Tej
jesieni już po raz czwarty w Warszawie i 19 innych miastach gościł
festiwal filmowy Kino Dzieci. Pomiędzy 23 września a 1 października
2017 r. można było obejrzeć 100 filmów (pełnometrażowych i
krótkich), choć nikt chyba nie zdołałby zobaczyć ich wszystkich.
Tegoroczna edycja odbywała się pod hasłem "Pora na ciekawość"
i, trochę nim zainspirowani, wybieraliśmy właśnie takie obrazy,
które szczególnie zaciekawiły nie tyle mnie, co mojego syna, bo w
końcu to dzieci są adresatami festiwalu. Organizatorzy ogłaszali,
że selekcja uwzględniła filmy przeznaczone dla widzów w wieku od
4 do 12 lat, tym razem postanowiliśmy sprawdzić, jak program
spełnia oczekiwania najstarszych dzieci (od około 9 lat).
Staraliśmy się "wyłowić" tematy i formy filmowe oraz
warsztatowe, które chwytają za serce i dają do myślenia w tym
(dość trudnym, jak mówili sami organizatorzy) wieku.
Logistyka
festiwalowa jest dla dziecka wielkim wyzwaniem: jako uczeń może
wybrać się tylko na te seanse, które nie pokrywają się z
zajęciami szkolnymi i pracami domowymi, a do tego musi opracować
plan przejazdów, bo w Warszawie Kino Dzieci gościło w dwóch
kinach (Muranów oraz Kinoteka PKiN), niektóre filmy wyświetlane
były tylko w jednym z nich, czasem odbywała się tylko jedna jedyna
projekcja. Udział w tych szczególnych pokazach sprawił nam wielką
frajdę, czuliśmy się uczestnikami naprawdę niezwykłego
wydarzenia kulturalnego, prawdziwego święta kinomaniaków.
Wybierając się na Kino Dzieci po raz czwarty, wiedzieliśmy, że
festiwal zapewnia wspaniałą atmosferę, różnorodne warsztaty
plastyczne, spotkania z twórcami, wymianę książek, możliwość
samodzielnego zakupu biletu do kina, niezależnie od wieku i wzrostu
(specjalne schodki przy kasach) oraz oddania głosu na filmy biorące
udział w konkursie. To daje naprawdę ogrom możliwości! My
opracowaliśmy własną ścieżkę festiwalową, zgodną z filmowymi
zainteresowaniami i intuicją syna, ale niekoniecznie pokrywającą
się z zapowiadanymi hitami edycji, gwoździami programu. Udało się,
odkryliśmy kilka prawdziwych perełek.
Pierwszą
z nich był "Iwan Carewicz i zmienna księżniczka"
(animacja, Francja 2017, od 9 lat), grany w Warszawie tylko 24
września w ramach sekcji "Odkrycia"
(ponadto w tym bloku: "Skarby" –
Meksyk 2017, "Nic bez nas" –
Niemcy 2017, "Czerwony żółw" –
USA 2016, "Hobbyhorse Revolution" –
Finlandia 2017, "Lato 1993" –
Hiszpania 2017). Przed filmem usłyszeliśmy wstęp Anny
Sańczuk – dziennikarki kulturalnej, współprowadzącej program
telewizyjny "Kultura do Kwadratu". Była to ciekawa,
zwięzła i rzeczowa prezentacja twórczości reżysera filmu,
Michela Ocelota. Prelegentka mówiła dokładnie tak, jak trzeba to
robić, by zachęcić początkujących koneserów sztuki filmowej do
zgłębiania wiedzy i świadomego przeżywania kina, a może też do
poszukiwania w sobie talentów twórczych lub krytycznych.
Doceniliśmy prostotę i wystąpienia, i filmu. Seans adresowany był
do starszych dzieci, chyba bardziej ze względu na dojrzałą formę
niż treść. Widzowie przyzwyczajeni do krzykliwych, jaskrawych,
wielokolorowych, ale zarazem realistycznych animacji mogliby na tym
seansie czuć się nie na miejscu. Cztery baśniowe opowieści
nawiązywały formą do klasycznego teatru cieni (czy też "teatru
chińskiego"), a ich treść została zaczerpnięta z tradycji
różnych regionów świata. Widzowie przeżyli dość dramatyczne i
mroczne przygody carewicza, pewnego chłopca pokładowego
przyjaźniącego się z kotką, żyjącej w świecie ponurych jaskiń
małej Pani Potworów oraz ucznia czarnoksiężnika i czarnoksięskiej
córki.
W
każdej historii występowali, w roli pierwszo- lub drugoplanowej,
chłopiec i dziewczyna, a łącznikiem między baśniami były
"metapostacie" chłopca i dziewczyny, spotykających się w
starym budynku kina czy kinoteatru (moje pierwsze skojarzenie to
Cinema Paradiso, drugie – nasz leciwy dzielnicowy Dom Kultury) i
pod okiem mistrza opowieści projektujących oraz odgrywających
wspomniane role. Może przebierają się naprawdę, a może tylko
animują postacie występujące w filmie tworzonym na komputerze –
tego do końca nie wiemy. Pomiędzy opowieściami dwójka małych
aktorów, kostiumologów i scenarzystów zadaje sobie – a pośrednio
też nam – kilka pytań: Jaki strój wybrać? Jak dopasować
fryzurę? Czemu księżniczki zawsze czekają, a same nic nie robią?
Te pozornie proste i rzucone ot tak, od niechcenia pytania mają
silny przekaz, kiełkują w widzu. Może kiedyś rozkwitną w
poważniejsze rozważania o tym, co można samemu zrobić z kinem,
teatrem oraz co znaleźć w starych baśniach, wijących się w
świadomości ludzi z różnych zakątków świata i czasu.
Po
obejrzeniu kinowego teatru cieni, trwającego ledwie 57 minut i
podzielonego na 4 sekwencje, czuliśmy się pełniejsi wrażeń i
bardziej usatysfakcjonowani niż po wielu najnowszych
pełnometrażowych produkcjach dla dzieci. Ten film potwierdził, że
na baśnie i inne ludowe opowieści nigdy nie jest się "za
dużym". A, abstrahując od treści, skromne wycinanki połączone
z kolorowymi, zmieniającymi się tłami i dodatkowymi elementami
dawały niezwykły efekt wizualny. Działanie obrazu w tym filmie (a
właściwie zestawie filmów) można porównać do kalejdoskopu – z
prostych papierków, szkiełek, odpowiedniej soczewki i światła
powstaje niepowtarzalny spektakl.
Możliwe,
że dla niektórych takie kino trąci myszką, ale nam wydało się
nowoczesne, pobudzające do myślenia i działania. Po seansie i jego
entuzjastycznym przyjęciu przez mojego syna naszła mnie refleksja:
nawet gdyby to, co oglądamy i tworzymy było jak budynek starego
kina z "Iwana Carewicza i zmiennej księżniczki",
uwięziony między kolorowymi wieżowcami, to jednak warto zachować
w sobie takie muzeum sztuki filmowej i baśni. Zresztą
prawdopodobnie właśnie ta pierwotna moc kina i opowieści przetrwa
w filmie najdłużej, kiedy przeminą współczesne mody. W końcu
nawet w "Iwanie Carewiczu" pozornie opuszczony, poszarzały
i zaniedbany kinoteatr ożywał właśnie wtedy, gdy gasły kolorowe
światła miasta, trwał na straży, by pielęgnować sny i je
spełniać. Najbardziej doceniam w festiwalu Kino Dzieci właśnie
to, że nie zapomina o korzeniach filmu dla dzieci i kina w ogóle.
Program
festiwalu uwzględnił również liczne inne filmy krótkie
(animowane i aktorskie). Warto rozglądać się za zestawami, które
znalazły się w bloku "Krótkie historie" ("Wielka
przygoda małej linii i inne filmy krótkie", "Chłopiec w
skorupce i inne...", "Pan Hublot i inne...") oraz
"Panorama" ("To coś i inne filmy krótkie",
"Wygląd i inne...", "Lokator idealny i inne..."),
ponieważ niekiedy wracają one na kolejnych odsłonach Kina Dzieci,
ale też bywają wyświetlane w różnych kinach podczas poranków
dla dzieci, w plenerze na imprezach kulturalnych czy w
klubokawiarniach. To znakomite pole do dyskusji w grupie
(przedszkolnej lub szkolnej), a także w gronie rodzinnym – po
wspólnym seansie można spytać, który z filmów najbardziej
spodobał się dziecku, jakie cechy bohaterów go rozczulały lub
irytowały, co zrobiłby na ich miejscu. O preferencje widzów pytali
również organizatorzy Kina Dzieci, ponieważ zestawy z bloku
"Krótkie historie" brały udział w plebiscycie na
ulubionego bohatera.
Wielką
zaletą tego festiwalu jest przywracanie lub podkreślanie blasku
seriali: starych czeskich ("Pat i Mat", "Krecik w
mieście i inne filmy krótkie") oraz nowych polskich ("Basia.
Zestaw filmów krótkich", "Żubr Pompik. Zestaw...",
"Kacperiada. Zestaw..."). Przyznacie chyba, że wizyta
"Sąsiadów" czy innych telewizyjnych bohaterów na wielkim
ekranie to niecodzienne wydarzenie. Dodatkowo wymienione zestawy
filmów (w tym wypadku przeważnie są to odcinki seriali) weszły w
skład dwóch bardzo ciekawych, pozakonkursowych sekcji
festiwalowych: "Kino Dzieci z nosem w książkach"
(poza serialami, filmy pełnometrażowe aktorskie i animowane:
"Hokus-pokus, Albercie Albertsonie!", "Mama Mu i Pan
Wrona", "Biuro Detektywistyczne Lassego i Mai" – 3
filmy, "Dzieci z Bullerbyn", "Nils Paluszek",
"Nowe przygody dzieci z Bullerbyn", "Sonia",
"Ronja, córka zbójnika", "Tom Sawyer i przyjaciele",
"Tsatsiki, tata i wojna oliwkowa") oraz "Ahoj! Kino
czeskie" (poza "Patem i Matem" oraz "Krecikiem",
można było zobaczyć "Niedoparki", "Błękitnego
tygrysa", "Kuki powraca" oraz "Siedem kruków").
Na festiwalu Kino Dzieci swoje miejsce znalazło więc tradycyjne
kino familijne, koncentrujące się na ekranizacjach klasyki
literatury dziecięcej (jak Astrid Lindgren czy Mark Twain) i książek
nowych, autorstwa popularnych pisarzy (Martin Widmark, Gunilla
Bergström, Jujja Wieslander, Moni Nilsson, Pija Lindenbaum, Pavel
Šrut, Zofia Stanecka, Grzegorz Kasdepke, Tomasz Samojlik).
W
bloku "Konkurs filmów pełnometrażowych" znalazło
się osiem filmów. My zdołaliśmy obejrzeć pięć z nich: dwa
animowane i trzy aktorskie. Wielkie wrażenie wywarł na mnie i moim
synu zdobywca Nagrody Kwiatu Paproci przyznanej przez Jury Sieci Kin
Studyjnych i Lokalnych (oraz wyróżnienia Jury twórców) – "Solan
i Ludwik – wielki wyścig z serem"
(animacja, Norwegia 2015, od 7 lat). To bardzo oryginalny, zabawny i
dobrze zrobiony film. Ze względu na sposób wykonania postaci, ich
urodę i animację, skojarzył mi się z naszymi domowymi hitami z
cyklu "Wallace&Gromit" oraz "Baranek Shaun",
a także z produkcjami studia Laika, jak "Pudłaki" ("The
Boxtrolls") i "Kubo i dwie struny" ("Kubo and the
Two Strings"). Wszystkie te filmy łączy też odpowiadające
nam poczucie humoru, propagowanie wartości (przyjaźń i rodzina
rządzą!) oraz perfekcja sztuki filmowej. "Solan i Ludwik"
to po prostu znakomita, ciepła historia dla całych rodzin.
Według
Jury twórców i plebiscytu publiczności (z 21 kin w Polsce!)
zwycięzcą festiwalu został film aktorski "Villads"
(Dania 2015, od 6 lat), wyróżniony także przez Jury dziennikarzy.
Również tę pozycję polecamy i rodzicom, i dzieciom, całym
rodzinom, które w kinie szukają przygody, humoru i silnych więzi
rodzinnych. Szczególnie spodobał nam się właśnie sposób
pokazywania relacji tytułowego bohatera ze starszą siostrą,
młodszym berbeciem (też siostrą), z ojcem, mamą. Twórcy filmu
pokazali, choćby krótko, ale dobrze, bliskość każdej z tych osób
względem pozostałych członków rodziny. Oni mają tę (rodzinną)
moc, co przekłada się na radzenie sobie w szkole, w przyjaźniach,
ogólnie w życiu. Sam Villads ma w sobie coś ze współczesnego
Emila ze Smalandii i Pippi Pończoszanki, zapewne właśnie to
docenili i młodzi widzowie, i profesjonalni festiwalowi jurorzy.
Jeśli nie widzieliście tego filmu, na pewno nadarzy się jeszcze
okazja, wystarczy poszukać – jako zwycięzca Kina Dzieci "Villads"
będzie wracał na pokazach specjalnych i zwyczajnych (choć pewnie
nie w multipleksach). Przekonajcie się sami, co bohater narobi jako
świeżo upieczony uczeń szkoły, nieco odbiegającej od realiów
polskich, jak daleko zaprowadzą go wyobraźnia, niezależność i
pewność siebie.
Ze
względów logistycznych (czyli obowiązku szkolnego syna), film
"Blanka" (aktorski, Filipiny, Japonia,
Włochy 2015, od 9 lat) obejrzałam sama. Ten obraz uznałam za
wyjątkowy, dojrzały, cenny, nietypowy, a pod względem gry młodych
aktorów – wręcz genialny. Podobnie stwierdziło Jury
dziennikarzy, nagradzając "Blankę" Kwiatem Paproci.
Podczas seansu kilkakrotnie zapomniałam, że nie jest to porywający
dokument, tylko fabularna fikcja. Opis filmu zamieszczony w katalogu
Kina Dzieci nie zdradził, że bohaterką jest bezdomna złodziejka,
nastolatka z problemami, walcząca o swoją pozycję i prawo do
rodziny w brutalnym świecie niezainteresowanym dziećmi śpiącymi
na chodniku. Wiem, brzmi dramatycznie i kto by chciał iść z
dzieckiem na tak trudny kawałek kina, a jednak bardzo polecam
sprawdzić, jak odbiorą go młodzi ludzie. Blance nasz świat pewnie
wydałby się bajkową opowieścią, natomiast czy nasze dzieci
dorosły do poznawania takich odległych, surowych historii, jak ta
Blanki? Sprawdźcie, moje doświadczenia w tej kwestii są nieduże,
bo mój syn filmu nie widział, ale i zarazem niedobre, bo jego
rówieśnicy na seansie "Blanki" głośno chrupali popcorn
podczas sceny, w której bohaterka krąży po ulicach Manili (czyli stolicy Filipin) w podartym
ubraniu, żebrząc i zaczepiając przechodniów słowami "Jestem
głodna!". Niewątpliwie więc festiwal Kino Dzieci jest w
Polsce bardzo potrzebny i ma jeszcze wiele do zrobienia w ramach
swojej misji (i ambicji) popularyzowania nieznanych naszym dzieciom
stron świata, problemów, warunków życia, uwrażliwiania młodych
widzów, ale też ich wychowania w kulturze. Nie należy się
spodziewać, że filmy przechodzące selekcję będą przystępne dla
wszystkich, to się nie zdarza na żadnym festiwalu i niech tak
właśnie będzie, także w zakresie kina dziecięcego. Czemu dzieci
miałyby być traktowane gorzej, protekcjonalnie? Dajmy im prawo też
do tego, co ambitniejsze, stroniące od powierzchowności i
wygładzeń.
Łatwiej
przyswajalny, choć też niecodzienny, jest film "Przygoda
Nelly" (Niemcy 2016, od 9 lat), przed którego projekcją
spotkaliśmy się z odtwórczynią głównej roli (rozmowę
poprowadziła Beata Jewiarz z Niedzielnego Poranka RDC). Ten seans
sprawił nam dużą przyjemność, choć zauważam pewne
niedociągnięcia w scenariuszu i grze wspomnianej aktorki. O swoich
obiekcjach nie mówiłam jednak synowi i chyba ich nie podzielał.
Opowieść o niemieckiej nastolatce, która zostaje "zesłana"
na wakacje w Rumunii, ucieka od rodziców, zostaje porwana i brata
się z mieszkańcami romskiej wioski zagrożonej katastrofą
ekologiczną, mieści kilka kontrastujących ze sobą wątków oraz
sporo uproszczeń, ale dzięki temu jest wyrazista i atrakcyjna dla
widzów rozmiłowanych w kinie przygodowym, "detektywistycznym"
i filmach akcji. Są też smaczki dla miłośników ambitniejszych
obrazów, takie małe hołdy dla światowej kinematografii: jedną z
postaci gra moja ukochana Nora Luca (czy też Sabina, czyli właściwie
Rona Hartner) i nawet zanim rozpoznałam aktorkę, "Przygoda
Nelly" wydała mi się dziecięcym odpowiednikiem "Gadjo
Dilo" (jeśli nie znacie – obejrzyjcie!). Atmosfera tego na
pozór zwyczajnego, młodzieżowego filmu unosi nas w kierunku hitów
Emira Kusturicy, na pewno więc "Przygodzie Nelly" powinni
przyjrzeć się profesjonalni badacze historii kina.
Na
koniec omówienia konkursowych filmów pełnometrażowych, które
udało się nam obejrzeć, zostawiłam gorzki akcent. Po raz pierwszy
od początku istnienia Kina Dzieci jakiś film nam się nie spodobał,
przy czym na naszą ocenę nie ma wpływu kategoria wiekowa, bo
wielokrotnie chadzaliśmy na pozycje adresowane do maluchów i
bywaliśmy zachwyceni (choćby serią "Kacper i Emma").
"Opowieści świnki" (animacja, Niemcy 2016, od 4
lat) zawiodły nas scenariuszem, poczuciem humoru, a częściowo też
formą. Historia, dialogi oraz elementy świata przedstawionego były
niespójne i niedopasowane do sugerowanego wieku widza. Podobne
produkcje dość często trafiają na ekrany polskich kin, ale my
trafiamy na nie tylko przypadkiem. "Opowieści świnki"
nauczyły nas przede wszystkim, by uważniej przyglądać się
zwiastunom filmowym.
Przed
każdym konkursowym filmem pełnometrażowym wyświetlano krótkie
nagranie z pozdrowieniami od twórcy filmu dla widzów Kina Dzieci,
co było niezwykle miłym akcentem, świadczącym też o prestiżu
festiwalu. Ponadto organizatorzy zadbali o liczne spotkania z
reżyserami, aktorami oraz innymi osobami zaangażowanymi w
powstawanie kina. Niestety nie udało nam się dotrzeć na otwarcie
festiwalu połączone z projekcją filmu "Storm" (aktorski,
Holandia 2017, od 9 lat) i spotkaniem z aktorami, które poprowadziła
Martyna Chuderska z Polskiego Radia Dzieciom, ominęły nas również
wyróżnione przez Jury dziennikarzy "Zimowe przygody Jill i
Joy" (aktorski, Finlandia 2015, od 4 lat) oraz bardzo
intrygująca dla nas, miłośników animacji i kryminału,
"Superagentka" (animacja, Dania 2017, od 6 lat) –
festiwalowa premiera wzbogacona spotkaniami z reżyserką filmu,
Karlą von Bengston. Mam wielką nadzieję, że swoje zaległości
nadrobimy dzięki przyszłorocznej "Panoramie" Kina Dzieci.
Wśród
filmów, które najbardziej spodobały się i mnie, i mojemu synowi,
królują dwie pozycje ujęte właśnie w sekcji "Panorama":
"Labirynt" (Belgia 2014, od 9 lat) oraz "Offline"
(Niemcy 2017, od 11 lat). Oba obrazy opowiadają o młodzieży
żyjącej, jak pewnie większość naszych dzieci, w dwóch światach
–
rzeczywistym i wirtualnym.
Tematyka gier komputerowych połączona z uczuciowością nastolatków
została przedstawiona inaczej w produkcji belgijskiej, a inaczej w
niemieckiej. "Labirynt" adresowany jest do nieco młodszych
widzów, pewnie dlatego dostrzegłam w nim sporo tradycyjnego kina
familijnego oraz ostrożność twórców, choć i tak jest to kino
dziecięce odważniejsze od polskiego (może z wyjątkiem "Za
niebieskimi drzwiami"). Twórcy "Offline" pozwolili
sobie na więcej swobody w scenariuszu i aktorstwie, a dolna granica
wieku zabezpiecza chyba przede wszystkim przed dostępem młodych
umysłów zbyt podatnych na fantastyczne światy wirtualne. Sporo tu
fragmentów gry, która może wciągnąć widzów,
jakby sami siedzieli przed komputerem, a bohaterowie pierwszo- i
drugoplanowi nie zawsze wiedzą, co dzieje się naprawdę, a co jest
fikcją –
i wcale nie są za to
krytykowani (przez twórców i widzów). Tutaj bronią jest śmiech,
bo cały komizm filmu (a sala chichotała bardzo często) opiera się
na zachowaniu tych "nolife'ów". Relacje
i problemy bohaterów uznaliśmy za bardzo prawdziwe, bliskie
nastolatkom, i to raczej tym od 15-16 lat, co zostało znakomicie
dopasowane do proponowanej kategorii wiekowej, ponieważ starsza
młodzież zazwyczaj chce
już oglądać to, co dla dorosłych, a
z kolei młodsza pragnie
poczuć się trochę starsza, posmakować tych dojrzalszych spraw.
Filmy "Offline" i
"Labirynt" łączy atrakcyjność, siła przekazu, przewaga
elementu rozrywkowego nad dydaktycznym, dobra (w przypadku "Offline"
nawet świetna!) gra aktorska oraz to, że według
nas powinny na
dłużej zagościć na ekranach polskich kin.
Emocje
związane z tymi dwoma skarbami Kina Dzieci były ogromne, ale
żałujemy, że nie zdołaliśmy wyłowić z programu więcej
perełek. Nawet wiemy, gdzie na nas czekały – sekcja "Panorama"
obejmowała ponadto filmy (pełnometrażowe): "Kacper i Emma na
safari" (Norwegia 2015, od 4 lat – ten akurat widzieliśmy i
wspominaliśmy w sprawozdaniu rok temu), "Wielka wyprawa Molly"
(Niemcy 2016, od 4 lat), "Małpia afera (Holandia 2015, od 6
lat), "Jak ukraść psa" (Korea Południowa 2014, od 7
lat), "Tarapaty" (Polska 2017, od 7 lat), "Abuele"
(Izrael 2016, od 9 lat), "Na linii wzroku" (Niemcy 2015, od
9 lat), "Sekrety wojny" (Holandia 2014, od 9 lat) oraz
"Niesamowity świat April" (Francja 2015, od 11 lat). Kino
Dzieci oprócz emocji konkursowych proponuje więc przegląd
najważniejszych filmowych wydarzeń ostatnich lat, przy czym są to
produkcje z różnych krajów, w odmiennych stylistykach, adresowane
do dzieci z rozmaitych kategorii wiekowych i... "wrażliwościowych".
Oferta czwartej edycji festiwalu zachwyciła nas bardziej od
poprzednich, dlatego będziemy z Kinem Dzieci także w przyszłym
roku i pewnie we wszystkich kolejnych latach.
Bożena
Itoya
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz