cudanakiju.pl

cudanakiju.pl

piątek, 18 listopada 2016

Pani Peregrine, miasto cieni i biblioteka dusz

Premiera filmu "Osobliwy dom Pani Peregrine" zbiegła się z polskim wznowieniem drugiego tomu powieści Ransoma Riggsa – "Miasta cieni" oraz pierwszym wydaniem najnowszej, trzeciej części serii: "Biblioteki dusz" (w oryginale opublikowanej w 2015 roku). Zafascynowani pierwszą książką, po dwie kolejne sięgnęliśmy, gdy tylko były dostępne w księgarniach i bibliotekach. Wrażenia z lektury każdej z nich mieliśmy inne.
W "Mieście cieni" autor prowadzi opowieść niemal jednym tchem, czytelnik nie odczuwa przerwy między "Osobliwym domem Pani Peregrine" a drugim tomem powieści. Dla nas była to jedna z książek, jakie czyta się do oporu, aż bolą oczy, jak najwięcej jednego dnia – szybciej niż w 2 dni nam się nie udało, bo powieść liczy 434 strony zapisane drobnym drukiem. Cóż takiego wydarzyło się w tej odsłonie cyklu Ransoma Riggsa? Nie można streścić historii nie zdradzając pewnych ważnych wydarzeń z tomu pierwszego i drugiego, ograniczę się więc do ogólnego opisu akcji. Wychowankowie Pani Peregrine poznają inne pętle, nowych osobliwców oraz drogi do zwycięstwa nad upiorami i głucholcami. Pojawia się wiele pasjonujących motywów: cienie przeszłości, osobliwe legendy, ostatnie bezpieczne przystanie dla osobliwców, a także przypadek osobliwej postaci żyjącej poza społecznością ymbrynek i ich podopiecznych. Świat, z którym wciąż zapoznaje się Jacob, ma swoją historię, skomplikowaną strukturę, a nawet coś w rodzaju rządu, w tej chwili najwyraźniej upadłego i reprezentowanego przez ruch oporu. Nie wiadomo jedynie, czy ten świat ma jakąś przyszłość – właśnie ona jest celem walki młodych osobliwców.

Tutaj Rada Ymbrynek spotyka się – oznajmił człowiek-scyzoryk.
Wszędzie wokoło wisiały portrety słynnych osobliwców z dawnych lat – bez ram, narysowane bezpośrednio na ścianach farbą olejną, węglem i kredkami świecowymi. Najbliżej mnie widniała twarz o szeroko rozstawionych, wytrzeszczonych oczach i otwartych ustach, w których znajdował się prawdziwy, w pełni sprawny wodopój. Wokół warg widniał napis w języku niderlandzkim; stojący obok mnie Millard powiedział, że znaczy on: "W ustach naszych starszych bije źródło mądrości".
Obok był drugi napis, tym razem łaciński:
Ardet nec consumitur – przeczytała Melina. – Spalone, lecz nie zniszczone.
Bardzo na miejscu – skomentował Enoch.
Nie mogę uwierzyć, że tu jestem – wyznała Melina. – Uczyłam się o tym miejscu i marzyłam o nim od lat.
Przecież to tylko pokój – zauważył Enoch.
Może dla ciebie. Dla mnie to serce całego osobliwego świata.
Serce, które zostało wyrwane – powiedział ktoś nowy i zobaczyłem, że zmierza ku nam klaun, ten sam, który łaził za nami po lunaparku. (...)

Autorowi udało się utrzymać niezwykłą, nieco ponurą i sepiową atmosferę opowieści. Również uczucia i wrażenia bohaterów opisane zostały z takim samym talentem i wrażliwością, jak w pierwszej odsłonie cyklu. Dialogi są ciekawe, a realiom nie brakuje okrucieństwa właściwego temu osobliwemu, fantastyczno-rzeczywistemu wymiarowi.
Książka trzyma w napięciu do samego końca, który przynosi spektakularny, dramatyczny finał, niezbyt optymistyczny, ale otwierający mnóstwo możliwości dla trzeciego tomu. Jest i akcent dający nadzieję i rozgrzewający do czerwoności wyobraźnię czytelnika: Jacob poszerza swój osobliwy talent, znacząco go wzmacnia i kieruje na nieoczekiwany, budzący postrach tor.
"Biblioteka dusz" rozpoczyna się od sceny, w której zostawiliśmy Jacoba, Emmę i jednego z ich towarzyszy na ostatniej stronie "Miasta cieni". Mimo tej formalnej łączności oraz wyraźnych starań autora, trzecia część powieściowego cyklu odbiega od poziomu wcześniejszych. Czytaliśmy ją długo, ale tym razem nie dlatego, że żal nam było kończyć lekturę i rozstawać się z jej bohaterami. Książka jest przeładowana konwencjami, wydarzeniami i przełomami w akcji, przez co okazała się mniej interesująca niż wcześniejsze tomy, skromniejsze pod względem wykorzystanych motywów science-fiction i ogólnie fantastycznych, a bogatsze w wartość literacką i przygodową. Do wykorzystanych już przez autora podróży w czasie i nadprzyrodzonych zdolności osobliwców dołączyły tym razem obrazy apokaliptyczne i postapokaliptyczne, jak miasto bezprawia, w którym sprawuje się kontrolę za pomocą obezwładniającego i silnie uzależniającego narkotyku, przemysł oparty na pozyskiwaniu materiału ludzkiego w zupełnie niehumanitarny sposób i w tajemniczym celu, portale do innych wymiarów, w których może kryć się ocalenie, międzywymiarowa turystka, fantastyczni łowcy nagród. Pośród wesołych strażników-głów (bez ciała), trujących dymów i ohydnych eksperymentów szalonych naukowców toczy się dalszy ciąg historii miłosnej Jacoba i Emmy. Tym razem kontrast między okolicznościami zewnętrznymi a wewnętrznymi stanami bohaterów jest wyraźny i działa jak progi zwalniające lekturę. Sposób mówienia o miłości nie jest już tak świeży, naturalny i wiarygodny.

Zacisnąłem palce na jej dłoni. Szukałem słów, żeby coś dodać, lecz Emma mnie uprzedziła.
Chcę, żebyś mi coś obiecał – zażądała.
Oczywiście.
Nie wolno ci umrzeć.
Próbowałem się uśmiechnąć, ale Emma patrzyła na mnie z powagą.
Nie możesz mi tego zrobić – podkreśliła. – Jeśli cię stracę, cała reszta nie będzie funta kłaków warta.
Otoczyłem ją ramionami i mocno przytuliłem.
Zrobię, co w mojej mocy.
To za mało – szepnęła. – Przyrzeknij, że nie umrzesz.

Niewykluczone, że te minusy "Biblioteki dusz", wyraźne dla mnie i dla mojego syna, innym czytelnikom wydadzą się minimalne, a może w ich ocenie okażą się nawet plusami. Sądząc po rozroście nurtu literatury popularnej określanego jako "paranormal romance", podobne wątki mogą nawet przysporzyć książce więcej sławy niż inne pomysły autora.
Ostatnia odsłona trylogii była dla nas najmniej porywająca, ale wciąż na tyle wciągająca, że nie sposób przerwać czytania. Do głównych atutów należą intrygujące portrety literackie braci Pani Peregrine. Autor wyłuskał z pierwszego i drugiego tomu te dwie postacie, wcześniej ledwie wspominane, i przyjrzał im się nieco dokładniej. Nie wyjawię jednak, czy rodzeństwo ymbrynki okaże się istotne dla akcji, czy też ma marginalne znaczenie, jak dzieci z fotografii na okładkach.
Otwarte, po raz pierwszy optymistyczne zakończenie "Biblioteki dusz" ułatwia podjęcie kontynuacji – podobno Ransom Riggs już zapowiedział trzy kolejne powieści ze świata osobliwców, ale czy poznamy w nich dalsze losy Jacoba i Emmy? A może historię innych dzieci, czasów i miejsc? To drugie wypadłoby chyba lepiej. Póki co czekamy na polski przekład "Baśni osobliwców", bo ich fragmenty przytaczane w "Mieście cieni" bardzo się nam spodobały. Nie wiem, czy istnieją plany przeniesienia na ekrany kinowe innych utworów Ransoma Riggsa, ale jeśli po obejrzeniu filmu Tima Burtona mówiliście, że to czy tamto było inaczej niż w książce ("Osobliwy dom Pani Peregrine"), koniecznie przeczytajcie cały powieściowy cykl, a przynajmniej częściowo zmienicie zdanie.
Bożena Itoya

Ransom Riggs, Miasto cieni, tłumaczyli Małgorzata Hesko-Kołodzińska i Piotr Budkiewicz, projekt oryginalny książki Doogie Horner, opracowanie polskiej wersji okładki i wyklejki Rafael Martins, Media Rodzina, Poznań 2014.
Ransom Riggs, Biblioteka dusz, tłumaczyli Małgorzata Hesko-Kołodzińska i Piotr Budkiewicz, projekt oryginalny książki Doogie Horner, opracowanie polskiej wersji okładki i wyklejki Rafael Martins, Media Rodzina, Poznań 2016.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz