cudanakiju.pl

cudanakiju.pl

poniedziałek, 27 listopada 2017

Daleka droga do wody



W marketach nastały święta, a na blogach rankingi podsumowujące rok wydawniczy. Ja nie zamierzam kategoryzować tegorocznych nowości w ten sposób, zastanawiałam się natomiast, czy ktokolwiek zainteresowany rynkiem książki dla dzieci i młodzieży jest w stanie zauważyć (oraz przeczytać) wszystkie najważniejsze pozycje, jakie ukazały się w 2017 roku. O niektórych z nich nie było głośno, nie fetowano ich premier i nie udostępniano licznych recenzji, fotografii, postów przyciągających uwagę czytelników (a raczej ich rodziców) i krytyków. Czy słyszeliście na przykład o książce "Daleka droga do wody", która w bieżącym roku ukazała się nakładem wydawnictwa Media Rodzina? Trudno podsumować tę pozycję romantycznym zdjęciem książki owiniętej łańcuchem ledowym, w towarzystwie parującej herbaty i imbiru, nie pasuje też prezentacja wśród kolorowych zabawek, stąd "Daleką drogę do wody" słabo "widać" w Internecie. Po jej przeczytaniu nawiedzały mnie rozmaite górnolotne sformułowania: ta powieść jest niezbędna do przetrwania niczym woda, ponieważ, jak ona, uczy pokory, bez której nie można dobrze żyć, płynie przez cały świat i może nam o nim niejedno powiedzieć. Nawet to, co niekoniecznie chcielibyśmy wiedzieć, bo nie jest dla nas wygodne, burzy komfort naszego życia, jego europejską hermetyczność, sterylność i homogeniczność.
Książka Lindy Sue Park jest opowieścią literacką opartą na prawdziwej historii. O elemencie non-fiction dowiedziałam się dopiero w posłowiach autorki i bohatera "Dalekiej drogi do wody", bowiem zazwyczaj pomijam opisy okładkowe (za wiele w nich ocen i "spoilerów"), a tym razem nie zauważyłam też podtytułu, który wtopił się w popękaną, spaloną ziemię Południowego Sudanu. Prawdopodobnie powieść wstrząsnęła mną głównie dlatego, że nie wiedziałam, jak odnosi się do rzeczywistości, czyli po prostu: czego się po niej spodziewać. Niezależnie od mojego wzruszenia, książkę czyta się szybko, bo jest też porywającą, dobrze napisaną (i przetłumaczoną!) beletrystyką zahaczającą o reportaż.
Rozdział pierwszy podzielony został na część rozgrywającą się w 2008 i 1985 roku, a każdej z nich przydzielono odmienny ornament oraz inną czcionkę. Kolejne rozdziały wyglądają podobnie, czytelnik więc szybko oswaja się z dwutorowością historii. Jedenastoletnia Nya żyje właściwie w naszych czasach i egzotyka jej życia, to równoległe istnienie dwóch tak różnych światów: naszego oraz tego, w którym dzieci zamiast do szkoły chodzą po wodę oraz umierają na choroby w Europie zapomniane, poruszy czytelnika w każdym wieku.

Koło wioski Nyi znajdowało się wielkie jezioro, do którego szło się trzy dni. Co roku, keidy ustawały deszcze i wysychało pobliskie jeziorko, jej rodzina przenosiła się do obozu koło tego wielkiego jeziora.
Rodzina Nyi nie mieszkała tam przez cały rok z powodu walk. Jej plemię, Neurowie, często walczyło z plemieniem Dinka o te ziemie. Mężczyźni i chłopcy odnosili rany czy nawet ginęli w czasie starć. Dlatego Nya wraz z innymi osobami z wioski mieszkała tam tylko przez pięć miesięcy pory suchej, kiedy to oba plemiona musiały raczej walczyć o przetrwanie niż ze sobą.
Jezioro wysychało podobnie jak jeziorko w wiosce. Ale ponieważ było znacznie większe, jego gliniaste łożysko wciąż utrzymywało wodę.
Nya robiła w obozie nad jeziorem to samo, co w domu – nosiła wodę. Własnymi rękami kopała dziurę w wilgotnej glinie, aż w końcu nie mogła dalej sięgnąć. Głębiej glina była mokra, aż w końcu przez łożysko jeziora zaczynała się przesączać woda.
Woda w dziurze była brudna i bardziej przypominała błoto niż płyn. Naciekała tak wolno, że trzeba było długo czekać, żeby nabrać parę kalabas. Nya klęczała przy dziurze i czekała.
Czekała na wodę. Za każdym razem po cztery godziny. I tak codziennie przez pięć długich miesięcy, aż w końcu nadchodziły deszcze i mogła wraz z rodziną powrócić do wioski.

Drugi bohater również ma jedenaście lat (choć 23 lata wcześniej niż Nya), a na imię mu Salva. Książka opowiada więc o rówieśnikach mojego syna, co na pewno też wpływa na mój emocjonalny odbiór całej historii. Przez pierwsze trzy strony chłopięcej części rozdziału poznajemy niektóre myśli i sposoby spędzania czasu Salvy. A potem nagle następuje koniec tego świata.

Doskonale wiedział, jak będzie wyglądał powrót. Matka przestanie mielić ziarna i przejdzie do tej części domu, która wychodzi na drogę. Jedną dłoń uniesie nad oczy i zacznie go wypatrywać. Salva już z daleka zobaczy jej jasnopomarańczowy szal i pomacha jej ręką. A kiedy dotrze do domu, wewnątrz już będzie na niego czekała miska z mlekiem.
TRACH!
Ten dźwięk dobiegł z zewnątrz. Czy był to strzał? A może tylko rura wydechowa jakiegoś wozu?
Nauczyciel przerwał na chwilę. Wszyscy w klasie spojrzeli w stronę okna.
Nic. Cisza.
Nauczyciel chrząknął, co sprawiło, że chłopcy znowu spojrzeli w jego stronę. Zaczął mówić tam, gdzie przerwał, a potem...
TRACH! TA-TA-TA TAM!
TY-TY-TY-TY-TY!
Odgłosy strzałów!
Wszyscy NA ZIEMIĘ! – krzyknął nauczyciel.
Niektórzy chłopcy zareagowali natychmiast i rzucili się na podłogę, chroniąc głowy. Inni siedzieli skamieniali z szeroko otwartymi ustami i oczami. Salva zasłonił głowę rękami i przerażony rozejrzał się dookoła.
Nauczyciel przesunął się wzdłuż ściany do okna. Wyjrzał na chwilę na dwór. Ogień ustał, ale słychać było krzyki i odgłosy bieganiny.
Biegnijcie szybko, wszyscy – powiedział nauczyciel cichym, natarczywym tonem. – Ale do buszu. Słyszycie? Nie do domu. Oni pójdą do wiosek, a wy musicie się trzymać od nich z daleka. Uciekajcie do buszu.
Podszedł do drzwi i raz jeszcze wyjrzał na zewnątrz.
No już ! Biegnijcie wszyscy!

Salva posłuchał nauczyciela i uciekł do buszu, długo snuł się z miejsca na miejsce, bez rodziny, szukając pomocy i jakiejkolwiek bezpiecznej przystani, a znajdując tylko brutalne, bezlitosne życie, w którym nadzieja gasła wraz z kolejnymi śmierciami i rosnącym głodem. Trudno uwierzyć, że starczyło życia (jeszcze trwającego!) jednego człowieka na tyle krytycznych chwil, wielkich codziennych czynów oraz przedsięwzięć na międzynarodową skalę. Nie powiem, jak długo trwała podróż tego bohatera (w każdym znaczeniu tego słowa) ani jak się skończyła, ale kto przejdzie ją razem z Salvą, ten pełniej zrozumie pojęcia "uchodźca", "obóz dla uchodźców" czy "imigrant". Czytelnik zyska wiedzę i empatię, ale też coś utraci – ewentualne uprzedzenia (choć trudno zakładać, że osoby nietolerancyjne w ogóle sięgną po tę powieść), niewinność Europejczyka, który jest nieświadomy wielkich problemów świata. Nabyta tu wiedza zobowiązuje, coś trzeba z nią zrobić.

Jak sądzisz, co tu zbudujemy? – spytał Nyę uśmiechnięty ojciec.
Dom? – zgadywała. – A może szopę?
Ojciec potrząsnął głową.
Coś lepszego – powiedział. – Szkołę.
Na popatrzyła na niego wielkimi oczami. Najbliższa szkoła znajdowała się pół dnia drogi od ich wioski. Wiedziała o tym, bo Dep chciał do niej chodzić, ale było to za daleko.
Szkołę? – powtórzyła.
Tak – odparł. – Nie będziemy już musieli chodzić do jeziora, skoro mamy studnię. Wszystkie dzieci będą mogły więc chodzić do szkoły.
Nya popatrzyła na ojca. Otworzyła usta, ale nie zdołała wydobyć głosu. Kiedy w końcu jej się to udało, mówiła szeptem:
Wszystkie dzieci? Dziewczynki też?
Ojciec uśmiechnął się jeszcze szerzej.
Tak, Nyo, dziewczynki też – odparł. – A teraz idź po wodę.
I znowu zabrał się do koszenia długiej trawy.
Nya poszła po swój plastikowy pojemnik. Miała wrażenie, że dostała skrzydeł.
Szkoła! Nauczy się czytać i pisać.

Książka "Daleka droga do wody" może być znakomitą pomocą dydaktyczną na zajęciach wychowawczych i jakichkolwiek innych z elementami antropologii, etnografii, ekonomii, geografii, historii politycznej XX wieku. Słuszne wydaje się jej omawianie w polskich szkołach podstawowych, gimnazjalnych oraz średnich, ponieważ uczniowie często starają się o dodatkowe punkty (na świadectwie kwalifikującym do szkoły średniej) za wolontariat, ale dużo rzadziej podejmują takie działania z potrzeby serca, ze zrozumienia czyjejś trudnej sytuacji. Po tej lekturze każdy zrozumie, jak rodzi się prawdziwa działalność dobroczynna, nieuwarunkowana wpisem w CV, pojmowana nie jako konieczna do "wyrobienia" praktyka, tylko życiowa misja. A dorośli? Cóż, zanim pierwsi rzucą kamieniem w uchodźców albo zajmą się załatwianiem swojemu dziecku wolontariatu (z uwzględnieniem łatwości zaliczenia, a nie preferencji, możliwości i zaangażowania przyszłego młodego wolontariusza), powinni przeczytać, w jakich warunkach dorastał Salva i chorowała siostra Nyi, uświadomić siebie oraz dziecko, czym jest pomoc charytatywna i humanitarna.
Dotknięte konfliktami, głodem czy brakiem wody rejony świata, o których milczą media oraz memy, nadal istnieją i potrzebują pomocy, nawet gdy nikt nas za nią nie wynagradza punktami, lajkami, udostępnieniami czy innymi oklaskami. Linda Sue Park i Salva pokazują, że każde dziecko powinno mieć prawo do szczęścia, bezpieczeństwa, opieki zdrowotnej, nauki, uczciwego traktowania. Czy nie tego powinny uczyć książki? Te same zasady wyznawał zresztą Janusz Korczak, są one też elementem obowiązującej między innymi w naszym kraju Konwencji praw dziecka, "Daleka droga do wody" jest zatem pozycją bliską polskim dzieciom i uniwersalnym wartościom, które większość z nas wyznaje. Ta lektura może sprawić, że więcej dzieci przeżyje swój happy end jak Nya, wierzę w to gorąco.
Bożena Itoya

Linda Sue Park, Daleka droga do wody. Oparte na prawdziwej historii, tłumaczył Krzysztof Puławski, Media Rodzina, Poznań 2017.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz