Animacja
"Mirai" jest drugim filmem reżysera Mamoru Hosody, jaki
mieliśmy okazję obejrzeć. Kilka lat temu widzieliśmy w kinie
"Wilcze dzieci" i obraz ten wywarł duże wrażenie na moim
synu, wówczas siedmio- czy ośmiolatku, teraz, mając lat dwanaście,
był jeszcze bardziej usatysfakcjonowany japońską produkcją. Poza
tymi kinowymi incydentami nie obcujemy za wiele z anime, na "Mirai"
patrzyliśmy więc właściwie oczami laików. Myślę, że ta
świeżość młodego krytyka wpłynęła na jego pozytywną ocenę,
bo znając więcej filmów Mamoru Hosody mógłby stwierdzić: "znowu
to samo?". W filmografii reżysera dostrzegam bowiem
przywiązanie do pewnych motywów, powtarzalność, za którą młodzi
widzowie nie przepadają.
Bohaterem
filmu jest czteroletni chłopiec o imieniu Kun, zdruzgotany zmianą
układu sił w domu po przyjściu na świat nowego członka rodziny –
małej Mirai. Wszyscy wydają się inni niż kiedyś: mama, tata,
pies; codzienność staje na głowie, nikt nie ma czasu i sił na
zabawy z chłopcem czy na dostosowywanie rzeczywistości do jego
pragnień ("nie chcę!", "chcę!"). Słowo
"siostra" nie przechodzi Kunowi przez usta aż do końca
opowieści, dla niego bobas jest wrogiem, złodziejką uwagi i czasu
rodziców. Aż tu nagle okazuje się, że sama dziewczynka może
ofiarować mu czas, bo "mirai" znaczy 'przyszłość' i
rodzeństwo odbędzie kilka niezwykłych podróży. Kun parę razy
spotka niemal dorosłą Mirai, a przytrafią mu się również chwile
wyrwane z wszystkich zegarów, spędzone z młodszymi wersjami swoich
krewnych, którzy teraz są dorośli lub nawet chłopiec nie miał
okazji ich poznać w rzeczywistym wymiarze, bo dawno zmarli.
W
prawdziwym świecie i czasie rzeczywistym obserwujemy zaledwie kilka
czy kilkanaście dni życia Kuna, podczas których przechodzi on
pewną wewnętrzną przemianę (a jego pies... fizyczną
metamorfozę). Przyspieszone dorastanie spowodowane podróżami w
czasie z Mirai nie mogłoby zajść w umyśle i sercu czterolatka,
empatia i dojrzałość emocjonalna pokazane w filmie są niezgodne z
naturą dziecka w tym wieku. Niekiedy jednak z płaszczyzny
symbolicznej reżyser przenosi nas na grunt dosłowny, bo też
rzeczywiście nauka jazdy na rowerze i umiejętność dołączenia do
grupy nieznajomych rówieśników są wielkimi wyzwaniami oraz
ważnymi etapami w rozwoju małego dziecka. Tak o filmie "Mirai"
rozmyślałam ja, a mój syn po prostu dał się wciągnąć historii
i był bardzo zadowolony z seansu.
Ta
rozbudowana, pełna symboliki fabuła w warunkach polskiej widowni
przeznaczona jest dla starszych dzieci, młodzieży, a nawet
dorosłych. Organizatorzy 5. Festiwalu Filmowego Kino Dzieci, który
premierowo pokazał "Mirai" we wrześniu 2018 roku, ocenili
wiek widzów na 6+, my wskazalibyśmy jako dolną granicę raczej 10
lat. Młodsze dzieci mogą nie zrozumieć filmu, znudzić się nim
(trwa aż 100 minut), również ze względu na sporą dawkę
sentymentalizmu, a może też przestraszyć niektórych scen. Obok
zbliżeń na słodkie, wielkie oczy dzidziusia (oraz nieco starszych
dzieci) i innych typowych obrazków anime, mamy tu bowiem potworny
pociąg wciągający dzieci, dziwny dworzec bez końca i sensu z
niepotrafiącym pomóc urzędnikiem kolejowym (niemal jak u Kafki!)
czy długie, poetyckie ujęcia podróży motocyklem albo wojenne
wspomnienia. Dla nas była to cudowna mieszanka, taka udana
kompozycja fantastyki, folkloru, przygody, filozofii i japońskiej
stylistyki (raczej popkulturowej, ale nie tylko). Na razie film
"Mirai" nie znalazł się w regularnym repertuarze polskich
kin, ale dyrekcja Kina Dzieci zapewniła, że wszystkie pozycje z
konkursu głównego trafią do szerszej widowni. Przy pierwszej
okazji sprawdźcie więc, czy podzielacie naszą sympatię do
współczesnych japońskich animacji pełnometrażowych.
Bożena
Itoya
Mirai,
reżyseria: Mamoru Hosoda, rok produkcji: 2017, kraj: Japonia, czas:
100 min, kategoria wiekowa: 6+ (według nas: 10+), 5. Festiwal
Filmowy Kino Dzieci, sekcja festiwalowa: Konkurs Główny.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz