Młodzi
pasjonaci literatury lubią wyzwania, a do takich należy próba
przeczytania wszystkich publikacji ulubionego autora. Plan mojego
syna obejmuje twórczość Pawła Beręsewicza, ale na razie nie
widać końca przedsięwzięcia, bo wciąż odkrywamy dawniejsze i
całkiem nowe powieści oraz opowiadania tego autora. Cel jest więc
może odległy, ale zupełnie się tym nie przejmujemy, wszak
najważniejsza jest tu droga, a nie meta. Taki czytelniczy szlak
byłby zresztą przyjemny nawet w skróconej wersji, bo książki
Pawła Beręsewicza, czytane niezależnie i nie po kolei, spodobają
się nie tylko wiernym fanom, ale każdemu dziecku lub (zależenie od
danego tytułu) nastolatkowi. A jeśli za młodu wasz potomek
umiłował serię o rodzinie Ciumków (nie? pewnie po prostu nie
miał szansy przeczytać!), to nastolatkiem będąc równie chętnie
zapozna się z losami Jacka Karasia, w książce "Kiedy
chodziłem z Julką Maj" mającego piętnaście lat i uczącego
się w trzeciej klasie gimnazjum.
Powieść
ta jest równocześnie lekka, wesoła, przyziemna i ambitna, bo
napisana z wykorzystaniem humoru i języka bardziej wyszukanych od
tych, jakie znam z pozycji opatrywanych etykietką "Young
Adult", a więc teoretycznie adresowanych do młodzieży
starszej niż czytelnicy "Kiedy chodziłem z Julką Maj".
Jednak Paweł Beręsewicz traktuje dojrzewającą młodzież
poważniej, niż autorzy piszący dla młodzieży całkiem dojrzałej
swoich czytelników. Co nie oznacza, że autor jest przesadnie
poważny.
Opera
była... długa. Najpierw pani o cienkim głosie chodziła boso po
scenie, udawała, że zbiera kwiatki i śpiewała. Potem pan o
cienkim głosie podkradł się od tyłu i podśpiewnął ją
znienacka. Ona się przestraszyła i obśpiewała go groźnie, a on
odśpiewał przepraszająco. Pani wybaczyła mu śpiewnie, a potem
wzięli się za ręce i prześpiewali kwadrans. Wtedy pan o grubym
głosie wyśpiewał, że to z nim pani obiecała śpiewać. Pani
próbowała wyśpiewać się z tej obietnicy, ale huknął basem i
wśpiewał ją w podłogę. Pan o cienkim głosie naśpiewał się za
wszystkie czasy, żeby obronić panią, ale wyśpiewano go za drzwi.
Zrozpaczony zaśpiewał się na śmierć. Pani, nie zdoławszy
odśpiewać go od tego zamiaru, również padła na ziemię i wydała
ostatni śpiew.
Jacek
Karaś musi radzić sobie w bezlitosnym świecie kształtowanym
przede wszystkim przez sadystycznych (w jego mniemaniu) i
obciachowych rodziców, wścibską młodszą siostrę oraz trudną do
rozszyfrowania dziewczynę. Młodzieniec niemal zawsze z czymś
walczy i nie obejdzie się bez ofiar na tym lub innym froncie, biedny
nastolatek ciągle musi iść na jakiś kompromis. Powieść pełna
jest nastoletnich problemów, z perspektywy bohatera bardzo
doniosłych, a obiektywnie, niezależnie od punktu widzenia –
przynajmniej wartych uwagi.
Czytelnik
w każdym wieku ubawi się przy lekturze i coś z niej wyniesie. Dla
młodszych nastolatków "Kiedy chodziłem z Julką Maj"
może okazać się nawet poradnikiem randkowym lub małym
proroctwem... Warto dokonać rozpoznania grząskiego terenu
"chodzenia", zanim się nań wstąpi.
– Cześć,
Julka – powiedziałem i podałem jej prawicę.
– Cześć
– szepnęła.
Nagle
poczułem lekkie pociągnięcie za rękę i na ten sygnał znowu się
pochyliłem, a wtedy nastąpiło idealnie skoordynowane zetknięcie
policzków. Nasze usta dzieliły dwa centymetry. Przez ułamek
sekundy spodziewałem się oklasków, ale w klasie panowała dziwna
cisza. O dziwo publiczność nie wyczuła dramaturgii tej sceny, choć
ja byłem mokry z emocji. Usłyszałem chrząknięcie i to
przywróciło mi świadomość. Rozejrzałem się po klasie. Wszyscy
siedzieli. Zerknąłem w stronę tablicy. Big Ben położył właśnie
dziennik na biurku i przyglądał się nam ze zdziwieniem.
– Am
I interrupting you? – zapytał po kolejnym chrząknięciu, a klasa
zachichotała.
Paweł
Beręsewicz jest mistrzem budowania napięcia. W pierwszym rozdziale
obserwujemy nieudolne próby Jacka "Rybki" Karasia
zmierzające do zadania tytułowej Julce kluczowego pytania: "Czy
zostaniesz moją dziewczyną?". Ta sytuacja, opatrzona
niezbędnymi retrospekcjami i komentarzami, rozstrzyga się przez
cztery rozdziały, a mimo to lektura nie dłuży się, ba, jest coraz
ciekawsza. Wyczekując niecierpliwie rozwiązania bawimy się
świetnie, a po pierwszym wyzwaniu pączkują kolejne: walentynki,
oczekiwanie na odpowiedź, jakiej udzielić ma kandydatka na
dziewczynę, pierwsza randka, oznajmienie nowych relacji kolegom i
rodzinie, zapoznanie rodziców, przerażające wyjście do opery z
Julką i jej rodzicami czy wybór liceum. Jak ważna jest nauka w
jednej szkole lub choćby wspólne powroty z niej? Ta kwestia nurtuje
na pewno wiele par i młodzi czytelnicy analizują rozmaite
scenariusze, na pewno więc z zainteresowaniem prześledzą historię
Jacka i Julki.
Książka
pełna jest uroczej prostoty i równocześnie skłonności do
komplikowania, takie są bowiem cechy charakteru "Rybki" i
jego wieku. Ten nastoletni Mikołajek i Jędrek (bohater serii Rafała
Skarżyckiego i Tomasza Leśniaka) w jednym wywołuje i śmiech, i
sympatię. Opisany został elastycznym językiem, który dopasowuje
się do postaci i sytuacji: raz jest wyniosły i dumny jak przeżycia
wewnętrzne dojrzewającej młodzieży, kiedy indziej cięty, urywany
i potoczny, czyli dokładnie taki, jakiego używa się w otoczeniu
Jacka Karasia na co dzień.
Przede
wszystkim postanowiłem, że ucieknę z domu. To była jedyna słuszna
kara, jaka przyszła mi do głowy za totalitarne praktyki
inwigilowania własnego syna i bezprawna kontrolę jego prywatnej
korespondencji. Gdybym podczas tej ucieczki przy okazji utopił się
w Wiśle albo wpadł pod pędzącego TIR-a byłoby jeszcze lepiej, bo
to by przydało zemście dodatkowej słodyczy. Niestety rozsądek
szybko ostudził mój ponury entuzjazm irytująco logicznym
spostrzeżeniem, że utopiony i rozjechany nie zasmakowałbym zemsty.
Rozochocony sukcesem rozsądek poszedł za ciosem i zasiał w mojej
głowie wątpliwość, czy aby ucieczka z domu na złość rodzicom
to na pewno postępowanie godne piętnastoletniego mężczyzny.
Łatwo
uwierzyć, że ta historia mogłaby wydarzyć się naprawdę.
Postacie i język są wiarygodne, a niektóre fragmenty wywołały u
nas ataki śmiechu właśnie dlatego, że wydają się tak bliskie
rzeczywistości. Zakończenie okazało się zaskakujące, choć wciąż
realistyczne. Całość czyta się bardzo szybko, z zapartym tchem i
zarazem beztrosko. Nie mamy tej książce nic do zarzucenia. Paweł
Beręsewicz dowodzi, że wciąż istnieje dobra i pogodna literatura
dla młodzieży, mimo że na rynku królują ponure i dramatyczne
powieści obyczajowe oraz utwory z nurtu literatury popularnej, czy
to fantastycznej, czy romantycznej (a czasem dwa w jednym).
Bożena
Itoya
Paweł
Beręsewicz, Kiedy chodziłem z Julką Maj, okładka Joanna Rusinek,
wydanie II, Wydawnictwo Literatura, Łódź 2014.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz