cudanakiju.pl

cudanakiju.pl

piątek, 20 listopada 2015

Ron krzywonosy, Kieł opadłouchy i wciąż ten sam Harry Potter

Mamy ją! Najpierw niecierpliwie zdzieramy folię. Pod efektowną obwolutą znajdujemy twardą okładkę z urokliwą sową, a dalej doświadczamy już zapachu "świeżego" druku i prawdziwych czarów. Teraz czeka nas uroczyste pierwsze oglądanie i czytanie na wyrywki "Harry'ego Pottera i Kamienia Filozoficznego" J.K. Rowling, z ilustracjami Jima Kaya, w przekładzie Andrzeja Polkowskiego.
Moim pierwszym skojarzeniem była "Niekończąca się historia", w wydaniu z 1986 roku zilustrowanym przez Antoniego Boratyńskiego. Porównanie to wynikało nie tylko z dużego formatu, obwoluty, malarskich wariacji i fantastycznego charakteru powieści, ale też z wrażenia, jakie obie lektury wywołują – "Niekończąca się historia" słowem, a "Harry Potter i Kamień Filozoficzny" obrazem. Postacie ze świata Pottera sportretowane zostały bowiem w sposób nie do końca realistyczny, są nieco karykaturalne, ale sprawiają wrażenie, jakby wpatrywały się w czytelnika i wciągały go do książki.
 
Oddziaływanie ilustracji wynika w dużym stopniu ze sposobu ich prezentacji: na papierze wysokiej jakości, przy zachowaniu odpowiednich proporcji względem tekstu i "współpracy" z nim. Fantastyczna powieść dla młodzieży zyskała kolekcjonerskie, albumowe wydanie. Jeśli chodzi o styl ilustracji, nie jest to typ obrazu bliski polskim młodym czytelnikom, trudno powiedzieć, na ile dzieci go docenią, ale też nie każdemu przypadnie do gustu oferta muzeów sztuki. Jednak wizyta w takiej książkowej "galerii" poświęconej Harremu Potterowi może być doskonałą okazją do nawiązania bliskiego kontaktu ze sztukami plastycznymi, a może nawet stałej z nimi przyjaźni. Muzeum prezentujące obrazy Jima Kaya na pewno byłoby hitem*, a póki co warto sprawdzić, jak dziecko zareaguje na ilustracje, które "prawie naprawdę" jaśnieją, dymią, krzyczą, biegną i śnią, choć cały czas widzimy i wiemy, że są dziełem ołówka i pędzla, a nie filmowym kadrem czy trójwymiarową iluzją fotograficzną.
 
A jak zareagował na książkę jej prawdziwy adresat, czyli mój syn? Jego uwagę zwróciły już pierwsze obrazki, przedstawiające zdjęcia spokrewnionego z Harrym potworkowatego Dudley'a. Pulchny, skrzywiony od płaczu, dziwnie poprzebierany, antypatyczny, a jednak wzbudził śmiech. Jako wyjątkowo fajne ilustracje syn ocenił ćmy, których skrzydła przypominały mu twarze potworów, ujęcie turbanu z oczami, a najbardziej podobały mu się duchy, zwłaszcza taki rozmazujący się, "jakby komputerowy, choć wiem, że nie". Razem zauważyliśmy, że tiara przydziału zerka na nas oczami, które sami sobie wymyślamy – jedno jest narysowane na skrawku materiału, drugie właściwie nie istnieje (ale i tak je widzimy!), jest tylko dziura w materiale. A czym przemawia to leciwe nakrycie głowy? Rozdarciem, szparą, z której wystaje fragment jednego ze skrawków materiału, czerwony, zupełnie jak jęzor. Długo oglądaliśmy obrazkowe "wstawki" z innych, fikcyjnych książek: "Przewodnik po trollach", "Smocze jaja" i "Kolczastego norweskiego". Rozbawiły nas szczegóły w rozdziale czwartym – breloczek przy kluczach, metka na spodniach Dadley'a. Może znajdziecie w tej książce inne zabawne drobiazgi? Jest ich bardzo dużo.
To oswajanie ilustrowanej edycji Harry'ego Pottera przebiegało u syna tak dynamicznie, jak "połykanie" długo wyczekiwanego, ulubionego komiksu. Były i okrzyki przy rozpoznawaniu kolejnych bohaterów książki: "Ron ma krzywy nos!", "Kłowi opada ucho!"... W towarzystwie tak sportretowanych postaci aż chce się czytać na nowo całe fragmenty, choćby znało się je niemal na pamięć.
Uprzedzam jednak, że dzieci, które oglądały filmy o Harrym, będą porównywały ilustracje Jima Kaya do kreacji aktorskich. Nie wszyscy wyglądają tak samo, a tego prawdopodobnie będą oczekiwali młodzi widzowie. W książce nie znajdziemy też strasznych, mrocznych ujęć, jakie zapamiętałam z ekranizacji pierwszego tomu serii o uczniach Hogwartu, również kolorystyka i cała koncepcja edytorska wskazują raczej na młodszego odbiorcę. Rzeczywiście, słyszałam, że "Kamień Filozoficzny" czytują już siedmiolatki (niezależnie od przynależności książki do kanonu lektur klas znacznie starszych), a wczesnemu zaszczepianiu potteryzmu taka edycja na pewno sprzyja – wydawca zadbał o wyraźną czcionkę i przyciągające wzrok ilustracje. Moim zdaniem filmy z tego cyklu nie powinny być oglądane przez dzieci poniżej siedmiu lat, natomiast ograniczenia wieku nie trzeba stosować do omawianego wydania pierwszej części serii. Najlepiej obdarować tą publikacją początkującego czytelnika, który rzeczywiście ją doceni – uczy się czytać i z radością podejmie pierwsze poważne wyzwanie. A czytanie książki, w odróżnieniu od "składania literek" w podręczniku, to umiejętność sprawiająca problem nawet niektórym uczniom trzeciej klasy szkoły podstawowej. Jeśli więc Wasze dziecko jest w stanie przeczytać tę powieść, to znaczy, że do niej dorosło, a potem może porównać wrażenia z lektury z filmową adaptacją.
Z drugiej strony wydaje się, że nie jest to publikacja dla młodszych czytelników, ale jedna z tych służących do podziwiania, hołubienia, wzdychania i stawiania w gablotce. Albumowe wydanie oraz kredowy papier nie sprzyjają lekturze w typowo dziecięcych warunkach – na przerwie między lekcjami, w autobusie, podczas posiłku. Choć właściwie nie powinniśmy się obawiać plam i zagnieceń, te i tak zostały (zapobiegawczo?) namalowane na niektórych stronach... jako chlapnięcia atramentu z hogwarckiego pióra czy faktura kart starej księgi.
Książkę w tej edycji czyta się przyjemnie i płynnie, za co pochwały należą się nie tylko autorce oryginalnego (angielskiego) tekstu, ale i Andrzejowi Polkowskiemu, który przygotował przekład na język polski, na potrzeby najnowszego wydania dokonując również przeglądu i poprawek.
Nie wiem, jak na ilustrowaną wersję "Kamienia Filozoficznego" zareagują dorośli czytelnicy, którzy wychowali się na Harrym Potterze, ale mam nadzieję, że różnie. Ja się do nich nie zaliczam, szczerze mówiąc w ogóle nie należę do wielbicieli cyklu J.K. Rowling, ale przecież to powieść dla dzieci, nie dla mnie. Dobrze, że zdarzają się jeszcze wznowienia książek dla młodszych czytelników (poza oczywistymi wydaniami klasyki), że ta literatura nie obumiera, jest interpretowana, dyskutowana, nawet krytykowana. I choć w tym roku Harry Potter raczej nie przebije popularnością Gwiezdnych Wojen, to coś się dzieje, a poruszenie w tej materii podobno ma wracać co roku, wraz z kolejnymi częściami ilustrowanej serii J.K. Rowling.
Jak dalej potoczy się przygoda mojego syna z tą książką, czy będzie do niej wracał, pokazywał ją i polecał kolegom – to się okaże. Myślę jednak, że "Harry Potter i Kamień Filozoficzny" z ilustracjami Jima Kaya stanie się zaczątkiem nowej kolekcji, dla której już rezerwujemy osobną półkę. Mam nadzieję, że edycja ta będzie dorastała wraz z czytelnikiem, a zatem sprosta wymaganiom młodych koneserów ilustracji, którzy z każdym tomem będą oczekiwali czegoś więcej.
Bożena Itoya

* Akurat kiedy napisałam to zdanie, na stronie edycji ilustrowanej Harry'ego Pottera opublikowana została informacja: "W Gillian Dickinson Gallery w Newcastle aż do kwietnia [2016 roku] potrwa wystawa prac Jima Kaya związanych z "Harrym Potterem"!".

J.K. Rowling, Harry Potter i Kamień Filozoficzny, ilustrował Jim Kay, tłumaczył Andrzej Polkowski, Media Rodzina, Poznań 2015.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz