Włóczykij,
Buka czy Hatifnatowie są postaciami nie tylko z moich dziecięcych
lektur, ale też snów i marzeń. Chwile spędzane z nimi były tak
intensywne, że w moich wspomnieniach splotły się z prawdziwymi
wydarzeniami. I wcale nie chodzi o bardzo wczesne dzieciństwo, bo
książki Tove Jansson pochłaniałam mając już naście lat. Pewnie
wtedy zdecydowało się, co będę czytać przez resztę życia. Dziś
małym i dużym muminkofilom oferuje się znacznie więcej, bo obok
głównej serii o Muminkach (w kilku edycjach) na rynku dostępnych
jest wiele publikacji pobocznych ze świata skandynawskich trolli.
Gratką dla wielbicieli Tove Jansson będzie na pewno jej bogato (i
kolorowo!) ilustrowana, niemal obrazkowa książka "Kto pocieszy
Maciupka?" z 1960 roku, w Polsce wydana między innymi przez
Naszą Księgarnię (w przekładzie Teresy Chłapowskiej z 1980
roku).
W
czasach urodzaju na "przewrotne bajki" o silnych
księżniczkach bardzo dobrze czytało mi się opowieść o słabym
księciu, który właściwie jest takim sobie, niewidocznym dla ogółu
dzieckiem lasu, a nie jakimś wyjątkowo charakterystycznym,
powszechnie znanym królewskim synem. Maciupek zasłużył na swoje
imię oczywiście wzrostem, ale częściowo też oczekiwaniami. Nie
spodziewa się, że świat da mu coś sam z siebie, obsypie go
przyjaciółmi i szczęściem, więc sam wyrusza na poszukiwania
pocieszyciela. Tą podróżą pośrednio walczy o prawa wszystkich
maluczkich. Po pierwsze, o prawo do bycia dostrzeganym. Po drugie, o
prawo do strachu. A najważniejsze: o prawo do bycia sobą,
jakimkolwiek.
Książka
"Kto pocieszy Maciupka?" jest mocno zakorzeniona w
opowiadaniach o Muminkach i choć akurat tych trolli Maciupek nie
spotyka, to na jego drodze stają Filifionki, Homki, Paszczaki,
Włóczykij, Buka, Hatifnatowie, Mała Mi i Mimbla. Jest to ten sam
świat, ale za sprawą poetyckiej narracji oraz artystycznych
ilustracji zyskuje trochę inną atmosferę niż w Muminkowym
kanonie.
Żył
sobie raz mały Maciupek
w
osobnym domku, całkiem sam.
I
nawet bardziej był samotny,
niż
mu się wydawało, kiedy wieczorem
zapalał
wszystkie lampy, jakie miał,
i
chował się pod kołdrę, kwiląc ze strachu.
Na
dworze spacerowały Paszczaki
wielkimi,
ciężkimi krokami,
gdzieś
daleko w mroku nocy zawodziła Buka.
Wszędzie
zamykano drzwi i wszędzie paliły się lampy,
a
biedne, wystraszone stworzonka pocieszały się wzajemnie.
Lecz
kto pocieszy Maciupka i powie mu,
że
w nocy wszystko, co okropne
wydaje
się jeszcze gorsze, niż jest?
Maciupek
mieszka w czarno-białym domku, w którym jedynym kolorem jest żółć
płomienia lamp naftowych. Wędruje przez niebiesko-zielono-różowawe
przestrzenie leśne, trochę egzotyczne, ale nocą zdające się
czarno-białymi jak dom. To jednak tylko wrażenie samego Maciupka,
bo grający na flecie Włóczykij jest kolorowy, a wokół niego
rozkwitają różnobarwne kwiaty. Także nocna impreza wesołych
stworzonek leśnych aż kipi barwami, oczywiście w granicach palety
określonej przez Tove Jansson (czerń, biel, niebieska, żółta,
zielenie, szarości, pomarańczowa, kolor nazywany przez mojego syna
cielistym). A Maciupkowy płaszczyk jest szary i smutny jak Buka. Gdy
dociera na brzeg morza, robi się bardziej kolorowo za sprawą jego
marzeń i planów, wywołanych przez muszle, którymi, jak każdą
radością, dobrze byłoby się z kimś podzielić. Rzeczywistość
Maciupka rozbarwia się jeszcze bardziej wraz z nadejściem butelki,
takiej pływającej w wodzie, niosącej prośbę o pomoc, a dla
małego trolla – cel, sens i siłę. Staje się widoczny dla
innych, pokonuje barwy nocy napawające lękiem jeszcze bardziej niż
czerń i biel jego okolicy, na koniec w dzikim tańcu rozprawia się
z własną szarością, by zyskać kolorową nagrodę. Wreszcie
będzie miał z kim się dzielić muszlą! Czy raczej muszlę.
Bożena
Itoya
Tove
Jansson, Kto pocieszy Maciupka?, przełożyła Teresa Chłapowska, Nasza Księgarnia, Warszawa 2017.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz