Część
1. sprawozdania
W tym roku warszawska
edycja festiwalu Kino Dzieci odbyła się w dwóch wyjątkowych
przestrzeniach. Kino Muranów i Kino Praha to miejsca kultu i kultowe
– oddające cześć filmowi polskiemu i światowemu (nie tylko, ale
przede wszystkim artystycznemu i autorskiemu), przybytki, w których
kinomaniacy podtrzymują zwyczaj oglądania premier oraz klasyków na
wielkim ekranie, a nie w domowym, internetowym zaciszu.
Charakterystyczne wnętrza i wydarzenia kin Muranów i Praha są już
legendarne, same pojawiają się w filmie, jak Muranów w obrazie
"Jak pies z kotem" Janusza Kondratiuka (premiera w
październiku 2018 r.). Dzięki Kinu Dzieci moda na przeglądy
filmowe (i w ogóle cykliczne uczestnictwo w kinowych wydarzeniach)
ma szansę nie tylko przetrwać, ale też rozkwitać w nowych
odsłonach i formach, gdy mali widzowie festiwalu dorosną i sami
będą kształtować kulturę, a nie wątpię, że jej nie porzucą.
Niektóre tytuły
wymieniane w programie 5. Festiwalu Filmowego Kino Dzieci można było
zobaczyć tylko raz, wyłącznie w Warszawie, natomiast nie było
żadnego pokazu, który nie odbyłby się w stolicy, ale gościł w
jednym z pozostałych 20 kin w 20 festiwalowych miastach. Dlatego
wydarzenia edycji warszawskiej Kina Dzieci można uznać za centralne
i dobrze pokazujące, czym jest ten festiwal filmowy.
Warszawskie Kino
Muranów od początku istnienia festiwalu jest jego główną
siedzibą, stąd właśnie tutaj co roku ma miejsce uroczyste
otwarcie i zamknięcie Kina Dzieci. To ostatnie wydarzenie połączone
jest z ogłoszeniem laureatów nagrody Kwiat Paproci, na ostatnim
festiwalu przyznawanej osobno przez 5 gremiów: publiczność,
dziennikarzy (Barbara Piotrowska, Jakub Popielecki, Dorota Wyżyńska,
Agata Żelazowska), European Children's Film Association (Marta
Grzesiuk, Axelle Munich, Jens Lanestrand), Sieć Kin Studyjnych i
Lokalnych oraz jury Filmowych Odkryć (Justyna Sobczyk, Łukasz
Kacprowicz, Patrycja Wanat). Tegorocznym filmem otwarcia był obraz
"Mirai" (reż. Mamoru Hosoda, Japonia 2017), natomiast na
zakończenie Muranów zagrał indyjskie, krótkometrażowe filmy
animowane: "Przyjaciela" (reż. Narayan Shi, Indie 2004)
oraz "Katputli" (reż. Charmi Chedda, Indie 1998), a Wacław
Zimpel – pasujący do nich minikoncert. Start i finisz Kina Dzieci
wypadły egzotycznie i kolorowo. Inne unikatowe wydarzenie, w którym
wzięliśmy udział, odbyło się w Kinie Praha i zasługuje na
szerszą wzmiankę.
W
drugim dniu Kina Dzieci wzięliśmy udział w jedynym festiwalowym
pokazie widowiska odwołującego się do początków kina – w
spektaklu "Ja i pchła" wykonywanym
przez holenderski teatr cieni Lichtbende, z muzyką na żywo.
Przygoda z latarnią magiczną i równie czarującymi dźwiękami
trwała godzinę, a zaproszono na nią widzów w wieku od czterech
lat. Historia opowiedziana światłami, cieniami i odgłosami
pochodzącymi z różnych tajemniczych instrumentów czy przyrządów
okazała się równocześnie prosta i zaskakująca. Oto bezpański
pies żeruje w śmietniku, drąc koty z podwórkowym Mruczkiem, w
oknie pobliskiej kamienicy pojawia się dorosły człowiek, próbując
uciszyć Burka, później na zewnątrz wygląda troskliwa
dziewczynka. Pies i dziecko zaprzyjaźniają się, dalej opowieść
toczy się w rytm kół roweru, którym tata wozi córkę, dochodzi
do gonitw, pchlich pogryzień, wygnania, zagubienia i
przyjacielskiego ocalenia. Pchły, sprawczynie większości
zamieszania, królują w fabule aż do ostatniego ujęcia, a
zakończenie jest szczęśliwe po trosze dla każdej ze stron
konfliktu. Taka historyjka z powodzeniem mogłaby stać się osnową
dobrego filmu animowanego, my otrzymaliśmy coś więcej: tworzone na
żywo obrazy przenikające z małego ekranu na większy i wreszcie na
ściany oraz sufit, przechodzące z jednej dziedziny sztuki w drugą,
multidyscyplinarne, naukowo rzecz ujmując. A po spektaklu mali
badacze mogli zobaczyć z bliska warsztat aktorów, lalkarzy,
oświetleniowców i instrumentalistów z Holandii, zadać mnóstwo
szczegółowych pytań. Potem pozostało już tylko wspominać to
nadzwyczajne wydarzenie, formatem dorównujące wielkim festiwalom
"dorosłej" kultury, jak poznańska Malta (podczas
spektaklu chwilami miałam wrażenie, że przeniosłam się właśnie
na ten festiwal). Na pewno nie zapomnimy "Mnie i pchły",
zwłaszcza że przypuszczalnie już nigdy nie będziemy mieli okazji
uczestniczyć w takim pokazie.
Festiwalowe sekcje
i co z nich wyłowiliśmy
Tytuły wyświetlane
w ramach 5. Festiwalu Filmowego Kino Dzieci podzielone zostały na 7
sekcji: Konkurs główny (8 filmów), Konkurs filmowych odkryć (7
filmów), Kino dzieci z nosem w książkach (14 tytułów, w tym 7
zestawów filmów krótkich), Namaste – kino Indii (7 tytułów, w
tym 1 zestaw filmów krótkich), Krótkie historie (5 bloków filmów
krótkometrażowych), Panorama (16 tytułów, w tym 5 zestawów
filmów krótkich), Mam 5 lat – urodziny Kina Dzieci (10 filmów).
Udało nam się zobaczyć przynajmniej jedną pozycję z każdej
sekcji, a kilka filmów znaliśmy z wcześniejszych festiwali. W
znakomitej większości są to tytuły warte gorącego polecenia,
esencja najnowszego i nieco starszego (jak "Dzieci z Bullerbyn",
"Wiedźmy" czy "Pippi Pończoszanka") kina
młodego widza. Poniżej wskażę kilka typów swoich i mojego syna,
który teraz ma 12 lat, ale na festiwalu bywa co roku, od pierwszej
edycji – miał wówczas 8 lat i świetnie pamięta, które filmy z
jubileuszowej sekcji "Mam 5 lat" i zbliżonego do niej
bloku "Kino Dzieci z nosem w książkach" podobały mu się
najbardziej.
Wygrani
Konkursu Głównego – według jurorów i według nas
Dwie
nagrody festiwalu Kino Dzieci (przyznane w plebiscycie publiczności
i przez Sieć Kin Studyjnych i Lokalnych) powędrowały do twórców
filmu "Biuro detektywistyczne Lassego i Mai. Pierwsza
tajemnica" (reż. Josephine Bornebusch, Szwecja 2018). Nawet
podczas uroczystości zamknięcia festiwalu powiedziano, że nikogo
taki werdykt nie dziwi, i rzeczywiście, kolejne szwedzkie produkcje
o parze dziecięcych detektywów co roku biją rekordy popularności,
choć według mnie wcale nie są to filmy najlepsze na poszczególnych
edycjach Kina Dzieci. Spełniają za to oczekiwania młodych widzów
w wieku około 6-9 lat, zaczytujących się serią książek Martina
Widmarka. Zarówno lektura, jak i filmy odpowiadają percepcji oraz
potrzebom dzieci zaczynających przygodę z czytaniem i kinem.
Niektóre z tych dzieci są szczerymi fanami, a inne jedynie
dołączają się do mody na "Biuro detektywistyczne Lassego i
Mai". Są to proste historie książkowe i filmowe, służące
wyłącznie rozrywce, niekoniecznie prowadzące dziecko na kolejny
level czytelniczy i kinowy, więc mocno kontrastujące z
innymi tytułami startującymi w obu festiwalowych konkursach.
Przeważnie o statuetkę Kwiatu Paproci walczą obrazy zaangażowane,
problemowe, ewentualnie reprezentujące najlepsze techniki
współczesnej animacji, zawsze rozpalające miłość do sztuki
kina, skłaniające widza do poszukiwań własnej niszy kultury
filmowej. "Lasse i Maja" według mnie odstają od tego
profilu festiwalowych konkursów (głównego i filmowych odkryć),
niemal wszyscy młodzi ludzie idący na ten film dokładnie wiedzą,
czego się spodziewać, a po seansie nie odniosą wrażenia, że
zdobyli jakiś nowy, nieznany teren (kulturowy czy literacki) ani nie
będą się za takim rozglądać. Nadal pozostaną w świecie Lassego
i Mai, choć oczywiście będą zadowoleni, jak pokazał wynik
plebiscytu publiczności. Satysfakcja widzów była tym większa, że
na festiwalu gościli młodzi aktorzy grający tytułowe role.
Kwiat
Paproci otrzymały także filmy: "Supa Modo" (reż.
Likarion Wainaina, Kenia, Niemcy 2018; werdykt Jury dziennikarzy),
wyróżniony również przez Sieć Kin Studyjnych i Lokalnych;
"Liyana" (reż. Aaron Kopp, Amanda Kopp, Katar,
Stany Zjednoczone, Suazi 2017; werdykt Jury Filmowych odkryć) oraz
"Łowcy czarownic" (reż. Raško Miljković, Serbia,
Macedonia 2018; werdykt Jury ECFA). Reżysera tego ostatniego filmu
oraz głównych dziecięcych aktorów mieliśmy okazję poznać po
seansie w Kinie Muranów. Obraz spotkał się z bardzo pozytywnym
odbiorem widzów, w tym nas, było też dużo pytań do twórców.
Tematem "Łowców czarownic" jest pokonywanie własnych
uprzedzeń i ograniczeń, porzucanie wygodnej pozycji "idę na
łatwiznę", "nie, bo nie", "jestem biedny i cały
świat jest przeciwko mnie". Bohaterowie w wyobraźni latają,
zabijają czarownice, a w rzeczywistości podejmują bardziej
przyziemne walki, korzystając ze wsparcia przyjaciół i rodziny.
Organizatorzy festiwalu rekomendowali film dla widzów powyżej
dziewięciu lat, my sądzimy, że może się spodobać również
siedmio- i ośmiolatkom, choć zagadnienia poruszane przez twórców,
zwłaszcza niepełnosprawność i rozwód rodziców nastolatka, są
poważne i trudne.
Dwoma
wyróżnieniami (Jury dziennikarzy oraz Jury Sieci Kin Studyjnych i
Lokalnych) oraz trzecim (ogłoszonym tylko ustnie, podczas ceremonii
rozdania nagród) miejscem w plebiscycie publiczności mogą cieszyć
się twórcy filmu "Jestem William" (reż. Jonas
Elmer, Dania 2018), naszego absolutnego faworyta w Konkursie głównym.
Jest to obraz rekomendowany dla starszych dzieci (9+), genialnie
pomyślany, rozpisany na sceny, dialogi i kostiumy oraz świetnie
zagrany. Uwierzyliśmy każdemu aktorowi, każdej chwili tego filmu.
Historia chłopca, rówieśnika widzów, którego tata zmarł, a mama
trafiła na stałe do szpitala psychiatrycznego, stąd zamieszkał z
podejrzanym wujkiem, mającym problem z hazardem i chyba nie całkiem
legalnymi interesami, brzmi dramatycznie, ale została przedstawiona
w taki sposób, że na seansie "Jestem William" śmialiśmy
się częściej niż na jakimkolwiek innym pokazie festiwalowym.
Większość rodziców czy nauczycieli oglądając będzie się
pewnie zastanawiać, kiedy wreszcie jakaś opieka społeczna zabierze
to biedne, niewyspane, niedożywione i źle ubrane dziecko od
nieodpowiedzialnego wujka, jednak to nie spojrzenie dorosłych jest
tu najważniejsze. Duńczycy mają na tyle rozwinięte kino młodego
widza, że nie muszą tworzyć tylko filmów familijnych, które
spodobają się wszystkim, ale mogą sobie pozwolić na filmy o
dzieciach i dla dzieci, nawet jeśli dydaktyzm tych produkcji nie
będzie tak intensywny i dosłowny, jak życzyliby sobie dorośli
prowadzący swoich podopiecznych do kina. Konkursowy "Jestem
William" dla nas wygrał 5. festiwal Kino Dzieci, był
najciekawszy, najlepiej dopracowany, najzabawniejszy i
najpoważniejszy zarazem, najodważniejszy (nie pamiętam, czy
kiedykolwiek wcześniej spotkaliśmy się w kinie dziecięcym z
problemem choroby psychicznej rodzica), pełen dobrej mocy,
optymizmu, wiary w człowieka i w rodzinę.
Ponadto
obejrzeliśmy dwa filmy biorące udział w Konkursie Głównym:
"Pettson
i Findus – Najlepsza Gwiazdka"
(reż. Ali Samadi Ahadi, Niemcy 2016) oraz wspominany już film
otwarcia "Mirai"
(reż. Mamoru Hosoda, Japonia 2017). Naszym zdaniem oba obrazy miały
zbyt niską kategorię wiekową ("Pettson i Findus" 4+,
"Mirai" 6+), bardzo ciekawą animację i były adresowane
do widza w konkretnym wieku oraz o określonych zainteresowaniach, a
także preferencjach plastycznych i estetycznych.
Film "Pettson i Findus – Najlepsza Gwiazdka" trwa 82 minuty i wydał się nam za długi dla czterolatków, które pewnie znały bohaterów z cyklu książek Svena Nordqvista, ale na sali trudno było im wysiedzieć prawie półtorej godziny. Fabuła filmu tylko nieznacznie odbiegała od treści opowiadania "Goście na Boże Narodzenie" (tekstu i ilustracji), atmosfera była bardzo podobna i fani najwyraźniej to docenili, bo na naszym seansie widownia była pełna, a "Pettson i Findus" zajęli drugie miejsce w plebiscycie publiczności. Oprócz ogólnie umiejętnego przeniesienia uwielbianych, zwariowanych książek obrazkowych na ekran, twórcy tego filmu zaimponowali nam kinową techniką, bo obok zabawnie ucharakteryzowanych aktorów występują tu postaci animowane, a łączenie dwóch płaszczyzn przebiega płynnie, niemal niezauważalnie.
Film "Pettson i Findus – Najlepsza Gwiazdka" trwa 82 minuty i wydał się nam za długi dla czterolatków, które pewnie znały bohaterów z cyklu książek Svena Nordqvista, ale na sali trudno było im wysiedzieć prawie półtorej godziny. Fabuła filmu tylko nieznacznie odbiegała od treści opowiadania "Goście na Boże Narodzenie" (tekstu i ilustracji), atmosfera była bardzo podobna i fani najwyraźniej to docenili, bo na naszym seansie widownia była pełna, a "Pettson i Findus" zajęli drugie miejsce w plebiscycie publiczności. Oprócz ogólnie umiejętnego przeniesienia uwielbianych, zwariowanych książek obrazkowych na ekran, twórcy tego filmu zaimponowali nam kinową techniką, bo obok zabawnie ucharakteryzowanych aktorów występują tu postaci animowane, a łączenie dwóch płaszczyzn przebiega płynnie, niemal niezauważalnie.
Film
animowany "Mirai" jest jeszcze dłuższy, bo trwa aż
100 minut, i między innymi z tego względu polecamy go dzieciom co
najmniej ośmioletnim. Dodatkowo znajdujące się na sali pięcio-,
sześcio- czy siedmiolatki (a nawet starsze dzieci, oczywiście na
oko, bo o wiek nie pytałam) bardzo często pytały na głos, o co
chodzi, mówiły (lub krzyczały płacząc): "boję się!",
najwyraźniej nie rozumiejąc lub nie akceptując stylistyki filmu.
Mamoru Hosoda po raz kolejny zrealizował pełnometrażowe anime,
które zachwyciło mojego syna, i to bardziej niż niegdyś przez
niego obejrzane "Wilcze dzieci" (a wtedy był to hit). Może
wyssał miłość do Tsubasy i jego "krewnych" z mlekiem
matki? Dla mnie kino z tego gatunku jest znakomitym wehikułem czasu,
bo w dzieciństwie wgapiałam się godzinami w emitowane przez
telewizję kreskówki japońskie, a współczesne są znacznie lepsze
i mają szansę na status kultowych. Organizatorzy Kina Dzieci
sprowadzili na festiwal taką właśnie perełkę – świeżutką,
jeszcze ciepłą i rozgrzewającą serca produkcję, w której
malutkie dzieci bywają dorosłe, a rodzice i starsi (czasem
nieżyjący) przodkowie stają się równolatkami swoich potomków.
Bohater filmu ma zaledwie 4 lata, przeżywa duży kryzys w związku z
narodzinami siostry o imieniu Mirai (jap. 'przyszłość').
Symboliczne i dosłowne podróże w czasie są tu jednym z
najistotniejszych wątków, a także motywem dobrze znanym (z kina,
literatury i komiksu) mojemu dziecku, które nie tak łatwo oczarować
podobnymi zabiegami – w tym wypadku się udało. Jest to film
piękny, ale nie dla każdego, bo nie wszyscy docenią długie
ujęcia, japońską symbolikę, poetyckie obrazy, dojrzałe rozterki
i wypowiedzi skomponowane z animacją, owszem, atrakcyjną, ale
niepozbawioną "strasznych" obrazów (są i sceny niczym z
horroru).
Projekcje
filmów konkursowych poprzedzone były pozdrowieniami dla widzów
Kina Dzieci, nagranymi przez reżyserów. To bardzo sympatyczny
akcent, uświadamiający dzieciom, że biorą udział w czymś
niepowtarzalnym, są wyjątkowe, a za każdym filmem stoją "żywi
ludzie", dla których opinia widzów festiwalu, kontakt z nimi
(choćby symboliczny), ma znaczenie. Ktoś postarał się specjalnie
dla nas i bardzo za to dziękujemy.
Pozostałe
sekcje festiwalowe zostaną opisane w drugiej części
sprawozdania. Bardziej szczegółowe omówienia the best of
the best filmów obejrzanych przez nas podczas 5. Festiwalu
Filmowego Kino Dzieci znajdą się w pofestiwalowym cyklu recenzji
na naszym blogu.
Bożena
Itoya
5.
Festiwal Filmowy Kino Dzieci, 22-30.09.2018, Warszawa: Kino Muranów,
Kino Praha.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz