cudanakiju.pl

cudanakiju.pl

wtorek, 14 listopada 2017

Coco i jej mała czarna sukienka


Oto opowieść zamknięta we flakoniku perfum i prostej czerni sukienki. Przed Wami historia Coco, dziewczyny, która dopasowała pojęcie kobiecości do wygody i spełnienia. A przynajmniej do swojego ich rozumienia – w jej czasach (1883-1971) uznawanego raczej za niebywałe i przełomowe. Poznacie kobietę, która nie zrezygnowała z nazywania jej płci piękną, ale zignorowała tradycję płci słabej. Książki "Coco i jej mała czarna" nie uznaję jednak za portret rewolucjonistki czy emancypantki, tylko wyzwolonej i wyzwalającej projektantki mody. Właśnie w tym zawodzie bohaterka odnalazła możliwości do realizacji swojej koncepcji, może wcale nie tak wzniosłej, jak to się dziś wydaje, tylko czysto "praktycznej". Coco po prostu rozpięła klatkę gorsetu, odrzuciła ubrania ciężkie i niewygodne, teraz jawiące się jako wręcz niegustowne, stawiając na kroje i pomysły, które do dziś nie wyszły z mody lub raz po raz do niej wracają.
Sukces autorki polega na tym, że ta krótka, obrazkowo-tekstowa biografia dla dzieci nie jest zbyt ciężka pod względem ideologicznym, informacyjnym i dydaktycznym. Nie chciałabym czytać mojemu dziecku, niezależnie od jego płci, książki przesyconej walką, przewracaniem świata do góry nogami, nakazami, jak postępować, by spełniać aktualne standardy nowoczesności i równouprawnienia. "Coco" taka nie jest, to prosta, zwięzła artystycznie i treściowo relacja z najważniejszych etapów podróży pewnej małej "niesierotki" z domu dziecka do wielkiego świata sukcesu i sławy. Książkę czyta się przyjemnie, choć dla współczesnego dziecka wiele realiów życia Coco okazuje się abstrakcją. Mali czytelnicy nie mają takich obowiązków oraz smutków, to już historia, a elementy męczeństwa płci i jej reprezentantki nieco zbliżają tę opowieść do żywotów świętych. Oczywiście mamy tu do czynienia ze "świętością świecką", związaną z przejściem na wyższy poziom cywilizacyjny, a nie mistyczny. Szczerze mówiąc, takie popkulturowe złote cielce przeważnie działają na małe umysły bardziej niż prawdziwa wiara, bo też telewizory i inne monitory odwiedzamy częściej niż świątynie.
Książka posiada głównie wartość poznawczą, choć nie można nie zauważyć artystycznego i humorystycznego aspektu przejawiającego się w ilustracjach. Obrazki rozluźniają nieco powagę tekstu i dopełniają jego zwięzłość. A sama Coco kilkakrotnie skojarzyła mi się z Olive Oyl, bohaterką komiksu (i kreskówki) Popeye.
Jeśli waszym dzieciom potrzebny jest oręż do zdobywania świata i pewności siebie, warto sięgnąć po tę pozycję, pobawić się szukając ukrytych znaków firmowych Chanel i odgadując, jak wcześnie objawił się w małej Coco potencjał artystki modowej. Potem wypada porozmawiać o tym, co w tej historii uniwersalne, bo przecież tak należy określić wytrwałość, umiejętność wykorzystywania swoich mocnych stron, nawet jeśli wywodzą się ze słabości – Coco po prostu musiała zarabiać, nie była panienką z dobrego domu o wysokich ambicjach i koneksjach. W pewnym stopniu bohaterka może być wzorem dla współczesnych dzieci, którym na pewno przyda się lekcja zamknięta w morale (nawet jeśli to rodzic musi go sformułować): nie oglądajmy się na innych, nie martwmy się tym, w czym oni są lepsi, bo ich stać (finansowo!), korzystajmy z własnego kapitału – umiejętności zdobywanych ciężką pracą, ale też pomysłowości. Tego trzeba uczyć dzieci od maleńkości, jednak przede wszystkim należy kontynuować kurs wysokiej samooceny i kreatywności, gdy maleńkość się skończy, bo to w wieku czytelników "Coco", czyli we wczesnej szkole podstawowej, młodzi ludzie masowo wkraczają na ścieżkę gadżetowej konkurencji, dopasowując się do ogółu posiadaczy i konsumentów, a rezygnując z twórczej indywidualności.
Bożena Itoya

Annemarie van Haeringen, Coco i jej mała czarna sukienka, tłumaczenie Agnieszka Bienias, Muchomor, Warszawa 2017.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz