Gdy
Astrid Lindgren wydawała swoje pierwsze książki, wydarzenie to stało się dla wielu dorosłych czytelników powodem do skandalu. Podniosły się oburzone głosy. Bo jakże to! Antypedagogiczne! Bulwersujące! Tfu, zgorszenie! Bo jak to tak, teraz wszystkie dzieci będą się zachowywać jak Pippi, Emil, Madika albo Lotta! Jeszcze tego brakowało, i tak nie są za bardzo grzeczne, człowiek robi, co może, czyta umoralniające historyjki, a tu taki klops…! Główni zainteresowani, czyli dzieci, jak wiadomo, głosu nie miały, więc ich zachwycone opinie nie miały szans przebicia się przez chór oburzonych dorosłych. Dzisiaj wydaje nam się to śmieszne, ale batalia wcale nie jest jeszcze wygrana, niestety. Dzieci ciągle mają być grzeczne, cokolwiek to dla kogoś znaczy. Czyli powinny być ciche, zawsze miłe, przewidywalne, dostosowane. Nie sprawiać kłopotów dorosłym, nie miewać dziwnych pomysłów, uwielbiać wcześnie chodzić spać i wysiadywać z uśmiechem na nudnych imieninach u cioci. Tak sobie wielu dorosłych wyobraża normalność, a w jej kształtowaniu wybitnie pomaga m.in. instytucja szkoły, istna maszynka do mielenia indywidualności. Jako mama trójki dziewcząt widzę to wyraźnie. Co robić, by chociaż trochę pomóc swoim dzieciom pozostać sobą, cieszyć się światem, nie bać się prób, porażek i nowych wyzwań? I tu w sukurs przychodzą nam niezawodne książki Astrid Lindgren, w których bohaterami są właśnie „niegrzeczne” dzieci. Czyli jakie? NORMALNE. Spontaniczne, pełne pomysłów, samodzielnie myślące, niestłumione. Dzieci, których życie jest ciekawe i barwne, które będą miały szansę stać się w pełni zintegrowanymi, interesującymi dorosłymi ludźmi.
Obok słynnej Pippi Langstrumpf galerię niegrzecznych bohaterów szwedzkiej pisarki uzupełniają bez wątpienia
Emil ze Smalandii i
Lotta z Ulicy Awanturników. Ten pierwszy
wygląda jak aniołek, ale
pozory mylą. Dzisiaj przypięto by mu z pewnością łatkę ADHD i zaprokurowano stosowne leki. Na szczęście w czasach Astrid nie wiedziano nic o takiej dysfunkcji i mały Emil ponosił wszystkie konsekwencje swoich wybryków, które, zresztą, nigdy nie były powodowane złą wolą, lecz raczej ciekawością, upartym „parciem na bramkę”, czy też zwykłym roztargnieniem. Lotta to także osoba o mocnym charakterze, która wie, czego chce. Jakie szczęście, że ma tak fajnych rodziców, przy których jej bujna osobowość ma szansę rozwijać się w całym swym potencjale, chociaż nikt nie powiedział, że będzie łatwo…
Wszystkich, którzy, podobnie jak ja, lubią Astrid Lindgren, na pewno bardzo ucieszyła wiadomość, że jej książki ukazują się w Polsce także w postaci audiobooków. I, uwaga, prawdziwa gratka, czyta je
Edyta Jungowska! Wydane nakładem artystki płyty zachwycają już od chwili, gdy weźmiemy do ręki estetycznie zaprojektowany
digipack z ilustracjami
Piotra Sochy, o którym już tu wspominałam przy okazji poprzednich recenzji. Obrazki w żywych kolorach i z charakterem są jakością samą w sobie. Do niektórych produkcji wydawnictwo
Jung-Off-Ska dołączyło dodatkową atrakcję, imponujący
booklet z naklejkami, czy grą memory. Gdy zaś włączymy płytę, mamy gwarantowany dłuuugi relaks – nasze pociechy na pewno się przed końcem nie oderwą od słuchania. Głos Jungowskiej, dziarski, radosny, z łobuzerską nutą, jest wprost wymarzony właśnie do takiej lektury. Dla mnie to wielka inspiracja, gdy wieczorami, po całym dniu pracy, próbuję wykrzesać z siebie chociażby cień tego entuzjazmu, czytając dzieciom na dobranoc. Przyznam, że zaczęłam się ostatnio coraz częściej panią Jungowską wyręczać. Nie ma co się nawet z tego tłumaczyć, wystarczy powiedzieć, że nagrała ona również „Karlssona z dachu” na trzech płytach (blisko dziewięć godzin słuchania!), a także „Dzieci z Bullerbyn”… Trudno o lepszą lekturę…
I jeszcze o oprawie muzycznej: zwykle, jako muzykolog, bywam „czepliwa” i często zdarza mi się, delikatnie mówiąc, nie gustować w propozycjach różnych audiobookowych produkcji. Tym razem nie powiem złego słowa: piosenki
Filipa Kuncewicza są sympatyczne, a ścieżka dźwiękowa (której autorem jest tajemniczy
Salwador z dali) - dyskretna i dobrze dobrana. Jednym słowem, produkt zbliża się niebezpiecznie do ideału…
Agnieszka Jeż
Od wydawcy: Zabawna opowieść o pięcioletnim chłopcu, który ciągle zaskakuje rodzinę
jakimiś zwariowanymi pomysłami, jak np. ten, żeby, połykając monety,
zostać skarbonką.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz