cudanakiju.pl

cudanakiju.pl

niedziela, 14 października 2018

5. Festiwal Filmowy Kino Dzieci (edycja warszawska, 22-30.09.2018) /2/


Część 2. sprawozdania

Perły w Konkursie filmowych odkryć
Bardzo ucieszyła nas wiadomość, że w tym roku filmy dla starszych (lub po prostu bardziej "wyrobionych" w dziedzinie kina) dzieci dostają od Kina Dzieci osobny Konkurs filmowych odkryć. W ramach sekcji odkryliśmy dwa małe arcydzieła. Są to filmy stawiające może bardziej na rozrywkę, ale niepozbawione przemyśleń, koncentrujące się na dziecięcym aktorstwie i świecie. Dorośli są obecni, ale nie decydują o przebiegu akcji, nie snują mądrości i nie próbują zdominować fabuły swoimi problemami. Głównymi bohaterkami są dziewczęta, ale otoczone gronem chłopców, stąd fabuła absorbuje widza niezależnie od płci. Pierwszym z naszych dwóch filmowych odkryć jest "Królowa Niendorfu" (reż. Joya Thome, Niemcy 2016), obraz krótki (67 minut) i konkretny. Z jednej strony film ten wydał mi się niemal teatralnie kameralny, bo ograniczony został do niewielkiego obszaru akcji (mała miejscowość, szkoła, 2-3 domy, parę uliczek, pole, polna droga i drzewo obok niej), niewielu kostiumów (dzieci chodzą ciągle w tych samych ubraniach) i rekwizytów (zapamiętacie głównie rowery i lody arbuzowe), kilku bohaterów i jeszcze mniejszej liczby wątków. Z drugiej strony, jest to obraz pełen przestrzeni – tej dosłownej, bo większa część akcji rozgrywa się w plenerach, niby zwyczajnych, ale urokliwych, i tej metaforycznej, którą możemy zapełnić rozmyślaniami, interpretacjami, marzeniami i własnymi przygodami. Po seansie chce się wsiąść na rower i jechać dokądkolwiek, gdzie można patrzeć w dal, zatrzymać się w dowolnym miejscu, tylko po to, by pobiegać po trawie albo wdrapać się na drzewo. Rekomendacja wiekowa (10+) przyznana przez organizatorów wydaje się zawyżona, bo w "Królowej Niendorfu" nie ma absolutnie nic, czego nie zrozumiałyby ośmiolatki, a może nawet siedmiolatki, lub co mogłoby im zaszkodzić.

Naszym drugim odkryciem jest "Pokój 213" (reż. Emelie Lindblom, Szwecja 2017), film słusznie polecany widzom powyżej 10 lat, bo to rasowy horror, choć z silnym udziałem młodzieżowego kina obyczajowego. Bohaterka wspomina pewien niezwykły letni obóz, można więc pomyśleć: "O, fajnie akurat jesteśmy świeżo po wakacjach, ten film będzie trochę jak spotkanie pokolonijne, nic strasznego nie może w nim być, przecież jest dla dzieci!", jednak twórcy sprawili nam nie lada niespodziankę. Nawet dorosły widz wielbiący fantastykę grozy tu może się przestraszyć, zwłaszcza jeśli (jak ja) przywykł oglądać horrory tylko w domu, na znacznie mniejszym ekranie i wśród dźwięków o słabszym natężeniu niż w sali kinowej. Bardzo polecamy "Pokój 213", bo baliśmy się cudownie i byliśmy mile zaskoczeni, że elementy fantastyczne nie okazały się wytworami młodzieńczej wyobraźni zmagającej się w symboliczny sposób z jakimś rzeczywistym problemem, jak to przeważnie bywa choćby w polskiej literaturze młodzieżowej.
Fenomen i dobra zabawa w sekcji Dzieci z nosem w książkach
Z sekcji "literackiej" wyłowiliśmy dla siebie dwa zestawy filmów krótkich. Właściwie mieliśmy ochotę obejrzeć znacznie więcej tytułów, jak choćby "Wiedźmy" według Roalda Dahla (reż. Nicolas Roeg, Wielka Brytania 1990, od 10 lat) czy "Pettson i Findus – mały kłopot, wielka przyjaźń" (reż. Ali Samadi Ahadi, Niemcy 2014) na podstawie książek Svena Nordqvista, ale program zawierał sporo filmów granych tylko raz, konkurujących z innymi rzadkimi (lub niepowtarzalnymi) gratkami i po prostu nie daliśmy rady być w dwóch miejscach równocześnie.
Wybraliśmy blok pięciu odcinków serialu "Ariol" (na podstawie komiksów Emmanuela Guiberta scenariusz, i Marca Boutavanta rysunki): "Przemykający Raboul", "Plac budowy", "Wyprzedaż garażowa", "Bogini miłości", "Pan Begossian" (reż. Hélène Friren, Amandine Fredon, Mathias Varin, Francja 2017). Całość trwała 60 minut, kategoria wiekowa głosiła "7+", a nam szczególnie przypadły do gustu filmy rozgrywające się w szkole lub w grupie szkolnych kolegów, ponieważ odcinki skoncentrowane na życiu rodzinnym mniej nas rozbawiły, były spokojniejsze i jakby skierowane do młodszych dzieci. Organizatorzy polecali tę produkcję jako współczesnego "Mikołajka", dla nas to znacznie więcej, choć przyjaciel-świnka tytułowego bohatera-osiołka rzeczywiście często przypomina Alcesta. Komiksy i filmy o Ariolu mają w sobie prawdziwie łobuzerską, nieokiełznaną przez dorosłych moc (mimo że na festiwalu Kino Dzieci pojawiły się jakby najłagodniejsze odsłony przygód osiołka), bardzo naturalnie opowiadają o przyjaźni, zabawie, codzienności przeplatanej wytworami fantazji.

Drugim zestawem w sekcji Kino Dzieci z nosem w książkach, jaki zobaczyliśmy, była dwuczęściowa animacja "Revolting Rhymes" (reż. Jakob Schuh, Jan Lachauer, Wielka Brytania 2016) na podstawie nieznanej w Polsce książki Roalda Dahla z ilustracjami Quentina Blake'a. Ten fenomenalny, 58-minutowy pokaz był dla nas prawdziwą kinową ucztą. Po pierwsze, oczarowała nas świetna animacja dwóch typów. Bohaterowie wyglądają bowiem inaczej we wprowadzającej "metaopowieści" i w części prezentującej "prawdziwe", niezbyt family-friendly, wersje tradycyjnych baśni ("Czerwony Kapturek", "Kopciuszek", "Śnieżka", "Trzy świnki", "Jaś i magiczna fasola") – tu wilki, świnki czy olbrzym przypominają postaci z animowanych adaptacji książek o Gruffalo (także wyświetlanych w sekcji "literackiej"). Po drugie, zrozumieliśmy, że niektóre publikowane w Polsce zagraniczne parafrazy klasycznych baśni, jak "Czerwone Wilczątko" Amélie Fléchais (wyd. Kultura Gniewu), czerpią garściami z twórczości Roalda Dahla, a nasze lokalne zachwyty obejmują nie źródło (zbiór "Revolting Rhymes" ukazał sę w 1982 roku), a jego pochodną. Dodatkowo, po raz kolejny, zauważyliśmy, że rodzice nie przestrzegają kategorii wiekowych filmów, ten polecany był dla co najmniej ośmiolatków, ale poranna godzina weekendowej projekcji i gatunek filmu (animacja) spowodowały, że na sali były też maluchy w wieku przedszkolnym. Nie wiem, jak długo będą trawić fakt, że Czerwony Kapturek zabijał wilki i świnki albo że książę od Kopciuszka był sadystą, choć niby brutalne sceny były ograniczone do minimum. My odebraliśmy serię "Revolting Rhymes" jak najlepiej, wszak parodia jest jednym z ulubionych narzędzi komiksu, filmu i ogólnie kultury popularnej, której jesteśmy wielbicielami (a może i wyznawcami). Żałowaliśmy tylko, że w polskim przekładzie umknęły rymy, które słyszeliśmy w tle, po angielsku – "Revolting Rhymes", jak wskazuje sam tytuł, jest zbiorem wierszyków i cały film był w oryginale przewrotną poezją. Wersję polską odczytała (prozą) na żywo lektorka, w tej samej formie usłyszeliśmy tekst "Ariola" i było to ciekawe urozmaicenie, atrakcja dostępna tylko w takich okolicznościach, kapka festiwalowej spontaniczności.
Uczestnicząc w kolejnych edycjach Kina Dzieci łatwo zaobserwować zmiany w programie festiwalu, zwłaszcza rosnący udział rodzimej kinematografii. Filmowych i literackich patriotów na pewno ucieszyła tegoroczna silna reprezentacja polskich "bajek" dla maluchów. W sekcji Kino Dzieci z nosem w książkach znalazły się aż trzy serie animowane, będące adaptacjami polskich książek obrazkowych: "Przytul mnie", "Wiking Tappi" oraz "Żubr Pompik", a w sekcji Panorama dołączyła do nich "Basia".
Namaste – kino Indii egzotycznych
Filmy z bloku indyjskiego nie przyciągnęły mojego syna opisami w folderze festiwalowym, a niestety nie udostępniono zwiastunów, którymi mogłabym go przekonać. Sześć filmów aktorskich należących do tej sekcji opowiadało o różnych problemach indyjskich bohaterów, dość abstrakcyjnych dla przeciętnego europejskiego dziecka, przynajmniej w charakterystyce podanej przez organizatorów Kina Dzieci. Chętnie obejrzę je kiedyś z etnograficznej ciekawości, zresztą podobne motywy skłoniły mnie do wybrania się na pokaz krótkich animacji "Przyjaciel" (reż. Narayan Shi, Indie 2004) oraz "Katputli" (reż. Charmi Chedda, Indie 1998). Nie były to filmy oszałamiające fabułą ani techniką realizacji, ale interesujące i efektowne z punktu widzenia osoby pragnącej poznać podejście indyjskiego kina do młodego widza czy sposób filmowej adaptacji tamtejszych (i nie tylko) baśni, legend i zwyczajów.

Krótkie historie na dłużej
W tym roku sekcja krótkich metraży reprezentowana była przez animacje z różnych stron świata (ale głównie z naszej części Europy) oraz jeden, międzynarodowy zestaw filmów aktorskich. My obejrzeliśmy koprodukcję polsko-słowacką (produkcja: Studio Miniatur Filmowych, Fool Moon, Słowackie Radio i Telewizja, Polski Instytut Sztuki Filmowej, Słowacki Instytut Audiowizualny) zatytułowaną "Pajęczaki" (reż. Katarína Kerekesová, Polska, Słowacja 2016). Na zestaw złożyły się trzy dwunastominutowe odcinki serialu: "Pokój Lili", "Domowe zwierzątko", "Szaleństwo zakupów". Poczciwi, ale dalecy od słodyczy bohaterowie są niebieskimi pająkami, mają dużo kończyn i oczu oraz całkiem ludzkie przygody. Na pierwszy plan wysuwa się Lili (jako człowiek miałaby pewnie około 6-7 lat), widz wyróżnia też jej brata Hugona ("ludzkiego" nastolatka). Trudno również nie zapamiętać zwariowanej babci, łakomczuszki i wielbicielki zakupów. Filmy o Pajęczakach przede wszystkim bawią, zarówno fabułą, jak i nietypowym wyglądem postaci, ale zawierają też pewien ładunek dydaktyczny, mimochodem uczą bowiem najważniejszych wartości, a starszym dzieciom przypominają o znaczeniu rodziny. Te krótkie historie starczą na dłużej, bo spodobają się i dzieciom w okolicach dolnej granicy wieku (6 lat), i rodzicom, i dziadkom. Bardzo ucieszyłoby mnie wydanie tej serii na DVD, tymczasem jednak w trakcie powstawania (czasem dopiero na etapie planowania) jest kilkanaście odcinków. Szczegóły te poznaliśmy u źródła, ponieważ warszawski pokaz połączony był ze spotkaniem z producentem wykonawczym "Pajęczaków", w rozmowie (poprowadzonej przez Martynę Chuderską z Polskiego Radia Dzieciom) wziął udział również specjalista od animacji 3D.
Reżyserzy, animatorzy czy producenci filmów rysunkowych (a nawet jeden pisarz – Marcin Mortka, którego książki stały się podstawą serialu "Wiking Tappi") pojawiali się również na innych projekcjach. Liczne filmy krótkometrażowe były wyświetlane także w ramach sekcji Panorama, Kino Dzieci z nosem w książkach oraz Namaste – kino Indii, o niektórych już wspomniałam lub wspomnę poniżej.

Zjawiska w sekcji Panorama
Ta sekcja tętniła życiem współczesnego kina dla dzieci, wielogatunkowego, zróżnicowanego formalnie i narracyjnie, adresowanego do widzów znajdujących się w bardzo różnych punktach wczesnej młodości. Panorama dzieciństwa jest przecież znacznie rozleglejsza i podlega ściślejszej specjalizacji od widoku na całą dorosłość, nikt nie tworzy filmów przeznaczonych tylko dla dwudziesto-, czterdziesto- czy sześćdziesięciolatków, a kino dzieci potrafi zamknąć film w momencie życia człowieka trwającym zaledwie trzy czy cztery lata. Tak uczynili twórcy filmu "Storm. Opowieść o odwadze" (reż. Dennis Bots, Holandia 2017). Film skierowany jest do dzieci i młodzieży w wieku od 9 lat, według mnie górna granica to szósta klasa szkoły podstawowej (11-13 lat). Obraz ten rok temu znalazł się w Konkursie Kina Dzieci, później trafił do regularnego repertuaru kin, ale my zdołaliśmy go obejrzeć dopiero teraz. Z punktu widzenia polskiego widza "Storm" może wywołać burzę, bo jesteśmy krajem o tradycjach przede wszystkim katolickich, a przygody tytułowego chłopca, syna drukarza, osadzone są w realiach początków reformacji i nie stawiają inkwizycji w dobrym świetle. Jest to film historyczny, wymagający otwartości i pewnej wiedzy (a przynajmniej umysłu łatwo ją chłonącego), a zarazem przygodowy – takie młodzieżowe, średniowieczne kino akcji. Podczas seansu wielokrotnie wstrzymywałam oddech, a to na widok wspaniałych, perfekcyjnie odwzorowanych kostiumów, narzędzi drukarskich i wystroju wnętrz, to znów podziwiając grę młodych aktorów, kiedy indziej na bieżąco rozważając, jak poważnie reżyser i scenarzysta potraktowali młodych widzów, nie dając im taryfy ulgowej w ujęciu tematów takich jak historia religii, oddanie rodzinie czy miłość. Nigdy wcześniej nie widziałam niczego podobnego, tak zjawiskowego, w kinie adresowanym do dzieci.


W sekcji Panorama bardzo spodobał się nam także zestaw filmów animowanych "Wielki zły lis i inne opowieści" (reż. Patrick Imbert, Benjamin Renner, Belgia, Francja 2017). Pokaz trwał 83 minuty i były na nim dzieci w bardzo różnym wieku (łącznie z moim dwunastolatkiem), oficjalna rekomendacja festiwalowa brzmiała: "6+", ale dotyczyła chyba jednak krajów frankofońskich, gdzie dzieci od małego mają kontakt ze specyficznym, komiksowym poczuciem humoru, sposobem rysowania i przedstawiania historii. Bohaterem serii jest kłótliwe i zwariowane trio: prosiak, kaczorek i królik, poza nimi występuje tytułowy lis, tak naprawdę pełen nieśmiałości i kompleksów, będący jego przeciwieństwem wilk, gromada kur i kurczaków, rozleniwiony pies stróżujący i inni. Ta ostatnia formułka dobrze pasuje do całego zestawu, którego poszczególne opowieści zostały spojone scenkami ze szkolnego przedstawienia zwierzątek, co i rusz wybiegających przed kurtynę, patrzących prosto na nas, jąkających się i szepczących teatralnie. My uznaliśmy całość za przezabawną, bo oboje lubujemy się w tego typu komiksowych i animowanych cudakach, ale w warunkach polskiej widowni wskazałabym raczej na dolną granicę wieku 8 lat. Seans, na którym byliśmy, odbył się w kameralnej, około 30-osobowej sali Kina Muranów (całkowicie wyprzedanej), gdzie, chcąc nie chcąc, dobrze odczuwa się reakcje innych widzów. Towarzyszyło nam sporo dzieci nawet młodszych, niż wskazane przez organizatorów sześć lat, niektóre z nich zachowywały się, jakby pierwszy raz były w kinie (bieganie, głośne gadanie, wieszanie się i kładzenie głowy na fotelu osoby siedzącej bezpośrednio przed), a nawet starsi kilkuletni widzowie nie rozumieli niektórych kluczowych momentów humorystycznych, bo śmiechy rozlegały się zdecydowanie zbyt rzadko. Odbiór filmów przez najmłodszych był też chyba utrudniony z powodu polskiej, lektorskiej wersji językowej, zza której słychać było oryginalne dialogi francuskie, znacznie bardziej rozbudowane.

Wśród najlepszych filmów zagranych w ramach sekcji Panorama muszę jeszcze wymienić przynajmniej trzy, o których już kiedyś pisałam, ale warto je przypominać i wyświetlać jak najczęściej. Jeśli ktoś jest zainteresowany dobrym, przygodowym kinem aktorskim pokazującym od podszewki świat i myślenie dzieci, koniecznie powinien wybrać się ze swoim podopiecznym na filmy "Villads" (reż. Frederik Meldal Nørgaard, Dania 2015, od 6 lat) – tu wsparcie znajdą zwłaszcza debiutujący uczniowie / zerówkowicze, oraz "Przygoda Nelly" (reż. Dominik Wessely, Niemcy 2016, od 9 lat). Nie można też pominąć animacji teoretycznie z "niższej" kategorii wiekowej (7+), ale podobającej się i dziesięcio- czy nastolatkom: "Solana i Ludwika – wielkiego wyścigu z serem" (reż. Rasmus A. Sivertsen, Norwegia 2015). To film zabawny, piękny (choć nie w kategoriach disneyowskich, tu mamy do czynienia z oryginalnymi kukiełkami, czasem umiarkowanie urodziwymi, trochę jak w "Paranormanie" czy "Pudłakach"), ze świetnym scenariuszem, zrealizowany przy pomocy efektownej, niezwykle pracochłonnej techniki animacji.

Mam 5 lat urodziny Kina Dzieci, czyli pewniaki na dobry start
Dzieci rozpoczynające przygodę z kinem mogły skorzystać z bogatej oferty sekcji Mam 5 lat urodziny Kina Dzieci. Znalazła się w niej klasyka: "Dzieci z Bullerbyn" (reż. Lasse Hallström, Szwecja 1986, od 6 lat) i "Nowe przygody dzieci z Bullerbyn" (reż. Lasse Hallström, Szwecja 1987, od 6 lat); trzy filmy dla maluchów (4+), świetnie dopasowane do ich postrzegania świata i możliwości, idealne na pierwszą wizytę w kinie: aktorskie "Kacper i Emma najlepsi przyjaciele" (reż. Arne Lindtner Næss, Norwegia 2013) i "Kacper i Emma na safari" (reż. Arne Lindtner Næss, Norwegia 2015) oraz animacja "Wielka wyprawa Molly" (reż. Ted Sieger, Michael Ekblad, Matthias Bruhn, Niemcy 2016). Były też współczesne filmy aktorskie dla sześcio-, siedmiolatków i dzieci trochę starszych, szczególnie polecane przez organizatorów festiwalu, oraz dwie animacje, które niegdyś zrobiły wielkie wrażenie na moim synu (o czym pisałam we wcześniejszych sprawozdaniach). Pierwszą z nich jest "Sekret Eleonory" (reż. Dominique Monfery, Francja 2009, od 6 lat, film był też wydany na DVD), a drugą "Chłopiec i świat" (reż. Alê Abreu, Brazylia 2013, od 10 lat). Ten obraz, mający na koncie nominację do Oskara, jest dobrym sposobem na przekonanie dziecka wchodzącego w okres dojrzewania, że nadal może interesować się animacją, bo bywa ona ambitniejsza od filmów aktorskich. 

"Chłopiec i świat" zachwyca wizualnie, ma głębokie przesłanie, skłania do refleksji o współczesnym świecie i naszych wartościach, a poziom "przygodowości" zatrzymuje nastolatków przy ekranie. Tak właśnie działa Kino Dzieci, już od pięciu lat! Myślę, że przy kolejnym jubileuszu nie powinno się pomijać żadnego filmu z tegorocznej sekcji urodzinowej, tylko dodać kolejne. Będzie to odpowiadało formatowi tego wydarzenia, jedynego w swoim rodzaju, rozrastającego się artystycznie i pod względem widowni, bo w tym roku podskoczyła i poprzeczka górnego wieku widza (co nas szczególnie cieszy), i słupek frekwencji – organizatorzy podali, że 5. Festiwal Filmowy Kino Dzieci odwiedziło 26242 widzów, "prawie o 3 tysiące więcej niż poprzednią edycję festiwalu. W Warszawie było nas prawie 12 tysięcy".

Bardziej szczegółowe omówienia the best of the best filmów obejrzanych przez nas podczas 5. Festiwalu Filmowego Kino Dzieci znajdą się w pofestiwalowym cyklu recenzji na naszym blogu.

Bożena Itoya

5. Festiwal Filmowy Kino Dzieci, 22-30.09.2018, Warszawa: Kino Muranów, Kino Praha.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz