Recenzowanie
kolejnych tomów wydania zbiorczego jakichkolwiek utworów bywa
zajęciem niewdzięcznym, jeżeli poszczególne elementy kolekcji
niewiele się różnią. Co nowego można powiedzieć o tym samym (w
zasadzie) materiale? Jednak w przypadku serii "Tymek i Mistrz"
lubię sięgać po kolejne części, zawierające zawsze po
kilkadziesiąt krótkich komiksów, i po lekturze zawsze mam jakieś
nowe wrażenia – w dodatku same dobre. Wszystkie trzy tomy mają
jednakową atmosferę, więc nie można się przyczepić do dobrej
lub złej zmiany, autorzy raczą nas też analogicznymi, atrakcyjnymi
dodatkami (czary do wykonania w domu, okładki, zagadki, odcinek w
języku francuskim), a same historyjki, choć często (i celowo)
oparte tylko na określonym zestawie konceptów, są niezmiennie
świeże i dowcipne. Przygody czarnoksiężnika i jego mistrza
publikowane były już wcześniej, ale po raz pierwszy zyskały tak
udaną i efektowną kolekcjonerską formę właśnie pod skrzydłami
wydawnictwa Kultura Gniewu.
Ostatni,
trzeci tom "Tymka i Mistrza" ukazał się wiosną 2017
roku, sprawiając jednakową frajdę mojemu synowi i mnie. 66
zwariowanych, mocno absurdalnych historyjek czytaliśmy na raty, w
różnych okolicznościach, jako wakacyjną lekturę jedenastolatka i
przerywnik między poważniejszymi książkami oraz w ramach relaksu
w przerwie od pracy czy w autobusie. Jeśli lubi się komiksy (te
humorystyczne i kolorowe), ten album pasuje na chyba każdą okazję.
Najlepiej zastosować dietę czytelniczą analogiczną do zasad
zdrowego odżywiania i konsumować "Tymka i Mistrza"
często, ale małymi porcjami. Przy próbie połknięcia w całości
mojemu synowi album się po prostu "przejadł" i młody
czytelnik musiał parę godzin pościć.
O
postaciach narysowanych przez Tomka Lwa Leśniaka nie można
powiedzieć, że są ładne, raczej cudaczne, dziwaczne i wyłupiaste,
a jednak komiks jest niewątpliwie atrakcyjny wizualnie, zarówno pod
względem graficznym i kolorystycznym, jak i edytorskim. Czytelnik,
czy to kilkuletni, czy kilkunastoletni, czy nawet dorosły, świetnie
bawi się w tej krainie barwnych, czarujących brzydali, wśród
których prym wiedzie Mistrz jako bobas.
Wiadomo
nie od dziś, że książki o małoletnich czarodziejach cieszą się
olbrzymią popularnością. W tym ujęciu jednak wszystko jest inne
niż zazwyczaj, nie doświadczymy tu ani mroków Ziemiomorza, ani ich
"unastoletnionej" wersji, a Tymek nie okaże się
namaszczonym wybrańcem. Jeden odcinek to jeden problem do
rozwiązania w kilkunastu (przeważnie, bo czasem w dwudziestu kilku)
kadrach, niekiedy zmiennych wielkości i kształtów. Wyzwaniami są
dla Tymka i Mistrza na przykład: błazen strojący sobie bezczelne
żarty z króla, rozróżnianie grzybów, żółw, który nie chce
być już powolny, bo ma bajkowe plany, kurczenie się wszechświata,
pojedynek bokserski z Psujem i Popsujem (straszne dranie, uwielbiamy
ich spiski!), uporządkowanie kolekcji latających dywanów,
porozumienie się z błędnym (tym najpopularniejszym!) rycerzem,
posiadanie węża w kieszeni, sprzątanie (metodami tradycyjnymi i
nie tylko) liści, a zaraz potem – walka z gryfem strzegącym
skarbu i... zapalenie gardła narratora. Rozrzut jest więc znaczny,
podobnie jak stopień absurdu, tym bardziej, że wśród historyjek
zdarzają się oparte na frazeologizmach, jak choćby: zapalać się
do czegoś – ostudzić (siebie, zamiary) – zyskać parę – cała
para poszła w gwizdek (a wszystko to o pewnym potworze...). Dowcipy
językowo-sytuacyjne raczej nie będą zrozumiałe dla dzieci
młodszych niż ośmiolatki i właśnie tak określiłabym dolną
granicę wieku czytelników "Tymka i Mistrza". Górnej
granicy nie stwierdzono.
Czytając
opowiastki napisane przez Rafała Skarżyckiego obserwujemy wszystkie
szczegóły na ilustracjach, każdą minę narysowaną przez Tomka
Leśniaka. Tu naprawdę widać, że autorzy znakomicie się
rozumieją, nie potrafimy rozdzielić scenariusza od rysunków, tylko
przyswajamy komiks jako całość. A to wcale nie jest takie
oczywiste, bo wciąż natykam się na adresowane do dzieci dymkowane
historyjki, których percepcja przypomina lekturę książki z
ilustracjami – najpierw trzeba czytać, potem można oglądać, ale
właściwie nie ma takiej konieczności, bo obrazki nie wprowadzają
nic nowego. Oczywiście świadomi czytelnicy i księgarze wybierają
tylko komiksy dobrej jakości, perełki jak "Tymek i Mistrz",
ale na rynku czasopism, podręczników i "książeczek" dla
dzieci jest znacznie więcej tworów komiksopodobnych,
wykorzystujących tę formę twórczości jedynie z nazwy, w celu
przyciągnięcia uwagi małego czytelnika. To właśnie na takie
"podróby" trafiają zazwyczaj przypadkowi czytelnicy i to
one podtrzymują (oraz tuczą!) stereotyp komiksu jako lektury
gorszej, mniej wymagającej i wartościowej, przeznaczonej dla osób
nieradzących sobie z "czystym" tekstem. Chciałoby się,
żeby pod każdą strzechę trafił raczej "Tymek i Mistrz",
bo seria panów Skarżyckiego i Leśniaka (zresztą nie tylko ta
jedna) ma styl, charakter i poziom doceniany i przez znawców, i
amatorów komiksu, a także przez całkowitych amatorów w dziedzinie
czytania kolorowych zeszytów. Oczywiście każda z tych grup może
szukać w "Tymku i Mistrzu" czego innego i doceniać
rozmaite cechy tych kadrów, ale łączy ich efekt komiksu: śmiech.
Bożena
Itoya
Rafał
Skarżycki (scenariusz), Tomek Lew Leśniak (rysunki), Tymek i
Mistrz. Tom 3, wydanie drugie (kompletne), Kultura Gniewu – Krótkie
Gatki, Warszawa 2017.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz