cudanakiju.pl

cudanakiju.pl

niedziela, 26 marca 2017

52-piętrowy domek na drzewie


Seria o wielopiętrowym domku na drzewie jest dziełem australijskiego duetu: pisarza Andy'ego Griffithsa i ilustratora Terry'ego Dentona. W Polsce kolejne tomy (dotychczas cztery) ukazują się nakładem wydawnictwa Nasza Księgarnia i w przekładzie Maciejki Mazan, która wyczarowała między innymi zabawne nawiązanie do polskich realiów: wydawcą książki pisanej przez Terry'ego i Andy'ego w "52-piętrowym domku na drzewie" jest Nochalska Księgarnia (na szyldzie widnieje skrót NK). Muszę przyznać, że do tego niemal komiksowego cyklu przekonywałam się stopniowo. Najpierw uważałam, że są to raczej płytkie, "zabawkowe" publikacje, ale z czasem zaczęłam dostrzegać coraz więcej konsekwencji, dopracowanych pomysłów, gry konwencjami i motywami. To naprawdę dobra lektura dla młodszych uczniów (w wieku około 7-13 lat) lubiących się pośmiać i preferujących przy tym absurdalne poczucie humoru.
Każda historia toczy się wokół tytułowego domku na drzewie, który co tom rośnie o 13 pięter – w części czwartej liczy już 52 poziomy, a najnowszymi są między innymi sala do rozbijania arbuzów, piętro do żonglowania piłami łańcuchowymi, marchewkostrzelna wyrzutnia rakietowa, tor wyścigowy dla koni na biegunach czy Ślimacza Akademia Wojowników Ninja. Właśnie szalone pomysły na spędzanie czasu wolnego (a w tym świecie nie ma innego) są kwintesencją tych książek i dzieciństwa, a także najbardziej inspirującym i zabawnym elementem cyklu według samych młodych czytelników. Na spotkaniu z autorem serii (Multimedialna Biblioteka dla Dzieci i Młodzieży nr XXXI w Dzielnicy Mokotów w Warszawie, 22 marca 2017 r.) dzieci zadawały pytania głównie o piętra domku, które mogą lub powinny pojawić się w następnych tomach: Czy będzie pomieszczenie zmieniające w roboty? Czy autorzy zaplanowali pokój, w którym będzie można wejść do gry komputerowej? Przenieść się w czasie? Z maszyną do hipnozy? A taki, w którym składa się Lego z całego świata w 5 sekund? Czy będzie pomieszczenie, do którego ludzie wchodzą i się w sobie zakochują?
Co ważne, w książkach o wielopiętrowym domku na drzewie pojawiają się różne nowinki i zabawne pomysły oparte na nowych technologiach, ale bez przesady, tu nie królują smartfony i komunikatory, bo autorzy wytrwale wrzucają bohaterów w wir przygód "w realu". Zawsze trzeba gdzieś biec, kogoś spotkać, coś wspólnie wymyślić i znaleźć, nikt nie wchodzi do gry komputerowej, jak może i chcieliby młodsi czytelnicy. Jednak autorzy nie idą na łatwiznę.

Terry od razu się rozmarzył.
Pamiętasz, jak przyszliśmy tu przypomnieć sobie, dlaczego ten dzień jest wyjątkowy? – spytał, gdy na ekranie pojawiliśmy się my, wchodzący do pamięciowciskarki.
Jak mógłbym zapomnieć? – warknąłem. – Zwłaszcza że to się wydarzyło MINUTĘ TEMU!

W tym tomie bohaterowie dużo podróżują, stają się częścią prześmiesznej baśni, w której niemal wszystko wywrócone jest do góry nogami i "zmutowane", jak powiedziałby młody wielbiciel komiksów. W "52-piętrowym domku na drzewie" autorzy zmiksowali wątki baśniowe, fantastyczne, fantastycznonaukowe oraz... jarsko-ekologiczne, a jakże! Andy Griffiths i Terry Denton dobrze wiedzą, co jest najmodniejsze i do swojej zwariowanej sałatki literacko-rysunkowej używają samych najpoczytniejszych składników.
Opowieść jest spójna i bardzo wciągająca. Wszystko zaczyna się, gdy Andy i Terry zauważają, że ich niemiły wydawca pan Nochal nie przypomina o nadchodzącym lada godzina terminie oddania książki, choć zazwyczaj wytrwale prześladował swoich autorów. Nochalska Księgarnia, jak się okazuje, została spustoszona, a główną stratą jest brak naczelnego.

Podeszliśmy więc do naszego wideofonu i zadzwoniliśmy do pana Nochala. Zobaczyliśmy jego gabinet, ale pana Nochala już nie.
A w gabinecie leżały przewrócone krzesła, rozbite puchary, porozrzucane książki i coś, co wyglądało jak liście jakichś warzyw.
A to bałaganiarz – oznajmił zgorszony Terry.
To nie jest zwyczajny bałagan – odparłem. – W kryminałach to się nazywa: ślady szamotaniny.
Jakiej szamotaniny?
Tego właśnie musimy się dowiedzieć.
Rety, rety, jeju! – ucieszył się Terry. – Rozwiążemy zagadkę kryminalną! Wielką! Tajemnicę zaginionego Nochala!
Lepiej idźmy do naszej supernowoczesnej agencji detektywistycznej i natychmiast bierzmy się do supernowoczesnych czynności detektywistycznych! – zawołałem.

W siedzibie wydawnictwa bohaterowie zastają za to niepozorną gąsienicę, której (istotnej) roli w całej przygodzie nie zdradzę. Specjalistką od porozumiewania się ze zwierzętami jest Jill, przyjaciółka Andy'ego i Terry'ego, chłopcy udają się więc po pomoc w komunikowaniu się z gąsienicą – potencjalnym świadkiem prawdopodobnego porwania pana Nochala. Tu spotyka ich niespodzianka, bo przyjaciółka zwierząt sama potrzebuje pomocy. Robi się coraz bardziej baśniowo i jeszcze zabawniej.

Hmm – powiedziałem – to nie jest zwykły sen. W terminologii fachowej to się nazywa snem zaczarowanym... jak w "Śpiącej królewnie".
O rety, uwielbiam tę historię! – zawołał Terry. – Ale robi się straszna, kiedy w stajni wybucha pożar i konie okropnie się boją.
To był "Czarny książę"! – poprawiłem go. – "Śpiąca królewna" to bajka o dziewczynie, na którą zła czarownica rzuciła czar. Ta dziewczyna ukłuła się w palec bardzo ostrym wrzecionem i zasnęła na sto lat.
Ale tu nie ma nic podobnego do bardzo ostrego wrzeciona – oznajmił Terry, patrząc na stół przez szkło powiększające. – No, z wyjątkiem tej bardzo ostrej marchewki.

Rozpoczyna się podróż do bardzo dziwnego królestwa, mającego niezwykłych strażników i jeszcze bardziej zaskakującego władcę. Będzie dużo zamieszania i śmiechu, zanim znowu odwiedzimy tytułową szaloną konstrukcję.
W "52-piętrowym domku na drzewie" odżywają motywy ze "Śpiącej królewny", "Alicji w Krainie Czarów", "Czarnoksiężnika z krainy Oz" oraz innych klasyków, znane chyba wszystkim dzieciom i używane (w filmie, literaturze...) na tyle często, że pozornie całkiem zużyte. Tu jednak wypadają świeżo, a to dzięki niezwykłej, wręcz cyrkowej zręczności z jaką autorzy żonglują elementami komiksu, baśni i opowiadania humorystycznego. Tak jak na festiwalach teatrów lalkowych dzieci najbardziej żywiołowo reagują na tradycyjne przepychanki i bijatyki jarmarcznych wesołków, tak i wielopiętrowy domek na drzewie, ze wszystkimi utarczkami bohaterów, wywołuje salwy śmiechu czytelników, dla których szybko staje się ulubioną serią. W gęstwinie publikacji dzieci zawsze będą tworzyły swoją "drugą" (określenie samego autora, Andy'ego Griffithsa), nieoficjalną listę lektur, a na jej szczycie często znajdzie się cykl książek australijskiego duetu. Dla mnie i mojego syna fenomen "Domku na drzewie" jest tak samo zrozumiały i godny pochwały, jak popularność "Historyjek na raz" Bernarda Friota. Dzikość dzieciństwa i nieokiełznana wyobraźnia też powinny mieć swoje panegiryki.
Bożena Itoya

Andy Griffiths, 52-piętrowy domek na drzewie, ilustracje Terry Denton, przełożyła Maciejka Mazan, Nasza Księgarnia, Warszawa 2017.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz