W
2017 roku na rynku kinematograficznym i księgarskim pojawiły się
aż trzy jednakowo brzmiące tytuły z uniwersum Harry'ego Pottera.
Skąd ta zbieżność i obfitość? Autorka niezwykle popularnej
serii powieści postanowiła niegdyś uzupełnić kanon hogwarcki o
podręczniki dla uczniów Szkoły Magii i Czarodziejstwa, oczywiście
są to dzieła fikcyjne, jak cały świat czarodziejów. J.K. Rowling
zapowiedziała kiedyś, że cykl przygód Harry'ego Pottera jest
zamknięty, ale nigdy nie zastrzegła, że nie poprowadzi dalej
innych wątków swojej twórczości. I tak sławę zyskał Newt
Skamander. Na początku była książka J.K. Rowling "Fantastyczne
zwierzęta i jak je znaleźć", czyli wspomniany podręcznik
napisany przez młodego badacza istot magicznych, właśnie Newta
Skamandera. Publikacja została wznowiona przez wydawnictwo Media
Rodzina w dużo pokaźniejszej i solidniejszej wersji niż
poprzednio. Autor (oczywiście postać fikcyjna) stał się bohaterem
filmu pod tym samym tytułem, obrazu opowiadającego o podróży
Newta z Anglii do Ameryki (rok 1926) w celach zawodowych, choć
ostatecznie na miejscu sprawy prywatne przeplatają się z ochroną i
szerzeniem wiedzy o magicznych stworzeniach. Następnie J.K. Rowling
spisała akcję filmu w formie scenariusza i wydała jako odrębną
publikację, opatrzoną nawet notatkami analogicznymi do końcowych
napisów w kinie: "polskie napisy dla produkcji filmowej...",
"polski dubbing dla produkcji filmowej...". Obecność
takich informacji, odnoszących się do elementów, których w
książce po prostu nie ma, zaskoczyła mnie. Nigdy nie spotkałam
się z podobną publikacją dla młodzieży, stwierdziłam więc, że
warto przyjrzeć się jej formie, strukturze i celowości.
Treść
scenariusza oczywiście pokrywa się z filmem. Przez chwilę
zastanawiałam się, czy autorka opisuje (post factum) zachowanie
aktorów w finalnym widowisku, czy też rzeczywiście jej tekst był
podstawą gry na planie. Szybko doszłam do wniosku, że uwagi o
zachowaniu i wyglądzie postaci wyrażone w didaskaliach nie są
kierowane do ekipy, ale do nastoletniego czytelnika, ponieważ nie są
to profesjonalne określenia, tylko beletryzowana narracja (choćby
przedstawienie jednej z głównych bohaterek jako "najpiękniejszej
czarownicy w historii").
Newt
Skamander rozpoczyna zwiedzanie Nowego Jorku od wpakowania się w
kłopoty, a potem jeszcze w kolejne i następne. Wielbicieli świata
czarodziejów ucieszą liczne gadżety, znajome oraz egzotyczne (bo
amerykańskie, a nie angielskie) zaklęcia, odwołania do realiów
hogwarckich, a do tego wszystkiego dochodzą tytułowe stworzenia o
niezwykłych umiejętnościach i posturach – podopieczni i
przyjaciele Newta. Młody Anglik wozi całą menażerię ze sobą, w
walizce, która tak naprawdę jest portalem do olbrzymiego,
magicznego ogrodu zoologicznego, czy raczej rezerwatu fantastycznych
zwierząt zagrożonych wyginięciem. Na skutek wspomnianych problemów
niektóre dziwostwory uciekają i pałętają się po Nowym Jorku,
wkraczając na teren innej, mrocznej i śmiercionośnej istoty. Newt
w lawinie wydarzeń zostaje między innymi oskarżony o sprowadzenie
do miasta mordercy i narażenie świata czarodziejów na wojnę z
mugolami (w Ameryce nazywanymi niemagami). I tu muszę wskazać
przewagę scenariusza nad filmem: w kinie obraz śmierci jednej z
ofiar demonicznego stwora, sądu nad Newtem i jego przyjaciółką
Tiną oraz ich egzekucji (choćbyśmy byli świadkami tylko jej
początku) były dla mnie przesadnie brutalne, zbyt drastyczne jak na
kino adresowane do młodych widzów, podobnie sceny przemocy
fizycznej. W tekście nie dało się wyczuć tej dosadności z nutą
chorobliwej fascynacji śmiercią i bólem. Z kolei na korzyść
wersji kinowej trzeba odnotować, że czytając książkę szybciej
niż oglądając film zauważamy, kto w całej historii jest
podejrzany, a kto niewinny.
Scenariusz
zawiera kilka ciekawych wątków, jak choćby nietolerancja
czarodziejów względem ludzi. Newt, Tina i jej siostra Queenie
zaprzyjaźniają się z Jacobem, pozornie najzwyczajniejszym w
świecie niemagiem, dotąd niemającym pojęcia o istnieniu magii. Ta
przyjaźń, a po jakimś czasie okazuje się, że i miłość, nie ma
racji bytu w dobrze zorganizowanej społeczności magicznej,
bezwzględnie chroniącej dostępu do swoich tajemnic. Hierarchia i
zasady okazują się jednak nieszczelne, możliwe do ominięcia,
skostniałe i częściowo nieludzkie, co udowodnią, przełamując
kilka stereotypów, wymienieni już bohaterowie, tworzący w pewnym
momencie magiczno-niemagiczną i angielsko-amerykańską (z różnymi
korzeniami, bo Jacob nosi nazwisko Kowalski) szajkę buntowników.
Konstrukcję
utworu można poznać jedynie przeczytawszy całość, ponieważ
wydawca zamieścił tylko bardzo ogólny spis treści: "Fantastyczne
zwierzęta i jak je znaleźć", "Podziękowania" i
inne dodatki. Nie wiemy, na której stronie znajduje się jaka scena,
pewnie dlatego, że scenariusz liczy ich aż 124. I tu po raz
pierwszy zauważa się problem, który mój syn określił słowami:
"to bez sensu, czasem jest tu jak w teatrze, a czasem jak w
filmie". W niespotykanej na rynku książek dla dzieci formie
czytelnik gubi się tym bardziej, że kilka miesięcy wcześniej dane
mu było poznać scenariusz teatralny "Przeklęte dziecko"
(J.K. Rowling i innych autorów), gdzie podział tekstu był bliższy
tradycyjnemu dramatowi. Wydawcy (zakładam, że decydowali ci
zagraniczni, a nie polscy) nie zapomnieli o biogramie autorki,
"Słowniczku terminów filmowych" (zresztą tak banalnych,
że chyba żaden dziesięciolatek nie potrzebuje ich objaśniania)
oraz "Obsadzie i ekipie", a także notce "O graficznym
opracowaniu książki", jednak spis właściwej treści (a nie
wykaz dodatków) okazał się według nich zbędny.
Czytając
scenariusz "Fantastycznych zwierząt" miałam wrażenie, że
mieszane są style, gatunki, a czytelnik traktowany jest po
macoszemu. Nie potrafiłam zrozumieć na przykład, dlaczego czasem
jesteśmy biernymi obserwatorami akcji, a kiedy indziej poznajemy
niewypowiadane na głos myśli, wspomnienia czy uczucia bohaterów.
Inna sprawa: czemu kwestie poszczególnych postaci podzielone są na
wersy, jak w wierszowanym dramacie? Po raz kolejny niepokoi mnie
stosunek wysiłku, jaki wkłada się w promocję nowej publikacji dla
młodzieży do jej profesjonalnego przygotowania.
Książka
"Fantastyczne zwierzęta i jak je znaleźć. Oryginalny
scenariusz" sprawdzi się jako prezent dla kolekcjonera
publikacji ze świata Harry'ego Pottera albo po prostu dla młodego
widza, któremu spodobał się film i który nie może się doczekać
kolejnej odsłony (planowanej) filmowej trylogii. Trudno mi sobie
wyobrazić, że po scenariusz sięga ktoś, kto nie widział jego
kinowej wersji, tak sobie, z ciekawości, tu raczej chodzi o powrót
do poszczególnych scen, ich samodzielne "rozpracowanie",
rozkoszowanie się "smaczkami" (choćby opis zachowania
foki, która "wyraźnie poczuwa się do winy" i "bezczelnie
ucieka"...) oraz szczegółami być może niezauważonymi na
seansie. Ja odkryłam kilka takich drobiazgów, ale mój syn widać
był w kinie uważniejszy, bo stwierdził, że dla niego to nic
nowego i pamięta na przykład treść rozmowy Newta z
przewodniczącą, mówiąc wprost, sekty. Film obejrzeliśmy w kinie,
z przyjemnością, scenariusz zachęcił nas do sięgnięcia po DVD,
jednak nie jestem przekonana co do wartości literackiej omawianej
publikacji. Na pewno od serii scenariuszy filmowych wolelibyśmy cykl
powieści o Newcie Skamanderze, choćby miały się ukazywać rok
albo dwa po premierze kinowej, a nie zapowiadać premierę na DVD,
jak było ze scenariuszem.
Bożena
Itoya
J.K.
Rowling, Fantastyczne zwierzęta i jak je znaleźć. Oryginalny
scenariusz, tłumaczyli Małgorzata Hesko-Kołodzińska i Piotr
Budkiewicz, Media Rodzina, Poznań 2017.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz