W
literaturze dla dzieci nie istnieją "za małe" tematy,
wspaniałą historię można wysnuć z każdego szczegółu,
właściwie więc nie dziwi, że Katarzyna Wasilkowska napisała
książkę o czymś tak niewielkim jak ząb mleczny. Zresztą dorośli
raczej nie pamiętają, jak ważna to kwestia, niejakie pojęcie o
powadze sytuacji "ząb mi się rusza" mają rodzice
przedszkolaków i młodszych uczniów. Właśnie z tych dwóch
punktów widzenia opowiedziane zostały losy zęba akrobaty
(opowiadanie "Mleczak") i starcia pewnej Mamy z wróżką
zębuszką (opowiadanie "O tym, jak Mama szukała mleczaka").
Dwa
teksty zawarte w książce "Mleczak" różnią się pod
względem narracji, sytuacji oraz poziomu fantazji, bardzo wysokiego
w drugim opowiadaniu. Pierwsza historyjka rozgrywa się w domu i
opowiada o propozycjach rozwiązania problemu "ząb mi się
rusza", jakie wysuwają Marcyś (właściciel wygimnastykowanego
mleczaka), jego mama i tata. Zębowe przygody są komiczne, a
rozwiązanie świeże i... zręczne. Nastrój przypomina nieco
przygody Mikołajka.
Marcyś
powiedział, że co to, to nie ma mowy, że nie jest głupi i zna się
na podstępach, i na swoich prawach też się zna, i zapytał, czy
Tata nie chce czasem używać przemocy wobec tego zęba, bo on,
Marcyś, może zacząć wrzeszczeć. I na wszelki wypadek zaczął
wrzeszczeć.
Miło
czyta się to opowiadanie w rodzinnym gronie, napisane zostało
bowiem w prosty sposób – według mojego syna właśnie tak
wypowiadają się dzieci pod koniec przedszkola i na początku szkoły
podstawowej, więc najmłodszym czytelnikom (i słuchaczom) wyda się
naturalne i zabawne. Dorośli natomiast mogą się dziwić brakowi
dialogów i powtórzeniom ("powiedział" / "powiedziała"
niemal w każdym akapicie, "Marcyś" czasem dwa razy w
zdaniu), bo taką właśnie konwencję przyjęła autorka.
Marcyś
powiedział, że za nic w świecie nie zgodzi się na wyrywanie
żadnych części ciała, i zapytał, czy Tata wyrwie dziadkowi
głowę, bo też się mocno chwieje.
Dialogów
nie brakuje za to w drugiej historyjce pod tytułem "O tym, jak
Mama szukała mleczaka". Sądząc po plastycznym łączniku –
dwustronicowej ilustracji ze śpiącym Marcysiem, opowiadanie dotyczy
tego samego mleczaka i tej samej Mamy. Tutaj jednak wychodzimy poza
granice mieszkania i realnego życia rodzinnego, bo też bohaterka
nie tyle rzeczywiście szuka tytułowego zęba, co prowadzi na temat
zguby bajkową rozmowę z pewnym ślimakiem.
– Po
co tej... tej wróżce, tej...
– Zębuszce
– podrzucił Ślimak.
– Właśnie.
Po co jej mleczaki? – zapytała Mama.
Ślimak
westchnął nad ludzką niewiedzą.
– Karmi
nimi Księżyc – wyjaśnił. – No, nie wytrzeszczaj tak oczu. Nie
mów, że nie widziałaś, że Księżyc trzeba dokarmiać? Wróżka
Zębuszka zbiera mleczne ząbki dzieci z całej Ziemi i wrzuca je do
Księżyca przez małe kraterki. Księżyc kręci się wokół Ziemi
i do tego potrzebuje energii. Dzieci mają tak dużo energii, że
nawet w wypadniętych mleczakach jest jej pełno.
Lektura
drugiego opowiadania była dla nas jeszcze przyjemniejsza niż w
przypadku "Mleczaka". Fantastyczna, baśniowa atmosfera i
przekonanie, że także mamy trafiają czasami do jakiejś Narnii, na
pewno zostaną w nas na długo. Książeczki takie jak ta sprawią
radość wszystkim początkującym zbieraczom opowieści.
– Każdy,
kto ma w sobie choć okruszek wesołości, chodzi po plaży boso. –
odezwał się Ślimak po chwili. – Nie dość, że wygodniej, to o
ile przyjemniej! To prawie jak latanie. Niezupełnie, ale prawie.
Ziarenka piasku przesypują się między palcami, czasem chłodne,
czasem gorące. Stopy na wolności wariują ze szczęścia. Ale
buty... – Ślimak spojrzał na Mamę surowo. – Buty na plaży to
jak kara dla stóp!
Ilustracje
Anny Gensler bardzo dobrze oddają atmosferę opowiadań Katarzyny
Wasilkowskiej i punkt widzenia każdego z głównych bohaterów: w
"Mleczaku" są proste, niemal naiwne, a w "O tym, jak
Mama szukała mleczaka" wprost kipią barwami, zawijasami,
wybuchami światła i marzeniami sennymi. Ilustratorka ma swój
rozpoznawalny styl: bawią nas charakterystyczne uszy i nosy postaci,
a komiksowe wstawki (nadpsuty ząb i wyrwany mleczak z krzyżykami
zamiast oczu) wywołują wręcz chichot, kolorowe kleksy i
fantastyczne perspektywy mogą rozruszać wyobraźnię, natomiast
wielkie oczy kojarzyć się z kreskówkowymi słodziakami. Czytelnicy
na pewno będą długo wpatrywać się w te jasne obrazki, na których
każdy, niezależnie od wieku jest dzieckiem i zna drogę do świata
baśni. To wymarzone towarzystwo dla autorki, która słowami
przenosi nas do jakiegoś równoległego wymiaru, czy też po prostu
pomaga nam zauważyć, że cały czas mamy do niego dostęp.
Mama
szła brzegiem morza. Powietrze było cichusieńkie. I pomarańczowe.
Bywają takie momenty między nocą a dniem. Słońce nie wschodzi
jeszcze, tylko przewraca się na drugi bok i na pociechę wysyła za
Ziemię kilka bladych promieni. Świat przypomina sorbet pomarańczowy
z waniliową mgiełką.
Bożena
Itoya
Katarzyna
Wasilkowska, Mleczak, ilustracje Anna Gensler, seria Poduszkowce,
Literatura, Łódź 2016.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz