Akcja: tytułowy pojedynek. Do tego tempo, supermaszyny,
nieprawdopodobne zagęszczenie zupełnie niemożliwych zdarzeń. I jeszcze pełno
genialnych pomysłów, jak wyjść cało z najbardziej niespodziewanych i
super-mega-giga niebezpiecznych przygód.
A wszystko dlatego, że mama wysyłając syna na obóz szachowy
życzy mu niesamowitych wakacji. Nie zauważa, że mówi to siedząc na czerwonym
magicznym krześle, a to oznacza, że życzenie spełni się na pewno.
Są też nowi bohaterowie, czyli niewydarzona parka: Zula,
którą interesują tylko nowe modele komórek i niezdrowe żarcie oraz Nikodem -
żałosna karykatura kujona. Oboje w powieści zostają łaskawie obdarzeni szansą
przemiany. Na ostatnich stronach powieści lubimy ich prawie tak samo jak
głównych bohaterów.
Jest jeszcze ktoś. Ale to tajemnica. Zdradzić mogę tylko, że
to z tym kimś walczą przez kilkaset stron książki Kuki i jego drużyna.
***
Taka już u nas tradycja, że Maleszkę czytamy na głos (pierwszy
tom wyszedł w czasach, kiedy moje dzieci nie czytały jeszcze samodzielnie), więc
lubię, kiedy pojawiają się kolejne tomy, bo jest to zapowiedź wspólnych godzin
spędzonych na głośnym czytaniu. Na cześć pierwszego pomalowaliśmy nawet nasz
kuchenny stołek na czerwono.
Pierwsze dwie części Czerwone
krzesło i Tajemnica mostu,
zachwyciły nas wszystkich jednakowo. Było magicznie. Przy kolejnej części, Olbrzymie, zorientowałam się, że
odlatujemy coraz dalej od krainy czarów i niebezpiecznie szybko zbliżamy się w
stronę klimatu mocno zmechanizowanych Gwiezdnych Wojen.
Tym razem od głośnego czytania rozbolało mnie gardło.
Czułam, że staram się czytać szybko-szybko, coraz szybciej, żeby nadążyć za
tempem akcji. Oczy moich dzieci stawały się coraz bardziej okrągłe i zerkając na ich buzie czułam,
że muszę już kończyć, bo nie zasną. I za każdym razem, kiedy próbowałam
przestać słyszałam głośny protest: „Nie! Teraz nie możesz skończyć!”.
Przeczytaliśmy więc Pojedynek w
błyskawicznym tempie. Zdążylibyśmy w tym czasie obejrzeć najwyżej dwa odcinki
Bonda.
Syn (lat 10) zachwycony: Świetna
książka! Mógłbym ją czytać setki razy! Super ilustracje! Szkoda, że nie ma do
niej filmu. Córka (lat 8) podobnie, choć już z mniejszą ekscytacją: Fajna książka, podobała mi się, ale sto razy
bym nie chciała jej czytać. Ja też nie. Dla mnie to jak dobry sensacyjny
film: oglądam je rzadko i raz mi zupełnie wystarczy.
Nie przestajemy jednak wszyscy razem trzymać kciuków za
Andrzeja Maleszkę. Kibicujemy nowym książkom i bardzo czekamy na filmy.
Katarzyna Dołęgowska-Urlich
Katarzyna Dołęgowska-Urlich
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz