cudanakiju.pl

cudanakiju.pl

piątek, 4 stycznia 2019

Bjørn – Syn burzy


Pierwsza powieść Pawła Wakuły wydana w młodzieżowej odsłonie serii "A to historia!" wydawnictwa Literatura zaskakuje rozmachem, literacką doskonałością i czystością gatunkową. Trudno uwierzyć, że "Bjørn – Syn burzy" ukazał się w 2018 roku, jako utwór całkiem nowy, nasz, rodzimy, nie dzieło życia jakiegoś klasyka ślęczącego przez dziesiątki lat nad rękopisem, tylko powieść współczesnego, jak najbardziej aktywnego pisarza. To jedna z aż trzech książek Pawła Wakuły wydanych w świeżo minionym roku, niby bardzo "historycznym", bo doświadczyliśmy potopu publikacji i serii wpisujących się w obchody 100-lecia odzyskania niepodległości przez Polskę, jednak "Bjørn" nie pasuje ani do tego jubileuszu, ani do potocznego myślenia o nauczaniu historii w książce dla dzieci, ani w ogóle do powszechnego podejścia do książki dla młodych. W czasach dominacji obrazu oraz mody na nieodróżnianie literatury od książek popularnonaukowych i obraz(k)owych, w epoce krótkich, prostych form (para)literackich, gdy literatura młodzieżowa identyfikowana jest z nieco skandalizującymi, ale równocześnie pouczającymi książkami o palących problemach współczesności (przy czym często są to lektury kalkujące amerykańskie hity), kiedy granice między literaturą piękną a popularną ulegają zatarciu lub zapomnieniu, dostajemy obszerną (386 stron), klasycznie rozumianą powieść historyczno-awanturniczą osadzoną w realiach Europy sprzed nie 100, ale 1000 lat.
Powieść historyczna Pawła Wakuły jest zarazem kryminałem i młodzieżową "przygodówką", każdy z tych typów prozy został w "Bjørnie" znakomicie dopracowany, a zarazem dopasowany do oczekiwań współczesnych nastolatków. Autorzy i wydawcy literatury popularnej "dla niedorosłych" i tak zwanego nurtu young adult nie krępują się poruszać kwestii niegdyś wstydliwych, ba, w dobie #metoo wręcz należy łamać tabu i pisać o sprawach kontrowersyjnych, królujących w hasztagach, memach, filmikach, postach o tysiącach czy milionach udostępnień. "Paradokumentalizacja" książki młodzieżowej jest faktem, więc gdzie tu miejsce dla powieści historycznej? Otóż Paweł Wakuła wykorzystał modę na dosadność i realizm tekstu dla swoich literackich celów, pokazując jedenastowieczne realia z bezpośredniością godną serialu "Gra o tron" (i odwołując się do masowej, popkulturowej fascynacji wikingami). Jeśli więc sądzicie, że moglibyście zanudzić się "Bjørnem", bo przyzwyczailiście się, że w prozie adresowanej do młodzieży poruszane są tematy takie, jak problemy rodzin mieszanych kulturowo i narodowo, patchworkowych, homoseksualizm, przemoc rówieśnicza i seksualna, bullying, to bez obaw, znajdziecie je i tu.

Stare kobiety spluwały na mój widok, a mężczyźni przyglądali mi się ponuro. Pewnie zastanawiali się, co zrobiliby, gdyby to ich spotkała taka hańba. Jak wiesz, dzieci na całym świecie naśladują dorosłych, lecz są od nich o wiele okrutniejsze, więc prędko dały mi poznać, co to znaczy być odmieńcem.

Moim zadaniem nie jest streszczanie fabuły, nie mogę też zdradzić za wiele o tym, kim jest tytułowy bohater i które wydarzenia oraz osoby przedstawione w książce są prawdziwe (to znaczy udokumentowane w kronikach i innych dokumentach uznawanych przez historyków za wiarygodne). Tę wiedzę najlepiej uzyskać po lekturze, zasięgając informacji u autora, który przygotował bardzo rzeczową (i dowcipną) Notę autorską oraz szczegółowe Noty biograficzne i Noty historyczne. Wcześniej najważniejsza jest dobra zabawa czytelnika, jego "wejście" w historię, obcowanie z literackim kunsztem, a nie znajomość i rozpoznawanie faktów. My zostaliśmy wciągnięci przez tę niezwykłą opowieść już na jej pierwszej karcie, zupełnie niehistorycznej.

Norny – Szepczące, boginie przeznaczenia – siedziały u podnóża olbrzymiego jesionu Yggdrasil – drzewa światów i przędły nici ludzkiego żywota. Ponad ich głowami wisiały trzy księżyce, z których jednego przybywało, drugi był w pełni, a trzeci właśnie zmieniał się w cienki sierp.
(...) Nagle Skuld wydała stłumiony okrzyk:
Siostry, spójrzcie! Widziałyście już coś podobnego?
Urdhr zbliżyła swoje niewidzące oczy do kądzieli dziewczyny i wciągnęła powietrze, obwąchując kilka splątanych ze sobą złotych nici.
To znak, że w Midgardzie właśnie narodził się śmiertelnik, którego dola na dobre i na złe połączyła się z losem wielkich królów i potężnej królowej. Będzie mu dane życie pełne przygód, łaska bogów i podziw śmiertelników... Zobaczy cuda tego świata, zazna miłości, przyjaźni i zdrady, niejeden raz zanurzy swój miecz w krwi wrogów, jak przystało na bohatera, który po śmierci ma zasiąść w Walhalli u boku Odyna... Lecz nim nadejdzie ten dzień, ty, Skuld, będziesz musiała przeciąć splątane nici i nigdy nie będziesz wiedziała, kogo pozbawisz w ten sposób życia!

Arne Ingvarsson, Saga o Bjørnie Stenskalle

Paweł Wakuła jako pisarz porusza się na granicy powieści i sagi królewskiej czy bohaterskiej, nawiązuje też do (chlubnej lub nie, według mnie cennej i ciekawej) dziewiętnastowiecznej tradycji europejskiej polegającej na tworzeniu... falsyfikatów średniowiecznych podań, utworów poetyckich, epickich czy innych skarbów kultury pisanej. Tłem wymyślonej przez autora akcji są niesnaski i sojusze panujące w jedenastowiecznej Europie: w krainach Polan, Normanów, Dunów, w wielu innych miejscach, które odwiedza Żyd Ibrahim, jedna z najciekawszych postaci, wędrowiec i (przypuszczalnie) szpieg znający każdego istotnego władcę i mający radę na wszystko. Podopiecznym Ibrahima zostaje kilkuletni Bjørn, którego my poznajemy kilkadziesiąt lat później, na początku XI wieku, jako siwego wikinga. Za więzienie (a może schronienie?) służy mu wówczas zrujnowany klasztor na wyspie Lindisfarne (Anglia). Stary woj ma sławę berserka, mężczyzny wpadającego w zwierzęcy szał, może też zmieniającego się w niedźwiedzia – to właśnie jego widzimy na okładce (autorstwa Marcina Minora) z niedźwiedzią głową. Bjørnowi towarzyszy ośmiu mnichów "rezydujących" na Lindisfarne, w miarę rozwoju fabuły stają się oni nie tylko słuchaczami dramatycznych, krwawych opowieści wikinga o jego młodości, ale także świadkami i uczestnikami sensacyjnych wydarzeń w czasie aktualnym. Aktorami w tym spektaklu są również czterej zbrojni wikingowie zesłani na wyspę z rosłym, groźnym, legendarnym wręcz Bjørnem jako jego strażnicy.
Retrospekcje Bjørna Stenskalle na żądanie Knuta Wielkiego (króla Danii, Anglii i Norwegii) spisuje opat Brendan. Wyjątkowo interesująco wypada właśnie opis procesu tworzenia historii o człowieku swoich czasów. Obserwujemy porozumienie łączące mnicha z wojownikiem, obustronną zgodę na swój los i tych losów połączenie. Przeplatają się tu relacje sojusznik-zdrajca (swoich zasad lub władcy), powiernik-doradca, obrońca-podopieczny, przy czym niekiedy ulegają one zamianie – niespodziewanie ten, który miał słuchać, zwierza się, a spodziewany złoczyńca okazuje się cennym pomocnikiem, nawet ratownikiem. Niespodzianki zdarzają się także w stosunkach między innymi postaciami, wiarygodnie zarysowanych, czasem pokazanych dokładniej. Autor rozpala naszą ciekawość i wyobraźnię pozostawiając wiele niedopowiedzeń, a portrety psychologiczne bohaterów są tak realistyczne, że czytając mieliśmy wrażenie kontaktu z żywymi osobami.

Dobrze byłoby też, gdyby znalazło się jakieś piwo – ciągnął wiking. – Opróżniliśmy do dna beczułkę, którą zabraliśmy ze statku, a wcale nie była pełna, bo jak dobrze wiesz, musieliśmy przedtem upić więźnia...
Brendan nie przerywał pisania, stawiał obok siebie równe, zaokrąglone litery, raz po raz maczając pióro w inkauście. Wiedział, jak taka czynność onieśmiela prostych ludzi.
Ojcze? – mruknął niepewnie woj. – Czy ty mnie słyszysz?
Brendan nieśpiesznie podniósł na niego wzrok, najwyraźniej ten człowiek rządził pozostałymi, bo wypowiadał się w ich mieniu. Właśnie jego należało przede wszystkim poskromić.
Jak ci na imię? – spytał.
Jestem Bork, syn Jorunda... – Mężczyzna oblizał suche spierzchnięte wargi. – Ci tutaj to Czarny Glum i Uve Krzykacz, tego zaś z obwiązaną gębą zwą Małym Ormem. Co będzie z naszym posiłkiem?
Brendan odłożył pióro i posypał pergamin drobnym piaskiem, żeby wchłonął inkaust. Nie śpieszył się, każda sekunda zwłoki coraz bardziej wyprowadzała jego rozmówcę z równowagi.
Ojcze...
Milcz! – głos opata zabrzmiał jak trzask bicza. – Muszę znać wasze imiona, bo właśnie piszę list do earla Northumbrii. Eryk z Lade musi dowiedzieć się o waszym niegodziwym zachowaniu! – Bork Jorundsson wytrzeszczył oczy, ale Brendan nie pozwolił mu ochłonąć. – Może wasi następcy będą zachowywali się lepiej!
Czterech mężczyzn wymieniło zdumione spojrzenia.
Nasi następcy?
A coś ty myślał? – Brendan roześmiał się wzgardliwie. – Że będę tolerował w opactwie podobnych łotrów? Mam nadzieję, że Eryk każe was wychłostać... Choć nie postawiłbym nawet oberżniętego pensa na to, że ujdziecie z tego z życiem! Napaść na ludzi będących pod ochroną opactwa Lindisfarne, kradzież owiec, awantury w poświęconym miejscu... Król Knut karze takie zachowanie gardłem!
Jak to owiec? To było tylko jedno małe jagnię! – wybełkotał Mały Orm.

Autor doskonale wywiązuje się także z roli historyka, sprawozdawcy dawnych czasów i zwyczajów, znawcy systemów wartości odmiennych od współczesnych. Poznajemy dzieje ziem polskich z innej, nierodzimej perspektywy. Paweł Wakuła detronizuje mity o początkach Polski, te wkuwane na pamięć dumne sformułowania o chrzcie, europejskości i światłości zeń płynących. Nas wychowano na skrótowej, szkolnej wiedzy, ale następne pokolenie, czytając dobrą młodzieżową literaturę historyczną, ma szansę na odejście od tej bezrefleksyjnej nauki. Jest to oczywiście bardzo optymistyczna wizja, bo samych zajęć z przedmiotu "Historia i społeczeństwo" w szkole podstawowej jest aktualnie mniej niż w moim dzieciństwie, trzeba więc wiedzieć, gdzie szukać skutecznych i ciekawych sposobów na poszerzanie żałosnej bazy (45 minut historii na tydzień w piątej klasie, 90 minut w szóstej klasie).
Przygody (i tragedie) Bjørna Stenskalle wplecione w wielką historię zapadają w pamięć, przybliżają funkcjonowanie machiny dziejów, pozwalają zrozumieć, jak w Europie kształtowały się rządy dynastii, ogromne i małe państwowości, narody. Są to historie opowiadane niczym legenda albo poemat epicki, taka "Kalevala" naszych czasów, niepozbawiona humoru i nowoczesnego myślenia o literaturze. Powieść "Bjørn – Syn burzy" zawiera nie tylko opis tak dziś modnych wierzeń skandynawskich (nordyckich) i słowiańskich, ale także szerszą charakterystykę trudnych czasów przejścia od pogaństwa do chrześcijaństwa, pokazanych czasem z etnograficzną precyzją, kiedy indziej zaś z przymrużeniem oka. Do konwencji bohaterskiej opowieści podanej półżartem pasują nawet tytuły rozdziałów, małe arcydziełka, sformułowane w sposób przemyślany, intrygujące, czasem w pełni zrozumiałe (w tym zabawne) dopiero po lekturze danego rozdziału.

Cieszę się twoim szczęściem, panie powiedział uroczyście Żyd. (...)
To tylko kolejna nic niewarta dziewczynka... – ciągnął Dobromir, pocierając z zakłopotaniem podbródek. – Mam ich już sześć, ale co zrobić, takie są wyroki boskie. Ten obmierzły cap Sulgast rozpowiada, że to klątwa za to, że w swoim czasie wyparłem się starych bogów, ale nie ma racji! Czyż nie składam obiat w świątyni na wzgórzu, tak jak to czynili moi przodkowie? Rok w rok darowuję Trzygłowowi dwanaście najlepszych jałówek i sześć beczułek miodu. A może nie dbam o siano i owies dla wyrocznego konia? Nie sądzę, żeby Trzygłów był ze mnie niezadowolony! Być może Sulgast wolałby, żebym kazał złożyć w ofierze człowieka, jak to bywało dawniej, ale na to niech nie liczy! My tu, w Brennie, jesteśmy dobrymi chrześcijanami!

Proza Pawła Wakuły nie zawsze jest wesoła, ale nigdy nie przestaje być fascynująca, wręcz uwodzicielska, nawet gdyby było to kuszenie niepokojące i ciut niemoralne. "Bjørn – Syn burzy" to jeden z niewielu znanych mi utworów literackich dla młodzieży, w których pojawia się miłość zmysłowa, bez sztucznego romantyzmu, po prostu prawdziwe nastoletnie pożądanie. Oczywiście takie ujęcie może zbulwersować część dorosłych czytelników, podobnie jak fizyczność i dosadność w scenach batalistycznych oraz innych związanych z wojaczką. Do mnie i mojego syna te obrazy przemawiają, wydają się nam potrzebne i dobrze umotywowane, stanowią po prostu istotny element obrazu Europy w powijakach, występnej, prymitywnej, innej niż znamy z dumnych pocztów władców i dynastii. Zwłaszcza że w najpopularniejszych źródłach wiedzy niewiele się wspomina o bastardach, nieślubnych synach władców, którzy w historii Bjørna grają pierwsze skrzypce.
Kolejnym zaskoczeniem, jakie przyniosła mi lektura "Syna burzy", był wizerunek starości poczciwej, trochę zagubionej, zdziecinniałej, graniczącej ze śmiercią. Taki obraz rzadko zdarza się w książkach dla młodych czytelników, przypominam sobie tylko stetryczałego staruszka z opowieści o córce burzy – "Ronji, córki zbójnika". U Astrid Lindgren był Łysy Per, Paweł Wakuła przedstawił nam brata Kaliksta. Narrator zręcznie przełącza się na myślenie poszczególnych postaci, pokazując ich sposób postrzegania i odczuwania świata, a mnie najbardziej wzruszyło właśnie to, co w duszy Kaliksta gra.

Rzeka płynęła, klasztor trwał, a tymczasem on z małego chłopca zmienił się w mężczyznę, potem starca. Wreszcie kazano mu resztę życia spędzić na Lindisfarne... Dlaczego?

Kalikst poruszył się niespokojnie. Nie lubił tej wyspy, wszystko było mu tu obce. Jego młodsi bracia szeptali coś po kątach, a on miał już słaby słuch i nie wiedział, o co im chodzi, był pewien, że śmieją się z niego. W wieży mieszkał siwy wiking, który posiadł jakąś straszną tajemnicę. Dionizy, Cynebald, Euzebiusz, Remigiusz, Anzelm i Will... Oni wszyscy skradali się pod drzwi jego celi, żeby posłuchać, co ma do powiedzenia. Po co?
Wiedziony impulsem, Kalikst wstał z pryczy i zapalił kaganek. Przeszedł przez pusty refektarz i wyszedł na wewnętrzny dziedziniec. W oknie narożnej wieży nie paliło się światło, ale mimo to zaczął wspinać się na schody. Ostrożnie i powoli, czyli tak jak zwykle, bo od jakiegoś czasu nogi zaczęły odmawiać mu posłuszeństwa. W słabym świetle widział, że schody są dziurawe, ale nie bał się. W jego wieku niewiele było rzeczy, których warto było się bać.
Udowodnię im wszystkim, że nie jestem gorszy... – szeptał sam do siebie.
Gdy mijał okno, jakiś podmuch zgasił płomień. Staruszek zawahał się, teraz naprawdę miał kłopoty. Nagle opuściła go cała złość, jedyne, czego teraz pragnął, to z powrotem znaleźć się w łóżku pod ciepłym kocem z owczej wełny. Ostrożnie odwrócił się na pięcie i, macając dłonią po ścianie, zaczął schodzić z wieży. Wciąż jeszcze nie bał się. Nie było czego.
Szło mu dobrze, ale mimo to zatrzymał się. Wydało mu się, że cień przed nim jest czarniejszy niż powinien. Wyraźnie słyszał czyjś stłumiony oddech, a może to był tylko szum wiatru. Ostrożnie wyciągnął przed siebie drżącą rękę.

Lektura "Bjørna" uświadamia, jak złożona i wymagająca jest praca pisarza. Po pierwsze, dostrzegam ogrom pracy badawczej, jaką autor musiał wykonać przygotowując materiały do książki. Jednak rekonesans (teoretycznie) może przeprowadzić każdy, trudniej napisać utwór o walorach artystycznych. Po drugie zatem, docenić należy koncept powieści, dwutorowy sposób prowadzenia narracji (obie płaszczyzny akcji są równie ciekawe!), głębię fabuły, przy zachowaniu jej przejrzystości, język (archaizowany, kiedy trzeba) oraz humor "Syna burzy". Książka Pawła Wakuły sprawiła ogromną przyjemność mojemu dwunastoletniemu synowi, najbardziej docenią ją właśnie oczytani chłopcy w tym wieku i starsi fascynaci bohaterskich przygód z przeszłości. Oczywiście nie wykluczam żeńskiego grona czytelniczego, sama należę do (zapewne) najzagorzalszych fanek Bjørna.

Przed zajęciami ojca Wicelina Luca podszedł do mnie z nadąsaną miną.
Gdzie mój chleb? – spytał.
Tutaj! – roześmiałem się, głaszcząc się po brzuchu. – Naprawdę myślałeś, że ci go oddam?
Poczerwieniał z gniewu i zamierzył się na mnie pięścią, ale ja nie czekałem, aż wyprowadzi cios, skoczyłem do przodu i z całej siły grzmotnąłem go w nos.
Luca chciał złapać mnie wpół, ale ja już wskoczyłem mu na plecy, złapałem za szyję i zacząłem okładać kułakiem po tłustym karku. Mój prześladowca ryczał z wściekłości, ale nie mógł mi nic zrobić.
Kilku wyrostków z bandy, której przewodził Luca, jakiś chłopak z Rawenny i dwaj Niemcy, rzuciło się, żeby ściągnąć mnie z jego pleców, ale Bolko, niewiele myśląc, przewrócił im pod nogi ławę. Natychmiast z dzikim krzykiem doskoczyli do nich synowie księcia Rasława i zaczęli walić, ile wlezie. W sali rozpętała się istna bitwa, Wieleci rzucili się na Obodrzyców, Sasi na Turyngów, Longobardowie na Rzymian, drewniane pulpity łamały się z trzaskiem, a wzbity z podłogi kurz skrył walczących. Tamtego dnia wszystkie sąsiedzkie spory i plemienne waśnie wybuchły ze zdwojoną siłą. Nasi ojcowie byliby z nas dumni.

Mocną stroną powieści i bodaj ulubionym wątkiem mojego syna jest braterstwo książęcych synów, chłopców przetrzymywanych jako zakładnicy wysłani cesarzowi niemieckiemu przez własnych ojców. Akcja prowadzona w Zamku Sokołów (Falkenburgu) obfituje w sceny zabawne, dynamiczne, przepełnione atmosferą młodzieńczej przyjaźni, która później może przetrwać najtrudniejsze próby. Czy tak będzie, jeszcze nie wiemy, ponieważ książka nie pomieściła całej relacji starego wikinga o jego dzieciństwie i wczesnej młodości. W "Bjørnie – Synu burzy" zostało zawiązanych kilka bliskich znajomości, sojuszy i wątków, których rozwinięcia nie możemy się doczekać, bo powieść kończy się wieloma znakami zapytania, a autor oznajmiał w mediach, że pracuje nad jej kontynuacją. Póki co snujemy domysły, różne wersje zdarzeń z życia Bjørna Stenskalle, jakbyśmy dalej czytali opowieść o nim. I to też jest świetna zabawa.

Bożena Itoya

Paweł Wakuła, Bjørn – Syn burzy, okładka: Marcin Minor, Wydawnictwo Literatura, Łódź 2018.

3 komentarze: