Książka
"Lustra Johanny" zamyka biograficzną trylogię o sławnych
gdańszczankach, napisaną przez Annę Czerwińską-Rydel i
narysowaną przez Martę Ignerską. Tym razem autorki przybliżają
młodym czytelnikom postać pisarki Johanny Schopenhauer, matki
filozofa Artura Schopenhauera. Książka opowiada jednak o jej
wcześniejszym życiu – latach panieńskich i chwilach tuż po
ślubie. A były to już inne czasy niż młodość Elżbiety
Heweliusz ("Którędy do gwiazd?") i Konstancji Czirenberg
("Bałtycka Syrena").
Johanna
urodziła się w drugiej połowie XVIII wieku, kiedy mieszczaństwo,
tu uosabiane przez matkę (Elżbietę Trosiener), powoli otwierało
się na wielkość i, jakbyśmy to dzisiaj określili, przebojowość
kobiet. Podkreślam jednak, że proces ten zachodził powoli,
właściwie był w powijakach. Dostęp do wiedzy i sztuki nadal był
płci pięknej ograniczany, a na aktywność w tych dziedzinach mogły
sobie pozwolić tylko kobiety zamożne, cieszące się wsparciem
środowiska.
– Na
cóż dziewczynce tyle nauki? Zna już polski, niemiecki, francuski,
kandydat Kuschel odbywa z nią codzienne lekcje, i ciągle jej mało?
Elżbieto, myślę, że zamiast mnie mitygować, powinnaś zająć
się lepiej naszą córką i nauczyć jej cerowania, szycia,
układania kwiatów, zarządzania domem, zabawiania męża,
pielęgnowania dzieci, czyli tego wszystkiego, co będzie jej
NAPRAWDĘ w życiu potrzebne – pan Trosiener spojrzał surowo na
swoją żonę. – Nauka języków... Też coś! Co ona potem z tym
zrobi?
Johanna
żyła więc w pewnego rodzaju mieszczańskiej bajce, jej dokonania
trudno odnieść do współczesnego rozumienia kobiety wyzwolonej czy
feminizmu, choć niewątpliwie jest jedną z ikon pierwszej fali tego
ruchu.
"Równie
dobrze mogłoby mnie tu nie być" – myślała. – "Oni
ustalają wszystko, nie pytając mnie, co ja o tym myślę. Jestem
jak kawałek sukna do sprzedania albo sztuka mięsa na targu. Trzeba
ją dobrze zaprezentować i drogo sprzedać, żeby zwróciły się
poniesione koszty..."
Jako
panna Trosiener Johanna przejawiała przede wszystkim głód wiedzy,
ale początkowo nie planowała kariery pisarki, choć taką
przyszłość wróżył jej jeden z prywatnych nauczycieli.
Wychowywała się pośród książek i języków obcych, sama
zabiegając o możliwość poszerzania wiedzy i horyzontów. Jej
życie pełne było obrazów z krzywych zwierciadeł, bo tak
postrzegała wizję siebie jako typowej gdańskiej kobiety z wyższych
sfer, nauczonej, o czym wolno rozmawiać przy herbacie.
Potem
ćwiczymy kaligrafię, następnie wprawiamy się w sztuce podawania
herbaty i zachowania przy stole. Pani Ackermann mówi nam, o czym
wolno nam rozmawiać przy stole, a jakich tematów w żadnym razie
nie możemy poruszać.
– Tak?
– zainteresował się doktor Jameson. – O czym zatem możecie
mówić?
– Tylko
o głupstwach – Johanna miała nieszczęśliwą minę. – O
pogodzie, kwiatach i ciasteczkach. Pani Ackermann mówi, że
prawdziwej damie nie wypada rozmawiać o nauce, bo może do siebie
zrazić mężczyzn.
"Lustra Johanny" nie są
książką o skandalach obyczajowych czy rozpaczy kobiety wydanej za
mąż wbrew jej woli. Owszem, nie miała wpływu na wybór
narzeczonego, ale małżeństwo nie podcięło Johannie skrzydeł,
tylko pozwoliło je rozwinąć. Chociaż wygodne życie młodej żony
prawie okazało się pułapką dla jej pasji twórczej.
Z biografii nie dowiadujemy się, jak
potoczyła się kariera Johanny Schopenhauer. Opowieść zatrzymuje
się, gdy proces wyboru własnej drogi zostaje zakończony, kiedy
bohaterka zaczyna pisać.
"Czy
jest we mnie w ogóle cokolwiek dobrego?" – myślała z żalem,
patrząc na swoje odbicie. – "Coś, za co można mnie
podziwiać? Oprócz urody i urodzenia, które nie są przecież moją
zasługą" Kim jestem?" – pytała, ale zapłakana buzia
szesnastoletniej dziewczyny w lustrze nie chciała jej na to
odpowiedzieć.
"Lustra Johanny" dobrze
przysłużą się młodym pasjonatom historii, Gdańska, młodzieży
poszukującej swojego miejsca i tożsamości. Rozmyślania bohaterki
tak naprawdę są uniwersalne, zniewolenie obyczajowe (jeśli takie
było) nakłada się na ponadczasowy młodzieńczy bunt. Chociaż
Johanny już jako dziecko, a nie nastolatka, poddawała w wątpliwość
wszystko i wszystkich.
– Dziwny
jest Bóg, skoro obraża Go to, że patrzy się w lustro –
stwierdziła, spoglądając w zwierciadle na służącą.
– Bój
się Boga! Panno Johanno! Myśleć tak to ciężki grzech, a co
dopiero mówić! Niech panienka natychmiast przestanie!
– No
dobrze już, dobrze.
– I
odejdzie od lustra!
– Kiedy
ja lubię tam patrzeć.
– Lepiej
odmówmy jaką modlitwę. To się bardziej Bogu spodoba.
– Ale
ja nie lubię modlitw. Są nudne...
– Ojcze
nasz... – zaczęła Kasia głośno i wyraźnie, jednocześnie
składając ręce i wznosząc pobożnie do nieba półprzymknięte
oczy.
– Ojcze
nasz, ojcze nasz, ciekawa jestem, jaką Ty masz twarz – zaśpiewała
wesoło dziewczynka i z figlarnym uśmiechem zajrzała w zwierciadło.
Tytułowe lustra mogą być różnie
interpretowane, stają się motywem powtarzanym w nagłówku każdego
rozdziału, ale ich znaczenie odnaleźć musi sam czytelnik. Z
lustrzanej symboliki obficie czerpie Marta Ignerska, do tradycyjnych
"podwójnych" wycinanek, formy przypominającej teatr cieni
czy przedstawień danse macabre dołączając ich nowoczesne
odbicie – jaskrawy róż, współczesne atrybuty kobiecości
(wysokie "szpilki", minispódniczka) i karykaturalną
fizjologiczność grafiki (kokardy na pępowinach, samcza "trąba"
i "brzuszek", wielogłowa postać niczym poczwara z "The
Thing" Johna Carpentera). Ilustracje są po kobiecemu
prowokacyjne i czułe, niektóre nawet namalowane jakby wargami
pokrytymi różową szminką. Część obrazowa książki, wstawiona
tym razem w środku biografii literackiej (w "Bałtyckiej
Syrenie" znalazła się na początku, a w "Którędy do
gwiazd" na końcu publikacji), traktowana może być jako lustro
tekstu albo odrębna, może nawet bardziej inspirująca wersja
historii Johanny Schopenhauer.
Anna
Czerwińska-Rydel, Lustra Johanny. Opowieść o Johannie Schopenhauer , ilustracje Marta Ignerska, Muchomor 2015.Wiek:10+ Trzeci tom serii biograficznej
słynnych gdańszczanek - opowieść o Joannie Schopenhauer. Ilustracje
Marta Ignerska.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz