Czwarta
książka o Aniołkach kota Cagliostro jest ciekawym akcentem w serii
Jarosława Mikołajewskiego. Dotychczas autor wysyłał
dwunastoletnie "detektywki" w różne rejony Włoch, tym
razem miejscem akcji uczynił stolicę Polski. Dodatkowo we
wcześniejszych tomach, mimo baśniowej atmosfery, śledztwo miało
racjonalne korzenie i prowadziło do konkretnego winnego (bo
niekoniecznie złoczyńcy). Ta sprawa jest bardziej metaforyczna,
uniwersalna, dotyczy wręcz kondycji naszej cywilizacji.
Dziwne
w całym tym marszu było to, że nikt nie zwracał na nich uwagi.
Ludzie mijali grupkę dziewcząt z kotem na czele obojętnie, jakby
to była wycieczka szkolna pod opieką nauczyciela przyrody. W
wagonie metra – to samo. Każdy siedział z nosem wbitym w gazetę
albo w telefon komórkowy, zaprogramowany na obwieszczenie, że
kolejka dojechała na stację Świętokrzyska. Dopiero wtedy, wciąż
z nosem w gazecie albo w komórce, pasażerowie wstawali z miejsc.
Pomimo
przeniesienia historii w rzeczywiście istniejące punkty na mapie
współczesnej Warszawy, zagadka nie jest osadzona w kulturze miasta
w takim stopniu, jak miało to miejsce w "Uśmiechu Bambola",
"Szklanych oczach" i "Zwycięskim koniu". Może
po prostu nasza stolica nie jest tak charakterystyczna, jak tradycje
Rzymu, Sieny czy Wenecji. Na szczęście jednak mamy swoje legendy,
które wciąż inspirują pisarzy.
– Nie
tylko w Kopenhadze jest Syrenka! – znów z dumą zawołała Marta.
– My też mamy swoją Syrenkę. Legenda mówi, że żyła w Wiśle
i pięknie śpiewała.
– O
czym? – spytała Olga.
– O
wolności. Bo cieszyła się swoją wolnością, i to ona sprawiała
jej największą radość. Robiła to, na co miała ochotę.
Niestety, pewnemu chłopakowi przyszło do głowy, żeby ją złowić
i uwięzić.
Miejskie
lokalizacje zostały dobrze dobrane, do Centrum Nauki Kopernik i na
Stare Miasto naprawdę pielgrzymują wycieczki krajowe i zagraniczne,
a "Patelnia", czyli plac przed wejściem do stacji metra
Centrum, bywa miejscem nie tylko prywatnych spotkań, ale również
artystycznych (a nawet politycznych) akcji – tych zaplanowanych i
spontanicznych, jak w "Syrenim śpiewie". Jako warszawiacy
czuliśmy się podczas lektury niczym na jednym z naszych miejskich
spacerów. Znakomity ilustrator (Marcin Bruchnalski) zadbał nawet o
obecność mniej chlubnych, ale bardzo znamienitych elementów
warszawskiego krajobrazu, jak gigantyczna reklama przy słynnej
Rotundzie.
Opowieść,
choć krótka, przekazuje dużo informacji o dwudziestowiecznej
historii Warszawy. Bywa poważnie, ale przy lekturze można się też
roześmiać, i to nie raz. Wesołymi akcentami "Syreniego
śpiewu" są postacie warszawskich kocich cwaniaków oraz kocie
ciocie, opiekunki i idolki bezpańskich mieszkańców piwnic.
Otóż
te cztery warszawskie kocury, leniuchy i obiboki, zauważyły coś
bardzo dziwnego. Jeszcze do niedawna, kiedy wylegiwały się rano na
podwórku, prawie od świtu wychodziły do nich kocie ciocie, czyli
starsze panie. Przynosiły im mięsko, rybki, łakocie. Niektóre na
ich oczach otwierały puszki pewnej znanej firmy, której nazwy nie
wymienię, żeby nie robić jej reklamy, i z takim uśmiechem, jakby
same zabierały się do jedzenia, wykładały ich zawartość na
talerzyki. I nagle – nic. Ani puszek, ani rybek.
Dobrze
czyta się tę książkę, nieco poetycką, skłaniającą do
refleksji i bliskości z ludźmi (i podwórzowymi kotami). Jednak nie
możemy się doczekać powrotu do odleglejszych nam miejsc oraz
zwyczajów, tym bardziej, że następne śledztwo Aniołków kota
Cagliostro odbędzie się na Sycylii ("Kot w worku").
Bożena
Itoya
Jarosław
Mikołajewski, Syreni śpiew, ilustracje Marcin Bruchnalski, Media
Rodzina, Poznań 2016.
O Aniołkach kota Cagliostro i czterech innych seriach dla lubiących zagadki w najnowszym odcinku podcastu Co się czyta?
OdpowiedzUsuńhttps://cosieczyta.pl/07-detektywi-na-tropie/