Książki
wszem i wobec polecane na Boże Narodzenie (oraz okres
przedświąteczny) rzadko mają charakter religijny, są po prostu o
zimie, czynieniu dobra, oczekiwaniu na lepsze. Rozglądając się za
kolejnymi "prezentowymi" pozycjami dla dzieci warto zwrócić
uwagę nie tylko na bajki, ale uwzględnić też bardziej racjonalne
podejście. Grudniowy nastrój to świetny punkt wyjścia do
rozmyślań, jakie dobro i lepsza przyszłość mogą stać się
udziałem dzieci, jak poprawić siebie oraz świat. Akcja książki
Marcina Pałasza "Jaś Wiadomy zmienia świat" rozpoczyna
się w grudniu, zahaczając o kilka spraw, które można wiązać ze
Świętami (dobór choinki, prezentów – zwierzęta, tekstylia,
kosmetyki – i składników potraw), ale nie ogranicza się do tej
pory roku i tematyki, tylko toczy dalej, w ścisłym związku z
najważniejszymi zagadnieniami ekologii, praw człowieka i zwierząt.
Trudno o mądrzejszy prezent, jeśli zależy nam, by nasze dziecko
było rozsądne, odpowiedzialne, świadome oraz uczciwe, a także
ciekawe świata.
Autor,
zanim przejdzie do konkretów, przedstawia głównego
bohatera i jego bliskich, a czyni to w sposób lekki i naturalny,
wprowadzając nas do mieszkania rodziny Wiadomych. Stajemy się
świadkami pewnej sceny (żartobliwej próby sił), a potem
kolejnych, obrazujących poszczególne zagadnienia, ale też
charakteryzujących relacje między domownikami. Nie zaznamy tu
suchego wykładu i surowych haseł proekologicznych, są tylko z życia
wzięte historyjki, łączące się ze sobą, stopniowo pogłębiające
wiedzę i świadomość bohaterów, a także czytelników.
Jaś
był zdania, że już za takie zapachy wszystkie święta są warte
pokochania.
Nie
mówiąc oczywiście o prezentach; jednak pod tym względem Boże
Narodzenie było zdecydowanie lepsze od Wielkanocy. Cieszył się
więc przeogromnie, że akurat jest grudzień, a nie, na przykład,
kwiecień.
W
kuchni brzęczały naczynia, co nieomylnie wskazywało na to, że
niedługo będzie obiad. Zosia, siostra Jasia, na pewno krzątała
się koło mamy, usiłując jej pomóc. Chłopiec wzgardliwie wydął
usta: jego zdaniem Zośka w kuchni robiła więcej szkody niż
pożytku, choć trzeba jej było przyznać, że się starała...
– Zosiu,
nie! – dobiegł nagle z kuchni rozpaczliwy głos mamy. – Jajka
miały pójść na końcu, a w dodatku same żółtka, bez białek!
O, mój Boże...!
– A
tak będzie źle? – Zosia najwyraźniej nie była specjalnie
przejęta. – A może, jeśli zamiast samych żółtek doda się
również białko, to ciasto wyjdzie jeszcze lepsze?
Siedzący
obok Jasia tata trącił go łokciem, odrywając się na chwilę od
wyścigów samochodowych, w które obaj grali na konsoli.
– Kobiety
gotują – rzekł półgłosem, mrużąc jedno oko. – Szkoda
tylko...
– Szkoda
tylko, że co? – spytała słodkim głosem mama, która, jak się
okazało, stanęła akurat w drzwiach pokoju. – Dokończ, kochanie.
Bardzo proszę.
Jaś
aż się zakrztusił ze śmiechu, ale tata wykazał się refleksem i
zimną krwią godna agenta specjalnego Jej Królewskiej Mości. –
Szkoda tylko, że zabroniłyście nam wchodzić do kuchni –
westchnął ciężko i obłudnie. – Tak bardzo chcielibyśmy się
na coś przydać...
Mama
aż klasnęła w ręce, a w jej oczach pojawiły się iskierki
rozbawienia.
– To
wspaniale! – wykrzyknęła. – Trzeba pójść do sklepu po mąkę,
masło, jajka i cukier waniliowy. Bo mamy małe problemy techniczne z
ciastem...
– No
i masz – mruknął tata z rozbawieniem, odkładając pad na stolik.
– Jasiek, idziemy! Słowo się rzekło...
Książka
podzielona została na 12 obszernych rozdziałów, a każdy z nich
składa się z opowiadania o Jasiu Wiadomym i jego rodzinie,
poruszającego określony temat, oraz jedno- lub dwustronicowej
planszy informacyjnej. Teksty nawiązują do problemów i sytuacji
znanych czytelnikom z życia codziennego, mają wartość literacką,
akcenty humorystyczne, dobrze zbudowaną fabułę, a zawarte w nich
(oraz we wspomnianych planszach) wiadomości zostały podane na
odpowiednim poziomie merytorycznym, w sposób bezpośredni, ale
daleki od wykładu encyklopedycznego. Bardzo cenię także płynącą
z tej książki naukę wyszukiwania i selekcjonowania informacji w
Internecie.
Zacytowany
wyżej rozdział pierwszy nosi tytuł "Pierwsze koty za
płoty", mowa w nim o chęci posiadania psa, schronisku,
załączony został wzór umowy adopcyjnej, ale pojawiają się także
kwestia nielegalnych wysypisk śmieci oraz powracające co roku
tematy wyboru "żywej" lub sztucznej choinki i odpalania
sylwestrowo-noworocznych fajerwerków, które wywołują u zwierząt
ogromny stres.
– Nad
choinką to w sumie wciąż się zastanawiamy – rzekł tata z
wahaniem. – Bo najładniejsza jest oczywiście żywa, ale nam jakoś
szkoda tych wszystkich drzewek. W styczniu patrzymy, jak leżą takie
biedne, wyrzucone na śmietnik... A przecież drzewa są tak
pożyteczne! Sztuczna z kolei to sam plastik. Mało ekologiczny
towar. No i mamy dylemat.
Pan
Karol spojrzał z uśmiechem na tatę.
– Ach!
– wykrzyknął, z wrażenia aż zatrzymując się w miejscu. –
Czyli państwo też się martwią z powodu choinek?
– Z
powodu choinek? – zaśmiała się mama, schylając się i głaszcząc
po karku Egona, który aż przeciągnął się z zadowolenia. –
Tak, ale nie tylko. Widział pan to nielegalne wysypisko śmieci na
brzegu lasu?
–
Widziałem – zasępił się pan
Karol. – W zeszłym tygodniu Egon buszował tam w krzakach i
rozciął sobie łapę o jakiś stary, potłuczony telewizor. Ludzie
wyrzucający śmieci w lesie są kompletnie nieodpowiedzialni...
– Biedny
Egonek! – jęknęła Zosia, przykucając obok psiaka i serwując mu
kolejną porcję pieszczot. – Mamo, a czy my nie moglibyśmy mieć
pieska? Proooszęęę...
–
Wiedziałem, że to się tak
skończy – mruknął pod nosem tata. – Pomyślimy o tym.
– Gdy
mówisz "pomyślimy o tym", to od razu wiadomo, że nic z
tego nie będzie! – Zosia wydęła usta w podkówkę i Jaś miał
wrażenie, że siostrzyczka znowu się rozpłacze.
– A
będziesz sprzątała po nim kupy? – spytał poważnie pan Karol.
– Jak
to?! zdumiała się Zosia, cofając się o krok.
– Takie
są przepisy – oznajmił sąsiad, kiwając głową w stronę Egona.
– Gdy piesek robi kupę na trawniku, to trzeba zebrać ją do
woreczka i wrzucić do specjalnego kosza. Będziesz tak robiła?
Mama
i tata spojrzeli na siebie ukradkiem i unieśli brwi z aprobatą.
Oboje wiedzieli, że Zośka okropnie brzydzi się psich kup! Kiedyś
przewróciła się na trawie w jedną i od tej pory trudno ją było
namówić, by weszła na trawnik...
– Gdyby...
– zaczęła i na chwilę urwała. – No, gdyby to był MÓJ pies
to może bym i sprzątała!
– O,
proszę, co za odwaga! – rzekł tata z uznaniem, po czym spojrzał
na mamę. – Tym bardziej trzeba będzie o tym pomyśleć.
– Tylko
błagam, nie kupujcie psiaka z hodowli – westchnął ciężko pan
Karol. – Bo często są to psy hodowane w takich warunkach, że
szkoda mówić... No, chyba że chcecie mieć jakiegoś
superrasowego?
– Takiego
jak Egon chcemy! – wrzasnęła Zosia, tarmosząc Egona za uszy.
– W
takim razie musicie się wybrać do schroniska – roześmiał się
sąsiad, patrząc z rozczuleniem na dziewczynkę i swojego psa. –
Bo właśnie stamtąd wziąłem Egona! Jeszcze był szczeniakiem,
ktoś go tam podrzucił...
– To
w schroniskach są takie fajne psy? – zdziwił się Jaś. – A ja
myślałem, ze tylko takie stare albo chore, albo coś...
Jaś
jest zwykłym dziesięciolatkiem, jego siostra przeciętną
pięcioletnią księżniczką, a ich rodzice najzwyczajniejszymi
dorosłymi troszczącymi się o wrażliwość (także społeczną!)
swoich pociech. Połączenie tych pozornie typowych osób i postaw
daje jednak coś niezwykłego: razem tworzą wyjątkowo świadomy,
otwarty na innych, zgrany i wesoły kwartet. Opowiadania Marcina
Pałasza nie tylko uczą, ale też emanują rodzinnym ciepłem i
pozytywną energią. Warto więc zaprosić Wiadomych do swojego domu
na Święta i widywać się z nimi na co dzień, bo mają dla nas
opowieść na niemal każdą okazję.
W
rozdziale drugim, "Białe szaty królowej", Wiadomi
spędzają ferie zimowe w Kudowie i odwiedzają leśniczego. Jaś i
Zosia dowiadują się co nieco o paśnikach, lizawkach, zwierzętach,
którymi opiekuje się pan Zbyszek, owadzich szkodnikach, z którymi
walczy, a także o dzikach w mieście. Na zakończenie możemy
zapoznać się z definicją Czerwonej księgi gatunków zagrożonych,
charakterystyką polskiej czerwonej księgi zwierząt oraz czerwonej
księgi roślin i grzybów, z wyimkiem z Konstytucji Rzeczpospolitej
Polskiej oraz adresami internetowymi i symbolami WWF, Greenpeace i
Ligi Ochrony Przyrody.
Rozdział
trzeci zatytułowany jest "Tendencje" i dotyczy
przede wszystkim hodowli zwierząt futerkowych. Autor wyjaśnia, czym
jest petycja, jak wspierać interesujące nas projekty ochrony
przyrody, prezentuje też historię lisa ocalonego z fermy. W wielu
rozdziałach powraca wątek starań Jasia i Zosi o psa. Dzieci muszą
przejść długą i ciężką próbę, by udowodnić, że będą się
opiekować domowym zwierzęciem: co dzień, niezależnie od pogody,
wyprowadzają na spacer samą smycz, udają, że sprzątają po
pupilu jego odchody. Z boku wygląda to nieco dziwnie i bywa
wyśmiewane przez rówieśników.
– Tatusiu?
– wyszeptała Zosia. – Chodźmy w drugą stronę, proszę!
–
Dlaczego? – zdziwił się tata. –
Co się stało?
– Bo
ta dziewczynka mnie nie lubi, a ja się boję płaszcza tej pani...
– Jak
to: boisz się płaszcza?!
– Bo
ten płaszcz na mnie patrzy...
Tata
nie zdążył zrobić nic więcej, bo starsza pani i dziewczynka szły
dość raźnym krokiem i były już całkiem blisko.
– O,
to ta wariatka! – wykrzyknęła dziewczynka, spoglądając to na
Zosię, to na sąsiadkę. – Opowiadałam ci o niej, pamiętasz,
babciu?
–
Wariatka? – rzekł tata głośno,
robiąc dwa kroki do przodu. – Co masz na myśli, moje dziecko?
Dzień dobry pani.
– Dzień
dobry – odparła sąsiadka, najwyraźniej trochę zmieszana. –
Amelko, nie wolno tak mówić o innych dzieciach!
– Ale
ona ma brata, też wariata! – upierała się dziewczynka. – Oboje
chodzą ze smyczą i mówią, że mają psa! A wcale nie mają
żadnego psa! Wymyślili go sobie i chyba myślą, że on jest
prawdziwy! A jej brat zbiera nawet kupy do woreczków, a tych kup
wcale nie zrobił ich pies! To wariaci, mówię ci, babciu!
– Amelko,
co ty wygadujesz?! – babcia dziewczynki załamała ręce, po czym
błagalnie spojrzała na tatę.
– No
jak to co?! Spójrz sama, przecież ona nawet teraz ma tę głupią
smycz bez psa. Jej tata to pewnie też wariat!
– Tak
– odparł ponuro tata, robiąc jakąś dziwną minę i czochrając
się po głowie. – Wszyscy jesteśmy wariatami! Mamy wymyślonego
psa, który okropnie gryzie po nogach takie dziewczynki, które
osądzają innych po pozorach!
Zosia
zaczęła chichotać, a tata nagle spoważniał.
– Uczymy
nasze dzieci obchodzić się z pieskiem, którego dopiero kiedyś
dostaną – wyjaśnił sąsiadce. – Dlatego wychodzą trzy razy
dziennie ze smyczą. Mam nadzieję, że zdoła to pani jakoś
wytłumaczyć swojej wnuczce?
– Ale
tato, ten płaszcz ciągle na mnie patrzy – dobiegł go szept
córki. – Chodźmy już!
Tata
przypomniał sobie o owym niezwykłym płaszczu i uważniej przyjrzał
się starszej pani. Płaszcz był dość zwyczajny, ciemnoszary, ale
zamiast kołnierza miał... lisie futerko! W dodatku futerko było
kompletne, z łapkami i pyszczkiem, zaś wprawione sztuczne oczy
patrzyły na nich oboje dziwnym, brązowym wzrokiem.
Marcin
Pałasz porusza więc nie tylko kwestie ekologiczne, ale też
wychowawcze. Brak kultury osobistej, szacunku dla innych ludzi (także
dorosłych) oraz swoboda w okazywaniu tychże cech, to zjawiska
nagminne wśród przedszkolaków, młodszych uczniów, nastolatków,
także tych "z dobrych rodzin". Z moich obserwacji wynika,
że bardzo często rodzice czy dziadkowie wcale nie krytykują takiej
bezczelności, często wręcz ją pielęgnują, chyba aby połechtać
własne mniemanie o sobie jako opiekunie wyzwolonym. Autor "Jasia"
sugeruje czytelnikom, że dbałość o środowisko życia nie
ogranicza się do zwierząt oraz roślin, obok nas są i ludzie.
Miejmy nadzieję, że sugestia ta padnie na podatny grunt.
W
rozdziale czwartym, "Omnibus, ekspert i śmieci",
poznajemy sekrety segregacji odpadów oraz recyklingu. Padają
olbrzymie, przerażające liczby opisujące światową produkcję
śmieci oraz czas ich rozkładania się. Plansza edukacyjna
porządkuje wiedzę o koszach do segregacji śmieci. Warto zwrócić
uwagę na wątek poboczny, bardzo rzadko (jeśli w ogóle) obecny w
książkach dla najmłodszych: Jaś uświadamia rodziców, że ich
ubrania i smartfony mogą pochodzić z fabryk, w których pracują
dzieci.
Z
rozdziału piątego, "Tygrys, podaj łapę!",
skorzystają czytelnicy, którzy nie mają jeszcze wyrobionego zdania
na temat ogrodów zoologicznych i cyrków, albo są na tyle
elastyczni, że zechcą wysłuchać i rozważyć opinie autora, jego
bohaterów oraz fikcyjnego profesora Leopolda Zwierzynieckiego, który
wypowiada się w załączonym wywiadzie.
Tajniki
zdrowego żywienia Wiadomi zgłębiają w rozdziale szóstym, a tytuł
"Dzikie jaja na miękko" zapowiada, że przedmiotem
zainteresowania będą między innymi jajka i drób z chowu
ekologicznego i... marketowego. Jaś odwiedzi farmę ekologiczną,
wyjaśni, czym jest GMO, naturalna karma dla zwierząt, dlaczego
warto kupować u lokalnych producentów, a z planszy edukacyjnej
nauczymy się rozszyfrowywać pieczątki na jajkach.
Choć
tytuł "A wszystko to przez krowy?"
tego nie sugeruje, rozdział siódmy traktuje głównie o globalnym
ociepleniu i smogu, rzeczowo opisanym na stronie informacyjnej. Nie
zapomnijcie odwrócić tej kartki, bo po drugiej stronie autor
przygotował ważne zestawienie "Co ty możesz zrobić". A
później zaprosił nas na "Wakacje w parku"
(rozdział ósmy).
Tu przeżyjemy wspaniałą wycieczkę, ale też po raz kolejny
doświadczymy goryczy bycia wyśmiewanym przez rówieśników. Choć
kwestia ta pojawia się tylko na chwilę, mocno wpływa na siostrę
Jasia, a my możemy odczuć różnicę między przykrościami na
podwórku, przed którymi można uciec do domu, a tymi w przedszkolu
lub szkole, która z miejsca nauki nagle zmienia się w klatkę.
Jednak nawet tak poważny problem rozpływa się w humorze autora,
ponieważ przyczyną przykrości okazuje się błaha pomyłka. A żeby
nikt się już nie pomylił, na końcu rozdziału znalazła się
rozbudowana notka o Puszczy Białowieskiej.
– Chodzi
o to, że inne dzieci się ze mnie śmieją – bąknęła, patrząc
na swoje kapcie. – Nawet Lilka dzisiaj się śmiała!
– Ale
czemu się z ciebie śmieją?! – zdumiała się mama, bezradnie
patrząc na tatę. – Co takiego się stało?
– Bo...
– chlipnęła dziewczynka. – Bo inni na wakacje jadą na przykład
w góry! Albo nad morze! A Lilka to już w ogóle jedzie z rodzicami
do Hiszpanii! I powiedziała, że będą tam oglądać karbidę...!
– Corridę?
– poprawił ją odruchowo tata. – Córeczko, corrida to takie
walki ludzi z bykami. Te zwierzaki są biedne i bardzo skrzywdzone!
Czemu zazdrościsz Lilce, skoro przed nami takie fajne wakacje?
– Fajne?!
– wykrzyknęła Zosia ze złością. – Wakacje W PARKU?! Gdy
powiedziałam to Lilce i innym, to śmiali się tak, że jedna
dziewczynka nawet się posiusiała ze śmiechu! W majtki!!!
– O
mój Boże – mruknęła mama, gdyż nagle zaczęła chyba wszystko
rozumieć. – Powiedziałaś koleżankom i kolegom, że spędzamy
wakacje w parku, tak?
– Przecież
sama słyszałam, jak o tym rozmawialiście z tatą przedwczoraj! –
zaperzyła się Zosia, niechętnie patrząc na chichoczącego
nieprzytomnie Jasia. – Mówiliście, że wybieramy się do jakiegoś
parku! A mieliśmy jechać znowu do tej leśniczówki w górach!
– Zosiu
kochana – rzekł tata, patrząc czule na córkę. – Trzeba było
nas o to spytać! Rzeczywiście, nie pojedziemy do leśniczówki,
gdyż mój kolega leśniczy musiał wyjechać z powodów rodzinnych i
zastępuje go ktoś inny. Ale w zamian, przez swoje znajomości,
załatwił nam coś znacznie lepszego! Wakacje w parku białowieskim!
– Park
to park, nieważne jak się nazywa – rzekła naburmuszona Zosia. –
I wszyscy się ze mnie śmieją!
– Zośka
nie wie, co to jest park białowieski – oznajmił Jaś, ocierając
oczy. – A nikt z nas jej tego nie wytłumaczył. Nasza wina! Gdyby
powiedziała swoim koleżankom i kolegom, dokąd naprawdę jedziemy,
to szczęki opadłyby im z wrażenia, ha!
– A
to jakiś specjalny park? – spytała Zosia ostrożnie, nieco się
uspokajając. – Z jakimś, nie wiem... wyjątkowym placem zabaw
albo coś w tym rodzaju?
– Kochanie
– uśmiechnęła się mama. – Park białowieski to nie jest taki
zwyczajny park, jaki mamy tu w mieście! Chodzi o Białowieski Park
Narodowy! O Puszczę Białowieską! To jest, posłuchaj tylko,
wielki, olbrzymi, prastary las, jeden z najstarszych, największych i
najpiękniejszych w całej Europie, a może i na świecie!
Po
zagadnieniach związanych z prastarym lasem wędrujemy nad morze, bo
w rozdziale dziewiątym ("Kropla szczęścia")
Wiadomi spędzają wakacje na morskiej plaży i rozmawiają o obiegu
wody w przyrodzie i świecie. Okazuje się, że niekoniecznie "woda
jest wszędzie", jak twierdzi nowy kolega Zosi, Krzyś. Będzie
i eksperyment, i obszerna porada, jak oszczędzać wodę. Wreszcie
nastąpi też wizyta w schronisku dla zwierząt.
W
rozdziale dziesiątym powraca temat śmieci, tym razem pod wiele
mówiącym, choć dwuznacznym hasłem "Z odkurzaczem do
lasu". Z jednej strony klasa Jasia uczestniczy w akcji
sprzątanie świata, dzieląc się na drużyny oczyszczające
poszczególne partie lasu. Równocześnie mowa jest o odkurzaczach i
innych elektrośmieciach, zabieranych przez ludzi do lasu i tam
zostawianych. Poznamy kolejne szczegóły recyklingu i skutki jego
zaniechania, oraz ikony i wskazówki, "Co możemy zrobić, aby
nie zanieczyszczać Ziemi i Kosmosu?".
O
roli drzew w życiu człowieka i Ziemi przeczytamy w rozdziale
jedenastym, zatytułowanym "Drzewo życia", który
przybliża też niektóre zajęcia ogrodników i działkowiczów.
Skończywszy opowiadanie, możemy zapoznać się z informacjami o
Dniu Drzewa, obchodzonym w Polsce 10 października. Po tym
relaksującym temacie, na zakończenie książki pojawia się mocny
akcent w postaci rozdziału dwunastego. "Te nowoczesne
dzieciaki" – to określenie dotyczące Jasia i Zosi jest
przeciwieństwem "tej dzisiejszej młodzieży". Bohater
książki angażuje się w walkę z pracą dzieci, walcząc
osobiście, czyli zaczynając od własnego domu: uświadamiając
problem rodzinie oraz podejmując wspólne z nią działania. Do
aktywności pobudziło Jasia nie tylko dobre serce i sumienie, ale
też szkolne spotkanie "z jakimś podróżnikiem. Zjeździł
cały świat, urządza obozy survivalowe, a nawet książki pisze!".
W dalszej części opowiadania pada więcej szczegółów i imię –
"pan Krzysztof" to zapewne Krzysztof Petek, jak
najprawdziwszy wrocławski pisarz i globtroter, autor między innymi
"Zaklęcia dla Golema". Oby obaj panowie piszący dla
dzieci i bardzo często się z nimi spotykający zdziałali jak
najwięcej w materii ekologii i praw człowieka.
Mimo
że nie mamy do czynienia z bajką, każde starsze dziecko wyczyta z
"Jasia Wiadomego" przynajmniej jeden morał. Nasze
przemyślenia po lekturze brzmią następująco: nie krytykujmy
wielkich działań i ich skutków, jeśli sami, w naszym małym
rodzinno-domowym wymiarze nie dbamy o środowisko oraz prawa
człowieka. Zacznijmy od własnego podwórka, a ocalimy świat.
Marcin Pałasz podjął się trudnego zadania polegającego na
uwrażliwianiu "tej dzisiejszej młodzieży" na krzywdy,
jakich doświadcza środowisko (zwierzęta, przyroda i ludzie),
pośrednio także od nas. Taka książka może być efektywnym
narzędziem pomagającym w wychowaniu młodego, zaangażowanego
społecznie człowieka. To publikacja wielostronna, wpływająca też
(pozytywnie!) na preferencje i kompetencje czytelnicze dziecka. Wśród
utworów literackich przesączonych wiedzą, "Jaś Wiadomy
zmienia świat" wyróżnia się bowiem atrakcyjnością i
humorem, tę książkę po prostu dobrze się czyta. Szeroka, poważna
tematyka nie zniechęca do lektury, ba, autor potrafi zainteresować
nawet tych czytelników, którzy wcześniej mieli do czynienia tylko
z pozycjami czytanymi z przymusu i bez przyjemności. Książka
adresowana jest głównie do dzieci około dziesięcioletnich i nieco
starszych, a to wiek, w którym często przesądza się, czy ktoś
zostanie molem książkowym, czy na dobre znienawidzi czytanie. Jaś
Wiadomy przeciąga na tę dobrą stronę czytelnictwa, ucząc
równocześnie, jak na co dzień korzystać z dobrodziejstw Ziemi,
nie niszcząc jej.
Bożena
Itoya
Marcin
Pałasz, Jaś Wiadomy zmienia świat, ilustracje Justyna
Hołubowska-Chrząszczak, Wydawnictwo JUKA-91 (MAC Edukacja),
Warszawa 2016.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz