Premiera
filmu "Osobliwy dom Pani Peregrine" zbiegła się z polskim
wznowieniem drugiego tomu powieści Ransoma Riggsa – "Miasta
cieni" oraz pierwszym wydaniem najnowszej, trzeciej części
serii: "Biblioteki dusz" (w oryginale opublikowanej w 2015
roku). Zafascynowani pierwszą książką, po dwie kolejne
sięgnęliśmy, gdy tylko były dostępne w księgarniach i
bibliotekach. Wrażenia z lektury każdej z nich mieliśmy inne.
W
"Mieście cieni" autor prowadzi opowieść niemal
jednym tchem, czytelnik nie odczuwa przerwy między "Osobliwym
domem Pani Peregrine" a drugim tomem powieści. Dla nas była to
jedna z książek, jakie czyta się do oporu, aż bolą oczy, jak
najwięcej jednego dnia – szybciej niż w 2 dni nam się nie udało,
bo powieść liczy 434 strony zapisane drobnym drukiem. Cóż takiego
wydarzyło się w tej odsłonie cyklu Ransoma Riggsa? Nie można
streścić historii nie zdradzając pewnych ważnych wydarzeń z tomu
pierwszego i drugiego, ograniczę się więc do ogólnego opisu
akcji. Wychowankowie Pani Peregrine poznają inne pętle, nowych
osobliwców oraz drogi do zwycięstwa nad upiorami i głucholcami.
Pojawia się wiele pasjonujących motywów: cienie przeszłości,
osobliwe legendy, ostatnie bezpieczne przystanie dla osobliwców, a
także przypadek osobliwej postaci żyjącej poza społecznością
ymbrynek i ich podopiecznych. Świat, z którym wciąż zapoznaje się
Jacob, ma swoją historię, skomplikowaną strukturę, a nawet coś w
rodzaju rządu, w tej chwili najwyraźniej upadłego i
reprezentowanego przez ruch oporu. Nie wiadomo jedynie, czy ten świat
ma jakąś przyszłość – właśnie ona jest celem walki młodych
osobliwców.
– Tutaj
Rada Ymbrynek spotyka się – oznajmił człowiek-scyzoryk.
Wszędzie
wokoło wisiały portrety słynnych osobliwców z dawnych lat – bez
ram, narysowane bezpośrednio na ścianach farbą olejną, węglem i
kredkami świecowymi. Najbliżej mnie widniała twarz o szeroko
rozstawionych, wytrzeszczonych oczach i otwartych ustach, w których
znajdował się prawdziwy, w pełni sprawny wodopój. Wokół warg
widniał napis w języku niderlandzkim; stojący obok mnie Millard
powiedział, że znaczy on: "W ustach naszych starszych bije
źródło mądrości".
Obok
był drugi napis, tym razem łaciński:
– Ardet
nec consumitur – przeczytała Melina. – Spalone, lecz nie
zniszczone.
– Bardzo
na miejscu – skomentował Enoch.
– Nie
mogę uwierzyć, że tu jestem – wyznała Melina. – Uczyłam się
o tym miejscu i marzyłam o nim od lat.
– Przecież
to tylko pokój – zauważył Enoch.
– Może
dla ciebie. Dla mnie to serce całego osobliwego świata.
– Serce,
które zostało wyrwane – powiedział ktoś nowy i zobaczyłem, że
zmierza ku nam klaun, ten sam, który łaził za nami po lunaparku.
(...)
Autorowi
udało się utrzymać niezwykłą, nieco ponurą i sepiową atmosferę
opowieści. Również uczucia i wrażenia bohaterów opisane zostały
z takim samym talentem i wrażliwością, jak w pierwszej odsłonie
cyklu. Dialogi są ciekawe, a realiom nie brakuje okrucieństwa
właściwego temu osobliwemu, fantastyczno-rzeczywistemu wymiarowi.
Książka
trzyma w napięciu do samego końca, który przynosi spektakularny,
dramatyczny finał, niezbyt optymistyczny, ale otwierający mnóstwo
możliwości dla trzeciego tomu. Jest i akcent dający nadzieję i
rozgrzewający do czerwoności wyobraźnię czytelnika: Jacob
poszerza swój osobliwy talent, znacząco go wzmacnia i kieruje na
nieoczekiwany, budzący postrach tor.
"Biblioteka
dusz" rozpoczyna się od sceny, w której zostawiliśmy
Jacoba, Emmę i jednego z ich towarzyszy na ostatniej stronie "Miasta
cieni". Mimo tej formalnej łączności oraz wyraźnych starań
autora, trzecia część powieściowego cyklu odbiega od poziomu
wcześniejszych. Czytaliśmy ją długo, ale tym razem nie dlatego,
że żal nam było kończyć lekturę i rozstawać się z jej
bohaterami. Książka jest przeładowana konwencjami, wydarzeniami i
przełomami w akcji, przez co okazała się mniej interesująca niż
wcześniejsze tomy, skromniejsze pod względem wykorzystanych motywów
science-fiction i ogólnie fantastycznych, a bogatsze w wartość
literacką i przygodową. Do wykorzystanych już przez autora podróży
w czasie i nadprzyrodzonych zdolności osobliwców dołączyły tym
razem obrazy apokaliptyczne i postapokaliptyczne, jak miasto
bezprawia, w którym sprawuje się kontrolę za pomocą
obezwładniającego i silnie uzależniającego narkotyku, przemysł
oparty na pozyskiwaniu materiału ludzkiego w zupełnie
niehumanitarny sposób i w tajemniczym celu, portale do innych
wymiarów, w których może kryć się ocalenie, międzywymiarowa
turystka, fantastyczni łowcy nagród. Pośród wesołych
strażników-głów (bez ciała), trujących dymów i ohydnych
eksperymentów szalonych naukowców toczy się dalszy ciąg historii
miłosnej Jacoba i Emmy. Tym razem kontrast między okolicznościami
zewnętrznymi a wewnętrznymi stanami bohaterów jest wyraźny i
działa jak progi zwalniające lekturę. Sposób mówienia o miłości
nie jest już tak świeży, naturalny i wiarygodny.
Zacisnąłem
palce na jej dłoni. Szukałem słów, żeby coś dodać, lecz Emma
mnie uprzedziła.
– Chcę,
żebyś mi coś obiecał – zażądała.
–
Oczywiście.
– Nie
wolno ci umrzeć.
Próbowałem
się uśmiechnąć, ale Emma patrzyła na mnie z powagą.
– Nie
możesz mi tego zrobić – podkreśliła. – Jeśli cię stracę,
cała reszta nie będzie funta kłaków warta.
Otoczyłem
ją ramionami i mocno przytuliłem.
– Zrobię,
co w mojej mocy.
– To
za mało – szepnęła. – Przyrzeknij, że nie umrzesz.
Niewykluczone,
że te minusy "Biblioteki dusz", wyraźne dla mnie i dla
mojego syna, innym czytelnikom wydadzą się minimalne, a może w ich
ocenie okażą się nawet plusami. Sądząc po rozroście nurtu
literatury popularnej określanego jako "paranormal romance",
podobne wątki mogą nawet przysporzyć książce więcej sławy niż
inne pomysły autora.
Ostatnia
odsłona trylogii była dla nas najmniej porywająca, ale wciąż na
tyle wciągająca, że nie sposób przerwać czytania. Do głównych
atutów należą intrygujące portrety literackie braci Pani
Peregrine. Autor wyłuskał z pierwszego i drugiego tomu te dwie
postacie, wcześniej ledwie wspominane, i przyjrzał im się nieco
dokładniej. Nie wyjawię jednak, czy rodzeństwo ymbrynki okaże się
istotne dla akcji, czy też ma marginalne znaczenie, jak dzieci z
fotografii na okładkach.
Otwarte,
po raz pierwszy optymistyczne zakończenie "Biblioteki dusz"
ułatwia podjęcie kontynuacji – podobno Ransom Riggs już
zapowiedział trzy kolejne powieści ze świata osobliwców, ale czy
poznamy w nich dalsze losy Jacoba i Emmy? A może historię innych
dzieci, czasów i miejsc? To drugie wypadłoby chyba lepiej. Póki co
czekamy na polski przekład "Baśni osobliwców", bo ich
fragmenty przytaczane w "Mieście cieni" bardzo się nam
spodobały. Nie wiem, czy istnieją plany przeniesienia na ekrany
kinowe innych utworów Ransoma Riggsa, ale jeśli po obejrzeniu filmu
Tima Burtona mówiliście, że to czy tamto było inaczej niż w
książce ("Osobliwy dom Pani Peregrine"), koniecznie
przeczytajcie cały powieściowy cykl, a przynajmniej częściowo
zmienicie zdanie.
Bożena
Itoya
Ransom
Riggs, Miasto cieni, tłumaczyli Małgorzata Hesko-Kołodzińska i
Piotr Budkiewicz, projekt oryginalny książki Doogie Horner,
opracowanie polskiej wersji okładki i wyklejki Rafael Martins, Media
Rodzina, Poznań 2014.
Ransom
Riggs, Biblioteka dusz, tłumaczyli Małgorzata Hesko-Kołodzińska i
Piotr Budkiewicz, projekt oryginalny książki Doogie Horner,
opracowanie polskiej wersji okładki i wyklejki Rafael Martins, Media
Rodzina, Poznań 2016.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz