cudanakiju.pl

cudanakiju.pl

poniedziałek, 2 maja 2016

Ale kino!

Bohaterami powieści "Ale kino!" są Konstancja, uczennica jednej z końcowych klas szkoły podstawowej, jej przyjaciółka (Tereska), sympatia (Szymek), idolka (Xymena), wróg (Zyzol), kot (Jeremiasz) i taka sobie dziewczynka z klasy (Celka). Z książki najwięcej dowiadujemy się o Konstancji­ Stance i antypatycznym Zyzolu, którego imienia nie poznajemy. Jaką naukę ma zatem wynieść z lektury młody czytelnik? Może: w jaki sposób radzić sobie z wrogami? Czy raczej: jak uczynić ich naszymi przyjaciółmi? A może... jak nienawidzić?
Zyzol wzbudza we mnie głównie współczucie. Nie podoba mi się jego przezwisko, sposób, w jaki zostaje ukarany oraz to, że nikt z dorosłych nie potrafi mu pomóc, choćby wyznaczając zasady zachowania i objaśniając konsekwencje postępowania takiego, jak kradzież i zastraszanie młodszych kolegów. Negatywne cechy chłopca zostały wyolbrzymione, poza tym z pewnością zostałby dawno przeniesiony do szkoły ze specjalnym trybem nauczania. Czytając "Ale kino!" zauważałam też pozytywne cechy Zyzola (a na pewno cechy typowo chłopięce, jak popisywanie się przed dziewczętami) i byłam przekonana, że przejdzie na jasną stronę Mocy. Niestety, tak się nie stało. Nikt nie chciał go nigdzie "przeprowadzić", poza tym nie jestem przekonana, czy była ta rzeczywiście strona jasna.
Konstancja, niczym Ania (nie Andzia!) Shirley, nie akceptuje swojego imienia, ewentualnie uznaje tylko jedną jego wersję: Stanka. Żyje w Łodzi należącej do dwóch światów: rzeczywistego i magicznego. Dziewczynka bardzo lubi kolegę z innej klasy, ma koleżankę­ nierozłączkę, babcię i rodziców prowadzących sklep, w którym Stanka pomaga zarabiając na kieszonkowe, a także jednookiego czarnego kota, uratowanego niegdyś przed utopieniem. Kot o imieniu Jeremiasz wspominany jest często, ale nie zauważyłam, by narratorka darzyła go taką sympatią, jaką odczuwa się zazwyczaj do pupila. Nie wyobrażam sobie, jak moja rodzina zareagowałaby, gdyby nasza czarna kotka (czarne koty to taka niemal rasa) zaginęła na kilka dni, a potem odeszła na dobre. Z pewnością nie bylibyśmy tak spokojni, jak Konstancja. Jeremiasz chodzi własnymi drogami, decyduje o swoim (i nie tylko swoim) losie i, z powodu nadprzyrodzonych umiejętności, należy bardziej do innego świata. Właściwie nie wiadomo, do jakiego. Przypomina nieco Rademenesa z serialu "Siedem życzeń", jednak telewizyjny kot miał określoną przeszłość, zdolności, swoją pełną historię, a o Jeremiaszu dowiadujemy się niewiele. W każdym razie, brak więzi między bohaterką a jej kotem sprawia, że postać Jeremiasza wydaje mi się jakby "wklejona" do fabuły, niby bardzo ważna, a jednak niedopowiedziana, niedokończona.
Podobnie niewiarygodne wydają się inne postacie, a nawet wątki. Idolką Stanki jest Xymena, jej rówieśniczka, aktorka grająca w popularnym serialu o czarodziejce. Nie jestem pewna, czy jest to imię rzeczywiste, czy filmowe, a może i takie, i takie. Z opisu wynika, że serial o którym mowa stanowi kompilację niegdysiejszych produkcji emitowanych w polskich stacjach telewizyjnych, to jest przygód nastoletniej czarownicy Sabriny i wojowniczej księżniczki Xeny. Oba były na bardzo niskim poziomie i na szczęście młodzi czytelnicy ich nie pamiętają, nie dostrzegą więc analogii.
Fabuła jest zarazem mocną i słabą stroną książki. Wydarzenia, te realne i te magiczne, na pewno bardzo zainteresują czytelników. Jednak wszystkie wątki akcji w pewnym momencie gdzieś znikają, zostają porzucone i nie do końca wyjaśnione. Konstancja napisała w imieniu całej klasy opowiadanie, co zresztą wydaje mi się dziwną, niezbyt uczciwą praktyką. Klasa wygrała w ten sposób konkurs na scenariusz odcinka wspomnianego serialu o Xymenie. Aktorka przyjeżdża do szkoły Stanki, by "zbadać teren" przed rozpoczęciem zdjęć. Próbuje wprowadzać nowe porządki, wbrew opisowi z okładki ("nie zamierza kiwnąć palcem w sprawach, które nie są jej problemem"). W tym czasie znika kot Jeremiasz, a Zyzol rządzi szkołą (i nie tylko), ponieważ ukradł dyrektorowi magiczny puchar spełniający życzenia.
Nie dowiadujemy się, czy odcinek serialu został nakręcony zgodnie z treścią opowiadania. Nie wiemy też czy, kto i dlaczego chciał porwać Jeremiasza. A skąd w jednej z łódzkich piwnic znalazł tak cenny puchar? Po niebie lata wielki statek, Stanka umawia się z Szymkiem, a Xymena, początkowo postać bardzo ważna, nagle niemal znika ze stron książki. Bohaterowie wydają się niezbyt mądrzy, trochę nijacy, pozbawieni zainteresowań i ambicji wykraczających poza świat telewizji. Najbardziej chaotyczna jest jednak nie budowa akcji czy charakterystyka postaci, ale konstrukcja świata wartości. Młody czytelnik może nie zrozumieć, kto tu postępuje dobrze, a kto źle, czy obowiązują zasady rzeczywiste, czy fantastyczne. Narratorka zapewnia nas, że tylko Zyzol, który "w miejscu mózgu ma kilo tępych gwoździ i dlatego zachowuje się jak palant", może mylić Xymenę realną z jej filmowym wcieleniem. Jednak ona sama także nie rozdziela serialu od rzeczywistości, która zresztą naprawdę staje się... filmem. Nie jest to jednak produkcja najwyższych lotów.
"Ale kino!" jest jedną z tych publikacji, które postanowiłam poznać zanim za lekturę zabierze się mój syn. Może zdecydowałam tak dlatego, że nie czytaliśmy wcześniej książek Grażyny Bąkiewicz i nie wiedziałam, czego się spodziewać. Była to dobra decyzja, nie zgadzam się ze wskazanym przez wydawcę wiekiem czytelnika "7+" (według strony internetowej Wydawnictwa Literatura), określiłabym go raczej jako "9+" lub "10+" i chyba taka sugestia powinna znaleźć się na okładce. Moim zdaniem publikacja ta najlepiej sprawdzi się jako wspólna lektura z dzieckiem (do czytania na głos) lub jako "zagajenie" dyskusji (w szkole lub w domu) na różne tematy związane z życiem społecznym, kulturą czy etyką.

Dlaczego nie wręczyłabym tej książki ośmioletniemu synowi ot tak, bez komentarza? Otóż autorka porusza wiele trudnych tematów, jak prześladowanie otyłego dziecka przez kolegów z klasy, wyrostek terroryzujący całą szkołę, tak zwana znieczulica społeczna wśród młodzieży czy mieszanie rzeczywistości z fikcją (w tym wypadku filmową, ale równie dobrze może to dotyczyć tej wirtualnej). Atmosfera bywa "ciężka", tym bardziej, że nie wszystkie ponure, brudne sprawy zostają jednoznacznie ocenione i rozwiązane. Obawiam się, że młodsi czytelnicy (w wieku sugerowanym przez wydawnictwo) mogą nie zrozumieć przekazu, jaki Grażyna Bąkiewicz starała się wpleść w akcję. Niektórzy mogą nawet zrozumieć go na opak. Przeciętny siedmio­ i ośmiolatek nie potrafi jeszcze samodzielnie wyciągnąć wniosków z dziedziny moralności czy etyki, zwłaszcza jeśli, niestety, dorosły (autor) sugeruje rozwiązania dwuznaczne lub fantastyczne (typu deus ex machina). Nie znaczy to, że preferuję ton moralizatorski, jednak w tym wypadku wątek fantastyczny odciąga autorkę od rozstrzygnięcia kwestii przyziemnych i codziennych – czy należy dziecko (około dziesięcioletnie) winić za to, że jest nieprzystosowane społecznie, otyłe albo niemodnie ubrane? Czy odwaga i sprawiedliwość polegają na tym, by ofiara stała się oprawcą albo by wyśmiewany zaczął wyśmiewać?

"Ale kino!" jest książką ciekawą, ale wiele rozwiązań, o ile takie następują, wzbudza duże wątpliwości. Mój ośmioletni syn potrafi sobie bez problemu poradzić z rozstrzygnięciem niektórych kwestii, które dla bohaterów książki stanowią wielkie wyzwanie. Na przykład, co robimy, gdy ktoś kradnie? Czy bronimy brutalnie wyśmiewanej koleżanki, chociaż w pierwszej klasie często skarżyła? Ta aktorka z serialu jest na pewno identyczna, jak grana przez nią postać – ona chyba naprawdę umie czytać w myślach? A dorośli nic nie widzą i nie rozumieją, nie można ich prosić o pomoc.

Nie podoba mi się stylizacja językowa stosowana przez autorkę. Nie lubię, kiedy dorosły autor na siłę stara się skonstruować język "wyluzowanej" młodzieży, zwłaszcza, jeśli w wypowiedzi bohaterów (i to tych pozytywnych) wplata przekleństwa i obelgi. Dzieci tak nie mówią (i nie powinny), narracja oraz dialogi stają się nienaturalne, a czyta się to nieprzyjemnie. Młodzi czytelnicy nadal uważają literaturę za pewien wzór – języka, zachowań, wartości; skoro zatem Stanka nazywa kogoś gwoździomózgiem i palantem, to na pewno i im wolno.
Bożena Itoya

Grażyna Bąkiewicz, Ale kino!, ilustracje: Kasia Kołodziej, Wydawnictwo Literatura, Łódź 2014.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz