Wydawnictwo
Łajka wydaje tylko niezwykle wyszukane książki, przyjemne dla oka
i ucha malucha. We wszystkich królują zwierzęta, tym razem zaś
sopocka oficyna udostępniła nam opowieść i marzenia o prawdziwym
władcy świata zwierząt. Gigantyczny ssak morski ledwie mieści się
w "Płetwalu błękitnym" Jenni Desmond, choć i książka
ma okazały format, a jej błękit jest naprawdę wielki.
Autorka
zgrabnie połączyła elementy popularnonaukowe z opowiadaniem o
chłopcu czytającym książkę – tę samą, co my! Na ilustracjach
widać okładkę, którą właśnie trzymamy w rękach, zupełnie jak
w "Niekończącej się historii". Mały bohater "Płetwala
błękitnego" zapoznaje się i przy okazji nas z podstawowymi
informacjami o olbrzymie z morskich... nie, nie głębin, bo przecież
przynajmniej raz na pół godziny płetwal musi zaczerpnąć
powietrza. Na pewno zwierzę to można uznać za nieposkromionego
zdobywcę oceanów. Chociaż też nie, człowiek niemal go poskromił,
od początku XX wieku do lat 60. wybijając 360 tysięcy tych
pięknych istot. W każdym razie dzięki tej publikacji dowiemy się
więcej o naszej planecie, sobie samych, a przede wszystkim o
niesamowitym stworzeniu, którego istnienie, wygląd i rozmiary
przewyższają wyobraźnię pisarzy fantastycznych. Ten prawdziwy cud
natury może zafascynować najmłodszych podobnie jak dinozaury,
trzeba tylko podsunąć dzieciom książkę Jenni Desmond.
Ilustracje
sprawiają wrażenie sklejonych z dziecięcych rysunków oraz
akwarelowych, całkiem dorosłych obrazów. To, co dzieje się po tej
stronie książki – świat chłopca i jego wyobrażenia o rzeczach
porównywalnych z gabarytami wieloryba, narysowane zostało jakby
kredkami i ręką małego bohatera. Błękitne, granatowe i szare
portrety płetwala oraz oceanu namalowane są natomiast wprawnym,
poetyckim pędzlem, co pięknie komponuje się ze zwięzłym,
ścisło-przyrodniczym językiem narracji. Historyjka o zabawie
wiedzą służy równocześnie temu właśnie celowi, ponieważ mały
czytelnik, dzięki towarzystwu książkowego kolegi i fantazji
obydwu, łatwo zapamiętuje szczegóły z życia płetwala.
Po
przeczytaniu książki w jesienny poranek, przez resztę dnia
słyszałam w wietrze śpiew płetwali. Nawet nie musiałam zamykać
oczu, Jenni Desmond zdołała tak głęboko wniknąć do mojej
wyobraźni, że wszystko wokół jest dziś mniej szare, a bardziej
niebieskozielone, takie morsko-magiczne.
Bożena
Itoya
Jenni
Desmond, Płetwal błękitny, tłumaczenie Anna Błasiak, Wydawnictwo
Łajka, Sopot 2015.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz