cudanakiju.pl

cudanakiju.pl

środa, 31 października 2018

Kefir w Kairze – limeryki z fabryki


Książka "Kefir w Kairze" jest kolejnym po "Wierszykach domowych", "Wierszykach rodzinnych" i "Jak przekręcać i przeklinać" tomikiem poezji (czy po prostu rymowanek) Michała Rusinka zilustrowanym przez Joannę Rusinek, a opublikowanym w wydawnictwie Znak Emotikon. Prawdziwa familijna fabryka wierszyka! Tym razem autor staje się naszym przewodnikiem w objazdowej wycieczce po świecie, która nie udałaby się bez udziału rezydentki biura rymowanych podróży, czyli ilustratorki. Niektóre wierszyki (para- i całkiem limeryki) pozbawione tych kolorowych, soczystych, wesołych obrazków okazałaby się za mało atrakcyjne dla dzieci, zbyt dla nich bezbarwne, suche i może nawet poważno-niezrozumiałe, bo zdarzają się tu zwięzłe rymowanki ironiczno-metaforyczne nazbyt abstrakcyjne dla kilkulatków.

Delhi,
gdybyście nie wiedzieli,
czyta się "Deli".
I więcej o nim powiedzieć nie potrafi
ktoś, kto nie uważał na lekcji geografii.

"Kefir w Kairze" to takie ćwiczenia z myślenia, językowy aerobik, zabawa raczej dla wprawionych użytkowników języka ojczystego. Cóż, właśnie tym charakteryzują się limeryki, choć nieco krótsze i dłuższe bywają Michała Rusinka wierszyki. Bardzo często nie rym jest tu najważniejszy, ale pomysł, niepowtarzalność skojarzenia, dowcip. Ja i mój syn już tak mamy, że dowcipy często nas nie bawią, może dlatego nie wszystkie przystanki w tej wierszowanej wycieczce przypadły nam do gustu.

Tajemnicę wam zdradzę,
że w Pradze
mieszkają prababcie i pradziadkowie.
I niech każdy się wreszcie dowie
oraz na zawsze zapamięta,
że także prawnuczęta.
Praga
(to nie blaga)
nie tylko jest stolicą Czech.
Niech
to się wreszcie stanie jasne i przejrzyste jak łza,
że także stolicą słów rozpoczynających się od "pra".
Ile znasz takich słów, czytelniku?
Mam nadzieję, że bez liku.

Wierszyki o poszczególnych miejscach poza nazwą rzadko mają coś wspólnego z rzeczywistymi miastami. Autor stara się pobudzić czytelników do śmiechu i własnych aktywności językowych, choć na przykład oczekując, że dziecko zna bez liku słów na "pra", sam wymienia tylko stopnie pokrewieństwa i kieruje wyliczankę na te tory; ze ślepego zaułka wyprowadza nas na szczęście ilustratorka.
Gdybym miała w jednym zdaniu zamknąć wrażenia naszej rodziny z lektury "Kefiru w Kairze", to powiedziałabym, że w tej poezji było dla nas za mało... poezji. Dysponując dwoma zdaniami, dodałabym jednak, że niektóre absurdalne wygibasy Michała Rusinka są bardzo zgrabne i zabawne. Poproszona o przytoczenie argumentów za i przeciw "Kefirowi" oraz przeprowadzenie analizy porównawczej, wsparłabym się na "Złotoustym zerze w zenicie" Marii Ekier (wyd. Hokus-Pokus), bo tam już kilka lat temu znaleźliśmy z synem wszystko to, czego można oczekiwać po zbiorze limeryków dla dzieci.
W zakresie ilustracji "Kefir w Kairze" cieszy oko niemal pełnym zarysowaniem, biel pojawia się na kartach tej książki tylko wraz ze śniegiem lub mgłą. Obrazki są wszędzie, w tle wierszyków i obok nich, duże, wyraźne (na jednym wyraźnie widać autora!), pastelowe i ciemniejsze, wkradają się też w sam tekst, bo tytuły (równoznaczne z miastami) ułożono z "malowanych", czasem ozdobnych, pasujących do "stylu" miasta liter, a i liternictwo głównego tekstu zostało dobrane w taki sposób, że świetnie komponuje się z rysunkami. Całość jest graficznym cackiem, małym dziełem sztuki, przy czym znacząco różni się od tradycyjnej ilustracji książkowej uprawianej przez Joannę Rusinek na przykład w wydawnictwie Literatura.
Bożena Itoya

Michał Rusinek, Kefir w Kairze, ilustracje Joanna Rusinek, Znak Emotikon, Kraków 2018.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz