Wśród
miłośników dziewiętnastowiecznej literatury angielskiej są tacy,
którzy cenią tylko oryginalne klasyki, ale znajdą się i osoby
chętnie sięgające po rozmaite interpretacje, zwłaszcza adaptacje
filmowe – do
nich zalicza się moja mama, a i ja po części też. Trudno tylko
dokonać wyboru, co obejrzeć. Nawet
wielbiciele "Dziwnych losów Jane Eyre",
a co dopiero laicy, mogą mieć problem z
doliczeniem się ekranizacji powieści Charlotte Brontë,
co gorsza, niekoniecznie znajdą w którejkolwiek
ducha pierwowzoru. Czasem lepiej sięgnąć po ujęcie mniej
klasyczne, świeże, niespodziewane, i,
zamiast gubić się w mnogości bezpośrednich adaptacji,
wybrać utwór czerpiący z literackiego źródła w sposób
nieoczywisty, coś
będącego
wariacją na temat klasyki, a nie jej kalką.
Takim pokłonem w stronę Jane Eyre, patronki
dziewcząt uduchowionych, ale brzydkich
lub za takie uważanych (również albo przede wszystkim przez nie
same) jest album "Jane, lis i ja"
Isabelle Arsenault (rysunki)
i Fanny Britt (scenariusz),
w Polsce wydany przez Kulturę Gniewu. Formalnie utwór ten można
nazwać powieścią graficzną lub komiksem, choć nie ma w nim
dymków, a niektóre kadry, strony czy rozkładówki są w ogóle
pozbawione tekstu.
Bohaterką
tej historii i zarazem jej narratorką
jest Hélène, zwykła szara dziewczynka w wieku około 11-14 lat. To
przez pryzmat jej smutnych losów poznajemy przypadki Jane Eyre, bo
Hélène stara
się uciekać od rzeczywistości w świat powieści Charlotte
Brontë. W szkole jest prześladowana przez
"koleżanki" z klasy, do których chętnie przyłączają
się też chłopcy –
jesteśmy świadkami wyzwisk, uśmieszków, gestów i całkowitego
wykluczenia, a przede wszystkim pogrążamy się w reakcjach ofiary
przemocy. Hélène
chodzi skulona, w jej opowieści nie ma kolorów, chyba że streszcza
"Dziwne
losy Jane Eyre".
Te fragmenty rozkwitają barwnymi akwarelami, ale główna narracja
graficzna prowadzona jest w tonacji sepii, szkicu,
mgły, nieostrości i ogólnej depresji.
Bohaterce brakuje poczucia własnej
wartości, źródeł (auto)regeneracji
pewności siebie, wierzy w wymyślone
zarzuty rówieśników, znane wszystkim dzieciom i nastolatkom
gnębionym w swoich klasach: jesteś gruba, brzydka, śmierdzisz, nie
masz kasy, nie masz przyjaciół. Mama nie wie. Nauczycieli nie ma.
Jest tylko Hélène
kontra wszyscy, a przynajmniej tak się jej wydaje do pewnego
momentu.
Czytaliśmy
z synem dużo powieści i opowiadań o kompleksach nastolatków i
bullyingu w szkole, temat pojawia się często również w kinie, ale
komiks czy powieść graficzna rzeczywiście jest dla nas dotąd
niespotykanym, a
bardzo skutecznym sposobem na
upowszechnienie wiedzy o tym problemie. Kto
czytał "Jane, lis i mnie", ten mówi, że lektura jest
mocna. Dziewczynka przy ważeniu u lekarza
wstydzi się. Naśladuje szok widziany w
reklamie i u mamy. Uważa, że 40
kilogramów to bardzo dużo, że
nabazgrane na drzwiach szkolnej toalety hasło "Hélène
waży 100 kilo!" właściwie jest
bliskie prawdy. Wyobraża sobie siebie w
kostiumie kąpielowym jako tłustą kiełbasę. A my to czytamy,
oglądamy obrazki i nie rozumiemy: przecież wygląda tak samo, jak
prześladowczynie, nie jest od nich ani trochę okrąglejsza! Tylko
że one trzymają
się prosto, zachowują głośno, by
wszyscy je dostrzegali, a Hélène
przemyka zgarbiona, starając się zniknąć.
Zazwyczaj
ze stanowiska czytelnika łatwo oceniać i dziwić się bohaterce,
kibicować, by pokonała kompleksy, zwróciła się o pomoc
do rodzica, nauczyciela, pedagoga, psychologa, telefonu zaufania.
Jednak "Jane, lis i ja"
działa inaczej, po prostu wciąga nas w sytuację nieszczęśliwej
nastolatki, a kiedy jest się w jej klatce,
trudniej radzić i grzmieć. Właśnie tak czują się niektóre
(bardzo liczne) dziewczęta w szkole podstawowej i średniej.
Autorki pokazały ich świat od wewnątrz,
bez rozwiązań i morałów, które dostępne są dopiero dorosłym
czy osobom oceniającym sytuację na chłodno, z boku i obiektywnie.
Tymczasem książka opowiada o przeżyciach subiektywnych, wręcz
intymnych, które doprowadzają dorastających ludzi na skraj
wytrzymałości, czasem przemijają,
samoczynnie się rozpływają, jak
w ukoronowanych
happy endami historiach
o Hélène i
jej bratniej duszy Jane Eyre, ale niekiedy kończą się
samookaleczeniami i innymi formami przemocy, a nawet samobójstwami.
Tytułowy
lis pełni w opowieści funkcję symboliczną, jego pojawienie się
sprowadza przełom, z którym również w rzeczywistej części
narracji pojawiają się kolory, wcześniej zarezerwowane tylko dla
marzeń o Jane Eyre. Podobnie wyznacznikiem przeniknięcia (lub
dopuszczenia) piękna literatury do codzienności Hélène jest
zmiana czcionki w głównej narracji, niemal do końca prowadzonej
nieco krzywymi wersalikami, nagle zamienionymi na ładne, równe
pismo odręczne, które dotąd pojawiało się tylko na stronach
nawiązujących do "Dziwnych losów Jane Eyre". Poza tymi
dwiema niewielkimi dawkami poetyzmu – Jane i lisem, jest to książka
bardzo przyziemna i realna, bo relacjonująca określony wycinek z
życia Hélène, bez wstępu, retrospekcji czy innych przypisów, bez
słów "i żyłam długo i szczęśliwie". Bohaterka nie
wie, czy taka będzie jej przyszłość, ale szare dni
odzwierciedlone w tym komiksie prawdopodobnie odbiją się echem w
dorosłości, więc nawet jeśli "długo", to niekoniecznie
"szczęśliwie". Trudno dywagować na temat potencjalnej
przyszłej traumy dorosłego dziecka, ale lepiej, na wszelki wypadek,
być obecnym w emocjach swojego dziecka bardziej niż mama Hélène,
by nie realizować modeli pokazanych w filmie "7 uczuć"
Marka Koterskiego (wspominanym już przez mnie przy innej okazji, bo
uniwersalnym).
Album
"Jane, lis i ja" okazał się dla mnie kongenialnym
przekładem utworu Charlotte Brontë na współczesną formę i
warunki – znane i zrozumiałe dla dzisiejszej młodzieży.
Okoliczności przemocy szkolnej nie są jednak unikatowe, tylko
XXI-wieczne, bo sądząc po niektórych elementach świata
przedstawionego komiksu (adapter i płyty gramofonowe w domu, centrum
handlowe, krynolinowe kiecki, przywoływany film "La Bamba"),
jego akcja rozgrywa się około 30 lat temu. Przypuszczalnie więc
przeżycia Hélène odpowiadają doświadczeniom jednej z autorek,
realizującej tym samym jednakową terapię, jak "przerabiający"
swoje dzieciństwo Adaś Miauczyński. Pod tym względem bohaterka
jednak wie, że "długo" nie będzie do końca szczęśliwe,
skoro po kilkudziesięciu latach czuje potrzebę powrotu do czasu,
gdy opuszczała kokon klasowej poczwarki.
Bożena
Itoya
Isabelle
Arsenault (rysunki), Fanny Britt (scenariusz), Jane, lis i ja,
tłumaczenie: Zespół, Kultura Gniewu, Warszawa 2018.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz