cudanakiju.pl

cudanakiju.pl

poniedziałek, 6 marca 2017

Silver. Druga księga snów


Jeśli macie około 15 lat lub w waszym otoczeniu jest jakaś czytelniczka w tym wieku, to pewnie słyszeliście o książkach niemieckiej pisarki Kerstin Gier, w Polsce ukazujących się w wydawnictwie Media Rodzina. A jeżeli nie, to musicie czym prędzej nadrobić zaległości, bo o tych powieściach dużo się mówi.
Po drugi tom serii "Silver" sięgnęliśmy łapczywie, jak na wygłodzonych literaturoholików przystało. Jeszcze ogłuszeni zakończeniem "Pierwszej księgi snów", oczekiwaliśmy natychmiastowej kontynuacji demonicznego wątku, ostatecznych rozstrzygnięć. Obawialiśmy się też, że autorka popadnie w romansową skrajność, skoro sprawy miłosne wydawały się w miarę ułożone u schyłku czarnej (pierwszej) księgi. Tymczasem w drugiej części cyklu "Silver" opowieść poprowadzona została inaczej niż się spodziewaliśmy.
W miarę postępowania lektury orientujemy się, że niebieska księga jest bardziej księgą rzeczywistości niż snów. Bohaterowie nadal odwiedzają się w świecie sennych marzeń, ale nie wszyscy, a wycieczki te już nie zapierają tchu w piersiach tak, jak w pierwszym tomie. To było nasze wrażenie – do czasu spektakularnego finału, rozciągniętego zresztą na kilka rozdziałów. Najpierw zaskoczyło nas niewielkie (w stosunku do pierwszego tomu) znaczenie wizyt na korytarzu z drzwiami do podświadomości dziesiątek, setek, pewnie tysięcy, a może milionów osób, potem zaś odurzyło nas nagłe doładowanie magii, a dokładnie nowych elementów krainy snów. Osłabienie fantastycznej strony historii okazało się więc tylko pozorne, tak naprawdę rzeczywistość jest mocno splątana z drobnymi zdarzeniami ze snów, a nawet przez nie pokiereszowana. Warto czytać bardzo uważnie i zapamiętywać najdrobniejsze szczegóły.

Należało też pomyśleć o pozytywach: pomijając wzbogacenie słownictwa, byłam teraz naprawdę dobra w metamorfozie. Z facjatą Bochry przed oczami wyobraźni bez problemu przemieniałam się z jaguara w niedużą sowę płomykówkę. A z sowy w Spota, grubego kocura Spencerów. Krótka faza koncentracji i już wyglądałam jak Buttercup. A potem jak japoński kot z uniesioną łapką. Butelka wody mineralnej. Ważka o mieniących się skrzydłach. I znowu jaguar. Podmuch powietrza. I ja sama w przebraniu Kobiety-Kota. Wspaniałe!
Nieźle! –odezwał się za moimi plecami Henry. Odwróciłam się szybko. Podczas gdy byłam zajęta swoją małą orgią przemian, on niepostrzeżenie wyszedł zza swoich drzwi. – Jesteś w tym już naprawdę dobra.

Niektóre wątki z pierwszej powieści rozwinięte zostały w niespodziewany sposób, czasem dramatyczny, ale bywa tez zabawnie, jak w przypadku prawie-romansu Lottie z Charlsem. Henry pojawia się i znika, irytuje i broni, regulując w ten sposób napięcie, Grayson (ciągle "przyszły przybrany brat" Liv) emanuje opiekuńczością i męskością, a Mia ma kłopoty.
Liv relacjonując swoją codzienność kilkakrotnie nawiązuje do popularnych zespołów muzycznych i trendów technologicznych (dokładniej: wszechobecnych smartfonów i życia Internetem), przez co świat bohaterów staje się bliższy czytelnikowi, ale też do książek. Napomknięcia literackie są zabawne, szczególnie porównanie seniorki rodu Spencerów (nazywanej Bochrą), to jest "przyszłej przybranej babci" Liv, do pewnej potwornej starszej damy z "Dumy i uprzedzenia" Jane Austen.

Z pomieszczenia ulotniły się resztki ciepłego, przedświątecznego nastroju i oto w drzwiach stanęła Bestia w Ochrach. Zwana również Diabłem z Apaszką od Hermésa, czyli oficjalnie Philippa Adelaide Spencer. Dla Graysona i Florence po prostu babcia. Przyjaciółki z kółka brydżowego podobno mówiły na nią "Brzoskwiniowa Pippa", ale w to uwierzę dopiero wtedy, gdy usłyszę na własne uszy
O, widzę, że zaczęliście beze mnie – Powiedziała w ramach powitania. – Czy to amerykański zwyczaj?
Wymieniłyśmy z Mią spojrzenia. Jeśli drzwi wejściowe nie stały otworem, to Bestia w Ochrach musiała być w posiadaniu kluczy. Zatrważające.
Zaczęliśmy, bo spóźniłaś się pół godziny, mamo – sprostował Ernest i wstał, żeby ucałować ją w oba policzki.
Naprawdę? A na którą godzinę mnie zaprosiłeś?
Na żadną – oznajmił Ernest. – Sama się wczoraj zaprosiłaś, nie pamiętasz? Nagrałaś się na sekretarkę i powiedziałaś, że przyjdziesz na śniadanie o wpół do dziesiątej.

Postać babci jest miernikiem mądrości i głupoty, dobra i zła: kto jest po jej stronie, ten wydaje się nam śmieszny i antypatyczny, zaś kto stawia opór apodyktycznej acz elokwentnej staruszce lub przynajmniej pada ofiarą jej złośliwości, z tym sympatyzujemy – wiadomo, któż by nie kochał buntowników. W pewnym momencie podział na dwie frakcje stanie się bardzo widoczny, przy czym Ernest okaże się łącznikiem między przeciwnymi obozami. A jak wywiązał się konflikt? Cóż, Liv i Mia, a w pewnym stopniu również ich mama i Lottie, wstrząsają porządkiem tradycyjnego angielskiego życia. Rozsiewają wokół pasję i energię, co wydaje się zaletą, ale znajdzie się kilka osób, które wolałyby żyć w dawnych, spokojnych i przewidywalnych układach rodzinnych, miłosnych czy przyjacielskich. Liv zostanie uznana za burzycielkę i niszczycielkę, a Nemezis, w osobie nierozpoznawalnych (do końcówki tomu lub wcale) prześladowców z dziedziny snu i... blogosfery, sprawi, że drugą księgę snów przeczytacie z rosnącym niepokojem i zainteresowaniem.
Bożena Itoya

Kerstin Gier, Silver. Druga księga słów, tłumaczyła Agnieszka Hofmann, Media Rodzina, Poznań 2016.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz