Zastanawialiście
się kiedyś, w jaki sposób powstaje książka dla dzieci? Jak
wygląda proces twórczy? Trochę natchnienia, szczypta nawiązań,
nutka edukacji, bach bach, jeszcze ilustracje i już jest książeczka?
A co, jeśli adresatem ma być nieco starsze dziecko, na przykład
jedenastolatek, tematem historia Polski, a formą beletrystyka? Czy
właśnie tak Henryk Sienkiewicz pisał "W pustyni i w puszczy"
albo "Krzyżaków", nie mówiąc już o "Panu
Wołodyjowskim"? Tu na pewno można mówić o ciężkiej
pisarskiej pracy. W "Husarskich skrzydłach. 10 opowiadaniach z
czasów Rzeczpospolitej szlacheckiej" nie zauważycie wysiłku
twórczego, bo autorskie trio (Grażyna Bąkiewicz, Paweł Wakuła,
Kazimierz Szymeczko) napisało książkę lekko i naturalnie, po
prostu świetnie, jednak w jej powstanie wyraźnie włożono wiele
pracy i dobrego warsztatu pisarskiego. Zwykła kwerenda historyczna
nie wystarczy, by powołać do życia bohaterów tak barwnych,
realistycznych i ciekawych. Jeśli lubiliście Jagienkę ze
Zgorzelic, mieliście sentyment do Basi Wołodyjowskiej, to
koniecznie poznajcie Zuzannę Bobolę z "Raptus puellae"
Pawła Wakuły i cały orszak postaci występujących w tym zbiorze
literackich miniatur historycznych.
Opowiadania
obejmują okres od 1573 do 1794 roku, to jest od czasów Henryka
Walezego, przez władanie Stefana Batorego, Zygmunta III Wazy, Jana
II Kazimierza, Jana III Sobieskiego, Stanisława Leszczyńskiego do
Stanisława Augusta Poniatowskiego, którego kojarzy większość
dzieci, ale niektórych jego poprzedników – niekoniecznie. W
spisie treści pod tytułem danego utworu podano lata, w jakich toczy
się akcja oraz aktualnego króla, więc czytelnik już tutaj może
się sporo nauczyć. Nie wyszczególniono natomiast miejsca akcji, to
trzeba już wyczytać z pełnego tekstu. Jestem pewna, że wielu
rówieśników mojego syna zdziwiłoby się, czemu w książce o
historii Polski znalazły się opowieści o dzisiejszej Białorusi,
Ukrainie, Rosji, a czasem jeszcze odleglejszych krainach. Ano
właśnie, nawet powierzchowna analiza zawartości tego tomu wiele
daje czytelnikom, ośmielę się twierdzić, że więcej niż
tradycyjna szkolna lekcja. Tu czuć ożywionego ducha i czasów, i
miejsc, a podręcznik to tylko słowa, reprodukcje, mapy. Ja (i
pewnie liczni reprezentanci mojego pokolenia) więcej nauczyłam się
o Rzeczpospolitej szlacheckiej czytając trylogię Sienkiewicza, niż
ucząc do klasówek oraz matury. "Husarskie skrzydła" są
dobrym wstępem do poważniejszych lektur i etapów edukacji.
Grażyna
Bąkiewicz napisała na potrzeby tego tomu dwa opowiadania:
"Kolorowego ptaka" oraz "Od Sasa do Lasa".
Pierwsze z nich otwiera zbiór i widok na dwór królewny Anny
Jagiellonki. Obserwujemy zamieszanie elekcyjne, przyjazd Henryka
Walezego do Krakowa i dziwne zwyczaje jego otoczenia. Wielka polityka
przeplata się z kuchennymi plotkami, a całość czyta się
przyjemnie i z zainteresowaniem. Dziewczęca bohaterka –
szlachcianka, dwórka Anny Jagiellonki, gwarantuje, że nie jest to
lektura tylko dla chłopców, jak często bywają szufladkowane
powieści i opowiadania historyczne.
W
drugim opowiadaniu Grażyny Bąkiewicz poznajemy z kolei Marcyjankę,
dziewczynkę ze wsi leżącej na trasie ucieczki rodziny Stanisława
Leszczyńskiego. Autorka dobrze scharakteryzowała skomplikowaną
sytuację polityczną roku 1709, oczywiście nie wdając się w
szczegóły, których dziecko by nie zrozumiało. Ciekawie wypadło
również zetknięcie dwóch światów, zazwyczaj dla siebie
niedostępnych: rodziny królewskiej oraz chłopów.
Kazimierz
Szymeczko jest autorem czterech opowiadań ujętych w zbiorze
"Husarskie skrzydła": "Spotkania Pod Fortuną",
"Ducha wuja Samuela", "Wrócę przed żniwami"
oraz "Prezentu na Boże Narodzenie". Pierwsze z nich,
"Spotkanie pod Fortuną", relacjonuje rozmowy (fikcyjne,
choć silnie związane z rzeczywistością), jakie w 1576 prowadził
Jan Kochanowski z Mikołajem Rejem synem na temat poezji, języka
polskiego oraz innych ówcześnie ważnych kwestii. Jest to dość
trudny tekst, bo niewiele w nim przygody, a dużo rozważań, ale
dziesięcio- czy jedenastolatek na pewno sobie z nim poradzi, a
skondensowana wiedza o epoce przemawia za tym, by opowiadanie omawiać
w szkołach. Jako dodatkowy materiał można wykorzystać również
notę historyczną, którą zostało zakończone, przy czym komentarz
ma charakter wartościujący, to znaczy sugeruje czytelnikowi, jak
należy oceniać poruszane sprawy i portretowane osoby ("W tym
utalentowanym gronie...", "Pierwsi pisarze kształtujący
języki narodowe zasługują na szczególne uznanie..."). Na
końcu zbioru znajdziemy też krótki słowniczek do każdego
opowiadania.
Bardzo
interesująco wypada "Duch wuja Samuela", szczera i przez
to dwuznaczna (moralnie, etycznie) opowieść z czasów Stefana
Batorego.
Wuj
Andrzej podniósł naczynie, ukłonił się lekko Semenowi, a głębiej
drzwiom, za którymi znajdowała się trumna brata, i wypił kilka
łyków wina.
– Dobre,
mołdawskie – otarł usta rękawem.
– Ech...
Podokazywaliśmy w Mołdawii z batką Samuelem. Dobre to były czasy.
– Podobno
wyprawialiście się jeszcze dalej? – spytał chłopiec.
– A
jakże! Tłukliśmy Rusinów, Turków, a nawet, au! – przerwał, bo
wuj Jędrzej trzepnął go w ucho.
– Na
pograniczu różnie bywa. Nie trzeba o wszystkim opowiadać. Czasami
się spali jakąś wieś przez pomyłkę i mogą być nieprzyjemności
– mruknął Jędrzej.
– Kto
by pytał, do kogo należy jakiś graniczny zameczek? – wzruszył
ramionami Kozak.
–
Oblegaliście zamki? – spytał
Dominik.
– Wielkie
tam oblężenie. Spaliliśmy kilka, jak to na wojnie, a potem się
okazało, że dwa należały do kanclerza Zamoyskiego. Ot, przykre
nieporozumienie. Kto by się przejmował byle wioską – Semen
pociągnął z gąsiorka.
Dominik
słyszał już, że wuj Samuel brał udział w wyprawie Batorego
przeciw carowi Iwanowi Groźnemu. Banita miał nadzieję, że odkupi
winy na polu walki i odzyska dobre imię. Niestety, i przed wojną, i
po niej pustoszył z Kozakami pogranicze tureckie. Co tam robił,
lepiej było nie pytać. Doszło do tego, że sułtan Murad III
zagroził Polsce wojną, jeśli winni nie zostaną ukarani.
W
tej historii wędrujemy między 1574 a 1584 rokiem, a autor wywołuje
dla nas demony i widma polskiej historii. Niech czyta, kto ma odwagę.
Nie
wszystko w naszych dziejach jest czytelne i możliwe do zamknięcia w
kilku datach oraz prostych stwierdzeniach. Kazimierz Szymeczko zadał
sobie wiele trudu, by te co trudniejsze zagadnienia rozsnuć w
opowiadania przyswajalne i ciekawe dla młodych czytelników.
Wielonarodowościowe tradycje Polski, powstanie pod wodzą Bohdana
Chmielnickiego, "potop szwedzki" – czy myśleliście, że
takie kwestie można rozpisać na beletrystykę adresowaną do osób
całkiem młodych, które w szkole dobrną do tych tematów dopiero
za kilka lat? Moim zdaniem Kazimierz Szymeczko z tej wielkiej próby
wyszedł obronną ręką, czego dowodzą także opowiadania "Wrócę
przed żniwami" oraz "Prezent na Boże Narodzenie".
Również
Paweł Wakuła przygotował cztery utwory i są to, według mnie i
mojego syna, najmocniejsze punkty tej odsłony cyklu "Zdarzyło
się w Polsce": "Raptus puellae", "Szlachecki
honor", "Kawa po wiedeńsku" oraz "Szewska
pasja". Akcja "Raptus puellae" rozpoczyna się na
Kremlu w 1606 roku, a oprócz historycznych wydarzeń młody
czytelnik liźnie tu nieco łaciny, staropolszczyzny, ówczesnych
obyczajów i geografii, bo jest to po części opowiadanie drogi.
Zuzanna
niechętnie zerknęła na odległy koniec stołu. Tkwił tam
nastroszony jak raróg młodzieniec. Od razu widać, że nikt
znaczny, usadzili go za daleko od możnych... Polak, Rusin czy
Litwin... nie wiadomo. A może jeden z tutejszych, moskwicin?
Dziewczyna
znowu obrzuciła wzrokiem ponurego kawalera.
– Nie
dla psa kiełbasa... – uśmiechnęła się mimo woli.
Do
fraucymeru carycy Maryny należały wyłącznie dziewczęta z dobrych
szlacheckich rodów spokrewnionych z Mniszchami, ochmistrzyni Barbara
Kazanowska miała na to wielkie baczenie. Zuzanna Bobola nie była co
prawda senatorską córką, ale sroce spod ogona nie wypadła! Każdy
w Polsce wie, kto są Bobolowie! Gdzie do nich takiemu
chudopachołkowi?
Nieznajomy
chyba opacznie zrozumiał jej uśmiech, bo podszedł, zdjął czapkę
i skłonił się do samej ziemi, zamiatając czaplim piórem podłogę.
–
Wyświadczysz mi, waćpanna, łaskę?
Zatańczysz ze mną?
– Zaszczyt
to dla mnie – zaszczebiotała przyjmująca zaproszenie do
chodzonego. Kątem oka złowiła pełen niedowierzania wzrok
przyjaciółki i surowe spojrzenie ochmistrzyni Kazanowskiej.
Ruszyli
w korowodzie par w takt granej przez kapelę muzyki. Dopiero teraz
uważniej przyjrzałam się swojemu wielbicielowi. Młody był, kilka
lat starszy od niej, wąs nad wargą ledwo mu się sypał. Wysoki,
szczupły, jasnowłosy... Żeby się jeszcze choć odrobinę
uśmiechał!
– Panna
rozkwitasz na tej sali jak róża w rajskim ogrodzie... – wysilił
się na nędzny komplement.
–
Naprawdę? – zatrzepotała
rzęsami. – Pan chciałbyś zostać moim ogrodnikiem? A wiesz, że
róże mają kolce? Można się zakłuć w palec!
Gołowąs
zrobił się czerwony na twarzy.
Piętnastoletnia
bohaterka jest świadkiem "Krwawej jutrzni", zostaje
wywieziona z Moskwy przez paskudnego, interesownego typa, który chce
ją zmusić do małżeństwa. Z odsieczą przybywa niedoceniany
tancerz, jak się okazuje świetny szermierz, zasłużony żołnierz
i uczciwy człowiek. Historia jest nietypowa pod wieloma względami:
tematyki, bohaterów, języka, zakończenia. To małe arcydzieło, do
którego na pewno jeszcze wrócimy.
O
wielkich przygodach, sporach i brutalności tamtych czasów
przeczytamy także w "Szlacheckim honorze". Kilkadziesiąt
lat po akcji poprzedniej opowieści dwóch bieszczadzkich chłopców
kłóci się o korzenie swojego szlachectwa. Dzięki tej zwadzie,
opowieści szacownego dziada jednego z młodzieńców oraz zachowaniu
ojca drugiego chłopca, dowiadujemy się, jak to wówczas bywało ze
szlachetnością szlachty. Poznamy też kulisy obrony Chocimia, bo
główny tor opowieści płynie w okolicach roku 1621, gdy
relacjonujący swoją historię dziadek nie był jeszcze nawet ojcem.
Niezwykłe
czyny i słynne oblężenie Wiednia (1683) przybliżył Paweł Wakuła
w opowiadaniu "Kawa po wiedeńsku". Będą fortele,
tytułowe husarskie skrzydła, będzie i zabawnie, i emocjonująco.
To kawał dobrej literatury, a dodatkowo skuteczna forma
zainteresowania młodszych nastolatków historią. Mój syn dzięki
"Kawie po wiedeńsku" i kilku podobnym utworom lubi uczyć
się tego przedmiotu jak mało którego.
Opowiadanie
"Szewska pasja" zamyka tom "Husarskie skrzydła"
i niejako wprowadza cykl "Zdarzyło się w Polsce" w nowe,
złe czasy. Dzięki ciekawskim bohaterom, rówieśnikom czytelnika, z
bardzo bliska obserwujemy insurekcję warszawską z 1794 roku, a
zatem epizod insurekcji kościuszkowskiej. Jak się łatwo domyślić,
tytułową pasję przejawia sam Jan Kiliński. Równie gwałtowne są
porywy serc nastoletnich wychowanków i służby Szkoły Rycerskiej,
współspiskowców i uczestników walki wręcz. Finał książki jest
smutny, ale w końcu nie inaczej było ze sławetną Rzeczpospolitą
szlachecką, a ci autorzy nie mydlą oczu młodemu odbiorcy. Swoją
drogą, opowiadania doprawiono zabawami językowymi, zwłaszcza
nawiązaniami do polskiej frazeologii, o czym świadczy choćby tytuł
ostatniego tekstu. Jeszcze raz podkreślę więc, że omawiany tom ma
nie tylko dużą wartość merytoryczną i dydaktyczną, ale też
literacką i artystyczną.
Zbiór
"Husarskie skrzydła" wyróżnia się na polskim rynku
książki, mimo tak dużej popularności pozycji beletrystycznych o
tematyce historycznej adresowanych do młodszej młodzieży. Po
pierwsze, w takich utworach autorzy przeważnie wykorzystują motyw
podróży w czasie, by przybliżyć współczesnym, często opornym
czytelnikom dawne i nowsze dzieje Polski. W tej publikacji jednak nie
doświadczymy fantastyki, oczywiście w beletrystyce nie obędzie się
bez fikcji literackiej, ale nawet niektórzy bohaterowie
pierwszoplanowi są autentycznymi postaciami historycznymi, a jeśli
nie, to stykają się z nimi w swoich przygodach. Innym, chyba
najistotniejszym czynnikiem decydującym o oryginalności treści tej
książki jest jej surowość, bezkompromisowość. Autorzy
znakomicie dali nam odczuć realia epoki, oddali je słowem i
obrazem. Jest tu trochę brzydoty, brudu, kurzu i postaw, które
trudno jednoznacznie ocenić. Jak to z historią bywa, prawda i dobro
okazują się pojęciami względnymi.
Tradycyjnie
przy lekturze cyklu "Zdarzyło się w Polsce" dużo czasu
spędziliśmy na wpatrywaniu się w ilustracje Mikołaja Kamlera.
Zaczęliśmy od zajrzenia za kotary przysłaniające okładkę, przy
czym na tylnej znalazła się mała metafora czasów, o których
opowiada ten tom: ciemna noc, samotny jeździec, drzewo i burza w
szczerym polu. Działa w opowiadaniu "Prezent na Boże
Narodzenie" strzelają od jednego do drugiego krańca tekstu,
komentując go, opatrując historię historyjką obrazkową o dwóch
stronach tego samego konfliktu. Oczywiście prace Mikołaja Kamlera
mieszczą się w ramach ilustracji książkowej (choć nie całkiem
tradycyjnej), a nie książki obrazowej wczepianej niekiedy w
literaturę. I dla nas tak właśnie jest dobrze, najlepiej, jak może
być w ilustrowanej literaturze historycznej dla dzieci i młodzieży.
Z inną szatą graficzną cykl "Zdarzyło się w Polsce"
nie byłby dla mnie i mojego syna aż tak ciekawy i cenny. Przed nami
lektura czwartego tomu – "Walka o wolność", czekamy na
wydanie piątego – "Odzyskana niepodległość", by
oglądać do woli błyszczące na okładkach orły, godła Polski z
różnych okresów jej dziejów (w tym orła, który będzie widoczny
dopiero po zestawieniu ze sobą pięciu grzbietów serii).
Bożena
Itoya
Grażyna
Bąkiewicz, Kazimierz Szymeczko, Paweł Wakuła, Husarskie skrzydła.
10 opowiadań z czasów Rzeczpospolitej szlacheckiej, ilustrował
Mikołaj Kamler, seria: A to historia!, cykl: Zdarzyło się w
Polsce, część trzecia, Wydawnictwo Literatura, Łódź 2017.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz