cudanakiju.pl

cudanakiju.pl

czwartek, 29 listopada 2018

Jane, lis i ja


Wśród miłośników dziewiętnastowiecznej literatury angielskiej są tacy, którzy cenią tylko oryginalne klasyki, ale znajdą się i osoby chętnie sięgające po rozmaite interpretacje, zwłaszcza adaptacje filmowe do nich zalicza się moja mama, a i ja po części też. Trudno tylko dokonać wyboru, co obejrzeć. Nawet wielbiciele "Dziwnych losów Jane Eyre", a co dopiero laicy, mogą mieć problem z doliczeniem się ekranizacji powieści Charlotte Brontë, co gorsza, niekoniecznie znajdą w którejkolwiek ducha pierwowzoru. Czasem lepiej sięgnąć po ujęcie mniej klasyczne, świeże, niespodziewane, i, zamiast gubić się w mnogości bezpośrednich adaptacji, wybrać utwór czerpiący z literackiego źródła w sposób nieoczywisty, coś będącego wariacją na temat klasyki, a nie jej kalką. Takim pokłonem w stronę Jane Eyre, patronki dziewcząt uduchowionych, ale brzydkich lub za takie uważanych (również albo przede wszystkim przez nie same) jest album "Jane, lis i ja" Isabelle Arsenault (rysunki) i Fanny Britt (scenariusz), w Polsce wydany przez Kulturę Gniewu. Formalnie utwór ten można nazwać powieścią graficzną lub komiksem, choć nie ma w nim dymków, a niektóre kadry, strony czy rozkładówki są w ogóle pozbawione tekstu.
Bohaterką tej historii i zarazem jej narratorką jest Hélène, zwykła szara dziewczynka w wieku około 11-14 lat. To przez pryzmat jej smutnych losów poznajemy przypadki Jane Eyre, bo Hélène stara się uciekać od rzeczywistości w świat powieści Charlotte Brontë. W szkole jest prześladowana przez "koleżanki" z klasy, do których chętnie przyłączają się też chłopcy jesteśmy świadkami wyzwisk, uśmieszków, gestów i całkowitego wykluczenia, a przede wszystkim pogrążamy się w reakcjach ofiary przemocy. Hélène chodzi skulona, w jej opowieści nie ma kolorów, chyba że streszcza "Dziwne losy Jane Eyre". Te fragmenty rozkwitają barwnymi akwarelami, ale główna narracja graficzna prowadzona jest w tonacji sepii, szkicu, mgły, nieostrości i ogólnej depresji. Bohaterce brakuje poczucia własnej wartości, źródeł (auto)regeneracji pewności siebie, wierzy w wymyślone zarzuty rówieśników, znane wszystkim dzieciom i nastolatkom gnębionym w swoich klasach: jesteś gruba, brzydka, śmierdzisz, nie masz kasy, nie masz przyjaciół. Mama nie wie. Nauczycieli nie ma. Jest tylko Hélène kontra wszyscy, a przynajmniej tak się jej wydaje do pewnego momentu.
Czytaliśmy z synem dużo powieści i opowiadań o kompleksach nastolatków i bullyingu w szkole, temat pojawia się często również w kinie, ale komiks czy powieść graficzna rzeczywiście jest dla nas dotąd niespotykanym, a bardzo skutecznym sposobem na upowszechnienie wiedzy o tym problemie. Kto czytał "Jane, lis i mnie", ten mówi, że lektura jest mocna. Dziewczynka przy ważeniu u lekarza wstydzi się. Naśladuje szok widziany w reklamie i u mamy. Uważa, że 40 kilogramów to bardzo dużo, że nabazgrane na drzwiach szkolnej toalety hasło "Hélène waży 100 kilo!" właściwie jest bliskie prawdy. Wyobraża sobie siebie w kostiumie kąpielowym jako tłustą kiełbasę. A my to czytamy, oglądamy obrazki i nie rozumiemy: przecież wygląda tak samo, jak prześladowczynie, nie jest od nich ani trochę okrąglejsza! Tylko że one trzymają się prosto, zachowują głośno, by wszyscy je dostrzegali, a Hélène przemyka zgarbiona, starając się zniknąć.
Zazwyczaj ze stanowiska czytelnika łatwo oceniać i dziwić się bohaterce, kibicować, by pokonała kompleksy, zwróciła się o pomoc do rodzica, nauczyciela, pedagoga, psychologa, telefonu zaufania. Jednak "Jane, lis i ja" działa inaczej, po prostu wciąga nas w sytuację nieszczęśliwej nastolatki, a kiedy jest się w jej klatce, trudniej radzić i grzmieć. Właśnie tak czują się niektóre (bardzo liczne) dziewczęta w szkole podstawowej i średniej. Autorki pokazały ich świat od wewnątrz, bez rozwiązań i morałów, które dostępne są dopiero dorosłym czy osobom oceniającym sytuację na chłodno, z boku i obiektywnie. Tymczasem książka opowiada o przeżyciach subiektywnych, wręcz intymnych, które doprowadzają dorastających ludzi na skraj wytrzymałości, czasem przemijają, samoczynnie się rozpływają, jak w ukoronowanych happy endami historiach o Hélène i jej bratniej duszy Jane Eyre, ale niekiedy kończą się samookaleczeniami i innymi formami przemocy, a nawet samobójstwami.
Tytułowy lis pełni w opowieści funkcję symboliczną, jego pojawienie się sprowadza przełom, z którym również w rzeczywistej części narracji pojawiają się kolory, wcześniej zarezerwowane tylko dla marzeń o Jane Eyre. Podobnie wyznacznikiem przeniknięcia (lub dopuszczenia) piękna literatury do codzienności Hélène jest zmiana czcionki w głównej narracji, niemal do końca prowadzonej nieco krzywymi wersalikami, nagle zamienionymi na ładne, równe pismo odręczne, które dotąd pojawiało się tylko na stronach nawiązujących do "Dziwnych losów Jane Eyre". Poza tymi dwiema niewielkimi dawkami poetyzmu – Jane i lisem, jest to książka bardzo przyziemna i realna, bo relacjonująca określony wycinek z życia Hélène, bez wstępu, retrospekcji czy innych przypisów, bez słów "i żyłam długo i szczęśliwie". Bohaterka nie wie, czy taka będzie jej przyszłość, ale szare dni odzwierciedlone w tym komiksie prawdopodobnie odbiją się echem w dorosłości, więc nawet jeśli "długo", to niekoniecznie "szczęśliwie". Trudno dywagować na temat potencjalnej przyszłej traumy dorosłego dziecka, ale lepiej, na wszelki wypadek, być obecnym w emocjach swojego dziecka bardziej niż mama Hélène, by nie realizować modeli pokazanych w filmie "7 uczuć" Marka Koterskiego (wspominanym już przez mnie przy innej okazji, bo uniwersalnym).
Album "Jane, lis i ja" okazał się dla mnie kongenialnym przekładem utworu Charlotte Brontë na współczesną formę i warunki – znane i zrozumiałe dla dzisiejszej młodzieży. Okoliczności przemocy szkolnej nie są jednak unikatowe, tylko XXI-wieczne, bo sądząc po niektórych elementach świata przedstawionego komiksu (adapter i płyty gramofonowe w domu, centrum handlowe, krynolinowe kiecki, przywoływany film "La Bamba"), jego akcja rozgrywa się około 30 lat temu. Przypuszczalnie więc przeżycia Hélène odpowiadają doświadczeniom jednej z autorek, realizującej tym samym jednakową terapię, jak "przerabiający" swoje dzieciństwo Adaś Miauczyński. Pod tym względem bohaterka jednak wie, że "długo" nie będzie do końca szczęśliwe, skoro po kilkudziesięciu latach czuje potrzebę powrotu do czasu, gdy opuszczała kokon klasowej poczwarki.

Bożena Itoya

Isabelle Arsenault (rysunki), Fanny Britt (scenariusz), Jane, lis i ja, tłumaczenie: Zespół, Kultura Gniewu, Warszawa 2018.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz