Sześć
lat temu wydawnictwo Media Rodzina przygotowało nową edycję
"Pinokia" Carla Collodiego: w tłumaczeniu Jarosława
Mikołajewskiego, opartym na pierwszym włoskim wydaniu książki z
1883 roku, oraz z ilustracjami Roberta Innocentiego, pierwotnie
zamieszczonymi w amerykańskiej publikacji z 2005 roku. Do tego
efektownego wydania (w pokaźnym formacie, z twardą oprawą i
obwolutą, kredowym papierem oraz dużymi ilustracjami) wróciliśmy
akurat teraz, bo "Pinokio" jest szkolną lekturą mojego
syna, ucznia czwartej klasy szkoły podstawowej.
Od
razu okazało się, że ta wersja klasycznej opowieści nie została
stworzona dla dziesięciolatków. Po pierwsze, książka jest duża i
ciężka, więc dzieciom wygodnie czyta się tylko przy stole lub
biurku, a spakowanie jej do tornistra po prostu nie wchodzi w rachubę
(waży tyle, co kilka podręczników). Po drugie, niewątpliwie jest
to edycja kolekcjonerska, perła wydawnicza z wyjątkowymi
ilustracjami, które jednak nie wpisują się w oczekiwania i
wrażliwość przeciętnego czwartoklasisty.
Według
mnie lektura ta w ogóle nie może zostać doceniona przez
współczesne dzieci (swoje argumenty przytaczam poniżej), chyba że
jako materiał źródłowy podczas lekcji etyki czy zajęć z zakresu
historii literatury w najstarszych klasach (nowej-starej) szkoły
podstawowej, gimnazjach czy w szkołach średnich.
Przekład
Jarosława Mikołajewskiego podkreślił wszystko, co w tekście
Collodiego najcenniejsze, najjaskrawsze i najzabawniejsze, a
równocześnie wydobył subtelności dotąd niedostępne dla
polskiego czytelnika. Niektóre sformułowania (nieobecne w wydaniu
"Pinokia", jakie mój syn wypożyczył ze szkoły)
dookreśliły baśniowość opowieści Collodiego, jednak jest to typ
baśni zbliżony do niektórych upiornych utworów H.Ch. Andersena
(jak nasz ulubiony "Mały Klaus i duży Klaus"), Braci
Grimm czy Charlesa Perraulta, który po każdej baśni zamieszczał
morał, często wydobywający z tekstu znaczenia nieoczywiste dla
dzisiejszych dzieci, zazwyczaj korzystających ze złagodzonych,
niepełnych wersji "Czerwonego Kapturka" czy "O
pięknej, co w lesie spała, czyli śpiąca królewna" (tytuł z
przekładu Barbary Grzegorzewskiej).
Dodatkowo
posłowie przygotowane przez tłumacza, który sam jest pisarzem,
poetą i dziennikarzem, przybliża kontekst utworu, całej twórczości
Collodiego oraz niuanse pracy nad polskim przekładem, powstającym
po ilustracjach Roberta Innocentiego i w ścisłym z nimi związku.
Komentarz Jarosława Mikołajewskiego uważam za bardzo wartościowy,
oczywiście, podobnie jak całe to wydanie "Pinokia",
skierowany został do dojrzałego czytelnika. Publikacja powinna
zadowolić koneserów włoskiej literatury i ilustracji, natomiast
uczniowie przerabiający książkę w szkole mogą być mniej
usatysfakcjonowani. Warto jednak, za przykładem (i przekładem)
Jarosława Mikołajewskiego, spojrzeć na "Pinokia" właśnie
jako na punkt na linii dziejów literatury włoskiej, europejskiej i
światowej, zjawisko, muzeum motywów i postaci, skarbczyk dawnych
wartości i metod dydaktycznych. Tak rozpatrywany "Pinokio"
nabiera barw, przestaje być tylko postrachem wagarujących,
leniuchujących i fantazjujących (bo czy aż kłamiących?)
chłopców.
W
dziwnym, niepokojącym, wręcz groteskowym świecie Collodiego
zmyślanie i niewinne łobuzowanie uznawane są za przestępstwo i
karane nie tylko ponurymi morałami wygłaszanymi przez każdą
napotkaną postać – ludzką, zwierzęcą czy fantastyczną, ale i
tułaczką zbliżoną do tej Odyseusza, cierpieniami psychicznymi i
fizycznymi, więzieniem w różnych formach. Cóż, dla współczesnych
dziesięciolatków te umoralniające lekcje są dziwaczne i
niewiarygodne, a dla ich rodziców bywają "chore" i
nieadekwatne do winy. W dodatku autor ocenia i opisuje wyłącznie
zachowania chłopców, tych wiecznych czarnych owiec wśród dzieci.
Dziewczynki są przecież grzeczne i ich nie trzeba pouczać, a może
nawet nie oczekuje się od nich, że będą czytały książki (to
nie należy do ich roli społecznej), stąd nie są wspominane? Czemu
więc koleżanki mojego syna miałyby się interesować tą książką
i podejmować jej analizę na lekcjach języka polskiego? Jarosław
Mikołajewski porusza w posłowiu kwestię roli kobiet w "Pinokiu"
(oraz ogólnie w twórczości i życiu autora), jednak z punktu
widzenia czytelniczki ta klasyczna baśń jest po prostu
anachroniczna.
Model
pisarstwa Collodiego nie zajmuje dzisiejszej młodszej młodzieży,
nawet tej najambitniejszej. Pomijając dydaktyzm "Pinokia",
przeszkadzający obcującym z nim "drogim, małym czytelnikom",
do których autor zwraca się bezpośrednio, oraz wyjąwszy
kilkakrotnie powtarzane streszczenie przygód bohatera, treść
książki może oczarować. Mnie poruszyły fantastyczne, nieco
drastyczne przypadki drewnianego pajacyka i jego kolegów. Aby
docenić walory tego utworu trzeba jednak lubić literaturę
zakorzenioną w baśniowo-ludycznych "klimatach", mieć
choć odrobinę zacięcia historyczno- i krytycznoliterackiego. Albo
pochodzić z Toskanii.
Obrazy
Roberta Innocentiego uważam za genialne. Moja mama spojrzała na nie
przelotem i określiła jako "jak u Bruegla", realistyczne,
piękne. Natomiast mój syn tylko przeglądał ilustracje, ze mną i
z umiarkowanym zainteresowaniem. To, czy sceny z "Pinokia"
w ujęciu Innocentiego spodobają się, czy nie, zapewne zależy od
wieku (a nawet pokolenia), zamiłowań plastycznych oraz
satyrycznych, bo ze stron tej edycji wyzierają twarze
niejednokrotnie brzydkie, karykaturalne, zezujące i śmiejące się
głupkowato. Kolory ilustracji są mało... kolorowe, nawet barwom
ożywiającego otoczenie teatru marionetek, wystrzałowego cyrku czy
cukierkowej Krainy Zabawek daleko jest do intensywności i pogody.
Cóż, także wyśnione królestwo uciechy okazuje się tu pułapką,
nie tylko literacką metaforą, ale po prostu jakimś zamkniętym
pomieszczeniem, teatralną dekoracją. Innocenti zachwyca
maszkaronami i potwornościami, brudnymi brukowanymi ulicami,
surowymi karabinierami – ludźmi i drewnianymi ludzikami, paskudną
paszczą oraz wnętrzem rekina-olbrzyma. Upiorność ilustracji
jeszcze podbija atmosferę tekstu: znajdziemy na nich pękającego
(dosłownie) ze śmiechu gigantycznego węża ze świecącymi oczami,
umierającego osła z łzami w oczach czy bardzo plastycznie
rozgniecionego Świerszcza-Który-Mówi. I tylko niebo Toskanii
pozostaje, jak zawsze, żywoniebieskie.
Bożena
Itoya
Carlo
Collodi, Roberto Innocenti, Pinokio. Historia pajacyka, z włoskiego
tłumaczył Jarosław Mikołajewski, Media Rodzina, Poznań 2011.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz