"Plaża
tajemnic" Rafała Witka jest jedną z wielu książek dla
dzieci, których akcja koncentruje się na wakacyjnym wyjeździe,
ale, oczywiście, można je czytać nie tylko latem. Właściwie
wakacje są od tego, by kształtować i przeżywać własne przygody,
a nie żyć życiem książkowych bohaterów.
"Żegnajcie,
lektury! Wyjeżdżamy czytać,
co
lipiec zapisał w zielonych zeszytach..."
Może
więc najlepszym momentem na chwycenie za "Plażę tajemnic"
jest jesień? Książka ta dobrze sprawdza się jako rozgrzewka przed
pierwszymi szkolnymi lekturami. Czytając śmialiśmy się,
rymowaliśmy, próbowaliśmy zgadnąć, co nie zostało powiedziane
(napisane). Autor stosuje bowiem liczne niedopowiedzenia, niektóre
wątki znajdują rozwinięcie lub rozwiązanie jedynie w sferze snów
czy marzeń. Książka na tym zyskuje, jest nieco melancholijna,
niedosłowna, magiczna, choć nie znajdziemy w niej prostej symboliki
ani tradycyjnego "abrakadabra". "Sam się domyśl"
– takie jest chyba motto autora, i właśnie dlatego polecam tę
pozycję uczniom młodszych klas szkoły podstawowej, lubiącym
przygodę, ale też przyzwyczajonym do książek, w których wszystko
się im wyjaśnia, podaje na tacy. Przecież samodzielna
interpretacja literatury zaczyna się właśnie od "Nie
rozumiem!", a pierwsze dziecięce próby pisarskie często
wynikają z rozważań "Jak to się mogło skończyć?".
"Co
snom i marzeniom nie daje się zgubić?
Co
jest więcej warte niż bogactwa świata?
Co
innych pomaga rozumieć i lubić?
Co
cię czyni dzieckiem, chociaż płyną lata?"
Nawet
konstrukcja "Plaży tajemnic" przypomina sen – jest jakby
nierówna, zmienna, pozrywana. Na początku rozgrywa się kilka scen
humorystycznych, następnie na pierwszy plan wkraczają tajemnica,
wakacyjny wyjazd, kontakty z najstarszym pokoleniem, choroba i
przyjaźń z kimś przypominającym trochę Małego Księcia, a
trochę Piotrusia Pana. Nie jest to typowa książka dla dzieci, ale
właśnie dlatego czytaliśmy ją z przyjemnością i zaciekawieniem.
Nasze
wątpliwości wzbudził jedynie dobór imion najważniejszych
postaci – chyba żadna dziewczynka w wieku szkolnym nie chciałaby
być nazywana "Dzidzią" ani "Kaszoliną".
W
"Plaży tajemnic" spodobała mi się obecność i znaczenie
poezji. Kolejne wiersze odkrywane przez bohaterkę prowadzą ją ku
przygodzie, komentują bieżące wydarzenia, a może nawet na nie
wpływają? Taka literacka zabawa łatwo wciąga młodego czytelnika.
Do lektury zachęcają też zabawne dialogi, dominujące w pierwszych
rozdziałach.
"–
(...) Proszę pana, ile kosztuje ten naszyjnik?
Sprzedawca
zajrzał na dół szkatułki od naszyjnika i wymienił cenę.
– Ile?!
– zmarszczyła nosek Dzidzia.
– Nie
dosłyszałam – szepnęła Kaszolina. – ale na końcu było słowo
"tysięcy".
(...)
– Możemy dać sześćdziesiąt czterdzieści i dorzucić kolekcję
magnesów na lodówkę.
– Nie
widzicie, że jestem zajęty? – ofuknął je sprzedawca.
– Widzimy
– potwierdziły dziewczynki. – Ale to chyba dobra propozycja?
Sprzedawca
tym razem w ogóle nie zareagował.
– Czy
sama pani zastrzeliła tego lisa? – wyrwało się Dzidzi po
dłuższym oczekiwaniu.
– Nie,
skarbie – odparła dobrodusznie klientka. – To futro jest
sztuczne. Prawdziwe są teraz niemodne.
– Sztuczny
lis? – zdziwiła się Dzidzia. – Taki na baterie? To chyba nie
było trudno go zastrzelić?"
Wraz
z narastaniem atmosfery tajemnicy i snu, tempo akcji zwalnia, książka
staje się mniej dynamiczna. Niektórych czytelników ta zmiana tempa
może zniechęcić, ale moim zdaniem jest raczej zaletą "Plaży
tajemnic". W księgarniach i bibliotekach znajdziemy
dostatecznie dużo błyskawicznych, gnających co tchu lektur. Warto
czasem "czytelniczo" zwolnić, trochę podumać i
pointerpretować.
Bożena
Itoya
Rafał
Witek, Plaża tajemnic, okładka i ilustracje: Anna Wielbut,
Wydawnictwo Literatura, Łódź 2015.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz