Zdarza
się, że chcemy odpocząć od naszej ulubionej literatury pięknej:
powieści, opowiadań i poezji. Sięgamy wtedy po takie sobie
książeczki dla dzieci, które składają się z krótkiego tekstu i
ilustracji, spojonych
ze sobą
jakąś koncepcją. Czasem okazuje się, że idea autora (lub
autorów) jest...
nie do końca oryginalna, bo ktoś już gdzieś i kiedyś (przeważnie
niezbyt daleko i dawno) napisał oraz narysował podobną historię.
Może twórcy i wydawcy liczą, że nikt nie zauważy tych
zbieżności, a może sami nie są świadomi kopiowania czyichś
pomysłów albo po prostu stawiają na to, co sprawdzone. Grunt,
że takie bliźniacze koncepcje (albo raczej odbicia w krzywym
zwierciadle) co jakiś czas przemykają przez półki księgarni
dziecięcych i łatwo poznać, kto, jak pewien polski pisarz, nie
czytuje innych współczesnych autorów, a kto jest unoszony przez
rwący nurt powtórzeń.
Australijska
książka
"O
chłopcu, który wpadł do książki"
jest przyjemnym sposobem na spędzenie czasu z małym marzycielem. Są
w niej ładne zwierzęta, sympatyczni ludzie, którzy z wiekiem nie
starzeją się, tylko doklejają sobie brody i dzieci
(o
śmierci
w
ogóle nie ma mowy).
Na opowieść składają się migawki z życia pewnego chłopca,
który, niczym postać w teatrze lalkowym, zostaje wprowadzony w
jakąś historię i obiera sobie za cel... zrozumienie celu. Szuka
więc odpowiedzi na wielkie pytania ludzkości: Kim
jestem? Dokąd zmierzam? Po co tu jestem? Nie mamy
jednak do czynienia z
bajką
filozoficzną,
ale
z
łagodną,
kolorową
opowiastką.
Niektórzy bohaterowie wydają się dość przypadkowi –
jak zwierzęta towarzyszące bohaterowi od pierwszej strony, innych
zaś zsyła najwyraźniej przeznaczenie –
jak ukochaną i pozostałych
bliskich ("W czyichś oczach zobaczył cały świat"), a
włączanie się kolejnych ma wywoływać w czytelniku rozrzewnienie.
Surowszą,
solidniejszą, dojrzalszą, mniej dosłowną i dużo bardziej
wzruszającą (ba! przejmującą do szpiku kości!) wersję tej
historii opublikowało w 2007 roku Wydawnictwo Hokus-Pokus (drugie
wydanie w roku 2013). Powiastkę
"A
ja czekam" Davide
Cali i Serge Bloch wydali pierwotnie w
2005
roku (tytuł
oryginalny "Moi,
j'attends"), Peter Carnavas nie był więc pierwszy, bo książka
"The boy on the page" (tytuł
polski "O
chłopcu, który wpadł do książki")
ukazała się po raz pierwszy
w
2013 roku. Wydaje
mi się, że australijski autor inspirował się również
twórczością Jimmy'ego
Liao
("Jak bawi się nami miłość", "Dźwięki kolorów",
"Księżyc zapomniał"), starając się stworzyć
analogiczne, ale prostsze i pogodniejsze obrazy oraz słowa. Cóż,
dzieła Liao i Carnavasa mają się do siebie nawzajem jak poemat do
jednozdaniowej wyliczanki czy impresjonistyczny obraz do dziecięcej
kolorowanki.
Podkreślam jednak, ze dla czytelników nieznających wymienionych
wyżej książek i preferujących dosłowne opowieści, opowiadanie
"O
chłopcu, który wpadł do książki"
może stać się książeczką lubianą, może nawet ulubioną.
Bożena
Itoya
Peter
Carnavas, O chłopcu, który wpadł do książki, przekład Magda
Szpyrko-Ankiewicz, Wydawnictwo Adamada, Gdańsk 2015.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz