cudanakiju.pl

cudanakiju.pl

czwartek, 2 lipca 2015

Wojna. Wojna nigdy się nie zmienia…


„Porwanie w Tiutiurlistanie” Wojciecha Żukrowskiego to tytuł, który zawsze obijał mi się o uszy. Ktoś opowiadał, że to doskonała lektura dla młodzieży. Ktoś inny mówił, że klasyka, i to w dodatku polska. No, po prostu tomik obowiązkowy dla każdego młodego człowieka. Ja jednak jako nastolatek po uszy tkwiłem w twardej fantastyce i nawet do głowy nie przyszło mi zabierać się za przygody trójki zwierzaków na pograniczu Tiutiurlistanu i Blablacji. To przecież dobre dla dzieci. Myślę, że gdybym po „Porwanie…” sięgnął trochę wcześniej, to pewnie doceniłbym je bardziej niż teraz, kiedy nadrabiam dawne zaległości.
Zaskoczyło mnie to, jak mało zestarzała się ta książka. W ogóle nie czułem tego, że była wydana po raz pierwszy w czasie okupacji, w 1946 roku. Mogłaby równie dobrze powstać dziś w identycznej formie. „Porwanie w Tiutiurlistanie” to intrygująca mieszanka humoru i dramatu, poruszająca temat wojny i jej okrucieństwa. Na początku trudno mi było zagłębić się w przedstawiony w książce fantastyczny świat. Na każdym kroku podziwiałem niesamowitą wyobraźnię Żukrowskiego, zachwycałem się postaciami i genialnymi nazwami (Mysibrat Miauczura, Blablacja i jej stolica Blabona), ale sama historia jakoś do mnie nie przemawiała. Zdawałem sobie sprawę, że można tu wszystko interpretować na różne sposoby, że każdy element ma drugie dno. Cała ta wieloznaczność była dla mnie trochę męcząca, odrywała od opowieści. Nabrałem wiatru w żagle, kiedy przestałem się tym przejmować i cieszyłem się po prostu zwrotami akcji oraz uroczymi absurdami opowieści. Wtedy jakby mimochodem zacząłem doceniać pojawiające się tu i tam nawiązania do powiedzeń lub modyfikacje znanych w kulturze motywów. Bawiło mnie specyficzne poczucie humoru: „Boże, Ty słyszysz i nie grzmisz! – załamał łapki Mysibrat. Słyszał. Zagrzmiało”. Autor unika sztampowych rozwiązań fabularnych. Nie sądziłem, że zdobędzie się na uśmiercenie któregokolwiek z bohaterów, i te śmierci, które spotkałem na kartach opowieści, były dla mnie dużym zaskoczeniem. Muszę jednak przyznać, że doskonale wpisały się w całość wydarzeń. Taki powiew melancholii jest niezwykle potrzebny, bo trzeba pamiętać, że "Porwanie w Tiutiurlistanie" to opowieść z pogranicza wojny, która mimo humoru i zabawnych nazw potrafi pokazać okrucieństwo, jakie człowiek człowiekowi zgotował już niejeden raz. Cała ta melancholia i humor, a na dodatek pewna swojskość sprawiają, że czytając o wojnie Tiutiurlistanu i Blabacji, czułem, że to walczą ze sobą Polacy. Polskość przebija tu przez każde zdanie: szlachetność i jednocześnie zaściankowość, królewskie myszy Popiela i biedroneczka, co przynosi kawałek chleba.
 
Najnowsze wydanie książki przygotowane przez wydawnictwo Babaryba prezentuje się bardzo estetycznie. Okładka i cały projekt, wraz z prostymi, stylizowanymi na klasyczny plakat ilustracjami Pawła Kłudkiewicza, utrzymane są w czerwono-białej kolorystyce (znów na myśl przychodzi polska flaga). Na marginesie każdej strony z tekstem mamy czerwony pasek, co sprawia, że książka widoczna z boku to nie jest zwykła szara masa ściśniętych kartek, ale czerwono-biały miszmasz. Efekt ciekawy i przykuwający wzrok. Zacząłem się nawet zastanawiać, czemu częściej nie stosuje się takiego rozwiązania. Co jakiś czas w tekście trafimy na dużą ilustrację, a każdy rozdział kończy mała ikonka luźno związana z jego treścią. Wszystkie ikony, ułożone jedna obok drugiej, zdobią wewnętrzną stronę okładki. Rysunki, chociaż dość ascetyczne, potrafią przekazać bardzo dużo. Mistrzowska jest na przykład szelmowska mina Koziołka, kiedy kupuje mikstury od Drumli (strona 149). Ilustrator przemyślał, jak ma wyglądać całość, i konsekwentnie realizował swoją wizję. Dzięki temu, pomimo prostoty, jego praca robi bardzo dobre wrażenie. Brakuje mi trochę wydania z twardą oprawą, ale nie można mieć wszystkiego.
Kto zna powieść Wojciecha Żukrowskiego i chciałby kupić nowe wydanie, spokojnie może sięgnąć po książkę z wydawnictwa Babaryba. Jest to też dobra okazja, aby nadrobić zaległości, bo w tym wypadku miano klasyki jest w pełni zasłużone.
Marcin Szulik

Porwanie w Tiutiurlistanie
Niezwykłe przygody trójki przyjaciół – koguta Pypcia, kota Mysibrata oraz lisicy Chytraski – opowiedziane z humorem, trzymają w napięciu do ostatniej strony!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz