Ilustrowane książki dla dzieci, przedstawiające historie bez słów, cieszą się ostatnio dużą popularnością. Ich charakterystyczną kategorią są tak zwane wimmelbooks (od niemieckiego Wimmelbilderbuch), co tłumaczy się czasem jako "zatłoczone książki", choć mnie bardziej odpowiada określenie "książki tętniące życiem": duże, pełne szczegółów ilustracje przedstawiają najczęściej miasto i jego mieszkańców, podążających za swoimi sprawami. Czytelnikowi pozostaje wpatrywać się w kolejne kadry i dopowiadać sobie historię poszczególnych postaci. Na naszym rodzimym rynku pojawiło się już kilka pozycji tego typu - jak choćby "Ulica Czereśniowa" Susanne Rotraut Berner czy seria "Mamoko" Mizielińskich.
Do tej samej kategorii należy
wydany przez Naszą Księgarnię "Rok
w mieście" autorstwa Katarzyny
Boguckiej, ale kilka elementów czyni tę pozycję wyjątkową. Po pierwsze:
żaden z oglądanych przeze mnie do tej pory wimmelbooków
nie miał chyba tak wielu bohaterów. Poznajemy ich we wstępie zaraz na pierwszej
stronie - doliczyłam się w sumie 63 odrębnych postaci, z których każda
przedstawia się czytelnikowi w jednym lub dwóch zdaniach (jest to jedyny
tekstowy element książki). Poznajemy ich zainteresowania, wykonywane zawody i
powiązania rodzinne. Kwiaciarka Kasia zdradza nam, że ma siostrę bliźniaczkę,
ale tę spotykamy dopiero na następnej stronie - w dodatku na pierwszy rzut oka
wcale nie są podobne. Pielęgniarka Jola wspomina, że ma dwóch synów, ale oni również
pojawiają się gdzieś dalej. W efekcie co chwilę skaczemy wzrokiem od jednej
postaci do drugiej, próbując zlokalizować członków rodziny. I do takiego
poczucia wciągającego chaosu warto się przyzwyczaić, gdyż będzie nam
towarzyszyć do samego końca - o ile kiedykolwiek uda nam się przebrnąć przez
historie wszystkich bohaterów.
Kolejny, moim zdaniem świetny,
pomysł autorki to zakotwiczenie wszystkich bohaterów w jednym miejscu, a
puszczenie w ruch czasu. Zarówno w "Mamoko", jak i w "Ulicy
Czereśniowej" czas zwykle stoi w miejscu, ewentualnie ogranicza się do
paru godzin, co sugeruje na przykład zapadający zmierzch. Wydarzenia śledzimy,
obserwując przemieszczających się i podążających za swoimi sprawami bohaterów.
W naturalny sposób ogranicza to skalę wydarzeń. Z kolei w "Roku w
mieście" tło się nie zmienia - to cały czas jeden i ten sam fragment
miasteczka. Na kolejnych stronach widzimy natomiast mijające miesiące, co daje
ogromne możliwości, jeśli chodzi o prowadzenie historii bohaterów.
Otwieram więc książkę na
"styczniu" i wybieram postać, którą zamierzam śledzić. O, pan Lucjan.
We wstępie mówi o sobie: "Robię dużo różnych rzeczy, bo nie chcę sam
siedzieć w domu". Czym więc będzie się zajmował pan Lucjan? Wytężam wzrok,
przeglądam wszystkie zakątki miasteczka: jest. Odśnieża rynek. W lutym znajduję
go - również z łopatą w ręku - pod ratuszem. W miarę jak mijają kolejne
miesiące, pan Lucjan zajmuje się zbieraniem złomu, sadzeniem zieleni miejskiej
czy myciem podłogi w centrum handlowym. W lipcu zauważam go pod szpitalem,
biegnącego na pomoc rodzącej kobiecie - Patrycji. Na następnej stronie szukam
także jej - i znajduję w mieszkaniu w bloku, próbującą uśpić płaczącego
noworodka, podczas gdy jej mąż Stefan zatyka uszy. W miarę upływu czasu młodzi
rodzice odnajdują się w swojej roli - można ich spotkać w trakcie jesiennych
spacerów po mieście, podejrzeć wigilijną kolację. Podrośnięte już dziecko bawi
się z dziadkiem na dywanie.
Właśnie opowiedziałam wam fragment historii zaledwie trojga bohaterów - pozostało około 60, z których każde ma swoją własną opowieść. Ogromna wyobraźnia autorki i potężny nakład pracy budzą podziw. Pochwalić też trzeba ciekawy, stonowany styl ilustracji. Postacie i budynki przedstawione są dość schematycznie, dzięki czemu mimo dużej szczegółowości obrazy pozostają bardzo czytelne. Stonowane, nieco przygaszone kolory również pomagają uniknąć wrażenia bałaganu. Wprawdzie z początku miałam obawy, czy będę w stanie odróżniać od siebie poszczególnych bohaterów, ale po zapoznaniu się z nimi z bliska nie miałam już żadnych problemów.
A kiedy (o ile nam się uda)
prześledzimy już historie wszystkich postaci, autorka proponuje planszę, na
której mieszkańcy miasteczka występują w nietypowych dla siebie sytuacjach.
Naszym zadaniem jest je zidentyfikować. Moją uwagę zwrócił natychmiast mąż
Patrycji, wiozący w wózku... bliźniaki, podczas gdy Patrycja zostaje w jego
miejsce pracowniczką zoo. Serdecznie gratuluję temu, komu uda się odszukać
wszystkie nieścisłości i nieprawdopodobieństwa.
Jak na książkę właściwie
wyłącznie ilustrowaną, "Rok w mieście" jest wyjątkowo wciągający.
Czasem naprawdę nie sposób się od niego oderwać. Przypomina, że każdy, ale to
każdy - nawet taki pan Lucjan wiozący wózek ze złomem - ma swoje życie i swoje
miejsce na ziemi. W miasteczku każdy spotyka się z każdym, wszyscy są od siebie
w jakiś sposób zależni, ich ścieżki prędzej czy później się przecinają. A
przede wszystkim - wszyscy, od burmistrza po pana Lucjana - mają na ustach
szerokie uśmiechy, pokazując, że nieważne, kim jesteśmy, możemy czerpać ze
swojego życia ogromną satysfakcję. Bardzo pozytywny przekaz.
Joanna Pietrulewicz
Joanna Pietrulewicz
Katarzyna Bogucka, "Rok w mieście"
Ta niezwykła książka pobudza wyobraźnię, rozwija spostrzegawczość, zdolność logicznego myślenia, szukania związków przyczynowo-skutkowych, umiejętność opowiadania, a przede wszystkim gwarantuje świetną zabawę.
Ta niezwykła książka pobudza wyobraźnię, rozwija spostrzegawczość, zdolność logicznego myślenia, szukania związków przyczynowo-skutkowych, umiejętność opowiadania, a przede wszystkim gwarantuje świetną zabawę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz