Mamy
ją! Najpierw niecierpliwie zdzieramy folię. Pod efektowną obwolutą
znajdujemy twardą okładkę z urokliwą sową, a dalej doświadczamy
już zapachu "świeżego" druku i prawdziwych czarów.
Teraz czeka nas uroczyste pierwsze oglądanie i czytanie na wyrywki
"Harry'ego Pottera i Kamienia Filozoficznego" J.K. Rowling,
z ilustracjami Jima Kaya, w przekładzie Andrzeja Polkowskiego.
Moim
pierwszym skojarzeniem była "Niekończąca się historia",
w wydaniu z 1986 roku zilustrowanym przez Antoniego Boratyńskiego.
Porównanie to wynikało nie tylko z dużego formatu, obwoluty,
malarskich wariacji i fantastycznego charakteru powieści, ale też z
wrażenia, jakie obie lektury wywołują – "Niekończąca się
historia" słowem, a "Harry Potter i Kamień Filozoficzny"
obrazem. Postacie ze świata Pottera sportretowane zostały bowiem w
sposób nie do końca realistyczny, są nieco karykaturalne, ale
sprawiają wrażenie, jakby wpatrywały się w czytelnika i wciągały
go do książki.
Oddziaływanie
ilustracji wynika w dużym stopniu ze sposobu ich prezentacji: na
papierze wysokiej jakości, przy zachowaniu odpowiednich proporcji
względem tekstu i "współpracy" z nim. Fantastyczna
powieść dla młodzieży zyskała kolekcjonerskie, albumowe wydanie.
Jeśli chodzi o styl ilustracji, nie jest to typ obrazu bliski
polskim młodym czytelnikom, trudno powiedzieć, na ile dzieci go
docenią, ale też nie każdemu przypadnie do gustu oferta muzeów
sztuki. Jednak wizyta w takiej książkowej "galerii"
poświęconej Harremu Potterowi może być doskonałą okazją do
nawiązania bliskiego kontaktu ze sztukami plastycznymi, a może
nawet stałej z nimi przyjaźni. Muzeum prezentujące obrazy Jima
Kaya na pewno byłoby hitem*, a póki co warto sprawdzić, jak
dziecko zareaguje na ilustracje, które "prawie naprawdę"
jaśnieją, dymią, krzyczą, biegną i śnią, choć cały czas
widzimy i wiemy, że są dziełem ołówka i pędzla, a nie filmowym
kadrem czy trójwymiarową iluzją fotograficzną.
A
jak zareagował na książkę jej prawdziwy adresat, czyli mój syn?
Jego uwagę zwróciły już pierwsze obrazki, przedstawiające
zdjęcia spokrewnionego z Harrym potworkowatego Dudley'a. Pulchny,
skrzywiony od płaczu, dziwnie poprzebierany, antypatyczny, a jednak
wzbudził śmiech. Jako wyjątkowo fajne ilustracje syn ocenił ćmy,
których skrzydła przypominały mu twarze potworów, ujęcie turbanu
z oczami, a najbardziej podobały mu się duchy, zwłaszcza taki
rozmazujący się, "jakby komputerowy, choć wiem, że nie".
Razem zauważyliśmy, że tiara przydziału zerka na nas oczami,
które sami sobie wymyślamy – jedno jest narysowane na skrawku
materiału, drugie właściwie nie istnieje (ale i tak je widzimy!),
jest tylko dziura w materiale. A czym przemawia to leciwe nakrycie
głowy? Rozdarciem, szparą, z której wystaje fragment jednego ze
skrawków materiału, czerwony, zupełnie jak jęzor. Długo
oglądaliśmy obrazkowe "wstawki" z innych, fikcyjnych
książek: "Przewodnik po trollach", "Smocze jaja"
i "Kolczastego norweskiego". Rozbawiły nas szczegóły w
rozdziale czwartym – breloczek przy kluczach, metka na spodniach
Dadley'a. Może znajdziecie w tej książce inne zabawne drobiazgi?
Jest ich bardzo dużo.
To
oswajanie ilustrowanej edycji Harry'ego Pottera przebiegało u syna
tak dynamicznie, jak "połykanie" długo wyczekiwanego,
ulubionego komiksu. Były i okrzyki przy rozpoznawaniu kolejnych
bohaterów książki: "Ron ma krzywy nos!", "Kłowi
opada ucho!"... W towarzystwie tak sportretowanych postaci aż
chce się czytać na nowo całe fragmenty, choćby znało się je
niemal na pamięć.
Uprzedzam
jednak, że dzieci, które oglądały filmy o Harrym, będą
porównywały ilustracje Jima Kaya do kreacji aktorskich. Nie wszyscy
wyglądają tak samo, a tego prawdopodobnie będą oczekiwali młodzi
widzowie. W książce nie znajdziemy też strasznych, mrocznych ujęć,
jakie zapamiętałam z ekranizacji pierwszego tomu serii o uczniach
Hogwartu, również kolorystyka i cała koncepcja edytorska wskazują
raczej na młodszego odbiorcę. Rzeczywiście, słyszałam, że
"Kamień Filozoficzny" czytują już siedmiolatki
(niezależnie od przynależności książki do kanonu lektur klas
znacznie starszych), a wczesnemu zaszczepianiu potteryzmu taka edycja
na pewno sprzyja – wydawca zadbał o wyraźną czcionkę i
przyciągające wzrok ilustracje. Moim zdaniem filmy z tego cyklu nie
powinny być oglądane przez dzieci poniżej siedmiu lat, natomiast
ograniczenia wieku nie trzeba stosować do omawianego wydania
pierwszej części serii. Najlepiej obdarować tą publikacją
początkującego czytelnika, który rzeczywiście ją doceni – uczy
się czytać i z radością podejmie pierwsze poważne wyzwanie. A
czytanie książki, w odróżnieniu od "składania literek"
w podręczniku, to umiejętność sprawiająca problem nawet
niektórym uczniom trzeciej klasy szkoły podstawowej. Jeśli więc
Wasze dziecko jest w stanie przeczytać tę powieść, to znaczy, że
do niej dorosło, a potem może porównać wrażenia z lektury z
filmową adaptacją.
Z
drugiej strony wydaje się, że nie jest to publikacja dla młodszych
czytelników, ale jedna z tych służących do podziwiania,
hołubienia, wzdychania i stawiania w gablotce. Albumowe wydanie oraz
kredowy papier nie sprzyjają lekturze w typowo dziecięcych
warunkach – na przerwie między lekcjami, w autobusie, podczas
posiłku. Choć właściwie nie powinniśmy się obawiać plam i
zagnieceń, te i tak zostały (zapobiegawczo?) namalowane na
niektórych stronach... jako chlapnięcia atramentu z hogwarckiego
pióra czy faktura kart starej księgi.
Książkę
w tej edycji czyta się przyjemnie i płynnie, za co pochwały należą
się nie tylko autorce oryginalnego (angielskiego) tekstu, ale i
Andrzejowi Polkowskiemu, który przygotował przekład na język
polski, na potrzeby najnowszego wydania dokonując również
przeglądu i poprawek.
Nie
wiem, jak na ilustrowaną wersję "Kamienia Filozoficznego"
zareagują dorośli czytelnicy, którzy wychowali się na Harrym
Potterze, ale mam nadzieję, że różnie. Ja się do nich nie
zaliczam, szczerze mówiąc w ogóle nie należę do wielbicieli
cyklu J.K. Rowling, ale przecież to powieść dla dzieci, nie dla
mnie. Dobrze, że zdarzają się jeszcze wznowienia książek dla
młodszych czytelników (poza oczywistymi wydaniami klasyki), że ta
literatura nie obumiera, jest interpretowana, dyskutowana, nawet
krytykowana. I choć w tym roku Harry Potter raczej nie przebije
popularnością Gwiezdnych Wojen, to coś się dzieje, a poruszenie w
tej materii podobno ma wracać co roku, wraz z kolejnymi częściami
ilustrowanej serii J.K. Rowling.
Jak
dalej potoczy się przygoda mojego syna z tą książką, czy będzie
do niej wracał, pokazywał ją i polecał kolegom – to się okaże.
Myślę jednak, że "Harry Potter i Kamień Filozoficzny" z
ilustracjami Jima Kaya stanie się zaczątkiem nowej kolekcji, dla
której już rezerwujemy osobną półkę. Mam nadzieję, że edycja
ta będzie dorastała wraz z czytelnikiem, a zatem sprosta wymaganiom
młodych koneserów ilustracji, którzy z każdym tomem będą
oczekiwali czegoś więcej.
Bożena
Itoya
*
Akurat kiedy napisałam to zdanie, na stronie edycji ilustrowanej
Harry'ego Pottera opublikowana została informacja: "W Gillian
Dickinson Gallery w Newcastle aż do kwietnia [2016 roku] potrwa
wystawa prac Jima Kaya związanych z "Harrym Potterem"!".
J.K.
Rowling, Harry Potter i Kamień Filozoficzny, ilustrował Jim Kay,
tłumaczył Andrzej Polkowski, Media Rodzina, Poznań 2015.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz