cudanakiju.pl

cudanakiju.pl

środa, 26 października 2016

Królestwo jakich wiele?



Po lekturze dwóch pierwszych książek Katarzyny Wasilkowskiej: obyczajowo-przygodowej "Jowanki i gangu spod gilotyny" oraz mniej realistycznego, nieco fantastycznego "Mleczaka", nie mogliśmy się doczekać kolejnych publikacji tej autorki. I oto nadeszło "Królestwo jakich wiele" zilustrowane przez Nikolę Kucharską. Tym razem Katarzyna Wasilkowska okazała się być wytrawną bajkopisarką, ponieważ jej nowa książka jest przede wszystkim zbiorem bajkowych opowiadań o pewnej rodzinie królewskiej. Owszem, pojawiają się i akcenty nawiązujące do naszej współczesnej rzeczywistości, ale to nie ujmuje historyjkom bajkowości, a tylko je unowocześnia i sprawia, że są zabawniejsze.

Za jedyne cztery stosiki królewskich monet możesz mieć w ciągu paru godzin swoją własną, wyjątkową, niepowtarzalną koronę podróżną. Zadzwoń zaraz, a dostaniesz dodatkowo podróżne sygnety i dwa jabłka królewskie. I to nie koniec! Dla szanownej małżonki – podróżny tamborek do haftowania gratis.

Bohaterowie książki są zwariowanymi lekkoduchami, co czyni lekturę wesołą i beztroską. Nie oczekujemy po miłościwym królu, miłościwej pani, królowej babce (matce miłościwego króla) i królewnie Tuberozie prawdziwych, racjonalnych zachowań i poglądów, nie oceniamy ich codzienną miarą. Właśnie takiej rozrywkowej bajki oczekiwaliśmy i akurat potrzebowaliśmy – jako przeciwwagi dla poważniejszych tekstów, które zazwyczaj czytuje mój syn (sam z siebie i ze szkolnego obowiązku).
Tytuł książki jest nieco przekorny, bo, jakby nie patrzeć, rzadko zdarza się, by najbardziej charakterystycznym plonem i największym bogactwem jakiegoś kraju były frytki. I by zapomniano, jak ma na imię królowa czy inni członkowie rodziny królewskiej. Niedoścignionym ideałem jest tu brak wojen i politycznych negocjacji (poza jednym znakomitym wyjątkiem opisanym w ostatnim rozdziale książki), więc "komnata do przyjmowania oficjalnych poselstw" używana jest głównie przez zamkowe gołębie oraz pająki. Dworska etykieta i tradycje kraju nieco krępują miłościwie panujących, choć równocześnie rodzina królewska je lubi – dopracowywać, uelastyczniać i reformować.

Teraz gra w gumę – obwieściła królewna. – Skaczecie do pierwszej skuchy, mości panowie.
Znaczy się jak? – zapytał, podnosząc dwa palce całkiem przystojny młodzian w złotych lokach.
Normalnie – odrzekła Tuberoza. – Który skusi, ten odpada. Gumę będzie trzymało dwóch gwardzistów, a kucharka zademonstruje skoki.
A czy dałoby się zamienić gumę na skakankę? – spytał przebiegle bokser ze złamanym nosem, który, jak wiadomo, skakał na skakance lepiej nawet od samej królewny.
Nie, nie dałoby się! – odfuknęła królewna niezbyt uprzejmie, bo bardzo nie lubiła kombinatorów. – W tym turnieju wszystkich obowiązują te same zasady, panowie, moje! Proszę zaczynać!

Książka Katarzyny Wasilkowskiej obfituje w zabawne sytuacje i puenty. Sprawcami szaleństw są po kolei wszyscy członkowie rodziny królewskiej, no, może poza mopsem Pusiem, który pełni funkcję statysty (ale za to na ilustracjach jest mistrzem drugiego planu). Tak oto królewna nie chce być grzeczna, a wyjść za mąż zgadza się tylko za kawalera wybranego na jej warunkach. Królowa wpada w pułapkę telemarketingu, król staje się (z własnej winy) ofiarą kuchennej ścierki oraz ciasta śledziowego, którym królowa babka uraczyć chce cały dwór. Jednak komizmu "Królestwa jakich wiele" można doświadczyć w pełni tylko czytając książkę, żadne streszczenia nie oddadzą tego "klimatu". Jednym z czynników śmiechogennych jest język tekstu: starannie dobrany i starodawnie stylizowany, ujmujący i powalający.

Nasapał się niewąsko już przy samych nogawkach. Krytycznie spojrzał w zwierciadło. Trudno było nie zauważyć, że nogi przypominają dwa balerony ciasno opięte purpurowo-złotą aerohiperdynamiczną materią. Niezrażony król spróbował zrobić przysiad. Nic z tego – strój uniemożliwiał jakikolwiek ruch, a na domiar złego zatrzeszczał złowieszczo.
Ja ci dam! – zagroził miłościwy król opornemu kombinezonowi i jął wciskać na siebie rękawy.
Gwałtowność jednakże nie popłaca. Miłościwy król spojrzał w swe odbicie i zrozumiał, że tym razem złota błyskawica nie zalśni na jego potężnym torsie. Rozważając słowa miłościwej pani, przystąpił do ściągania kombinezonu. I tu spotkało go przykre zaskoczenie, ponieważ utknął był.

Do opowieści Katarzyny Wasilkowskiej dobrze pasują kolorowe, zabawne, wręcz trochę karykaturalne ilustracje Nikoli Kucharskiej. Obie warstwy książki (literacka i plastyczna) przygotowane zostały z przymrużeniem oka, ale i wielką dbałością o szczegóły oraz widoczną (lub słyszalną – w przypadku małego słuchacza) pasją artystyczną. Właśnie te drobiazgi powodowały, że podczas lektury często pokładaliśmy się ze śmiechu. Wyjątkową sympatią zapałaliśmy do króla w bluzie z kapturem, rysunkiem lwa i napisem "rasta roots reggae" (plus "nadruk jakiegoś liścia"), podziwialiśmy też niezwykle zróżnicowane przydomki królewskie na tablicy wyników podczas mistrzostw królów w slalomie gigancie. Pod pewnymi względami jest to jednak królestwo, jakich wiele, za to niewiele jest tak dobrych i poprawiających nastrój książek.
Bożena Itoya

Katarzyna Wasilkowska, Królestwo jakich wiele, ilustracje Nikola Kucharska, Literatura, Łódź 2016.

2 komentarze:

  1. Radość bije z tego posta, dziękuję!
    Pozdrawiam najserdeczniej,
    kw

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I my pozdrawiamy i dziękujemy i prosimy o jak najwięcej takich rozweselaczy! :)
      BI

      Usuń