cudanakiju.pl

cudanakiju.pl

środa, 22 listopada 2017

Pan Kardan i przygoda z vetustasem







Najnowsza książka Justyny Bednarek przebojem podbiła nasze serca. Autorka "Niesamowitych przygód dziesięciu skarpetek" jest stałym gościem w wielu polskich książkolubnych domach, co znam z autopsji, wypowiedzi znajomych i internautów. My sięgnęliśmy po tę lekturę (szkolną!) z ilustracjami Daniela de Latoura, gdy pozornie byliśmy na nią dużo za duzi – mój syn miał dziesięć czy nawet jedenaście lat, a ja odpowiednio więcej. Bawiliśmy się wesoło, ale dopiero książka "Pan Kardan i przygoda z vetustasem" spełniła nasze czytelnicze marzenia o, napisanej przez tę autorkę o niepowtarzalnym stylu, fantastycznej opowieści dla starszych dzieci. Myślę, że idealnym odbiorcą tej książki może być i siedmio- lub ośmiolatek, i rówieśnik mojego syna, czyli piątoklasista.
Dziecięcym bohaterem jest tu Michałek, "chłopiec w waszym wieku", mieszkający płot w płot z panem Waldemarem Kardanem, dobrotliwym staruszkiem i zwariowanym wynalazcą w jednym. Michałek przygląda się sąsiadowi zafascynowany jego szalonymi przedsięwzięciami zmierzającymi do pobicia rekordu Guinessa w kategoriach rozmaitych, nigdy typowych. Pewnego dnia chłopiec przełazi po drzewie na posesję pana Kardana i zostaje jego pomocnikiem. Przedtem jednak poznajemy kilka postaci drugoplanowych, a dzięki ich porównaniu z Michałkiem oraz panem Waldemarem zauważamy, jak pasują do siebie chłopiec i staruszek, na czym polega ich podobieństwo oraz przyciąganie. Więź między głównymi bohaterami wzrusza i wzbudza uśmiech, jak sam Michałek, na żywo podobno zarażający swoją pogodą oraz radością.
Zupełnie innymi typami są tata i mama Michałka oraz "deweloper" Błażej Bałamut. Te postacie wpisują się w szablon, czy raczej kajdany, dorosłości. Ci państwo są poważni, zależy im na dobrobycie, wygodzie i szacunku. Michałek należy do innego świata, może bliższego obcym wymiarom i czasom, jakie będzie poznawał z panem Kardanem, niż życiu własnych rodziców. Ten gorzki wątek zostanie jednak przełamany smakowitymi i zabawnymi komponentami historii, do jakich zaliczają się pani Kapusta, pan Kazimierz, dwie rasowe kury oraz jeden kot dwojga imion (i wymiarów!). Prawdopodobnie właśnie udział oraz znaczenie tychże zwierzęcych asystentów (i przyjaciół!) wynalazców sprawił, że staliśmy się fanami tej książki, a, może także serii?
Kurki pojawiają się w domu pana Kardana, gdy ma on ochotę na rosół. Bazarowa legenda, obrotna przekupka pani Krystyna-wspomniana-Kapusta, wciska staruszkowi to, czego mu potrzeba – w życiu, nie w rosole.
Nigdy wcześniej nie gotował rosołu, wiedział jednak, że do tego potrzebna jest kura, a gdzie ją znaleźć, jeśli nie na targu. Traf chciał, że tuż za bramą targowiska rozsiadła się na drewnianych skrzynkach pani Krystyna Kapusta, przekupka pierwsza klasa, słynna z tego, że każdemu potrafiła sprzedać to, czego akurat potrzebował. Gdy jej bystre oko wyłowiło z tłumu pana Kardana, od razu zrozumiała, że właśnie trafia się klient idealny, więc uniosła się odrobinę, otrzepała wzorzystą spódnicę, a potem wlepiła w wynalazcę swój hipnotyzujący wzrok. Nikt nie był w stanie mu się oprzeć, a już na pewno nie pan Kardan, który przydreptał do stoiska pani Krystyny i spytał:
Czy może wie pani, gdzie kupię kurę na rosół?
Ale dlaczego kurę?! – Brwi pani Krystyny uniosły się w wyrazie ogromnego zdziwienia.
No... sądziłem, że do zrobienia rosołu potrzebna jest kura – wymamrotał pan Kardan nieco zbity z tropu.
Nie kura, lecz kury. – Przekupka pierwsza klasa zorientowała się, że ma do czynienia z kompletnym kuchennym nowicjuszem i postanowiła kuć żelazo póki gorące. – Kury, drogi panie, co najmniej dwie, jeśli ma wyjść z tego przyzwoita zupa.
Pan Kardan odetchnął z ulgą, bo już podejrzewał, że palnął jakieś okropne głupstwo. Tymczasem chodziło wyłącznie o liczbę mnogą...
W takim razie być może jest pani zorientowana, gdzie nabędę dwie kury.
Ależ nabędzie je pan u mnie – uśmiechnęła się promiennie pani Krystyna, a potem wstała z drewnianej skrzynki, delikatnie ją uniosła i oczom pana Kardana ukazała się metalowa klatka, w której siedziały dwie kury. Albo leżały, trudno było stwierdzić.

Gdy kurki przebudzą się z drzemki, będą już w nowym domu, a rozważania o ich ugotowaniu przerwie Michałek, właśnie wtedy pojawiwszy się u sąsiada i nadawszy zagrożonym kokoszkom imiona Sherlock i Watson. Słuszne to przydomki, bo, jak się szybko okaże, trudno o lepszych śledczych czasoprzestrzennych.
Prezencja nie była ich jedynym atutem. Bo trzeba wam jeszcze wiedzieć o przedstawicielkach rasy sussex, że choć wyglądają jak najzwyklejsze kury na świecie, mają niesamowite zdolności, wręcz paranormalne. I tak jak świnie są wyjątkowo utalentowane w wyszukiwaniu bardzo drogich grzybów zwanych truflami, tak kury sussex potrafią znaleźć dawno zagubione przedmioty. Wystarczy, że grzebną pazurkiem raz i drugi, a spod ziemi wychodzą srebrne łańcuszki, zagubione pierścionki, portfele pełne dawno nieaktualnych banknotów, spinki do krawata, a czasem nawet trafia się złoty ząb. Wiedzą o tym niektórzy poszukiwacze skarbów i zabierają kury rasy sussex na każdą znaczącą ekspedycję. Kiedy więc zobaczycie gdzieś w górach lub w lesie brodacza z łopatą, prowadzącego na smyczy białą kurę, nie dziwcie się! Będzie to po prostu poszukiwacz skarbów.
Owa zdolność do wynajdywania przedmiotów nie wynika ani z wybitnego węchu, ani słuchu, ani wzroku. Przeciwnie. Kury sussex, choć sympatyczne, zachowują się, jakby postradały zmysły. Potykają się o własne łapy, obijają o siebie, biegają to tu, to tam zupełnie bez sensu. Znikają w jednej części ogrodu, by wyłonić się nagle w zupełnie innej, gdzie nikt się ich nie spodziewa. Przykro to mówić, ale wśród hodowców kur ta biała rasa uchodzi za wyjątkowo mało inteligentną. Błąd! Dziwne zachowanie nie jest bowiem dowodem na głupotę drobiu, ale na szczególny talent: kury sussex potrafią wypatrzeć nawet najmniejszą dziurę między wymiarami, przełażą przez nią i w ten sposób podróżują w czasie.

Natomiast kot, w domostwie Michała nazywany Puszkiem, a za bytności u pana Kardana – Młotkiem, okazuje się narzędziem naprawczym dla zagubionych dusz. Jak działa? Musicie wyczytać sami. I choć jest to jeden z fantastycznych elementów tej historii (poza tym mającej wiele z powieści obyczajowej), to my uznajemy go za metaforę naszej rzeczywistości, bo sami mamy czarnego kota, który od lat ogrzewa rodzinne serca i zmienia nas w lepszych ludzi. Oj, bardzo drżał mi głos gdy czytałam te fragmenty, zwłaszcza że nasza Puszka-Młotka akurat ciężko zachorowała.
Cudowne umiejętności kur wiążą się z przeznaczeniem wynalazku pana Kardana, tytułowym vetustasem. To kawał maszyny, złożonej z urządzeń nowoczesnych, jak smartfon, i urzekających antyków, jak fotoplastykon. Niezwykłe działanie projektora marzeń pana Waldemara (i nie tylko jego) oparte jest na połączeniu nowego ze starym, dosłownie i w czasoprzestrzennej przenośni. Pierwszym i ostatnim człowiekiem korzystającym na eksperymentalnym zastosowaniu vetustasu jest imć Kazimierz, projekcja melancholijnej strony naszej natury.
W książce Justyny Bednarek znaleźliśmy wszystko, co cenimy i czego szukamy w literaturze: zwariowany, lekko absurdalny humor, wzruszenie, odrobinę refleksji, uczucia rodzinne (wykraczające poza rodzinę), elementy fantastyki, zaświaty, "zaczasy", dopracowane charakterologicznie postacie, otwarte zakończenie, zapowiadające przecież kontynuację, no i czarnego kota oraz kurki. (Gdyby ktoś z szanownych czytelników zabierał się za rozprawę naukową na temat kur i/lub czarnych kotów w literaturze dziecięcej, służę pomocą w opracowywaniu bibliografii – śledzimy temat od lat.)
Do ulubionego zestawu literackiego dostaliśmy gratis świetne ilustracje Adama Pękalskiego, klimatyczne, bo widać na nich odcienie danego klimatu: morskiego, ogrodowego, ogrodowo-morskiego, willowego (sceny z rodzicami Michałka), bazarowego, dziadkowego, sentymentalno-PRLowskiego (drabinki i piaskownica na placu zabaw, stroje starszej pani i chłopca – strona 47). Trzeba przyznać, że artysta ten nigdy się nie powtarza, choć podbródki i oczęta jego autorstwa rozpoznalibyśmy wszędzie. Pani Krystyna pasowałaby co prawda do "Sanatorium" (nie, nie tego z "Jesteśmy na wczasach" Młynarskiego, choć właściwie...) Doroty Gellner, ale tej twarzy i "stylówy" tam nie było. Wprawdzie tata Michałka i pan Kardan mogliby uchodzić za dalekich kuzynów praktycznego pana, jednak postacie narysowane przez Adama Pękalskiego tym razem są nieco inne, może ze względu na towarzystwo wielu szczegółów i tła – po raz pierwszy dostrzegłam u tego twórcy tak rozbudowany drugi plan. Również kolorystyka "Pana Kardana" różni się od "Praktycznego pana" Roksany Jędrzejewskiej-Wróbel, wspomnianego "Sanatorium", "Mydła" Małgorzaty Strzałkowskiej, nie mówiąc już o jakby szkicowanym "Mazurku Dąbrowskiego" tej samej autorki. Każda z wymienionych publikacji (a wszystkie ukazały się w Wydawnictwie Bajka) zajmuje ważne miejsce w naszej biblioteczce i prawie wszystkie przyciągnęły nas w pierwszej kolejności twarzami pana Pękalskiego. Te miny to prawdziwa bomba!
Książkę "Pan Kardan i przygoda z vetustasem" czyta się bardzo dobrze również dzięki jej formie edytorskiej: ładnej czcionce, wyraźnym oznaczeniom rozdziałów, czytelnym tytułom, mocnemu, ale nie śliskiemu papierowi, o ładnym, ale nie najbielszym z białych odcieniu. Całość jest bardzo atrakcyjna oraz trwała, bo pamięć o tej opowieści i sam wolumin przetrwają wiele innych książek dla dzieci.
Bożena Itoya

Justyna Bednarek, Pan Kardan i przygoda z vetustasem, ilustracje Adam Pękalski, Wydawnictwo Bajka, Warszawa 2017.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz