Podczas spaceru po parku zauważyliśmy ostatnio na drzewach hotele dla owadów. Poczytaliśmy o nich trochę - i zapragnęliśmy zrobić taki samodzielnie. Tata z córką wzięli się więc żywo do pracy: deski, piła, wiertarka, gwoździe, młotek. Młoda asystowała, a ja przypatrywałam się temu wszystkiemu z rosnącym zdumieniem. Moje ostatnie doświadczenia z piłowaniem i wbijaniem gwoździ to chyba czwarta klasa szkoły podstawowej, kiedy na lekcjach techniki mieliśmy za zadanie zbudowanie domku dla ptaków. O ile pamiętam, praktycznie w całości wykonał go za mnie tata. A ja pozostałam z przekonaniem, że do majsterkowania i ogólnie pojętych zajęć techniczno-manualnych mam dwie lewe ręce. I niestety niewiele mogę w tej dziedzinie przekazać mojej latorośli.
Na szczęście z pomocą przyszedł
mi bóbr Kastor z serii książeczek Larsa
Klingtinga wydanych przez Media
Rodzina. Zaradny zwierzak w każdej z nich podejmuje się jakiegoś
praktycznego zadania: budowy skrzynki na narzędzia ("Kastor majsterkuje") czy domowej hodowli fasoli ("Kastor uprawia fasolkę").
Największe wrażenie zrobił na mnie oczywiście tom o majsterkowaniu, w którym obserwujemy
powstawanie wspomnianej skrzynki i poznajemy specjalistyczne słownictwo, jak
calówka, piła kabłąkowa, piła płatnica czy korba stolarska. Za trudne? Skądże!
Dziecko chłonie nowe terminy jak gąbka, oswaja się z widokiem i działaniem
poszczególnych narzędzi. Ale najlepsze czeka na końcu: najprawdziwszy rysunek
techniczny skrzynki na narzędzia, w dodatku szczegółowo opisany. W tym momencie
nie mamy już żadnej wymówki: pozostaje udać się do sklepu (lub dziadkowego
warsztatu) po deski i narzędzia, i
chwycić byka za rogi. A nuż przy okazji ujawnią się jakieś talenty stolarskie -
i nie mówię tu tylko o dziecku.
"Kastor uprawia
fasolkę" porusza trochę bardziej przystępny temat: w końcu chyba każdy potrafi
nasypać ziemi do doniczki, włożyć do niej kilka ziaren, podlewać je i patrzyć,
jak rosną. Ale Kastor jak zwykle podchodzi do tematu bardzo profesjonalnie:
przygotowuje specjalny kijek do robienia dziurek w ziemi i bambusowe tyczki, po
których fasola może się piąć. Nawet taka drobnostka, jak informacja, że nie
wszystkie ziarna wykiełkowały, to już podwaliny wiedzy ogrodniczej, którą można
potem rozwijać. Pomogą w tym też umieszczone na końcu książki "Rady
ogrodnicze Kastora".
Zaletą serii o Kastorze jest to,
że nie są to poradniki ani podręczniki, lecz najzwyklejsze historyjki
obrazkowe, które akurat dotyczą majsterkowania lub ogrodnictwa. Edukacyjny
zamysł książek przebija tu i ówdzie (wyraźnie wyeksponowane i nazwane
narzędzia, wspomniane już rady Kastora), ale każdą opowiastkę można z czystym
sumieniem przeczytać dziecku na dobranoc, nie mając przy tym wrażenia, że
próbujemy je przy okazji czegoś uczyć. Zaradny
Kastor potrafi za to skutecznie zachęcić do spróbowania własnych sił we
wspomnianych dziedzinach. Podoba mi się ostatnia ilustracja z "Kastor
majsterkuje": za oknem już ciemno, na podłodze stoi nowiutka skrzynka na
narzędzia, a obok zmęczony, ale zadowolony bóbr raczy się bułką słodką. Ten
jeden obrazek pokazuje, ile satysfakcji daje samodzielna praca, zwieńczona
namacalnym efektem - nawet jeśli trzeba się przy okazji trochę namęczyć.
Szkoda, że nie uczyli nas tego w szkole.
Joanna Pietrulewicz
Joanna Pietrulewicz
Lars Klinting, "Kastor
majsterkuje", "Kastor uprawia fasolkę"
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz