Książka
Janusza Leona Wiśniewskiego "Uczucia. Dziecinne opowieści o
tym, co najważniejsze" z ilustracjami Ani Jamróz wywarła na
mnie wrażenia tak ambiwalentne, jak rzadko która. Już przy
pierwszym kartkowaniu widać, że ma to być publikacja niecodzienna,
zaskakująca, jedyna w swoim rodzaju, więc tego właśnie się
spodziewałam. Do lektury "Uczuć" podeszłam z dużymi
oczekiwaniami, ale też z otwartym umysłem, gotowa na wchłanianie
nowych myśli, ujęć tematu emocji, a przede wszystkim nowatorskich
rozwiązań edytorskich. I rzeczywiście je zastałam, choć nie
wszystkie zabiegi zastosowane przez wydawnictwo (Tadam) i autora
oceniam pozytywnie.
Ilustracje,
układ graficzny, format i kształt wybranych plansz czynią z
"Uczuć" śmiały, oryginalny projekt wydawniczy, jednak
pod względem tekstu książka nie była dla mnie żadnym odkryciem,
wydała się nierówna i zbiła mnie z tropu błędami. Nie sądziłam,
że we współczesnych wydawnictwach możliwe jest przeoczenie
nieprawidłowego przenoszenia wyrazów, a jednak tu się zdarzyło
(dwukrotnie, na jednej stronie).
Autorzy
omówili słowem i obrazem 12 uczuć, odczuć, emocji, nawet cechę
charakteru – łącznikiem jest tu możliwość opisania
czasownikiem "poczuć": zaufanie, wstyd, nienawiść,
ciekawość, zemstę, strach, radość, tęsknotę, samotność,
dumę, gniew, wdzięczność. Każdemu zagadnieniu poświęcono mniej
więcej stronę opowieści (kilkakrotnie tekst zajmuje tylko pół
strony, niekiedy dwa krótkie segmenty rozmieszczone są na dwóch
stronach rozdzielonych ilustracją, w jednym wypadku tekst ciągły
zajmuje dwie strony) i całostronicowy obrazek, czasem w wersji 3D
lub z ukrytym drugim dnem, bo poskładany z fragmentów kilku kartek.
To właśnie jest metoda przyjęta przez Anię (nie Annę!) Jamróz
dla uatrakcyjnienia tradycyjnej ilustracji książkowej. Już przy
drugim rozdziale natrafiamy na stronę złożoną "w trójkąt",
jakby ktoś trenował na naszym egzemplarzu origami, ale nie, szybko
przekonujemy się, że "to specjalnie" (określenie mojego
syna), bo pod zakładką jest fragment omawianej emocji, prawdziwe,
głębokie przeżycie wstydu doświadczane przez chłopca z
ilustracji, a "złamany" element obrazka został
uzupełniony twarzą na kolejnej kartce. W pierwszym (zaufanie) i
trzecim (nienawiść) rozdziale nie zastosowano żadnych papierowych
składanek, co nie ujmuje ilustracjom siły wyrazu. Zwłaszcza
gwałtowny, dziecięcy sposób przeżywania i wyrzucania z siebie
nienawiści trafia głęboko do czytelnika. Ania Jamróz znakomicie
uchwyciła brutalność szkolnych i ogólnie młodzieńczych
prześladowań, użyła subtelnej kreski, melancholijnych barw i
przezroczy, jak na pozostałych ilustracjach, ale osiągnęła efekt
dosadności i wzruszenia zarazem.
Niektóre
obrazy zostały zbudowane z trzech lub czterech stron, jak w
przypadku ciekawości, która w zwykłej dziurce w kartce pozwala
dostrzec okienko na wszechświat, odległą galaktykę, czarną
dziurę i lupę; czy zemsty, gdzie demony i smutki odczuwającego
sięgają daleko w głąb duszy (rozkładówka) i w przyszłość.
Strony składające się na ilustracje strachu i radości trudniej
policzyć, bo przestrzennymi puzzlami są tu fragmenty kart,
obustronnie zarysowane, ucięte lub złożone w harmonijkę w
precyzyjnie zaplanowanym miejscu. Rozkładówka pojawia się jeszcze
przy samotności, doskwierającej i zapełnionej... pustką po
czyjejś przerwanej obecności, a wycinanka-układanka towarzyszy
gniewowi, który może rozstrzępić świat dziecka (i nie tylko
jego) na drobne skrawki, nie tak łatwe do złożenia jak w ujęciu
Ani Jamróz.
Janusz
Leon Wiśniewski nadał swojej książce podtytuł "Dziecinne
opowieści o tym, co najważniejsze" i rzeczywiście treścią
literacką są tu historyjki kierowane do dziecka, tłumaczące mu
świat uczuć, jednak nie dziecięce, bo przeważnie wcale nie z
życia dziecka wzięte. Pod tym względem tekst nie współgra z
ilustracjami, ponieważ przedstawiają one zawsze tego samego,
pogrążonego w uczuciach chłopca, który co prawda rzeczywiście
jest narratorem, ale rzadko bywa "podmiotem lirycznym",
bowiem przeważnie nie wypowiada doznań swoich, tylko cudze. Sposób
pisania o emocjach nie wydał mi się przekonujący, jeśli odbiorcą
tych anegdot i z życia wziętych (dosłownie lub w ramach konwencji
literackiej) historii ma być dziecko. Jest to materiał
przemawiający głównie do dorosłych, dla nich wzruszający i
pobudzający ich do rozmów z najmłodszymi członkami rodziny, bo
właśnie relacje międzypokoleniowe są najczęściej poruszane w
opisie poszczególnych "uczuć". Konkretny, relacjonujący
rzeczywistość tekst kontrastuje z poetyckimi ilustracjami, co daje
bardzo ciekawy efekt. Jednak te parareportaże o ludziach pełnych
poświęcenia i gniewu na niesprawiedliwość świata bywają zarazem
bardziej sentymentalne od towarzyszących im obrazów, przy czym
tekst zdaje się wówczas nadmiernie jaskrawy, bolączki młodego
człowieka (na myśl o losie innych ludzi) nie odpowiadają poziomowi
empatii naprawdę wykazywanemu przez dzieci. Brak wiarygodności
dotyka także warstwy językowej, bo mimo uproszczenia narracji,
dopasowania jej do oczekiwanego przez autora sposobu myślenia
dziecka (łącznie z nadmiarem powtarzających się zdrobnień
zestawionych z zaimkami dzierżawczymi: "moja mała
siostrzyczka", "nasz piesek", "mój tatuś"),
pojawiają się określenia nieobecne w słowniku współczesnych
uczniów szkoły podstawowej, jak "wywiadówka" czy "moja
pani wychowawczyni". Główny bohater wypowiada się jak dziecko
z klas 1-3, a w edukacji wczesnoszkolnej realizowane jest kształcenie
zintegrowane, nie ma więc mowy o "pani od polskiego",
natomiast wspominana w książce geografia pojawia się dopiero w
programie siódmej lub szóstej klasy (zależnie, czy dany rocznik
podąża ścieżką sprzed reformy edukacji, czy tą nową). Ogólnie
określenie wieku odbiorcy "Uczuć" stanowi problem,
ponieważ tekst może się spodobać dzieciom młodszym, a ilustracje
– starszym, które bardziej docenią eksperymentalny charakter
szaty graficznej i lepiej poradzą sobie z rozwijaniem oraz ponownym
składaniem obrazków naniesionych na papierze na tyle cienkim, że
prześwitują przez niego litery i linie sąsiednich rozdziałów. Do
kilkulatków nie pasuje natomiast opowieść o katastrofie lotniczej
i krwawej zemście, chyba że ma służyć jako przerażająca
przestroga przed oglądaniem przez dziecko telewizji (czy innych
filmików) bez nadzoru rodziców. W całej publikacji zauważam
niebezpieczeństwo przekroczenia granicy między tym, co dziecięce a
infantylnością i protekcjonalnością, podobnie jak istnieje tu
zagrożenie prześliźnięcia się przez cienką barierę
oddzielającą poetyzm od pretensjonalności. Z tymi zastrzeżeniami
dla przyszłych czytelników, ale jednak polecam powszechnej uwadze
"Uczucia" Janusza Leona Wiśniewskiego oraz Ani Jamróz, bo
wszystko, co nietypowe, każdy poligon doświadczalny polskiej
książki dla dzieci wart jest dyskusji i subiektywnej oceny
odbiorców, tych profesjonalnych, ale przede wszystkim "prywatnych".
Bożena
Itoya
Janusz
Leon Wiśniewski, Uczucia. Dziecinne opowieści o tym, co
najważniejsze, ilustracje Ania Jamróz, Wydawnictwo TADAM, Warszawa
2018.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz