"Osobliwy
dom pani Peregrine", pierwsza część trylogii amerykańskiego
pisarza Ransoma Riggsa, ukazała się w Polsce nakładem wydawnictwa
Media Rodzina już w 2012 roku (rok po premierze), ale w roku 2016
poświęca się jej więcej uwagi z powodu ekranizacji. Film w
reżyserii Tima Burtona właśnie wchodzi na ekrany polskich kin.
Chociaż zwiastun jest według mnie oraz mojego syna bardzo
zachęcający, a nazwisko reżysera podziałało na nas wręcz
elektryzująco, to wydaje się niemożliwe, by film wywarł na nas
tak silne wrażenie jak literacki pierwowzór. Siłę tej powieści
stanowią bowiem nie tylko wyobraźnia, fantastyczne obrazy i
osobliwości "dobrych" oraz "złych" istot, ale
też słowo. Autor i tłumaczka (Małgorzata Hesko-Kołodzińska)
stworzyli niepokojący, pełen tajemnic i silnych emocji (wyrażanych
mocnymi zdaniami), kompletny świat przedstawiony, wiarygodny i
wciągający w dużym stopniu dzięki narracji pierwszoosobowej,
którą na ekran można przenieść tylko w ograniczonym zakresie. Tu
prawdziwe czary odprawia się właściwą kompozycją tekstu,
konstrukcją fabuły, charakterystykami i wypowiedziami postaci, a
nie ich magicznymi zdolnościami i przygodami. Gdyby powieść
została źle napisana, na nic nie zdałyby się wszystkie
fantastyczne elementy i sztuczki, mniej lub bardziej oryginalne
pierwiastki grozy i "Osobliwy dom pani Peregrine" byłby
kolejnym takim sobie utworem, którego popularność przemija wraz z
modą na określony typ literatury... popularnej. Tymczasem jest to
książka wyjątkowa, której wróżę długą karierę. Raczej nigdy
nie zostanie zapomniana (Horace pewnie by potwierdził).
Rozpoczynając
lekturę "Osobliwego domu pani Peregrine" nie wiemy, z czym
mamy do czynienia, obojętnie czy czytaliśmy opis wydawniczy,
widzieliśmy zwiastun filmu lub nawet byliśmy już w kinie. Książka
ta zbudowana jest z opowieści o osobliwcach, istotach zbliżonych do
mutantów z komiksowego świata X-Menów, o trudnych rodzinnych
relacjach, o piętnie Holocaustu i miłości dorastających
nastolatków. Aby zrozumieć depresje i wzniesienia głównego
bohatera, trzeba wniknąć w każdy z tych elementów świata
przedstawionego. Książki nie zrozumieją więc dzieci poniżej
12-13 lat, a przynajmniej nie zdołają w pełni jej przeżyć.
Wbrew
sobie zacząłem myśleć o wszystkim, co złe, i nakręciłem się
tak, że w końcu ryczałem bez opamiętania, z trudem chwytając
powietrze między jednym szlochem a drugim. Rozmyślałem o moich
pradziadkach umierających z głodu, wyobraziłem sobie, jak ich
wyniszczone ciała trafiły do krematorium dlatego, że zupełnie
obcy ludzie ich nienawidzili. Myślałem o dzieciach, które
mieszkały w tym domu, dopóki nie spłonęły w wybuchu, gdy jakiś
obojętny pilot nacisnął guzik, i o dziadku, któremu odebrano
rodzinę, przez co w dzieciństwie mój tata czuł się pozbawiony
ojca, mnie dręczyły niepokoje i senne koszmary, a teraz utknąłem
samotnie w ruinie domu i zalewałem się gorącymi, idiotycznymi
łzami. Wszystko dlatego, że siedemdziesięcioletnie cierpienie
wniknęło we mnie niczym trujące dziedzictwo, razem z potworami,
których nie zdołałem pokonać, bo były już martwe. Nie dało się
ich zabić, ukarać ani w żaden sposób osądzić. Dziadek mógł
przynajmniej wstąpić do wojska i z nimi walczyć. A co ja mogłem
zrobić?
Akcja
powieści zawiązuje się w naszych czasach i naszej rzeczywistości,
by stopniowo zagłębić się w świat fantazji dziadka głównego
bohatera i pozornej choroby psychicznej samego narratora,
szesnastoletniego Jacoba. Gdzie dokładnie mieści się dom pani
Peregrine i którędy do niego trafić? Tę kwerendę przeprowadzamy
stopniowo, krok po kroku, wraz z Jacobem. W badaniach przeszłości i
analizie dziadkowych bajek nie brakuje potknięć, pomyłek, błędnych
uliczek labiryntu. To długa, pod każdym względem dopracowana
powieść, pobudzająca szare komórki, serce i wyobraźnię.
Wędrowałem
od pokoju do pokoju, badając zawartość niczym archeolog.
Natrafiłem na pleśniejące w pudle drewniane zabawki i kredki na
parapecie, wyblakłe w świetle dziesiątków tysięcy popołudni,
znalazłem też domek z lalkami, skazanymi na dożywocie w ozdobnym
więzieniu. Półki w skromnej bibliotece zdeformowały się pod
wpływem wilgoci, przybierając kształt krzywych uśmiechów.
Przesunąłem palcem po płowiejących grzbietach, jakbym się
zastanawiał, którą książkę wybrać.
Samo
odnalezienie tytułowej przystani osobliwości nie jest jeszcze
sukcesem, o czym prędko przekonuje się bohater. Pytania nie
prowadzą do odpowiedzi, ale do kolejnych wątpliwości, trudy się
potęgują, wzrasta napięcie rodem z horroru, momentami zbliżające
prozę Riggsa do twórczości Stephena Kinga.
– Pani
Peregrine? – zacząłem, a ona podniosła na mnie wzrok. – Kiedy
zamierzała mi pani powiedzieć?
Chciała
spytać, co mam na myśli, ale zerknęła na Emmę i najwyraźniej
wyczytała odpowiedź z jej twarzy. Przez chwilę wyglądała na
rozzłoszczoną, ale błyskawicznie się uspokoiła, najwyraźniej
wyczuwając mój gniew.
– Wkrótce,
młody człowieku – odparła. – Musi mnie pan zrozumieć, nie
mogłam wyjawić całej prawdy podczas naszego pierwszego spotkania,
gdyż doznałby pan straszliwego wstrząsu. Zachowywał się pan
nieobliczalnie, był gotów uciec i nigdy nie wrócić. Uznałam, że
ryzyko jest zbyt duże.
– Więc
postanowiła pani kokietować mnie jedzeniem, zabawą i dziewczętami,
a wszystko, co złe, zachować w tajemnicy?
Dorastający
bohater i jego zawieszeni w czasie przyjaciele przeżywają emocje
tak silne, jakie zdarzają się tylko nastolatkom. Opis uczuć,
zwłaszcza namiętności, jest w "Osobliwym domu pani Peregrine"
komplementarny względem historii z dreszczykiem i wątków
fantastycznych. O ile filmowy dom pani Peregrine, sądząc po wieku i
wyglądzie aktorów pierwszoplanowych oraz po zwiastunie, wydał nam
się wersją szkoły profesora Xaviera dla młodszych widzów, o tyle
książka jest dużo dojrzalsza (także od filmowego świata
X-Menów).
Powieść
Riggsa trzyma w napięciu, jest zaskakująca, pobudza czytelnika do
rozmyślań nad przyczynami i możliwymi rozwiązaniami sytuacji, w
której utkwili bohaterowie, pozornie zapadając się w
przeciwnościach losu niczym w bagnie na (fikcyjnej) walijskiej
wyspie Cairnholm, gdzie bytują lub bytowali młodzi osobliwcy. Ta
książka jest najlepszym przykładem lektury uzależniającej – po
jej skończeniu natychmiast poszukuje się kontynuacji. Na szczęście
przed nami jeszcze "Miasto cieni" (tom drugi "Osobliwego
domu...") i "Biblioteka dusz" (tom trzeci), a także
świeżo wydane w Stanach Zjednoczonych "Tales of the Peculiar",
zbiór baśni i mitów ze świata wychowanków pani Peregrine. Po
przeczytaniu wszystkich tych utworów z pewnością wrócimy do
pierwszego, by ciągle na nowo przeżywać te fascynujące opowieści
– taka czytelnicza pętla czasu może być tylko dobra!
Bożena
Itoya
Ransom
Riggs, Osobliwy dom pani Peregrine, tłumaczyła Małgorzata
Hesko-Kołodzińska, projekt oryginalny książki Doogie Horner,
opracowanie polskiej wersji okładki i wyklejki Rafael Martins, Media
Rodzina, Poznań 2012.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz