Perły
w Konkursie filmowych odkryć
Bardzo
ucieszyła nas wiadomość, że w tym roku filmy dla starszych (lub
po prostu bardziej "wyrobionych" w dziedzinie kina) dzieci
dostają od Kina Dzieci osobny Konkurs filmowych odkryć. W ramach
sekcji odkryliśmy dwa małe arcydzieła. Są to filmy stawiające
może bardziej na rozrywkę, ale niepozbawione przemyśleń,
koncentrujące się na dziecięcym aktorstwie i świecie. Dorośli są
obecni, ale nie decydują o przebiegu akcji, nie snują mądrości i
nie próbują zdominować fabuły swoimi problemami. Głównymi
bohaterkami są dziewczęta, ale otoczone gronem chłopców, stąd
fabuła absorbuje widza niezależnie od płci. Pierwszym z naszych
dwóch filmowych odkryć jest "Królowa Niendorfu"
(reż. Joya Thome, Niemcy 2016), obraz krótki (67 minut) i
konkretny. Z jednej strony film ten wydał mi się niemal teatralnie
kameralny, bo ograniczony został do niewielkiego obszaru akcji (mała
miejscowość, szkoła, 2-3 domy, parę uliczek, pole, polna droga i
drzewo obok niej), niewielu kostiumów (dzieci chodzą ciągle w tych
samych ubraniach) i rekwizytów (zapamiętacie głównie rowery i
lody arbuzowe), kilku bohaterów i jeszcze mniejszej liczby wątków.
Z drugiej strony, jest to obraz pełen przestrzeni – tej dosłownej,
bo większa część akcji rozgrywa się w plenerach, niby
zwyczajnych, ale urokliwych, i tej metaforycznej, którą możemy
zapełnić rozmyślaniami, interpretacjami, marzeniami i własnymi
przygodami. Po seansie chce się wsiąść na rower i jechać
dokądkolwiek, gdzie można patrzeć w dal, zatrzymać się w
dowolnym miejscu, tylko po to, by pobiegać po trawie albo wdrapać
się na drzewo. Rekomendacja wiekowa (10+) przyznana przez
organizatorów wydaje się zawyżona, bo w "Królowej Niendorfu"
nie ma absolutnie nic, czego nie zrozumiałyby ośmiolatki, a może
nawet siedmiolatki, lub co mogłoby im zaszkodzić.
Naszym drugim
odkryciem jest "Pokój 213" (reż.
Emelie Lindblom, Szwecja 2017), film słusznie polecany widzom
powyżej 10 lat, bo to rasowy horror, choć z silnym udziałem
młodzieżowego kina obyczajowego. Bohaterka wspomina pewien
niezwykły letni obóz, można więc pomyśleć: "O, fajnie
akurat jesteśmy świeżo po wakacjach, ten film będzie trochę jak
spotkanie pokolonijne, nic strasznego nie może w nim być, przecież
jest dla dzieci!", jednak twórcy sprawili nam nie lada
niespodziankę. Nawet dorosły widz wielbiący fantastykę grozy tu
może się przestraszyć, zwłaszcza jeśli (jak ja) przywykł
oglądać horrory tylko w domu, na znacznie mniejszym ekranie i wśród
dźwięków o słabszym natężeniu niż w sali kinowej. Bardzo
polecamy "Pokój 213", bo baliśmy się cudownie i byliśmy
mile zaskoczeni, że elementy fantastyczne nie okazały się
wytworami młodzieńczej wyobraźni zmagającej się w symboliczny
sposób z jakimś rzeczywistym problemem, jak to przeważnie bywa
choćby w polskiej literaturze młodzieżowej.
Fenomen
i dobra zabawa w sekcji Dzieci z nosem w
książkach
Z
sekcji "literackiej" wyłowiliśmy dla siebie dwa zestawy
filmów krótkich. Właściwie mieliśmy ochotę obejrzeć znacznie
więcej tytułów, jak choćby "Wiedźmy" według Roalda
Dahla (reż. Nicolas Roeg, Wielka Brytania 1990, od 10 lat) czy
"Pettson i Findus – mały kłopot, wielka przyjaźń"
(reż. Ali Samadi Ahadi, Niemcy 2014) na podstawie książek Svena
Nordqvista, ale program zawierał sporo filmów granych tylko raz,
konkurujących z innymi rzadkimi (lub niepowtarzalnymi) gratkami i po
prostu nie daliśmy rady być w dwóch miejscach równocześnie.
Wybraliśmy
blok pięciu odcinków serialu "Ariol"
(na podstawie komiksów
Emmanuela Guiberta –
scenariusz, i Marca Boutavanta –
rysunki):
"Przemykający Raboul", "Plac budowy", "Wyprzedaż
garażowa", "Bogini miłości", "Pan Begossian"
(reż. Hélène Friren, Amandine Fredon, Mathias Varin, Francja
2017). Całość trwała 60 minut, kategoria wiekowa głosiła "7+",
a nam szczególnie przypadły do gustu filmy rozgrywające się w
szkole lub w grupie szkolnych kolegów, ponieważ odcinki
skoncentrowane na życiu rodzinnym mniej nas rozbawiły, były
spokojniejsze i jakby skierowane do młodszych dzieci. Organizatorzy
polecali tę produkcję jako współczesnego "Mikołajka",
dla nas to znacznie więcej, choć przyjaciel-świnka tytułowego
bohatera-osiołka rzeczywiście często przypomina Alcesta. Komiksy i
filmy o Ariolu mają w sobie prawdziwie łobuzerską, nieokiełznaną
przez dorosłych moc (mimo że na festiwalu Kino Dzieci pojawiły się
jakby najłagodniejsze odsłony przygód osiołka), bardzo naturalnie
opowiadają o przyjaźni, zabawie, codzienności przeplatanej
wytworami fantazji.
Drugim
zestawem w sekcji Kino Dzieci z nosem w książkach, jaki
zobaczyliśmy, była dwuczęściowa animacja "Revolting
Rhymes" (reż. Jakob Schuh, Jan Lachauer, Wielka
Brytania 2016) na podstawie nieznanej w Polsce książki Roalda Dahla
z ilustracjami Quentina Blake'a. Ten fenomenalny, 58-minutowy pokaz
był dla nas prawdziwą kinową ucztą. Po pierwsze, oczarowała nas
świetna animacja dwóch typów. Bohaterowie wyglądają bowiem
inaczej we wprowadzającej "metaopowieści" i w części
prezentującej "prawdziwe", niezbyt family-friendly,
wersje tradycyjnych baśni ("Czerwony Kapturek",
"Kopciuszek", "Śnieżka", "Trzy świnki",
"Jaś i magiczna fasola") – tu wilki, świnki czy olbrzym
przypominają postaci z animowanych adaptacji książek o Gruffalo
(także wyświetlanych w sekcji "literackiej"). Po drugie,
zrozumieliśmy, że niektóre publikowane w Polsce zagraniczne
parafrazy klasycznych baśni, jak "Czerwone Wilczątko"
Amélie Fléchais (wyd. Kultura Gniewu), czerpią garściami z
twórczości Roalda Dahla, a nasze lokalne zachwyty obejmują nie
źródło (zbiór "Revolting Rhymes" ukazał sę w 1982
roku), a jego pochodną. Dodatkowo, po raz kolejny, zauważyliśmy,
że rodzice nie przestrzegają kategorii wiekowych filmów, ten
polecany był dla co najmniej ośmiolatków, ale poranna godzina
weekendowej projekcji i gatunek filmu (animacja) spowodowały, że na
sali były też maluchy w wieku przedszkolnym. Nie wiem, jak długo
będą trawić fakt, że Czerwony Kapturek zabijał wilki i świnki
albo że książę od Kopciuszka był sadystą, choć niby brutalne
sceny były ograniczone do minimum. My odebraliśmy serię "Revolting
Rhymes" jak najlepiej, wszak parodia jest jednym z ulubionych
narzędzi komiksu, filmu i ogólnie kultury popularnej, której
jesteśmy wielbicielami (a może i wyznawcami). Żałowaliśmy tylko,
że w polskim przekładzie umknęły rymy, które słyszeliśmy w
tle, po angielsku – "Revolting Rhymes", jak wskazuje sam
tytuł, jest zbiorem wierszyków i cały film był w oryginale
przewrotną poezją. Wersję polską odczytała (prozą) na żywo
lektorka, w tej samej formie usłyszeliśmy tekst "Ariola"
i było to ciekawe urozmaicenie, atrakcja dostępna tylko w takich
okolicznościach, kapka festiwalowej spontaniczności.
Uczestnicząc w
kolejnych edycjach Kina Dzieci łatwo zaobserwować zmiany w
programie festiwalu, zwłaszcza rosnący udział rodzimej
kinematografii. Filmowych i literackich patriotów na pewno ucieszyła
tegoroczna silna reprezentacja polskich "bajek" dla
maluchów. W sekcji Kino Dzieci z nosem w książkach znalazły się
aż trzy serie animowane, będące adaptacjami polskich książek
obrazkowych: "Przytul mnie", "Wiking Tappi" oraz
"Żubr Pompik", a w sekcji Panorama dołączyła do nich
"Basia".
Namaste – kino
Indii egzotycznych
Filmy
z bloku indyjskiego nie przyciągnęły mojego syna opisami w
folderze festiwalowym, a niestety nie udostępniono zwiastunów,
którymi mogłabym go przekonać. Sześć filmów aktorskich
należących do tej sekcji opowiadało o różnych problemach
indyjskich bohaterów, dość abstrakcyjnych dla przeciętnego
europejskiego dziecka, przynajmniej w charakterystyce podanej przez
organizatorów Kina Dzieci. Chętnie obejrzę je kiedyś z
etnograficznej ciekawości, zresztą podobne motywy skłoniły mnie
do wybrania się na pokaz krótkich animacji "Przyjaciel"
(reż. Narayan Shi, Indie 2004) oraz "Katputli"
(reż. Charmi Chedda, Indie 1998). Nie były to filmy oszałamiające
fabułą ani techniką realizacji, ale interesujące i efektowne z
punktu widzenia osoby pragnącej poznać podejście indyjskiego kina
do młodego widza czy sposób filmowej adaptacji tamtejszych (i nie
tylko) baśni, legend i zwyczajów.
Krótkie historie
na dłużej
W
tym roku sekcja krótkich metraży reprezentowana była przez
animacje z różnych stron świata (ale głównie z naszej części
Europy) oraz jeden, międzynarodowy zestaw filmów aktorskich. My
obejrzeliśmy koprodukcję polsko-słowacką (produkcja: Studio
Miniatur Filmowych, Fool Moon, Słowackie Radio i Telewizja, Polski
Instytut Sztuki Filmowej, Słowacki Instytut Audiowizualny)
zatytułowaną "Pajęczaki" (reż. Katarína
Kerekesová, Polska, Słowacja 2016). Na zestaw złożyły się trzy
dwunastominutowe odcinki serialu: "Pokój Lili", "Domowe
zwierzątko", "Szaleństwo zakupów". Poczciwi, ale
dalecy od słodyczy bohaterowie są niebieskimi pająkami, mają dużo
kończyn i oczu oraz całkiem ludzkie przygody. Na pierwszy plan
wysuwa się Lili (jako człowiek miałaby pewnie około 6-7 lat),
widz wyróżnia też jej brata Hugona ("ludzkiego"
nastolatka). Trudno również nie zapamiętać zwariowanej babci,
łakomczuszki i wielbicielki zakupów. Filmy o Pajęczakach przede
wszystkim bawią, zarówno fabułą, jak i nietypowym wyglądem
postaci, ale zawierają też pewien ładunek dydaktyczny, mimochodem
uczą bowiem najważniejszych wartości, a starszym dzieciom
przypominają o znaczeniu rodziny. Te krótkie historie starczą na
dłużej, bo spodobają się i dzieciom w okolicach dolnej granicy
wieku (6 lat), i rodzicom, i dziadkom. Bardzo ucieszyłoby mnie
wydanie tej serii na DVD, tymczasem jednak w trakcie powstawania
(czasem dopiero na etapie planowania) jest kilkanaście odcinków.
Szczegóły te poznaliśmy u źródła, ponieważ warszawski pokaz
połączony był ze spotkaniem z producentem wykonawczym
"Pajęczaków", w rozmowie (poprowadzonej przez Martynę
Chuderską z Polskiego Radia Dzieciom) wziął udział również
specjalista od animacji 3D.
Reżyserzy,
animatorzy czy producenci filmów rysunkowych (a nawet jeden pisarz –
Marcin Mortka, którego książki stały się podstawą serialu
"Wiking Tappi") pojawiali się również na innych
projekcjach. Liczne filmy krótkometrażowe były wyświetlane także
w ramach sekcji Panorama, Kino Dzieci z nosem w książkach oraz
Namaste – kino Indii, o niektórych już wspomniałam lub wspomnę
poniżej.
Zjawiska
w sekcji Panorama
Ta
sekcja tętniła życiem współczesnego kina dla dzieci,
wielogatunkowego, zróżnicowanego formalnie i narracyjnie,
adresowanego do widzów znajdujących się w bardzo różnych
punktach wczesnej młodości. Panorama dzieciństwa jest przecież
znacznie rozleglejsza i podlega ściślejszej specjalizacji od widoku
na całą dorosłość, nikt nie tworzy filmów przeznaczonych tylko
dla dwudziesto-, czterdziesto- czy sześćdziesięciolatków, a kino
dzieci potrafi zamknąć film w momencie życia człowieka trwającym
zaledwie trzy czy cztery lata. Tak uczynili twórcy filmu "Storm.
Opowieść o odwadze" (reż. Dennis Bots, Holandia
2017). Film skierowany jest do dzieci i młodzieży w wieku od 9 lat,
według mnie górna granica to szósta klasa szkoły podstawowej
(11-13 lat). Obraz ten rok temu znalazł się w Konkursie Kina
Dzieci, później trafił do regularnego repertuaru kin, ale my
zdołaliśmy go obejrzeć dopiero teraz. Z punktu widzenia polskiego
widza "Storm" może wywołać burzę, bo jesteśmy krajem o
tradycjach przede wszystkim katolickich, a przygody tytułowego
chłopca, syna drukarza, osadzone są w realiach początków
reformacji i nie stawiają inkwizycji w dobrym świetle. Jest to film
historyczny, wymagający otwartości i pewnej wiedzy (a przynajmniej
umysłu łatwo ją chłonącego), a zarazem przygodowy – takie
młodzieżowe, średniowieczne kino akcji. Podczas seansu
wielokrotnie wstrzymywałam oddech, a to na widok wspaniałych,
perfekcyjnie odwzorowanych kostiumów, narzędzi drukarskich i
wystroju wnętrz, to znów podziwiając grę młodych aktorów, kiedy
indziej na bieżąco rozważając, jak poważnie reżyser i
scenarzysta potraktowali młodych widzów, nie dając im taryfy
ulgowej w ujęciu tematów takich jak historia religii, oddanie
rodzinie czy miłość. Nigdy wcześniej nie widziałam niczego
podobnego, tak zjawiskowego, w kinie adresowanym do dzieci.
W
sekcji Panorama bardzo spodobał się nam także zestaw filmów
animowanych "Wielki zły lis i inne opowieści"
(reż. Patrick Imbert, Benjamin Renner, Belgia, Francja 2017). Pokaz
trwał 83 minuty i były na nim dzieci w bardzo różnym wieku
(łącznie z moim dwunastolatkiem), oficjalna rekomendacja
festiwalowa brzmiała: "6+", ale dotyczyła chyba jednak
krajów frankofońskich, gdzie dzieci od małego mają kontakt ze
specyficznym, komiksowym poczuciem humoru, sposobem rysowania i
przedstawiania historii. Bohaterem serii jest kłótliwe i zwariowane
trio: prosiak, kaczorek i królik, poza nimi występuje tytułowy
lis, tak naprawdę pełen nieśmiałości i kompleksów, będący
jego przeciwieństwem wilk, gromada kur i kurczaków, rozleniwiony
pies stróżujący i inni. Ta ostatnia formułka dobrze pasuje do
całego zestawu, którego poszczególne opowieści zostały spojone
scenkami ze szkolnego przedstawienia zwierzątek, co i rusz
wybiegających przed kurtynę, patrzących prosto na nas, jąkających
się i szepczących teatralnie. My uznaliśmy całość za
przezabawną, bo oboje lubujemy się w tego typu komiksowych i
animowanych cudakach, ale w warunkach polskiej widowni wskazałabym
raczej na dolną granicę wieku 8 lat. Seans, na którym byliśmy,
odbył się w kameralnej, około 30-osobowej sali Kina Muranów
(całkowicie wyprzedanej), gdzie, chcąc nie chcąc, dobrze odczuwa
się reakcje innych widzów. Towarzyszyło nam sporo dzieci nawet
młodszych, niż wskazane przez organizatorów sześć lat, niektóre
z nich zachowywały się, jakby pierwszy raz były w kinie (bieganie,
głośne gadanie, wieszanie się i kładzenie głowy na fotelu osoby
siedzącej bezpośrednio przed), a nawet starsi kilkuletni widzowie
nie rozumieli niektórych kluczowych momentów humorystycznych, bo
śmiechy rozlegały się zdecydowanie zbyt rzadko. Odbiór filmów
przez najmłodszych był też chyba utrudniony z powodu polskiej,
lektorskiej wersji językowej, zza której słychać było oryginalne
dialogi francuskie, znacznie bardziej rozbudowane.
Wśród najlepszych
filmów zagranych w ramach sekcji Panorama muszę jeszcze wymienić
przynajmniej trzy, o których już kiedyś pisałam, ale warto je
przypominać i wyświetlać jak najczęściej. Jeśli ktoś jest
zainteresowany dobrym, przygodowym kinem aktorskim pokazującym od
podszewki świat i myślenie dzieci, koniecznie powinien wybrać się
ze swoim podopiecznym na filmy "Villads" (reż.
Frederik Meldal Nørgaard, Dania 2015, od 6 lat) – tu wsparcie
znajdą zwłaszcza debiutujący uczniowie / zerówkowicze, oraz
"Przygoda Nelly" (reż. Dominik Wessely, Niemcy
2016, od 9 lat). Nie można też pominąć animacji teoretycznie z
"niższej" kategorii wiekowej (7+), ale podobającej się i
dziesięcio- czy nastolatkom: "Solana i Ludwika
– wielkiego wyścigu z serem"
(reż. Rasmus A.
Sivertsen, Norwegia 2015). To film zabawny, piękny (choć nie w
kategoriach disneyowskich, tu mamy do czynienia z oryginalnymi
kukiełkami, czasem umiarkowanie urodziwymi, trochę jak w
"Paranormanie" czy "Pudłakach"), ze świetnym
scenariuszem, zrealizowany przy pomocy efektownej, niezwykle
pracochłonnej techniki animacji.
Mam 5 lat –
urodziny Kina Dzieci, czyli pewniaki na dobry start
Dzieci
rozpoczynające przygodę z kinem mogły skorzystać z bogatej oferty
sekcji Mam 5 lat –
urodziny Kina Dzieci.
Znalazła się w niej klasyka: "Dzieci z Bullerbyn" (reż.
Lasse Hallström, Szwecja
1986, od 6 lat) i "Nowe przygody dzieci z Bullerbyn" (reż.
Lasse Hallström, Szwecja
1987, od 6 lat); trzy filmy dla maluchów (4+), świetnie dopasowane
do ich postrzegania świata i możliwości, idealne na pierwszą
wizytę w kinie: aktorskie "Kacper i Emma –
najlepsi przyjaciele" (reż. Arne Lindtner Næss, Norwegia 2013)
i "Kacper i Emma na safari" (reż. Arne Lindtner Næss,
Norwegia 2015) oraz animacja "Wielka wyprawa Molly" (reż.
Ted Sieger, Michael Ekblad, Matthias Bruhn, Niemcy 2016). Były też
współczesne filmy aktorskie dla sześcio-, siedmiolatków i dzieci
trochę starszych, szczególnie polecane przez organizatorów
festiwalu,
oraz dwie animacje, które niegdyś zrobiły wielkie wrażenie na
moim synu (o czym pisałam we wcześniejszych sprawozdaniach).
Pierwszą z nich jest "Sekret Eleonory" (reż. Dominique
Monfery, Francja 2009, od 6 lat, film był też wydany na DVD), a
drugą "Chłopiec i świat"
(reż. Alê Abreu, Brazylia
2013, od 10 lat). Ten obraz,
mający na koncie nominację do Oskara, jest dobrym sposobem na
przekonanie dziecka wchodzącego w okres dojrzewania, że nadal może
interesować się animacją, bo bywa ona ambitniejsza od filmów
aktorskich.
"Chłopiec i świat" zachwyca wizualnie, ma głębokie przesłanie, skłania do refleksji o współczesnym świecie i naszych wartościach, a poziom "przygodowości" zatrzymuje nastolatków przy ekranie. Tak właśnie działa Kino Dzieci, już od pięciu lat! Myślę, że przy kolejnym jubileuszu nie powinno się pomijać żadnego filmu z tegorocznej sekcji urodzinowej, tylko dodać kolejne. Będzie to odpowiadało formatowi tego wydarzenia, jedynego w swoim rodzaju, rozrastającego się artystycznie i pod względem widowni, bo w tym roku podskoczyła i poprzeczka górnego wieku widza (co nas szczególnie cieszy), i słupek frekwencji – organizatorzy podali, że 5. Festiwal Filmowy Kino Dzieci odwiedziło 26242 widzów, "prawie o 3 tysiące więcej niż poprzednią edycję festiwalu. W Warszawie było nas prawie 12 tysięcy".
"Chłopiec i świat" zachwyca wizualnie, ma głębokie przesłanie, skłania do refleksji o współczesnym świecie i naszych wartościach, a poziom "przygodowości" zatrzymuje nastolatków przy ekranie. Tak właśnie działa Kino Dzieci, już od pięciu lat! Myślę, że przy kolejnym jubileuszu nie powinno się pomijać żadnego filmu z tegorocznej sekcji urodzinowej, tylko dodać kolejne. Będzie to odpowiadało formatowi tego wydarzenia, jedynego w swoim rodzaju, rozrastającego się artystycznie i pod względem widowni, bo w tym roku podskoczyła i poprzeczka górnego wieku widza (co nas szczególnie cieszy), i słupek frekwencji – organizatorzy podali, że 5. Festiwal Filmowy Kino Dzieci odwiedziło 26242 widzów, "prawie o 3 tysiące więcej niż poprzednią edycję festiwalu. W Warszawie było nas prawie 12 tysięcy".
Bardziej
szczegółowe omówienia the best of the best filmów
obejrzanych przez nas podczas 5. Festiwalu Filmowego Kino Dzieci
znajdą się w pofestiwalowym cyklu recenzji na naszym blogu.
Bożena
Itoya
5.
Festiwal Filmowy Kino Dzieci, 22-30.09.2018, Warszawa: Kino Muranów,
Kino Praha.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz