cudanakiju.pl

cudanakiju.pl

poniedziałek, 19 listopada 2018

Uczucia. Dziecinne opowieści o tym, co najważniejsze


Książka Janusza Leona Wiśniewskiego "Uczucia. Dziecinne opowieści o tym, co najważniejsze" z ilustracjami Ani Jamróz wywarła na mnie wrażenia tak ambiwalentne, jak rzadko która. Już przy pierwszym kartkowaniu widać, że ma to być publikacja niecodzienna, zaskakująca, jedyna w swoim rodzaju, więc tego właśnie się spodziewałam. Do lektury "Uczuć" podeszłam z dużymi oczekiwaniami, ale też z otwartym umysłem, gotowa na wchłanianie nowych myśli, ujęć tematu emocji, a przede wszystkim nowatorskich rozwiązań edytorskich. I rzeczywiście je zastałam, choć nie wszystkie zabiegi zastosowane przez wydawnictwo (Tadam) i autora oceniam pozytywnie.
Ilustracje, układ graficzny, format i kształt wybranych plansz czynią z "Uczuć" śmiały, oryginalny projekt wydawniczy, jednak pod względem tekstu książka nie była dla mnie żadnym odkryciem, wydała się nierówna i zbiła mnie z tropu błędami. Nie sądziłam, że we współczesnych wydawnictwach możliwe jest przeoczenie nieprawidłowego przenoszenia wyrazów, a jednak tu się zdarzyło (dwukrotnie, na jednej stronie).
Autorzy omówili słowem i obrazem 12 uczuć, odczuć, emocji, nawet cechę charakteru – łącznikiem jest tu możliwość opisania czasownikiem "poczuć": zaufanie, wstyd, nienawiść, ciekawość, zemstę, strach, radość, tęsknotę, samotność, dumę, gniew, wdzięczność. Każdemu zagadnieniu poświęcono mniej więcej stronę opowieści (kilkakrotnie tekst zajmuje tylko pół strony, niekiedy dwa krótkie segmenty rozmieszczone są na dwóch stronach rozdzielonych ilustracją, w jednym wypadku tekst ciągły zajmuje dwie strony) i całostronicowy obrazek, czasem w wersji 3D lub z ukrytym drugim dnem, bo poskładany z fragmentów kilku kartek. To właśnie jest metoda przyjęta przez Anię (nie Annę!) Jamróz dla uatrakcyjnienia tradycyjnej ilustracji książkowej. Już przy drugim rozdziale natrafiamy na stronę złożoną "w trójkąt", jakby ktoś trenował na naszym egzemplarzu origami, ale nie, szybko przekonujemy się, że "to specjalnie" (określenie mojego syna), bo pod zakładką jest fragment omawianej emocji, prawdziwe, głębokie przeżycie wstydu doświadczane przez chłopca z ilustracji, a "złamany" element obrazka został uzupełniony twarzą na kolejnej kartce. W pierwszym (zaufanie) i trzecim (nienawiść) rozdziale nie zastosowano żadnych papierowych składanek, co nie ujmuje ilustracjom siły wyrazu. Zwłaszcza gwałtowny, dziecięcy sposób przeżywania i wyrzucania z siebie nienawiści trafia głęboko do czytelnika. Ania Jamróz znakomicie uchwyciła brutalność szkolnych i ogólnie młodzieńczych prześladowań, użyła subtelnej kreski, melancholijnych barw i przezroczy, jak na pozostałych ilustracjach, ale osiągnęła efekt dosadności i wzruszenia zarazem.
Niektóre obrazy zostały zbudowane z trzech lub czterech stron, jak w przypadku ciekawości, która w zwykłej dziurce w kartce pozwala dostrzec okienko na wszechświat, odległą galaktykę, czarną dziurę i lupę; czy zemsty, gdzie demony i smutki odczuwającego sięgają daleko w głąb duszy (rozkładówka) i w przyszłość. Strony składające się na ilustracje strachu i radości trudniej policzyć, bo przestrzennymi puzzlami są tu fragmenty kart, obustronnie zarysowane, ucięte lub złożone w harmonijkę w precyzyjnie zaplanowanym miejscu. Rozkładówka pojawia się jeszcze przy samotności, doskwierającej i zapełnionej... pustką po czyjejś przerwanej obecności, a wycinanka-układanka towarzyszy gniewowi, który może rozstrzępić świat dziecka (i nie tylko jego) na drobne skrawki, nie tak łatwe do złożenia jak w ujęciu Ani Jamróz.
Janusz Leon Wiśniewski nadał swojej książce podtytuł "Dziecinne opowieści o tym, co najważniejsze" i rzeczywiście treścią literacką są tu historyjki kierowane do dziecka, tłumaczące mu świat uczuć, jednak nie dziecięce, bo przeważnie wcale nie z życia dziecka wzięte. Pod tym względem tekst nie współgra z ilustracjami, ponieważ przedstawiają one zawsze tego samego, pogrążonego w uczuciach chłopca, który co prawda rzeczywiście jest narratorem, ale rzadko bywa "podmiotem lirycznym", bowiem przeważnie nie wypowiada doznań swoich, tylko cudze. Sposób pisania o emocjach nie wydał mi się przekonujący, jeśli odbiorcą tych anegdot i z życia wziętych (dosłownie lub w ramach konwencji literackiej) historii ma być dziecko. Jest to materiał przemawiający głównie do dorosłych, dla nich wzruszający i pobudzający ich do rozmów z najmłodszymi członkami rodziny, bo właśnie relacje międzypokoleniowe są najczęściej poruszane w opisie poszczególnych "uczuć". Konkretny, relacjonujący rzeczywistość tekst kontrastuje z poetyckimi ilustracjami, co daje bardzo ciekawy efekt. Jednak te parareportaże o ludziach pełnych poświęcenia i gniewu na niesprawiedliwość świata bywają zarazem bardziej sentymentalne od towarzyszących im obrazów, przy czym tekst zdaje się wówczas nadmiernie jaskrawy, bolączki młodego człowieka (na myśl o losie innych ludzi) nie odpowiadają poziomowi empatii naprawdę wykazywanemu przez dzieci. Brak wiarygodności dotyka także warstwy językowej, bo mimo uproszczenia narracji, dopasowania jej do oczekiwanego przez autora sposobu myślenia dziecka (łącznie z nadmiarem powtarzających się zdrobnień zestawionych z zaimkami dzierżawczymi: "moja mała siostrzyczka", "nasz piesek", "mój tatuś"), pojawiają się określenia nieobecne w słowniku współczesnych uczniów szkoły podstawowej, jak "wywiadówka" czy "moja pani wychowawczyni". Główny bohater wypowiada się jak dziecko z klas 1-3, a w edukacji wczesnoszkolnej realizowane jest kształcenie zintegrowane, nie ma więc mowy o "pani od polskiego", natomiast wspominana w książce geografia pojawia się dopiero w programie siódmej lub szóstej klasy (zależnie, czy dany rocznik podąża ścieżką sprzed reformy edukacji, czy tą nową). Ogólnie określenie wieku odbiorcy "Uczuć" stanowi problem, ponieważ tekst może się spodobać dzieciom młodszym, a ilustracje – starszym, które bardziej docenią eksperymentalny charakter szaty graficznej i lepiej poradzą sobie z rozwijaniem oraz ponownym składaniem obrazków naniesionych na papierze na tyle cienkim, że prześwitują przez niego litery i linie sąsiednich rozdziałów. Do kilkulatków nie pasuje natomiast opowieść o katastrofie lotniczej i krwawej zemście, chyba że ma służyć jako przerażająca przestroga przed oglądaniem przez dziecko telewizji (czy innych filmików) bez nadzoru rodziców. W całej publikacji zauważam niebezpieczeństwo przekroczenia granicy między tym, co dziecięce a infantylnością i protekcjonalnością, podobnie jak istnieje tu zagrożenie prześliźnięcia się przez cienką barierę oddzielającą poetyzm od pretensjonalności. Z tymi zastrzeżeniami dla przyszłych czytelników, ale jednak polecam powszechnej uwadze "Uczucia" Janusza Leona Wiśniewskiego oraz Ani Jamróz, bo wszystko, co nietypowe, każdy poligon doświadczalny polskiej książki dla dzieci wart jest dyskusji i subiektywnej oceny odbiorców, tych profesjonalnych, ale przede wszystkim "prywatnych".

Bożena Itoya

Janusz Leon Wiśniewski, Uczucia. Dziecinne opowieści o tym, co najważniejsze, ilustracje Ania Jamróz, Wydawnictwo TADAM, Warszawa 2018.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz