Nowa
książka Joanny Wachowiak z ilustracjami Nikoli Kucharskiej już na
pierwszy rzut oka wydała mi się bardzo ponętna i poręczna. Po
pierwsze, to wymarzony duet twórczy: uwielbiamy opowiadania tej
autorki, lubimy też przyglądać się zawijasom, drobiazgom i
cieniom na obrazkach tej ilustratorki. Po drugie, spędzamy dużo
czasu na wspólnym czytaniu, a "Baba Blaga", opublikowana
przez wydawnictwo Literatura jako pokłosie IV Konkursu Literackiego
im. Astrid Lindgren, idealnie pasuje na bohatera krótkich,
cowieczornych spotkań czytelniczych odbywających się gdzieś na
kanapie czy brzegu łóżka. Każdy z dziewięciu rozdziałów czyta
się około 20 minut, z coraz większym zainteresowaniem, podziałem
na role i ogólnym rodzinnym zaangażowaniem. Tym samym książka
wpisuje się w program "Cała Polska czyta dzieciom", co
nie dziwi, bo to właśnie Fundacja ABCXXI organizuje wspomniany
konkurs i patronuje "Babie Bladze". Ponadto publikacja jest
po prostu ładna i wygodna, ma format i długość odpowiednie dla
początkującego czytelnika, dużo ilustracji w ciekawej kolorystyce
oraz wyraźną czcionkę.
Niepotrzebnie
zwiewałam – pomyślała. – Trzeba było poczekać, aż odrosną
lotki. Podkusiło mnie, nie ma co!
Ale
czy naprawdę mogła się powstrzymać? Na taką chwilę przecież
czekała: nieopatrznie pozostawione otwarte okno, nagły podmuch
ciepłego wiatru niosący zapach świeżych, wiosennych liści... W
sekundę podjęła decyzję: dziobem podważyła haczyk, na który
zamknięte były drzwiczki klatki, potem krok przed siebie i fru! na
zewnątrz. Tak w każdym razie miało to wyglądać.
Na
początku książki poznajemy bezimienną papugę żako, która
właśnie zyskuje nowy dom i imię – Szarlota – nadane przez
jednego z domowników, tłuściutkiego, przyjacielskiego kota Czarka.
Miejsce, w które trafia ptasia bohaterka, wydaje się jej bardzo
dziwne. Kolorowe, tajemnicze mieszkanie skrywa sekrety właścicielki,
pozornie typowej samotnej staruszki. Jednak Czarek twierdzi, że jego
(a powoli i Szarloty) pani jest czarownicą, a papuga, choć wątpi w
te rewelacje i chce je obalić, musi uwzględnić w swoim dochodzeniu
rozmaite przedmioty oraz mikstury o nieznanym przeznaczeniu, którymi
operuje podobno-czarownica, jej niezwykłe imię: Żelisława (w
skrócie: Żelka!) i zwyczaje, jak choćby ten, że goście, tłumnie
przybywający po pomoc, mogą wchodzić do mieszkania pod nieobecność
gospodyni.
– Pani
Żelisławo?... No tak, oczywiście. Nie ma jej. Ech... – mruknął
nieznajomy, nie doczekawszy się odpowiedzi. Otworzył drzwi i
przekroczył próg.
Ledwo
zrobił krok, zawył alarm. BŁUUUP! BŁUUUP! BŁUUUP! BŁUUUP!... –
dudniło i wwiercało się w uszy.
Nieznajomy
najpierw struchlał, potem szarpnął się w prawo, w lewo, na koniec
odwrócił się na pięcie i pędem ruszył w stronę drzwi.
Zapomniawszy, że je za sobą zamknął, łupnął w nie z całej
siły. Dopiero odgłos walnięcia wyrwał Czarka z osłupienia.
–
Szarlota! – miauknął. –
Szarlota, wyłącz się!
– Policja!
– wrzasnęła papuga, przerywając udawanie alarmy. – Włamanie,
rabuś!
W
toku śledztwa poznajemy lepiej nie tyle samą podejrzaną o
czarowanie Żelkę, co detektywów: Szarlotę i Czarka, oraz obiekty
"czarów" – zegarmistrza, ogrodnika, piekarza i
fryzjerki. Autorka w wesoły i delikatny sposób pokazuje, jak
potrafimy sami sobie szkodzić i pomagać, o ile tylko spojrzymy na
własne życie z dystansu, przyjmiemy nieco inny punkt widzenia.
Szarlocie do spojrzenia z innej strony potrzeba... zwisania głową w
dół, ale może czytelnikom po tej lekturze wystarczy chwila
zastanowienia nad tym, dlaczego są nieszczęśliwi, nielubiani,
pechowi i czy na pewno rzeczywiście tak wygląda ich życie?
Szarlota
wydaje się być papugą smutną i ciężko doświadczoną. Wciąż
opowiada o kolejnych właścicielach i ich porzuceniach (lub
ucieczkach od nich), te pióra, które jeszcze jej nie wypadły (czy
może nie zostały wyskubane z nerwów) są szare, tak że nawet bywa
porównywana do gołębia. W nowym domu stopniowo odżywa, a kot
Czarek, z którego początkowo po cichu pokpiwała, staje się
pierwszą bliską osobą w ponurym papuzim życiu. Nie martwcie się
zatem przeszłością Szarloty, nie poznajemy zresztą posępnych
szczegółów, wiele musimy się domyślać, ale dzięki pięknej
opowieści Joanny Wachowiak koncentrujemy uwagę na tym, co dzieje
się tu i teraz. Zgorzkniała i zawiedziona ludzkim światem papuga
zyskuje wielką szansę, ale też musi trochę się wysilić, by
skłonić siebie samą do przyjęcia wszystkich dobrodziejstw, jakie
zaoferował jej dobry los.
Książka
niesie bardzo pozytywne, optymistyczne przesłanie, przy czym została
napisana z wyjątkowym wyczuciem językowym i baśniowym oraz z
lekkim, celnym humorem. Co zabawniejsze fragmenty zostały
uzupełnione komiczno-sympatycznymi portretami ludzkimi, papuzimi i
kocimi, i to właśnie rozmaite miny oraz przypadki Czarka są
naszymi ulubionymi obrazkami w "Babie Bladze". Jeśli
uważacie, że okrąglutkie koty domowe pozbawione są ekspresji i
charakteru, po obejrzeniu tych ilustracji na pewno zmienicie zdanie.
Niech widzowie YouTube mają swojego Kota Simona, my, czytelnicy
Joanny Wachowiak i oglądacze Nikoli Kucharskiej, dostaliśmy
niepowtarzalnego kota Baby Blagi! W rywalizacji o tytuł
najzabawniejszej i najciekawszej ilustracji z tej książki wysoko
uplasowały się także charakterne fryzjerki, rumcajsopodobny
ogrodnik i upiorne manekiny, ukazujące horror-potencjał artystki.
Bożena
Itoya
Joanna
Wachowiak, Baba Blaga, ilustracje Nikola Kucharska, Literatura, Łódź
2016.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz