Książka
Justyny Bednarek (tekst) i Daniela de Latoura (ilustracje) jest jedną
najlepiej przyjętych i najweselszych lektur – także szkolnych! –
współczesnych przedszkolaków i młodszych uczniów. Tu humor,
niezwykła pogoda ducha i superbohaterska moc biją już z tytułów:
głównego oraz tych nazywających poszczególne opowiadania
(rozdziały). Zawsze rozpoczynam czytanie książki od spisu jej
treści, a w przypadku "Niesamowitych przygód dziesięciu
skarpetek (czterech prawych i sześciu lewych)" zajmuje on
dłuższą chwilę, bo tytuły są długie i wiele mówiące, na
starodawną modłę. Rozwiązanie to jest wielką zaletą publikacji
i świetnym chwytem marketingowym, podobnie jak oznaczenie rozdziału
barwą i wzorem danej skarpetki. Po przejrzeniu tego indeksu każdy
młody człowiek stanie się molem książkowym, przynajmniej na czas
od przedniej do tylnej okładki "Niesamowitych przygód".
Po zamknięciu książki nadzieja na wzrost czytelnictwa nie
podupada, wszak są jeszcze "Nowe przygody skarpetek (jeszcze
bardziej niesamowite)", detektywistyczny notatnik "Skarpetka
na tropie, czyli kto ukradł złoty guzik?", a podobno dany nam
będzie także trzeci tom skarpetkowego kanonu.
Hydraulik
najpierw pralkę opukał, potem wyjął filtr, wyczyścił go,
zajrzał do silnika, sprawdził pasek klinowy. Następnie poprosił o
herbatę, obwąchał gumowy kołnierz, pomanipulował pokrętłami i
guziczkami, podrapał się w głowę i jeszcze raz obstukał bęben.
–
Zajrzyjmy pod spód – powiedział
w końcu. – Może one po prostu wpadają pod pralkę.
Wspólnymi
siłami, wraz z mamą i małą Be, przesunęli urządzenie. Ale nie
znaleźli ani jednej skarpetki, za to okazało się, że w podłodze
jest dość spora dziura.
– No
proszę – twarz hydraulika rozjaśniła się w tryumfalnym
uśmiechu. – I już wiemy, co się stało.
– A
co się stało? – zapytały jednocześnie Mama i Be.
– Zwiały,
cwaniary! – Fachowiec wsadził palec w dziurę, ale niczego nie
wymacał. – Po prostu skarpety dały nogę. Nic tu po mnie, miłe
panie, nie pomogę. Jeśli skarpeta wybiera wolność, to jestem
bezsilny.
Uzależniająca
siła tych opowiadań przejawia się w ten sposób, że dzieci chcą
czytać tylko "Skarpetki", czasem na okrągło (a więc
pamiętając, co się wydarzy na następnej stronie!), choć mają do
dyspozycji dużo innych publikacji. Zjawisko to wynika z prostego,
błyskotliwego pomysłu na całą książkę i jej oprawę graficzną.
Oto autorka fantazjuje na temat jednej z największych tajemnic
ludzkości (przynajmniej jej młodszej części): czemu wkładamy do
prania parę skarpetek, a odzyskujemy tylko jedną sztukę? Sprawa,
zdawałoby się, całkiem przyziemna, ale z Justyną Bednarek
uniesiemy się wysoko nad ziemię, pobujamy w obłokach i zawędrujemy
do krańców wyobraźni. Po rzeczowej analizie zagadnienia, dokonanej
przez fachowca, następuje istna eksplozja bajkowości i
irracjonalności. Ilustrator oddaje drugie życie konfekcji oszczędną
kreską, w swoim minimalizmie zawierając jednak całą gamę emocji
i charakterów. Daniel de Latour posuwa się o krok dalej niż polski
mistrz prostego rysunku, Bohdan Butenko, ponieważ "Skarpetki"
kipią kolorami o różnych odcieniach i nasyceniach. Przygody
skarpetek są wielobarwne w znaczeniu plastycznym i fabularnym, choć
zarazem cechuje je zwięzłość pod każdym względem.
– To
nie jest towarzystwo dla mnie – szepnęła do swojej prawej siostry
bliźniaczki, odsuwając się z niechęcią od dość nieświeżego
podkoszulka, który opowiadał właśnie głupie dowcipy i sam się z
nich głośno zaśmiewał.
– Ej,
nie zadzieraj nosa – krzyknął podkoszulek do lewej jedwabnej
skarpetki. – Tutaj nie ma bardziej i mniej brudnych, wszyscy
elegancko powędrujemy do pralki, czy to ci się podoba, czy nie!
– Sama
widzisz – mruknęła jedwabna skarpetka. – Ja się tu duszę,
ginę. Nie gniewaj się, kochana, ale muszę cię opuścić. Ruszam w
świat, gdzie czekają na mnie wielkie możliwości i kariera.
Wyczuwacie
ten filozoficzny smaczek? Czy pomyślelibyście, że nasze skarpety
przeżywają boleści egzystencjalne i duszą się w swoich
społecznych ramach? Że roznosi je od środka wola działania,
zmieniania świata na lepszy, poszukiwania swojego przeznaczenia,
odkrywania sensu? Jak widać, książka przeznaczona jest do
rodzinnej lektury, rodziców bawi przynajmniej tak samo jak dzieci,
które przecież nie w pełni zrozumieją zacytowane rozterki
skarpetki pierwszej: lewej czarnej jedwabnej, oraz wypowiedź
podkoszulka. Nawet najmłodsi wyczują jednak paradoksalność
sytuacji: skarpeta rzuca wszystko i wyrusza na casting, z planem
zrobienia kariery filmowej. A wcześniej następuje wzruszająca
scena pożegnania z siostrą bliźniaczką – tyle ekspresji w dwóch
czarnych ledwo kształtach!
Musicie
wiedzieć, że choć skarpetki wydają się identyczne, to jednak
każda z nich doskonale wie, na którą stopę ma trafić i to, czy
pochodzi z prawej, czy z lewej pięty jest dla niej bardzo, bardzo
ważne. Jednak nasza prawa skarpetka pomyślała, ze jeśli zmieniać
życie, to odważnie i całkowicie, dlatego ciągle kierowała się w
lewą stronę.
Opowiadanie
drugie, traktujące o skarpetce – mysiej mamie zastępczej, jest
wyjątkowe ze względu na kontrasty nastrojów w tekście i barw na
ilustracjach. Czerń, smutek i samotność służą efektownemu
wprowadzeniu jaskrawych, wybuchających kwiatami scen, w których
skarpetka odnajduje nową rodzinę, początkowo bardzo odstającą od
radosnego otoczenia, bo gnieżdżącą się w szarości, strachu i
traumatycznych wspomnieniach. Autorka oraz rysownik sprawiają
jednak, że nie mamy czasu na rozpaczanie i banie się, bo akcja gna
naprzód, a na końcu wszyscy żyją długo i szczęśliwie. Nawet
straszliwy jastrząb jest tu piękny i fascynujący, zaś skarpetka
obrończyni uciśnionych, w pewnym momencie posiadająca wiele
ogonków, to bohaterka literacka pełną... stopą. Tu też po raz
pierwszy pojawia się kwestia skarpetkowego recyklingu – podczas
gdy skarpetka druga ratuje mysie sieroty, jej siostra bliźniaczka
towarzyszy dziewczynce, Basi nazywanej małą Be, jako maskotka
obdarzona guzikowymi oczami i dżinsowymi uszami.
Trzecia
opowieść oferuje trzecie wyjście tym, którzy uważają, że można
być tylko po jednej lub po drugiej stronie barykady – przede
wszystkim politycznej, ale nie tylko. Po prześmiesznym początku
historii następuje refleksyjne rozwinięcie, a całość jest
zaskakująca, trafna i uniwersalna. Czwarta skarpetka z kolei ociepla
wizerunek i jedyną stopę pewnego bezdomnego. Co prawda jest to
bezdomny książę, niby tylko z bajki, ale jeśli się zastanowić,
każdy omijany przez nas na ulicy szerokim łukiem brzydko pachnący
typ może mieć podobną historię. Wybór takiego bohatera, opisanie
i narysowanie go bez odświeżaczy (te muchy!) i odplamiaczy (te
kolory...), ale z sympatią, to z pewnością projekt odważny i
godny pochwały.
Piąta
skarpetka musi zmierzyć się z dzieckiem, które skrada się, by
dręczyć kotka. Autorka przekonuje nas, że nie ma całkiem złych
ludzi, nikt nie jest okrutnikiem bez powodu, jednak przytoczona
argumentacja nie wydała się nam przekonująca i nie usprawiedliwiła
małego, nieludzkiego antybohatera. W tym opowiadaniu po raz kolejny
pojawia się skarpetkowy recykling, tym razem w większym i jeszcze
ciekawszym wymiarze. Nietypowe i wtórne wykorzystanie skarpetki jest
też tematem opowieści szóstej, w której czerwona jedwabna lewa
zwija się w różę (niczego nie zdradzam, bo w samym tytule
powiedziano więcej).
Pomysły
na drugie życie "otulistopek" bywają bardziej i mniej
kosmiczne, a niektóre opowiadania łączą oba typy koncepcji. Dwie
pasiaste skarpetki niemowlęce ozdobione czarną kotwicą (jedna z
nich jest tytułową siódmą, "która popłynęła okrętem do
Hilo – jednak wróciła i zaczęła wszystko do początku") są
razem na początku i końcu opowiastki, a w międzyczasie dowiadujemy
się, co wynikło, a co nie z ich rozdzielenia. Nie do końca wiemy,
w jakim świecie czy wymiarze jesteśmy w środku tej historii, ale
zaczynamy i kończymy w bliskiej każdemu czytelnikowi (dziecku i
rodzicowi) strefie dzieciństwa. Są zabawy w wannie, wymiana
ciuszków między rodzicami, snucie bajek przez mamę lub dziadka,
zatem książka zawiera nie tylko zupełnie fantastyczne przygody
skarpetek, czasem są one bliskie codzienności, ale zawsze jednakowo
rozgrzewają serca i sprawiają, że czytelnicy stają się lepsi.
O
tym, że ambicją autorki jest zmienić świat, świadczą
wyśmienicie przygody skarpetki ósmej i dziesiątej, a że chce to
czynić przez zabawę, dowodzi opowieść o skarpetce dziewiątej.
Ósma – prawa zielona – była uprzejma dla drzew, "uszczelniła
wronie gniazdo i zaprzyjaźniła się z wroną – bo wrony są
fajne!". Oto więc Justyna Bednarek wyróżnia kolejną
niedocenianą, nieszczególnie lubianą istotę, rzadko pojawiającą
się w książkach dla dzieci jako bohater pozytywny. Natomiast
skarpeta dziesiąta, biała prawa w czerwone kropki, spełni się
jako wolontariusz w szpitalu dziecięcym, pracując niczym aktywiści
z Fundacji Czerwone Noski – Klown w Szpitalu. Opowiadanie dziewiąte
poświęcone jest detektywistycznym talentom seledynowej skarpetki
(noszonej przez tatę do sandałów...), mamy więc do czynienia z
zagadką, a dzieci uwielbiają takie historie, i z zupełnie
nieporzuconą (na przykład w koszu na bieliznę) bohaterką. Po raz
kolejny ważną rolę odgrywają zwierzęta – pewien kot i jamnik,
a wcześniej czytaliśmy już o innym kocie, wronach, myszach, na
ilustracjach gościły też rozmaite stworzenia latające i
pływające. Pierwiastek fantastyczny "Niesamowitych przygód
dziesięciu skarpetek" jest wzmacniany właśnie przez osadzenie
opowieści w prawdziwym świecie, w którym żyją normalne rodziny i
przeciętne zwierzęta, a tylko czasem do głosu dochodzi garderoba.
"Skarpetki"
zawdzięczają sukces konceptowi autorskiemu oraz czarowi ilustracji,
ale nie bez znaczenia jest również język, prosty i niestroniący
od potocyzmów, jak na przykład stosowane na wzór języka mówionego
sformułowania: "dość", "sporo", "ciągle
coś", "no bo tak"; celowe, "podkreślające"
powtórzenia: "zupełnie, ale to zupełnie" czy "bardzo,
bardzo". Nie tylko z uwagi na atrakcyjną oraz wartościową
treść i formę, ale i pod względem językowym jest to lektura
odpowiedniejsza dla współczesnych małych uczniów niż, powiedzmy,
"Plastusiowy pamiętnik" albo "Jak Wojtek został
strażakiem".
Bożena
Itoya
Justyna
Bednarek, Niesamowite przygody dziesięciu skarpetek (czterech
prawych i sześciu lewych), ilustrował Daniel de Latour, Poradnia K,
Warszawa 2015.
Bardzo fajnie zostało to napisane.
OdpowiedzUsuńNaprawdę bardzo fajnie napisano. Jestem pod wrażeniem.
OdpowiedzUsuńBardzo fajnie napisane. Jestem pod wrażeniem i pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńŚwietnie napisany artykuł.
OdpowiedzUsuń