cudanakiju.pl

cudanakiju.pl

środa, 23 września 2015

Bzik & Makówka – seria zaskoczeń

Cykl książek "Bzik & Makówka" został napisany dla dzieci około dziesięcioletnich. Właśnie w tym wieku są tytułowi bohaterowie: Gabrysia Bzik i Nilson Makówka, wykreowani przez Rafała Witka (tekst) i Magdę Wosik (ilustracje). Dzieci lubią się i polegają na sobie, choć początkowo Gabrysia jest do kolegi uprzedzona, a ich kontakty wpisują się w szkolne zasady "zadawania się".

"To było następnego dnia, kiedy wracaliśmy z Nilsonem ze szkoły. Od afery z toaletą i tak wszyscy o nas plotkowali, więc przestaliśmy ukrywać naszą znajomość. A może przyjaźń? Natalka trochę się o tę przyjaźń gniewa. Na najbliższym treningu spuszczę jej porządne manto, to od razu się pogodzimy."
("Zgniłobrody i Luneta Przeznaczenia")

W każdym tomie dzieci przeżywają nową przygodę, bawiąc się w detektywów lub dobroczyńców, wpadając do ciekawych miejsc, czasów, natrafiając na niezwykłe przedmioty i osoby. A wszystko zaczyna się od spotkania z pewnym kloszardem, a może piratem?

"Właśnie miałam odgryźć pierwszy kawałek kabanosa, kiedy usłyszałam za sobą coś jakby kroki. W tej samej sekundzie czyjaś łapa wyrwała mi kabanosa i przy okazji ubrudziła bluzkę substancją przypominającą błoto.
Ej, no! – krzyknęłam.
Za moimi plecami stał obcy mężczyzna. Był zwalisty, potwornie brudny, zarośnięty i obszarpany. W dodatku śmierdziało od niego, jakby się wykąpał w przenośnej toalecie."

Pierwszy tom serii ("Zgniłobrody i Luneta Przeznaczenia") napisany został prostym, młodzieżowym językiem. Narratorką jest Gabrysia Bzik, wszystkie wydarzenia poznajemy z jej punktu widzenia. Dziewczę to trudno uznać za potulne i skromne, momentami jest nawet przesadnie złośliwe. Przygoda toczy się wartko, bywa zaskakująca, wciąga i bawi młodego czytelnika od pierwszej do ostatniej strony, czyli na około dwie, trzy godziny. Płynność lektury w dużym stopniu jest zasługą ilustracji, utrzymujących uwagę tych dzieci, które dotychczas wolały komiksy, a od książek stroniły. Humor, umowność i skrótowość tych czarno-białych obrazków znakomicie odpowiadają fabule oraz sposobowi narracji. W drugim tomie ("Ucieczka z tajemniczego ogrodu") rysunki niekiedy nawet dominują nad tekstem, mniej porywającym i dynamicznym niż w "Zgniłobrodym i Lunecie Przeznaczenia".

Zmiana tematu, a raczej jego zawężenie do dziedziny odległej początkującym czytelnikom (nie mogę za wiele zdradzić), jak również eksperymenty z językiem, wpłynęły na niekorzyść książki. Po prostu przy "Ucieczce z tajemniczego ogrodu" chwilami prawie się nudziliśmy, mimo że znamy i lubimy książkę, do której odnosi się, nawet w tytule, Rafał Witek.
Druga część "Bzika & Makówki" zaskoczyła mnie nietypowymi rozwiązaniami stylistycznymi: użyciem w wypowiedziach (narracji) dziesięciolatki czasu zaprzeszłego ("Powinniśmy byli sami na to wpaść!", "Powinien był przenieść nas do dnia, w którym...") oraz słów za trudnych dla dzieci w tym wieku. Równocześnie starodawny, staranny sposób wysławiania się jednej z postaci określony został jako "egzaltowany, pompatyczny styl" oraz "maniera".
Jednak i w "Ucieczce z tajemniczego ogrodu" znaleźliśmy fragmenty zabawne, cierpkie, po prostu charakterystyczne dla pisarstwa Rafała Witka. Na przykład, co decyduje o tym, że czujemy się w Polsce dwudziestego pierwszego wieku jak u siebie?

"Widok linii wysokiego napięcia bardzo by mnie uspokoił. Dowolny znak informacyjny – choćby to nawet było: "Uwaga, seryjni mordercy!" – wzbudziłby mój entuzjazm. Dałabym się pokroić za możliwość wypatrzenia i podniesienia najnędzniejszego skrawka plastikowego opakowania. Ale żadnej z tych rzeczy po drodze NIE BYŁO! Były za to ptaki, muchy i meszki, koński nawóz, przydrożne kwiatki i kilometry, kilometry, kilometry wrzosowisk..."
Trzecia odsłona serii spodobała się nam najbardziej. Objętość "Autografu za milion dolarów" jest mniej więcej taka sama, jak w przypadku dwóch pierwszych części, ale tę książkę przeczytaliśmy błyskawicznie i byliśmy zawiedzeni, że "już" się skończyła.
Po pierwsze, mocną stroną tej lektury jest autorefleksja bohaterów. W przeciwieństwie do poprzednich części, więź między nimi jest naprawdę mocna, szczera i jakby bardziej realna. Gabrysia i Nilson zaczynają się nieśmiało zastanawiać, co ich łączy. To ważne, bo przyjaźnie damsko-męskie w wieku dziesięciu lat zdarzają się naprawdę rzadko, choć roi się od nich w literaturze dla dzieci. Nie wystarczy powiedzieć młodemu czytelnikowi, że bohaterowie książki najpierw patrzyli na siebie z ukosa, a potem tak po prostu się polubili i stali nierozłączni. Tak dzieje się tylko w bajkach.
Autorefleksja Gabrysi i Nilsona nie ogranicza się wyłącznie do ich przyjaźni, rozmyślają także o przyczynach swoich przygód.

"– Nie sądzisz, że to wszystko jest chore? Gdziekolwiek się ruszymy, wpadamy w to, co było. Tak jakby przeszłość... w jakiś sposób nas przyciągała. Inni żyją w teraźniejszości inie mają takich problemów."

Drugim atutem "Autografu za milion dolarów" jest niewymuszone, świeże poczucie humoru. Bywa cynicznie, ale tak właśnie lubią się śmiać rówieśnicy bohaterów, zwłaszcza wielbiciele komiksów i rozmaitych ilustrowanych "dzienników". Zresztą, z niewielkimi wyjątkami, Gabrysia ma jakby mniej cięty język niż we wcześniejszych tomach. Planując omówienie tej książki wynotowałam aż sześć najśmieszniejszych fragmentów, nie mogłam się zdecydować, który tu przytoczyć, musiałam więc dokonać wyboru drogą losowania. Wizje trupa w brudnych ciuchach Gabrysi, studenta z ośmiopakiem piwa w bagażu podręcznym, rozpaczających badyli, konsultacji psychiatrycznych oraz alkomatu telefonicznego pozostawiam do samodzielnego odnalezienia.

"Cóż było robić? Kiedy sława puka do drzwi, nie warto udawać, że nikogo nie ma w domu. Grzecznie się przedstawiłam, pozdrowiłam pana dyrektora Sztorca i całą klasę III A (która już za tydzień zmieni się w IV A), a także naszą dozorczynię, żeby było jej miło."

Kolejną wielką zaletą trzeciej części "Bzika & Makówki" jest nietypowy wymiar edukacji artystycznej. Forma, w jakiej Rafał Witek opowiada o surrealizmie (!) jest lekka, ale książka zachowuje wszelkie walory informacyjne. Nie wyobrażam sobie lepszego sposobu na przekazanie słowem wiedzy o sztuce. Mój syn zapamiętał z tej lektury dużo więcej, niż z książek może cenniejszych literacko, ale dla dziesięciolatka zbyt dydaktycznych, na przykład z "Pana Jaromira i zagadki aniołów" Heinza Janischa. W "Autografie za milion dolarów" do tradycyjnych lekcji muzealnych, odbywanych w ciszy i filcowych kapciach, nawiązuje tylko sceneria, w jakiej zawiązuje się intryga.
"Z ciekawością przyglądałam się kolejnym pracom. Były niewielkie i musiałam podchodzić do każdej naprawdę blisko. Przez cały czas czułam na plecach wzrok pani w granatowym sweterku. Nie miałam wątpliwości, że gdybym wykonała choć jeden podejrzany ruch, wyjęłaby spod sweterka miniaturowy karabin maszynowy i otworzyła do mnie ogień. To w każdym razie sugerowało jej spojrzenie. Dlatego się pilnowałam i cały czas trzymałam dłonie splecione za plecami."

Konwencja i tempo akcji nie rozmywają się, jak w części drugiej. "Autograf za milion dolarów" uważam za najbardziej dopracowaną i spójną odsłonę serii, choć wciąż nie jest to rozbudowana narracja, trudno nawet uznać ją za powieść. Pozostaje dynamiczną książką z elementami komiksu, odwołującą się do gustów czytelników "Dziennika cwaniaczka", "Magicznego drzewa" czy "Biura detektywistycznego Lassego i Mai". Na pewno jest to jedna z lepszych pozycji z grupy modnych, krótkich, bogato ilustrowanych lektur dla uczniów młodszych klas szkoły podstawowej.
Bożena Itoya
Rafał Witek, Bzik & Makówka przedstawiają: Zgniłobrody i Luneta Przeznaczenia, Ucieczka z tajemniczego ogrodu, Autograf za milion dolarów, ilustracje Magda Wosik, Nasza Księgarnia, Warszawa 2014, 2015.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz