Wiadomo
nie od dziś, że podstawą dobrej książki jest pomysł, ale ja
dopiero niedawno dowiedziałam się, że oparcie i chyba też
ograniczenie książki dla dzieci do konceptu graficzno-tekstowego
może być jej wyznacznikiem gatunkowym. Oto bowiem w katalogu
internetowym piaseczyńskiego wydawnictwa Widnokrąg znajdują się
pozycje opisane w rubryce "rodzaj" dwiema kategoriami:
"książka dla dzieci" oraz "concept book". Moją
uwagę zwróciły publikacje "Remek marzyciel" Anne Crausaz
(tłumaczenie francuskiej książki z 2007 roku) oraz "Co się
stało? Małe wypadki" polsko-holenderskiego duetu Karoliny i
Hansa Lijklemów (wydanie pierwsze na świecie!). Zazwyczaj zachwycam
się literaturą i komiksami, w tym wypadku jednak zostałam
przekonana przez autorów, że książki obrazkowe mają sens i czar.
Autorka
"Remka marzyciela" znana jest w Polsce dzięki ptasiemu
albumowi "52 tygodnie", również wydanemu przez Widnokrąg.
Historia jednego drzewa rozpisana i rozrysowana na cztery pory roku
była bardzo ciekawym projektem. Transformacje przyrody są
najwyraźniej tematem przewodnim twórczości Anne Crausaz, bowiem
tytułowy Remek to ślimak przybierający w swoich marzeniach
najrozmaitsze formy i postacie natury – rzeczywistej (kamień,
wiśnia, jeżozwierz...) i fantastycznej (smok, ufoludek). Znajdziemy
tu zresztą jeden twór którego ślimak znać nie powinien – gumę
do żucia, rozciągniętą, więc używaną. Warto zastanowić się z
maluchem, skąd Remek wie, jak wygląda, jaką konsystencję ma taki
odpad.
Dziecięca
fantazja pędzi i rozkwita niezwykłymi pomysłami Remka, a
dziesiątki "nieudanych" rysunków z przedszkola (książka
adresowana do dzieci 3+) i szkoły zyskują na wartości oraz
znaczeniu, bo przecież jeśli nie wyszło to, co pani chciała, to
może udało się narysować coś innego, znacznie ciekawszego?
Koncepcja książki opiera się nie tylko na wesołych przebraniach
ślimaka, należą do niej także powtarzalność cyklu życia,
prosta, ale daleka od banału grafika, a nawet specjalna czcionka. To
naprawdę przyjemna, wciągająca, mądra i lekka zarazem lektura, aż
soczysta w swojej esencjonalności.
Autorska
książka Karoliny i Hansa Lijklemów "Co się stało? Małe
wypadki" jest urocza i bardzo na opak (słowo "przekorny"
ostatnimi czasy bije rekordy frekwencji w książkowym Internecie),
zwłaszcza względem tradycyjnych już książeczek dla dzieci na
troski wszelakie, jak wizyta u lekarza, przeprowadzka czy narodziny
rodzeństwa. Nawiązując do tematu publikacji można też
powiedzieć, że jest wywrócona – do góry nogami, tak, że "głowa
do góry!" i do przodu. To prosta, zamknięta w kilku kolorach i
zdaniach sztuka... radości. Jak cieszyć się życiem, to najlepiej
w sytuacjach nieoczywistych, dla innych nawet krytycznych,
wymagających, według większości dzieci i rodziców, "ukochania"
lub "daj, mama pocałuje" / "buzi w kuku". W
końcu gdy ma się już co najmniej cztery lata (wiek czytelnika
sugerowany przez wydawcę), należy myśleć samodzielnie, umieć się
otrząsnąć po małym wypadku, czerpać energię z wszechświata, a
nie mamy i płaczu. Choćby panie z przedszkola, rodzice i dziadkowie
zasypywali nas pytaniem-bumerangiem "Co się stało?",
samym w sobie płaczogennym i roztkliwiającym (skoro tak pytają, to
na pewno coś się stało!), trzeba być twardym, odwracać kota
ogonem, prezentować sprawę po swojemu, stawiać na optymizm. Czy
widząc poważny opatrunek na (skądinąd podrygującej, jakby w
biegu) łydce, pomyślelibyście na przykład, że na pytanie "Co
ci się stało?" otrzymacie, pozornie niezbyt poważną i
sensowną, odpowiedź: "Wreszcie dostałem psa!"? Również
chłopiec z okładki ma na głowie pokaźny plaster (i gazę), ale
minę radosną, a podejście do życia kompletnie niefrasobliwe:
"Latarnia stała w złym miejscu". Kolejne małe wypadki
opatrzone są podobnymi komentarzami i zbywającymi uśmiechami. Nie
kwęczymy, bawimy się!
Tak
pogodne i bystre książki chciałabym czytywać jak najczęściej, i
widywać, bo ilustracje są naprawdę atrakcyjne, ładne,
artystycznie dopracowane, a równocześnie nieoddalające się od
gustów małych dzieci. Jest nadzieja na częstsze spotkania z
autorami, bo opis wydawniczy głosi: "Wkrótce w serii: Co się
stało? Wielkie plamy, Co się stało? Straszny bałagan". To
wspaniale, że Widnokrąg dostrzegł potencjał tej serii, uwierzył
w nią i, nie czekając na wyniki sprzedaży, od razu zapowiedział
kontynuację. Polscy czytelnicy dostają coś oryginalniejszego nawet
od "Nie odrobiłem lekcji, bo..." i "Spóźniłem się
do szkoły, bo..." (Davide Cali, Benjamin Chaud), osadzonego w
dzieciństwie w najlepszym z możliwych znaczeń. Dodatkowo
wydawnictwo zadbało o wyjątkowo przyjemną fakturę twardej oprawy
i mocne, chyba niezniszczalne kartki. Cieszę się, że w zalewie
publikacji z kredowym, "śliskim", jak mówią dzieci,
papierem oraz "aksamitnymi" okładkami (pożywka dla małych
detektywów, rozpoznających odciski palców całej rodziny), ktoś
jeszcze stawia na lepszą jakość i nieprzeciętność.
Bożena
Itoya
Anne
Crausaz, Remek marzyciel, tłumaczenie Anna Nowacka-Devillard,
Wydawnictwo Widnokrąg, Piaseczno 2017.
Karolina
& Hans Lijklema, Co się stało? Małe wypadki, Wydawnictwo
Widnokrąg, Piaseczno 2017.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz