtem upić więźnia...
Brendan
nie przerywał pisania, stawiał obok siebie równe, zaokrąglone
litery, raz po raz maczając pióro w inkauście. Wiedział, jak taka
czynność onieśmiela prostych ludzi.
– Ojcze?
– mruknął niepewnie woj. – Czy ty mnie słyszysz?
Brendan
nieśpiesznie podniósł na niego wzrok, najwyraźniej ten człowiek
rządził pozostałymi, bo wypowiadał się w ich mieniu. Właśnie
jego należało przede wszystkim poskromić.
– Jak
ci na imię? – spytał.
– Jestem
Bork, syn Jorunda... – Mężczyzna oblizał suche spierzchnięte
wargi. – Ci tutaj to Czarny Glum i Uve Krzykacz, tego zaś z
obwiązaną gębą zwą Małym Ormem. Co będzie z naszym posiłkiem?
Brendan
odłożył pióro i posypał pergamin drobnym piaskiem, żeby
wchłonął inkaust. Nie śpieszył się, każda sekunda zwłoki
coraz bardziej wyprowadzała jego rozmówcę z równowagi.
– Ojcze...
– Milcz!
– głos opata zabrzmiał jak trzask bicza. – Muszę znać wasze
imiona, bo właśnie piszę list do earla Northumbrii. Eryk z Lade
musi dowiedzieć się o waszym niegodziwym zachowaniu! – Bork
Jorundsson wytrzeszczył oczy, ale Brendan nie pozwolił mu ochłonąć.
– Może wasi następcy będą zachowywali się lepiej!
Czterech
mężczyzn wymieniło zdumione spojrzenia.
– Nasi
następcy?
– A
coś ty myślał? – Brendan roześmiał się wzgardliwie. – Że
będę tolerował w opactwie podobnych łotrów? Mam nadzieję, że
Eryk każe was wychłostać... Choć nie postawiłbym nawet
oberżniętego pensa na to, że ujdziecie z tego z życiem! Napaść
na ludzi będących pod ochroną opactwa Lindisfarne, kradzież
owiec, awantury w poświęconym miejscu... Król Knut karze takie
zachowanie gardłem!
– Jak
to owiec? To było tylko jedno małe jagnię! – wybełkotał Mały
Orm.
Autor
doskonale wywiązuje się także z roli historyka, sprawozdawcy
dawnych czasów i zwyczajów, znawcy systemów wartości odmiennych
od współczesnych. Poznajemy dzieje ziem polskich z innej,
nierodzimej perspektywy. Paweł Wakuła detronizuje mity o początkach
Polski, te wkuwane na pamięć dumne sformułowania o chrzcie,
europejskości i światłości zeń płynących. Nas wychowano na
skrótowej, szkolnej wiedzy, ale następne pokolenie, czytając dobrą
młodzieżową literaturę historyczną, ma szansę na odejście od
tej bezrefleksyjnej nauki. Jest to oczywiście bardzo optymistyczna
wizja, bo samych zajęć z przedmiotu "Historia i społeczeństwo"
w szkole podstawowej jest aktualnie mniej niż w moim dzieciństwie,
trzeba więc wiedzieć, gdzie szukać skutecznych i ciekawych
sposobów na poszerzanie żałosnej bazy (45 minut historii na
tydzień w piątej klasie, 90 minut w szóstej klasie).
Przygody
(i tragedie) Bjørna
Stenskalle
wplecione w wielką historię zapadają w pamięć, przybliżają
funkcjonowanie machiny dziejów, pozwalają zrozumieć, jak w Europie
kształtowały się rządy dynastii, ogromne
i małe państwowości,
narody. Są to historie
opowiadane niczym
legenda albo
poemat epicki,
taka "Kalevala"
naszych czasów,
niepozbawiona humoru i nowoczesnego myślenia o literaturze.
Powieść "Bjørn – Syn burzy" zawiera nie
tylko opis tak dziś modnych wierzeń skandynawskich (nordyckich) i
słowiańskich, ale także szerszą charakterystykę trudnych czasów
przejścia od pogaństwa do chrześcijaństwa, pokazanych czasem z
etnograficzną precyzją, kiedy indziej zaś z przymrużeniem oka. Do
konwencji bohaterskiej
opowieści podanej
półżartem
pasują nawet tytuły rozdziałów, małe arcydziełka,
sformułowane w sposób przemyślany, intrygujące, czasem w pełni
zrozumiałe (w tym zabawne) dopiero po lekturze danego rozdziału.
– Cieszę
się twoim szczęściem, panie – powiedział
uroczyście Żyd. (...)
– To
tylko kolejna nic niewarta dziewczynka... – ciągnął Dobromir,
pocierając z zakłopotaniem podbródek. – Mam ich już sześć,
ale co zrobić, takie są wyroki boskie. Ten obmierzły cap Sulgast
rozpowiada, że to klątwa za to, że w swoim czasie wyparłem się
starych bogów, ale nie ma racji! Czyż nie składam obiat w świątyni
na wzgórzu, tak jak to czynili moi przodkowie? Rok w rok darowuję
Trzygłowowi dwanaście najlepszych jałówek i sześć beczułek
miodu. A może nie dbam o siano i owies dla wyrocznego konia? Nie
sądzę, żeby Trzygłów był ze mnie niezadowolony! Być może
Sulgast wolałby, żebym kazał złożyć w ofierze człowieka, jak
to bywało dawniej, ale na to niech nie liczy! My tu, w Brennie,
jesteśmy dobrymi chrześcijanami!
Proza
Pawła Wakuły nie zawsze jest wesoła, ale nigdy nie przestaje być
fascynująca, wręcz uwodzicielska, nawet gdyby było to kuszenie
niepokojące i ciut niemoralne. "Bjørn – Syn burzy" to
jeden z niewielu znanych mi utworów literackich dla młodzieży, w
których pojawia się miłość zmysłowa, bez sztucznego romantyzmu,
po prostu prawdziwe nastoletnie pożądanie. Oczywiście takie ujęcie
może zbulwersować część dorosłych czytelników, podobnie jak
fizyczność i dosadność w scenach batalistycznych oraz innych
związanych z wojaczką. Do mnie i mojego syna te obrazy przemawiają,
wydają się nam potrzebne i dobrze umotywowane, stanowią po prostu
istotny element obrazu Europy w powijakach, występnej, prymitywnej,
innej niż znamy z dumnych pocztów władców i dynastii. Zwłaszcza
że w najpopularniejszych źródłach wiedzy niewiele się wspomina o
bastardach, nieślubnych synach władców, którzy w historii Bjørna
grają pierwsze skrzypce.
Kolejnym
zaskoczeniem, jakie przyniosła mi lektura "Syna burzy",
był wizerunek starości poczciwej, trochę zagubionej,
zdziecinniałej, graniczącej ze śmiercią. Taki obraz rzadko zdarza
się w książkach dla młodych czytelników, przypominam sobie tylko
stetryczałego staruszka z opowieści o córce burzy – "Ronji,
córki zbójnika". U Astrid Lindgren był Łysy Per, Paweł
Wakuła przedstawił nam brata Kaliksta. Narrator zręcznie przełącza
się na myślenie poszczególnych postaci, pokazując ich sposób
postrzegania i odczuwania świata, a mnie najbardziej wzruszyło
właśnie to, co w duszy Kaliksta gra.
Rzeka
płynęła, klasztor trwał, a tymczasem on z małego chłopca
zmienił się w mężczyznę, potem starca. Wreszcie kazano mu resztę
życia spędzić na Lindisfarne... Dlaczego?
Kalikst
poruszył się niespokojnie. Nie lubił tej wyspy, wszystko było mu
tu obce. Jego młodsi bracia szeptali coś po kątach, a on miał już
słaby słuch i nie wiedział, o co im chodzi, był pewien, że
śmieją się z niego. W wieży mieszkał siwy wiking, który posiadł
jakąś straszną tajemnicę. Dionizy, Cynebald, Euzebiusz,
Remigiusz, Anzelm i Will... Oni wszyscy skradali się pod drzwi jego
celi, żeby posłuchać, co ma do powiedzenia. Po co?
Wiedziony
impulsem, Kalikst wstał z pryczy i zapalił kaganek. Przeszedł
przez pusty refektarz i wyszedł na wewnętrzny dziedziniec. W oknie
narożnej wieży nie paliło się światło, ale mimo to zaczął
wspinać się na schody. Ostrożnie i powoli, czyli tak jak zwykle,
bo od jakiegoś czasu nogi zaczęły odmawiać mu posłuszeństwa. W
słabym świetle widział, że schody są dziurawe, ale nie bał się.
W jego wieku niewiele było rzeczy, których warto było się bać.
–
Udowodnię im wszystkim, że nie
jestem gorszy... – szeptał sam do siebie.
Gdy
mijał okno, jakiś podmuch zgasił płomień. Staruszek zawahał
się, teraz naprawdę miał kłopoty. Nagle opuściła go cała
złość, jedyne, czego teraz pragnął, to z powrotem znaleźć się
w łóżku pod ciepłym kocem z owczej wełny. Ostrożnie odwrócił
się na pięcie i, macając dłonią po ścianie, zaczął schodzić
z wieży. Wciąż jeszcze nie bał się. Nie było czego.
Szło
mu dobrze, ale mimo to zatrzymał się. Wydało mu się, że cień
przed nim jest czarniejszy niż powinien. Wyraźnie słyszał czyjś
stłumiony oddech, a może to był tylko szum wiatru. Ostrożnie
wyciągnął przed siebie drżącą rękę.
Lektura
"Bjørna" uświadamia, jak złożona i wymagająca jest
praca pisarza. Po pierwsze, dostrzegam ogrom pracy badawczej, jaką
autor musiał wykonać przygotowując materiały do książki. Jednak
rekonesans (teoretycznie) może przeprowadzić każdy, trudniej
napisać utwór o walorach artystycznych. Po drugie zatem, docenić
należy koncept powieści, dwutorowy sposób prowadzenia narracji
(obie płaszczyzny akcji są równie ciekawe!), głębię fabuły,
przy zachowaniu jej przejrzystości, język (archaizowany, kiedy
trzeba) oraz humor "Syna burzy". Książka Pawła Wakuły
sprawiła ogromną przyjemność mojemu dwunastoletniemu synowi,
najbardziej docenią ją właśnie oczytani chłopcy w tym wieku i
starsi fascynaci bohaterskich przygód z przeszłości. Oczywiście
nie wykluczam żeńskiego grona czytelniczego, sama należę do
(zapewne) najzagorzalszych fanek Bjørna.
Przed
zajęciami ojca Wicelina Luca podszedł do mnie z nadąsaną miną.
– Gdzie
mój chleb? – spytał.
– Tutaj!
– roześmiałem się, głaszcząc się po brzuchu. – Naprawdę
myślałeś, że ci go oddam?
Poczerwieniał
z gniewu i zamierzył się na mnie pięścią, ale ja nie czekałem,
aż wyprowadzi cios, skoczyłem do przodu i z całej siły
grzmotnąłem go w nos.
Luca
chciał złapać mnie wpół, ale ja już wskoczyłem mu na plecy,
złapałem za szyję i zacząłem okładać kułakiem po tłustym
karku. Mój prześladowca ryczał z wściekłości, ale nie mógł mi
nic zrobić.
Kilku
wyrostków z bandy, której przewodził Luca, jakiś chłopak z
Rawenny i dwaj Niemcy, rzuciło się, żeby ściągnąć mnie z jego
pleców, ale Bolko, niewiele myśląc, przewrócił im pod nogi ławę.
Natychmiast z dzikim krzykiem doskoczyli do nich synowie księcia
Rasława i zaczęli walić, ile wlezie. W sali rozpętała się istna
bitwa, Wieleci rzucili się na Obodrzyców, Sasi na Turyngów,
Longobardowie na Rzymian, drewniane pulpity łamały się z
trzaskiem, a wzbity z podłogi kurz skrył walczących. Tamtego dnia
wszystkie sąsiedzkie spory i plemienne waśnie wybuchły ze zdwojoną
siłą. Nasi ojcowie byliby z nas dumni.
Mocną
stroną powieści i bodaj ulubionym wątkiem mojego syna jest
braterstwo książęcych synów, chłopców przetrzymywanych jako
zakładnicy wysłani cesarzowi niemieckiemu przez własnych ojców.
Akcja prowadzona w Zamku Sokołów (Falkenburgu) obfituje w sceny
zabawne, dynamiczne, przepełnione atmosferą młodzieńczej
przyjaźni, która później może przetrwać najtrudniejsze próby.
Czy tak będzie, jeszcze nie wiemy, ponieważ książka nie
pomieściła całej relacji starego wikinga o jego dzieciństwie i
wczesnej młodości. W "Bjørnie – Synu burzy" zostało
zawiązanych kilka bliskich znajomości, sojuszy i wątków, których
rozwinięcia nie możemy się doczekać, bo powieść kończy się
wieloma znakami zapytania, a autor oznajmiał w mediach, że pracuje
nad jej kontynuacją. Póki co snujemy domysły, różne wersje
zdarzeń z życia Bjørna Stenskalle, jakbyśmy dalej czytali
opowieść o nim. I to też jest świetna zabawa.
Bożena
Itoya
Paweł
Wakuła, Bjørn – Syn burzy, okładka: Marcin Minor, Wydawnictwo
Literatura, Łódź 2018.
Po tej recenzji mam ochotę od razu kupić tę książkę. Dziękuję.
OdpowiedzUsuńDzięki, bardzo mi miło :)
UsuńAle co jest tym skarbem Graal?
OdpowiedzUsuń